
Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Na co dzień z boku, a jednak pierwszoplanowi. TOP 5 lewych obrońców Ekstraklasy
W zeszłym sezonie wybór był bardziej obfity w smakowite kąski. Tym razem wśród lewych obrońców znajdziemy więcej solidności niż „efektów wow”, ale to przecież żaden powodów do narzekań. Wręcz przeciwnie!
5. Sasa Balić (Zagłębie Lubin) – średnia not 4,78
Nie jest to zadownik spektakularny, nie czaruje techniką ani nic w tym stylu. Ale czy większość zespołów z Ekstraklasy chciałaby go mieć w swojej drużynie? Sądzimy, że owszem, ponieważ mało jest w naszej lidze graczy, którzy z rzadka schodzą poniżej naprawdę przyzwoitego poziomu. Sasa fajerwerków może i nie oferuje, lecz w tyłach odpowiedzialnie wykonuje swoją robotę, a dośrodkować czy grać głową również potrafi. To daje mu zresztą sporą przewagę nad większością skrzdłowych oraz przy stałych fragmentach, co czyni go groźnym również w polu karnym przeciwnika. Solidny ligowiec w najlepszym tego słowa znaczeniu.
4. Erik Janza (Górnik Zabrze) – średnia not 4,83
W bieżącym sezonie właściwie pełnił rolę wahadłowego, co oczywiście nie zwolniło go zupełnie z defensywnych obowiązków, dlatego naturalnie bierzemy go pod uwagę. Czy Janża utrzymuje poziom z poprzedniego sezonu? Niekoniecznie, a to paradoks, ponieważ wydawało się, iż przesunięcie go do przodu i danie jeszcze większej swobody w ataku uwolni jeszcze większy potencjał ofensywny. A tu tylko jedna asysta przez całą rundę… Wiąże się to z przejęciem sporej części stałych fragmentów przez Bartosza Nowaka, ale i będziemy twierdzić, że Słoweńca stać na jeszcze więcej. Było super, teraz jest dobrze. Tylko czy aż?
3. Rafał Pietrzak (Lechia Gdańsk) – średnia not 4,86
Jeden z niewielu zawodników, którzy w boleśnie bezbarwnej Lechii potrafi się jakoś wyróżnić na plus. Chociaż trzeba zaznaczyć, że i on gorsze momenty też miewał, zwłaszcza na początku sezonu. Później ustabilizował formę i wielokrotnie był jednym z najpewniejszych punktów zespołu. Jeśli o kimś można było powiedzieć z dużą dozą pewności, że nie da ciała w najbliższym meczu, to wlaśnie o Rafale. Ba, zdarzało mu się wygrywać spotkania dla gdańszczan niemal w pojedynkę. Dowody? 4:0 z Podbeskidziem i 3 asysty Pietrzaka, albo gol i asysta w starciu z Cracovią, gdy ogólem Pasy zwyciężyły 3:0.
2. Patryk Kun (Raków Częstochowa) – średnia not 4,92
W poprzednim sezonie był jednym z większych pechowców. Kilka anulowanych goli po VAR-ze, obite obramowanie bramki też się trafiło… Teraz jest znacznie lepiej skoro po 13 spotkaniach ma 4 asysty i gola na koncie, a w poprzednich rozgrywkach ani razu nie przyczynił się bezpośrednio do zdobycia bramki. Liczby libczami, ale w ogóle Patryk gra solidnie na lewej flance, gdzie zazwyczaj dominuje nad rywalami i nie potrzebuje w tym jakiegoś wielkiego wsparcia. Oczywiście fajnie, gdy półlewy stoper zaasekuruje, lecz to też tylko na korzyść drużyny. Kun jest nie do zajechania, śmiga od pudła do pudła przez całe mecze, jakby się nie męczył. Rozegranych 1106 minut na 1260 możliwych ogółem robi wrażenie. Zwłaszcza w epoce koronawirusa.
1. Filip Mladenović (Legia Warszawa) – średnia not 5,00
Nie każdy mecz miał idealny, ponieważ nie zawsze pozostawał wystarczająco czujny – weźmy choćby ten w ostatniej kolejce ze Stalą. Ale można się do tego przyzwyczaić, poniewać w szerszej perspektywie Serb rekompensuje drużynie wszystko z nawiązką. Dwa gole, trzy asysty, 25 kluczowych podań… A to wszystko nie w chwilach, kiedy drużyna wygrywa już 3:0 i on dokłada się do 4 trafienia. Nie, wyczyny Mladenovicia miały wyraźny wpływ na zwycięstwo z Cracovią, Wisłą Płock, Wartą i z Lechem. Innymi słowy – gdyby nie Filip (między innymi), Legia nie zimowałaby na cieplutkim fotelu lidera Ekstraklasy. Dlatego i pierwsze miejsce w naszym rankingu nie ma prawa dziwić.