
Autor zdjęcia: pixabay.com
Zapiski Młodego Trenera: KOR - największa zmora piłki dziecięcej
Kilka lat temu popularne w piłce dziecięcej stało się hasło "Komitet Oszalałych Rodziców". I mimo upływu kolejnych lat ten problem absolutnie z polskiej piłki nie zniknął. A popularny KOR zniszczył pasję już u niejednego dziecka.
Rodzice to w kwestii każdego dziecka absolutnie najważniejsze osoby. Niekwestionowany autorytet, wzór do naśladowania, sponsor, szofer, menedżer, nierzadko również trener mentalny. Rola mamy i taty jest nieoceniona w kwestii kształtowania piłkarskiej kariery. Niestety często rodzice są też tego największym wrogiem.
Dlaczego? Kłótnie z sędziami, więcej komentarzy od trenera, pogoń za wynikami, czy przerośnięta ambicja, zabijająca w dziecku pasję. Modelowym przykładem jest pan Jakub Pyżalski, który biega wzdłuż linii, grozi sędziemu, niemiłosiernie klnie. Co to za wzór dla dziecka? Czy chcemy, żeby dziecko tak samo zachowywało się na boisku?
Trener piłki nożnej nie tylko ma za zadanie nauczyć grać w piłkę, bo zrobienie kariery jest zależne od zbyt wielu czynników. Głównym celem powinno być więc wychowanie dobrego człowieka. Nigdy trener nie będzie miał na to nawet porównywalnego wpływu z rodzicami, jednak swoje "trzy grosze" z pewnością może dołożyć. Stąd też "edukacja rodziców".
Nie chodzi o mądrowanie się i wmawianie rodzicom jak mają wychowywać dziecko. To oni znają je najlepiej, to oni wiedzą co dla niego jest najlepsze. Często jednak przemawia przez nich ich własna ambicja, która przewyższa to, co chce robić dziecko. Jeżeli dziecko nie chce, to nie zostanie Lewandowskim, choćby nie wiadomo co.
Na wielu meczach, szczególnie młodszych kategoriach, za trenerem i drużyną sznurem idzie cała banda rodziców. Perfekcyjnie jest, gdy przy wejściu na murawę się rozstają. Trener zabiera swoich podopiecznych na mecz, a rodzice rozsiadają się na trybunach i kibicują swojemu zespołowi. Takie zachowanie to wzór. I co prawda jest tak coraz częściej, jednak ciągle widujemy rodziców niemal wchodzących na boisko, instruujących dzieci co do postępowań na boisku.
Niedawno miałem taką sytuację na jednym z turniejów. Mój podopieczny rozpędził się z piłką, minął jednego rywala, a chwilę później z całym impetem wleciał w niego inny zawodnik. Rozległ się płacz, sędzia zatrzymał grę. Od razu wbiegłem na boisko z myślą, że stało się coś poważnego. Przy linii bocznej stała gromada rodziców, którą od początku słychać było najbardziej. Wieczne komentarze, zachęcanie dzieci do coraz ostrzejszej gry, bo w końcu liczy się tylko i wyłącznie wynik oraz spełnianie ich ambicji. Gdy pomagałem wstać mojemu podopiecznemu (na szczęście nic się nie stało), rodzice zaczęli wykrzykiwanie w stronę sędziego: "Człowieku, co ty odstawiasz, nie było żadnego faulu, sam się wywrócił". Sędzia świetnie zniósł tę sytuację, poinstruował młodego piłkarza, a do rodziców rzucił pytanie, które skończyło wszelkie dyskusje: "Ale gdyby wasz syn został tak potraktowany, to byłby faul?".
Wielokrotnie na meczach dzieci widziałem, gdy obydwu trenerów pomagało jednemu dziecku, faulujący podszedł, przeprosił niezmuszany przez nikogo, a zza linii bocznej rodzice wpadali w szał. To największa patologia piłki dziecięcej. Potem właśnie z takich zachowań wynikają takie rzeczy, jak popularne w ostatnim czasie bicie sędziów w B Klasach, które możecie zaobserwować w naszym przeglądzie wydarzeń z niższych lig.
Na wielu kursach, konferencjach i innych szkoleniach trenerom zwraca się uwagę na wychowanie rodziców. Choć samo hasło brzmi dość dziwnie, jest to bardzo ważne. To trener odpowiada za to, jak prezentują się rodzice. Jeżeli więc rodzice mają na meczu więcej do powiedzenia niż trener, wygląda już to słabo. Jeszcze gorzej, gdy grono rodziców jest tuż przy zawodnikach i przy trenerze. A dramatycznie wygląda wykrzykiwanie do sędziów, bieganie wzdłuż linii i inne patologiczne zachowania.
Sam niedawno zauważyłem, że zachowywałem się nieodpowiednio, gdy jeszcze sam próbowałem kopać. Lubiłem dyskutować z arbitrami, tym najsłabiej prezentującym się sporo nawrzucałem. W końcu jednak się otrząsnąłem z jednego powodu - jaki ja przykład daje młodym chłopakom?
Skoro więc rodzice są jeszcze większym wzorcem, to jaki więc oni dają przykład takimi zachowaniami? Druga rzecz, że każdy krzyk wywiera na zawodniku presję, a presja bardzo rzadko jest pozytywnym aspektem.
Oczywiście nikt nie mówi, że rola rodziców ma się ograniczyć tylko do przyprowadzenia dziecka na trening i odebrania go po nim. Absolutnie, to również ogromny błąd. Idealnie jest jednak, gdy rodzice są na treningu, obserwują poczynania dziecka (choć znam wielu chłopców, których obecność rodziców "blokuje"), jednak nie ingerują w jego decyzje. Rodzice bijący brawo po dobrych akcjach, hasła "głowa do góry", "nic się nie stało" po straconych bramkach to nic złego. Po meczu przytulenie, pochwalenie dziecka. To absolutny wzorzec.
I za to odpowiadają trenerzy, którzy powinni poinstruować rodziców. Co do dzieci, których obecność rodziców blokuje, warto znaleźć idealne rozwiązanie. Całkowite odsunięcie rodzica nie jest jednak dobrym wyjściem. Rodzice muszą interesować się grą swojego dziecka. Skoro poświęcają trenerom swój największy skarb, jakim z pewnością jest ich pociecha, muszą mieć nad tym kontrolę. I druga rzecz - to im dziecko się ze wszystkiego wyżali. Choć najczęściej jest to chwalenie się strzelonymi bramkami na treningu. Rodzice wiedzą najlepiej jak dziecko reaguje na trening. Dlatego powinni też być w stałym kontakcie z trenerem.
W wielu zespołach jest więc sytuacja, gdy przed wejściem na murawę rodzice życzą powodzenia, idą na trybuny, a dzieci z uśmiechem na ustach po prostu spełniają swoją pasję, przy brawach rodziców. Stąd też apel do trenerów, w których drużynach nie ma jeszcze takiego zachowania. Poinstruujcie rodziców, wytłumaczcie im jak wielką odgrywają rolę, jednak wyznaczcie odpowiednią granicę. "Banie się" jest niepotrzebne. Rodzice chcą jak najlepiej dla swoich dzieci. Jeżeli przekażecie im to i uargumentujecie, nie będzie żadnych dyskusji. Ja sam jestem dużo młodszy od rodziców moich podopiecznych, jednak na całe szczęście jeszcze nigdy nie musiałem prowadzić żadnych dyskusji. To też zasługa poprzednich trenerów tej grupy. Gdy jednak jest taka potrzeba, nie mam problemu z przekazaniem instrukcji.