
Autor zdjęcia: Tomasz Kudala PressFocus
Mizerna kolejka, która należała do graczy defensywnych. Jedenastka i antyjedenastka 17. serii gier Ekstraklasy
Powiedzmy sobie wprost: ciężko oglądało się mecze Ekstraklasy w minionej serii gier. Tylko w jednym spotkaniu padły przynajmniej trzy gole, a w całej kolejce zobaczyliśmy ich raptem dwanaście… Siłą rzeczy w najlepszej jedenastce znalazło się znacznie więcej miejsca dla tych, którzy przeważnie bronią. Dość powiedzieć, że na pozycje ofensywne załapali się zawodnicy, których jeszcze nawet tydzień temu najpewniej nie bralibyśmy pod uwagę.
BRAMKARZ
Frantisek Plach (Piast Gliwice, pierwszy raz) – To była taka kolejka, w której na wyróżnienie zasłużyło minimum czterech bramkarzy, ale my ostatecznie stawiamy na Placha, mimo że Chudy i Putnocky bronili rzuty karne. Golkiper Piasta wreszcie nawiązywał bowiem do sezonu, w którym został wybrany najlepszy w lidze na swojej pozycji. Przeniósł nad bramką uderzenie Drygasa, obronił strzał Zahovicia w sytuacji sam na sam, do tego poradził sobie z trudnym uderzeniem Bartkowskiego. Krótko mówiąc, wybronił osłabionym w Szczecinie gliwiczanom jeden punkt.
OBROŃCY
Mariusz Pawelec (Śląsk Wrocław, pierwszy raz) – Do Wrocławia tej zimy trafiło dwóch środkowych obrońców, a i tak w podstawowym składzie trener Lavicka wolał postawić na Pawelca. Dopiero szósty raz w tym sezonie wyszedł od pierwszej minuty, ale tak grając, ma naprawdę duże szanse, by dostawać kolejne okazje. Czyścił wszystko, kasował zdecydowaną większość akcji "Białej Gwiazdy". To w sporej mierze dzięki jego interwencjom Wiśle nie udało się wywieźć trzech punktów z Wrocławia.
Konstantinos Triantafyllopoulos (Pogoń Szczecin, pierwszy raz) - Dotychczasowy rezerwowy wskoczył do składu kosztem Malca i zagrał bardzo dobre zawody. Grek był liderem defensywy Pogoni, która kolejny raz nie straciła gola, a swoimi interwencjami dał dużo więcej pewności niż bardziej ceniony Zech. Nie będziemy zdziwieni, jeśli w następnej kolejce utrzyma miejsce w pierwszej jedenastce.
Alan Uryga (Wisła Płock, czwarty raz) - Jakkolwiek to zabrzmi, dzielnie walczył z Szymczakiem przez cały mecz. Młodzian z Lecha był cholernie zawzięty, lecz koniec końców zwyciężyło doświadczenie. Klasycznie dla siebie grał twardo i między innymi dzięki temu wspomniany napastnik, Ramirez, Skóraś, czy Sykora nie mogli rozwinąć swych skrzydeł. Cichy bohater trudnego meczu, w którym wykonał mnóstwo dobrej, lecz czarnej roboty.
Przemysław Wiśniewski (Górnik Zabrze, pierwszy raz) – Nie można mu zarzucić nic szczególnego w defensywie, był najpewniejszy z trójki stoperów. Najbardziej przydatny okazał się być jednak w polu karnym Stali. Strzelił gola, który napędził Górnika do huraganowych ataków. Chyba najlepszy mecz Wiśniewskiego w tym sezonie.
Filip Mladenović (Legia Warszawa, czwarty raz) – Druga z rzędu nominacja do jedenastki kolejki. W ostatnim czasie Legia najlepsze spotkania rozgrywa, gdy Serb jest w formie. Powinien mieć dwie asysty po precyzyjnych dośrodkowaniach do Pekharta, ale tym razem czeski snajper wyjątkowo nie miał dobrego dnia. No i Mladenović trafił też na bardzo dobrze dysponowanego Dziekońskiego, który wyciągnął z okienka jego strzał z rzutu wolnego.
