
Autor zdjęcia: archiwum prywatne autora
Radosław Prachnio, twórca FM-Sprawdzam, dla 2x45: Ściągam zawodnika z końca świata i robię sobie projekcję rzeczywistości
Jeżeli na poważnie interesujesz się piłką nożną, nie ma możliwości, że nie słyszałeś o serii Football Manager. Ten symulator Jose Mourinho, Josepa Guardioli i reszty ich kolegów po fachu od lat kradnie czas każdemu, kto go włączy. Radosław Prachnio zderzył grę z rzeczywistością. Jeździ po Polsce i sprawdza, czy statystki piłkarzy zgadzają się z ich mniemaniem o sobie.
4 maja 2017 roku Radosław Prachnio założył kanał "FM-Sprawdzam". Od tamtej pory spotyka się z piłkarzami i przedstawia im ich wirtualne odpowiedniki. Dzięki temu Piotr Misztal dowiedział się, że zna język niemiecki. Jego brat, Rafał, był oburzony, bo w grze miał niską ocenę dalekich wykopów, a w rzeczywistości traktował to jako swój największy atut.
Po każdym odcinku Radosław daje swoim gościom pamiątkową kartę z Football Managera. Oprócz tego przeprowadza różne symulacje i zdradza tajniki gigantycznej bazy danych. Z wywiadu dowiecie się m.in. kiedy Motor Lublin opuści III ligę, dlaczego żaden piłkarz Polonii Warszawa nie wystąpił w "FM-Sprawdzam" i czyje mecze warto obstawiać w Chorwacji?
***
Radosław Prachnio (twórca kanału "FM-Sprawdzam"): - Jest taka książka "Jak Football Manager ukradł moje życie". Tam to są odjechane historie. Jeden gość po wygraniu ligi wynajął klubowy autokar i kazał się wozić po mieście. Są przypadki, że ludzie na finał Ligi Mistrzów siadali przed komputerem w garniturze. Był pacjent, który zniszczył sprzęt w szpitalu, bo tak się cieszył z bramki. W sumie w tej książce jest 35 przypadków udokumentowanych rozwodów - tylko w Wielkiej Brytanii - do których przyczynił się Football Manager.
Krystian Juźwiak (2x45.info): - Chcesz do trafić do tej książki czy tylko ją przeczytać?
- Absolutnie wystarczy mi, jak ją przeczytam (śmiech). Niestety, ciągle jest tylko w wersji anglojęzycznej.
- Zacząłeś grać w FM-a, bo twoja dziewczyna nie wie, że to jest gra?
- Tak, myśli, że to tabelki z Excela i tylko w to pozwala mi grać (śmiech). A tak na poważnie zaczęło się w podstawówce. Miałem zajęcia o jakichś dziwnych porach, np. pierwsza lekcja o 13. Rano rodzice w pracy, a ja do komputera. Najpierw grałem w FIFĘ. W gimnazjum już mnie trochę nudziło "pykanie" z komputerem, a tryb multiplayer nie był tak rozwinięty. W eliminacjach do MŚ 2010 przegraliśmy 0:3 ze Słowenią. To przelało czarę goryczy i po prostu stwierdziłem, że muszę coś z tą polską piłką zrobić. A niewiele mogłem. Odpaliłem wtedy jeszcze FIFA Managera i ten świat mnie wciągnął.
- FIFA Manager to dużo prostsza gra.
- I dzięki temu łatwiej zacząć z nią zabawę młodszemu graczowi. To w ogóle ciekawa produkcja, bo oprócz symulatora menadżera łączyła ze sobą Simsy. Były opcje kolacji z drużyną, jakaś namiastka życia prywatnego. No i mechanika była o niebo prostsza. Pamiętam taką opcję: przegrywałeś i mogłeś przejąć kontrolę nad piłkarzem. Kazałeś strzelać - on strzelał. Często ratowało to skórę.
- Która edycja Football Managera była twoją pierwszą?
