
Autor zdjęcia: firenzeviola.it
Boruc i Fabiański - zabawa na równoważni
Co łączy Łukasza Fabiańskiego i Artura Boruca? Pod względem charakterologicznym to dwie rożne osobowości. Coś jak ogień i woda, potężny huragan i lekki zefirek...
To też dwa rożne bramkarskie style, choć mające swe korzenie w tej samej warszawskiej szkole Krzysztofa Dowhania. Wbrew pozorom ich legijny rodowód nie jest jedynym punktem zbieżnym. Kolejny stanowi piłkarski los. Los fatalny i pełen przeciwności. Nie będziemy jednak zaglądać daleko wstecz, za przykład niech posłużą fakty najnowsze.
Obaj w ostatnim czasie dostali dużą szansę na wyjście z cienia swoich głównych rywali do miejsca w "klatce" - odpowiednio Manuela Almunii i Sebastiena Freya. Tak jak ją otrzymali, tak obaj nie potrafią jej w stu procentach wykorzystać. Zmagania "Fabiana" i "Borubara", które możemy ostatnio obserwować przypominają zabawę na równoważni – raz u góry, raz na dole, u góry, na dole. Dla nich samych niezbyt przyjemną.
Boruc jakiś czas temu oficjalnie zadebiutował we Fiorentinie meczem Pucharu Włoch z Empoli. Zagrał dobrze, na tyle, że zasłużył na pochwały chociażby byłego golkipera "Violi" - Giovanniego Galli’ego. To miało być preludium zmartwychwstania starego dobrego "Holy Goalie" - tyle że w wersji "Il portiere santo". Artur miał wykorzystać nieobecność kontuzjowanego Freya i na stałe przejąć bluzę z numerem jeden. Ostatni jego klops przeciwko Romie nakazuje zweryfikować owe założenie. Jak żywy powrócił obraz z Belfastu, będący początkiem końca idola kibiców Celtiku Glasgow. Przynajmniej w kadrze narodowej.
Brytyjskie media już zdążyły obwieścić koniec "Flappy Handski’ego" i powrót Fabiańskiego po meczu Ligi Mistrzów w Belgradzie, gdzie niedawny obiekt kpin wybronił rzut karny, a w ostatniej minucie wygrał akcję sam na sam z napastnikiem Partizana. Czy teraz w świetle ligowego starcia Arsenalu z Newcastle, gdzie przy bramce dającej trzy oczka "Srokom" ewidentnie zawinił Polak, okazuje się, że proroctwo było przedwczesne? O przewrotności losu świadczą ostatnie doniesienia z Wysp. Fabiański ratuje Arsenal, Fabiański najlepszym zawodnikiem na boisku - to główne przesłanie tytułów czwartkowej prasy w Anglii, opisującej mecz "chłopców Wengera" z Wolverhampton.
Jak tu nie być głupim? W końcu Fabiański i Boruc, to bramkarze dobrzy czy słabi? Potrafią bronić czy też nie? A może winę należy przypisać wyjątkowo napuchniętemu limitowi pecha, który wyjątkowo nie chce ich opuścić? Niewykluczone, że najbliższe tygodnie wreszcie pozwolą to jednoznacznie stwierdzić. Oby na korzyść naszych golkiperów!