POMOCNICY
Jakub Hora (Podbeskidzie Bielsko-Biała, pierwszy raz) - Długo się wahaliśmy, czy postawić na Czecha, czy jednak na Michała Rzuchowskiego, który też zagrał dobry mecz. Nie ukrywamy jednak, że uwzględnialiśmy ich przede wszystkim z uwagi na fakt, że w tej kolejce praktycznie nie było innych ciekawych kandydatur… Stawiamy koniec końców na Horę, który podobał nam się głównie ze względu na swoją mobilność w ofensywie (biegał w zasadzie w każdej strefie i dawał pozytywny impuls) oraz spokój w kluczowych sytuacjach. W sytuacji bramkowej przyjął piłkę w asyście dwóch obrońców i puścił pod nogami Niemczyckiego, a później świetnie obsłużył Rzuchowskiego dzięki mądremu zastawieniu się, ale ten spudłował. Będą z niego ludzie.
Łukasz Trałka (Warta Poznań, drugi raz) - Profesor w środku pola, do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić. Starzyński i Żubrowski niby mieli momenty lepszej gry, ale w ujęciu ogólnym były piłkarz Lecha nakrył ich czapką. Każda piłka w powietrzu była jego. Jednak o tym, że uderzenie z woleja mu nie straszne, też się wczoraj przekonaliśmy. Kandydat do gola kolejki? Zdecydowanie.
Jarosław Kubicki (Lechia Gdańsk, pierwszy raz) - Z czego znaliśmy do tej pory środek pola Lechii? Z szarzyzny i apatii, dlatego z tym większą radością przyjęliśmy jej wreszcie bardzo dobry występ, a w szczególności właśnie Kubickiego. Oczywiście największą zasługą jest zwycięski gol, ale bynajmniej nie jedyną. Tylu strzałów z dystansu, co w meczu z Rakowem, pomocnik Lechii nie oddał chyba w sumie przez cały sezon, a do tego, razem z Janem Biegańskim, dobrze sobie radził w destrukcji częstochowskiej ofensywy.
Michał Jakóbowski (Warta Poznań, pierwszy raz) - Kolejny naprawdę niezły mecz skrzydłowego, który jesienią przecież był jednym z gorszych piłkarzy na swojej pozycji nie tylko w Warcie, ale w ogóle w całej lidze. Raz, że asysta przy golu Łukasza Trałki (wcale nie przypadkowa, a po mądrym i dokładnym zagraniu) i dwa, że spore zaangażowanie generalnie w konstruowaniu akcji. Wdał się w największą liczbę pojedynków, oddał dwa strzały (najwięcej razem z Ivanowem) i wreszcie nie dawał powodów, by nie dogrywać mu piłki, bo grał dość pewnie, mimo że nie zawsze dokładnie.
NAPASTNIK
Piotr Krawczyk (Górnik Zabrze, pierwszy raz) – Jaka to była seria gier dla napastników, niech świadczy fakt, że napastnikowi Górnika wystarczyło niespełna pół godziny gry, by trafić do jedenastki kolejki. Po prostu wszedł i zrobił swoje w ostatniej minucie. Chapeau bas za zimną głowę, wszak Krawczyk nie rąbnął na pałę, tylko jeszcze na spokojnie przymierzył, zanim posłał plasowany strzał. A niewiele zabrakło, by weszła mu jeszcze przewrotka kilkanaście minut wcześniej.
***
ANTYJEDENASTKA 17. KOLEJKI
***
ANTYBOHATER 17. KOLEJKI: Marcel Zylla
Czwarty raz w tym sezonie dostał szansę od pierwszej minuty i coś nam się zdaje, że kolejna prędko nie nadejdzie. Wychowanek Bayernu Monachium psuł wszystko, co tylko się dało. To po jego zagraniu ręką podyktowany został rzut karny, który udało się obronić Putnocky’emu. Zylli chyba jednak ogółem nie bardzo podobało się na boisku, bo już kilka minut później postanowił się wyeliminować z gry drugą żółtą kartką. Fatalny występ.