- Wiesz co… FM 13 to taka wersja, w którą grałem już na poważnie. Ale widziałem tę grę u znajomego kilka lat wcześniej. Tyle że wtedy mnie nawet nie zaciekawiła. Musiałem dojrzeć. Zacząłem Pogonią Siedlce. Wtedy to była chyba IV liga. No i tak gram do dzisiaj. Uzależnienie - tego nie można inaczej nazwać. Nawet nie wyłączam FM-a, tylko zrzucam na pasek zadań. Mam już przegranych dwa tysiące godzin. Ten rzeczywisty czas gry to będzie jedna trzecia tego. Teraz gram karierę Motorem Lublin. Aktualnie mam marzec 2034 roku.
- Właśnie, jesteś z Siedlec, a po obejrzeniu twojego kanału byłem pewny, że z Lublina.
- Pierwsze nagrania były związane z Lubelszczyzną. Najpierw wrzuciłem wywiad z Pawłem Kaczmarkiem z Motoru, potem był Sebastian Orzędowski z Avii Świdnik, następnie Julien Tadrowski ponownie z Lublina, a potem Patryk Szysz, który akurat był wypożyczony z Górnika Łęczna. Cała moja przygoda z kanałem "FM-Sprawdzam" zaczęła się od Lublina. Stało się tak z dwóch powodów. Po pierwsze: Motor był jedynym klubem, który zgodził się na takie nagranie. Odzywałem się do innych, ale nie miałem żadnego doświadczenia. Nie miałem nic oprócz pomysłu, który mogłem klubem zaoferować.
- Fajnie, ale my cię nie znamy. Nie jesteś z telewizji. Nie bardzo wiemy, o co ci chodzi. Może jak coś nagrasz…
Wszystko się o to rozbijało. A Motor nie - od początku byli nastawieni promedialnie i zgodzili się na wywiad. No, a po drugie: moja dziewczyna studiuje w Lublinie.
- Oprócz wywiadów robisz też symulacje. Leszek Bartnicki pewnie chce wiedzieć, kiedy Motor w końcu awansuje.
- Sprawdzałem. Ciężko, żeby awansowali w pierwszym sezonie gry. Z reguły potrzebowali dwóch lat. Gdy robiłem symulację na FM 18 (bazy w FM 18 są oparte o dane z sezonu 2017/18 – przyp. red.), to awansowali w sezonie 2018/19.
- Na inaugurację ubiegłorocznych rozgrywek Ekstraklasy Górnik Zabrze sensacyjnie pokonał Legię Warszawa. Ciebie to nie zaskoczyło.
- Robiłem symulację tamtego sezonu i na cztery próby piłkarze z Zabrza wygrali trzy.
- Przy takiej skuteczności może warto pomóc sobie FM-em przy obstawianiu zakładów?
- Myślałem nad tym, ale problemem jest to, że Football Manager ma premierę w listopadzie. Chciałem sprawdzić, jak w tym sezonie pójdzie Deanowi Klafuriciowi, lecz jego już w bazie nie będzie. Dlatego można się bawić w bukmacherkę, ale przy tych ostatnich meczach rundy jesiennej. Zabawa bazą na sztywno może okazać się niemiarodajna. Ale przy Lidze Narodów jest to do zrobienia.
- W Chorwacji polecasz stawiać na NK Osijek?
- Widzowie podsunęli mi pomysł symulacji ligi chorwackiej. Byłem bardzo zaskoczony, bo hegemonem okazał się Osijek, a nie Dinamo Zagrzeb. Mieli aż 70% skuteczności. Stawiając na nich, można się sporo wzbogacić.
- Wróćmy do wywiadów. Które kluby odmówiły?
- Jako że jestem z Siedlec, to najpierw odezwałem się do Pogoni, ale trafiłem na zły grunt. Akurat było kiepsko z punktami, przegrali kilka meczów. Atmosfera kiepska. Walka o utrzymanie. Potem zwróciłem się do Polonii Warszawa. Wtedy tam była totalna niejasność. Zmieniali się właściciele. W marcu ugadywałem wywiady z piłkarzami. Tydzień potem zmienił się zarząd i postawił ścianę. Do dzisiaj w Polonii nie zrobiłem żadnego wywiadu.
- Przeważnie rozmawiasz z zawodnikami II i III ligi. Odzywałeś się do kogoś z Ekstraklasy?
- Pierwszy wybór to Legia. Klub medialny, ale jak się jest z nieznanej opcji, to ciężko się dostać. Choć zdaję sobie sprawę, że dla chcącego nic trudnego. Może jeszcze kiedyś się uda. Cristian Pasquato byłby ciekawym piłkarzem do analizy. W rzeczywistości gra w rezerwach Legii, a w FM-ie jest jednym z najlepszych zawodników w Ekstraklasie.
- Nie myślałeś nad tym, żeby kontaktować się bezpośrednio z piłkarzem?
- Do przeprowadzenia wywiadu wideo potrzebuję zaplecza technicznego. Rozmawiałem z kilkoma zawodnikami, ale nie potrafili zagwarantować, że np. klubowa świetlica będzie otwarta. W Lublinie nie było z tym kłopotu. Jeszcze mówili:
- Dawaj, tu będzie lepiej. Tam sobie zrobisz fajniejsze ogrywki.
Pierwszy wywiad z Tomkiem Kaczmarkiem robił w salce klubowej. Potem rzecznik prasowy, Tomek Lewtak, "wojował" z ochroną i zarządcą stadionu, żeby dostać klucze do loży prezydenckiej i tam nagrać odcinek. Z Kamilem Majkowskim rozmawiałem natomiast w Centrum Historii Sportu na Arenie Lublin. Ogólnie chciałem, żeby to wyglądało profesjonalnie, dlatego kontaktowałem się przez rzeczników, którzy mogą mi to zaplecze zagwarantować.
- Może wzorem Łukasza Jakubiaka warto poświęcić kawałek mieszkania?
- A wiesz, że przez pięć lat studiów też mieszkałem na 30m2? Tylko dzieliłem mieszkanie z dwoma kumplami. Na czas nagrań musiałbym ich wykurzać z mieszkania. No i wątpię, żeby jakikolwiek piłkarz zgodził się przyjść do obcego człowieka i jeszcze udzielić mu wywiadu. Mało tego, jeszcze wypełniać jakieś dziwne cyferki.
- Jedynym zagranicznym piłkarzem, z jakim rozmawiałeś, był Samuelson Odunka z Victorii Sulejówek. Były podchody pod innych stranieri?
- Można podciągnąć jeszcze Julka Tadrowskiego. On ma francuskie korzenie, choć grał w polskiej młodzieżówce. W ogóle to jest przesympatyczna postać. Jak odchodził z Motoru do Stali Rzeszów, to dostałem od niego koszulkę z autografem. Powiedział też, że kiedyś napisze książkę, ale to już po zakończeniu kariery.
Mam na celowniku Leandro z Radomiaka. Jest w Polsce osiem lat. Może sporo opowiedzieć, chociażby o tym, jak był przyjmowany na początku w naszym kraju. Moim problemem jest to, że nie mam za sobą żadnej redakcji. Żadnej kostki na mikrofonie. Kluby to odstrasza. Do tego, kiedy zwróciłem się do Radomiaka, walczyli - w sumie jak zawsze - o awans. I jak zawsze im nie wyszło, więc klub ogłosił ciszę medialną.
- Pawła Kaczmarka nagrywałeś dwa razy.
- Masakryczna historia. Umówiłem się jednego dnia na wywiad z Pawłem i Patrykiem Szyszem. Mega mi zależało. Pierwszy odcinek, wiadomo. Dogadałem się z dziewczyną tak, że ja wychodzę i biorę klucze, a ona ze współlokatorką pójdą potem razem na kolokwium. Byłem już pod stadionem. Nagrywałem jakieś obrazki do wywiadu. I w momencie, kiedy wziąłem telefon do ręki, żeby włączyć tryb samolotowy, dzwoni dziewczyna. Okazało się, że ta koleżanka wyszła, a ona nie ma kluczy. No i co, trzeba było wracać. Są rzeczy ważne i ważniejsze. Zadzwoniłem do klubu i powiedziałem, że nie dam rady przyjechać.
- Ale udało się to jakoś odkręcić.
- Było mi mega głupio. Myślałem, że w takiej sytuacji już nie dostanę drugiej szansy. Na całe szczęście udało się to wyprostować. Zadzwoniłem do rzecznika, Tomka Lewtaka, wyjaśniłem co i jak. Nie robił żadnych problemów. Mówił, że za tydzień można spokojnie się umówić. Odpowiadając na pierwsze pytanie: Pawła nagrywałem raz, ale podejścia były dwa.
- Rozmawiałeś z Patrykiem Szyszem. Chciała go Legia, chciała Wisła Kraków. Ciągle słyszę, że to nie jest piłkarz z potencjałem na Ekstraklasę. Jak to wygląda z perspektywy Football Managera?
- Marcin Sasal dużo eksperymentował. Ustawiał go nawet na lewej obronie. W ataku był Konrad Nowak i Michał Paluch, więc Patryk nie miał szans w ataku. Na pewno nie zgodzę się, że jest piłkarzem, który strzela tylko z karnych. Ma potencjał. Podczas wywiadu dał jasno do zrozumienia, że koncentruje się na grze w piłkę. A w grze zawsze trafia do Ekstraklasy.
- Każdy gracz FM-a ma swoich ulubionych piłkarzy. Ja, jeszcze w Championship Managerze 2008, regularnie ściągałem irańskiego napastnika - Arasha Borhaniego.
- Miałem tak z Hubertem Antkowiakiem. W Jarocie Jarocin strzelił 19 goli w trzeciej lidze. W FM-ie odkryłem go przypadkiem. Miał bardzo duży potencjał. Dawał radę w pierwszej lidze, dawał radę w Ekstraklasie. Nawet w Belgii i Austrii. Choćby skauci oceniali go na pół gwiazdki, to atrybuty kluczowe miał zawsze na tyle wysokie, że był gwarancją bramek i asyst. Udało się z nim porozmawiać i nawet nagrać odcinek. Traktuję to, jak coś w rodzaju spełnienia marzenia.
Z zagranicznych piłkarzy regularnie ściągam Melvina Visserssa. Holenderski środkowy pomocnik. Ekstraklasę wciąga nosem. Trzeba za niego trochę zapłacić, ale w środku pola robił totalny rozpiernicz. Problem jest taki, że nie zawsze chce iść do Polski.
Z Mateuszem Prusem
- Przeglądasz reprezentacje Madagaskaru, Mozambiku i resztę egzotyki?
- Oczywiście. Gram teraz karierę Motorem. W jedenastce Pucharu Narodów Afryki czterech piłkarzy było moich.
- Jakie są talenty na Malediwach?
- Nie potrafię wymienić nazwisk. Kiedyś robiłem taki eksperyment. Zacząłem grać na Belize. Jest to o tyle śmieszne, że piłkarze albo mają 100% potencjału, albo 0. Sztab jest strasznie nieogarnięty. Jak ściągam takiego piłkarza z np. Belize, to robię sobie projekcję rzeczywistości. Zastanawiam się, jak to byłoby w prawdziwym życiu. Biorę gościa z końca świata i chce z nim w składzie wygrać Ligę Mistrzów. Teraz to się może wydawać głupie, bo dorosły facet się bawi w jakieś bajeczki, ale FM niesamowicie pobudza wyobraźnie.
- Jest taki mądry angielski termin, który cię określa - self-made manem.
- Przy kanale robię wszystko sam. Montaż, oświetlenie, research – wszystko ja. To jest o tyle ciekawe, że mam problem z rozróżnianiem tonów zielonych i czerwonych. Są takie tablice Ishihary, w których ja w większości nie widzę ukrytych cyfr. Fachowo nazywa się to ślepotą barw. Nie jestem daltonistą, ale te dwa kolory sprawiają mi problemy i często przejaskrawiam odcinki. Dowiaduję się o tym od znajomych, bo dla mnie to oczywiście wygląda naturalnie.
- Były jeszcze jakieś wypadki przy pracy oprócz Pawła Kaczmarka?
- Były, ale dobrze je tuszowałem. Potężnego krzaka miałem przy rozmowie z Patrykiem Szyszem. Wysiadły baterie w jego dyktafonie. Mówił za cicho, żeby mój mikrofon mógł to wyłapać, więc dałem dźwięk z kamery.
Największa wtopa była jak rozmawiałem z Piotrem Misztalem ze Znicza Pruszków. Dzień wcześniej bawiłem się kamerą. Chciałem zrobić tak, żeby nie wygaszała się na wizjerze. Niby się udało. Kończę wywiad i Piotrek pyta:
- Dobrze wyszło?
Sprawdzam na kamerze i z taką grobową miną mówię:
- Nie nagrało się.
- Jak to? Nic?!
Miałem obraz tylko z dwóch kamer ustawionych w ten sposób, że nagrywały albo mnie, albo jego. Brakowało planu, na którym jesteśmy razem. Rozwiązaliśmy to tak, że ja włączyłem kamerę i od nowa zadawałem mu pytania. On udawał, że słucha. Zmontowałem z wcześniej nagranymi odpowiedziami i voilà.
- Z tym wypełnianiem kart pewnie też są ciekawe historie.
- Z reguły piłkarze zawyżają swoje umiejętności. Mam te karty. Popatrz, pierwszy z brzegu – Adrian Paluchowski.
- Był lepszy od Lewandowskiego.
- Ma dość porównań do Roberta. Ale z tym się wiąże ciekawa historia. Przed mundialem zadzwonili do niego ludzie z japońskiej telewizji. Dla nich to było niepojęte, że gość, który miał być lepszy od Lewandowskiego gra w jakichś Siedlcach. Cała historia o tym, że największy klub w kraju odrzuca największy talent, była dla nich kuriozalna.
- Widzę, że Kamil Majkowski wystawił sobie same dwunastki i trzynastki (w skali 1-20 to sporo - przyp. KJ).
- Tak jak mówiłem, zawodnicy z reguły zawyżali swoje statystyki. Paweł Kaczmarek od razu powiedział, że będzie tak robił, bo dla niego to zabawa. Z kolei Michał Przybyła podszedł do tego na poważnie. Rafał Misztal w grze ma bardzo słabe dalekie wykopy, a w rzeczywistości wszyscy trenerzy wskazywali to jako jego atut. Brat Rafała, Piotrek, dowiedział się, że zna języki niemiecki, co trochę go zaskoczyło.
- Znajomość języków nie jest generowana losowo?
- Researcherzy mają to sprawdzać.
- Football Manager ma potencjał esportowy?
- To zbyt statyczna gra. Trzeba by transmitować tylko mecze, a co z całą procedurą ustalania składu, treningiem, transferami? To bez sensu. Może miałoby to szansę powodzenia w formie turniejów, gdzie jednocześnie gra stu esportowców. Inaczej tego sobie nie wyobrażam.
- FC Nantes zakontraktowało Arthura Vignala jako profesjonalnego gracza w FM-a.
- Wiem, że są mistrzostwa świata w Football Managera. Z Polski też można było się zgłaszać. Tylko od razu było zastrzeżenie, że zwycięzca polskich eliminacji pojedzie na drugi koniec świata. Chyba do Australii. Być może Vignal gra w ten sposób. Nigdy mnie to nie interesowało, bo nie lubię patrzeć, jak ktoś gra. Jak oglądam streamy Mateusza Chrzanowskiego, to robię to w tle.
- Nie miałeś ochoty zostać mistrzem Polski w Football Managera?
- Miałem, ale gra jest zbyt losowa. Niektórzy zarzucają twórcom, że jest ustawiona. Że kontuzja kluczowego gracza przed finałem Ligi Mistrzów czy gole w 95. minucie to są skrypty, a nie przypadek. To jest tak naprawdę Excel. Skomplikowany, ale Excel. Siedem jest większe od ośmiu, ale zdarzają sytuacje, które ciężko wytłumaczyć. Żeby grać poważne mistrzostwa, trzeba zniwelować element losowości.