
Autor zdjęcia: Rafał Rusek PressFocus
Gerard Badia dla 2x45: Mimo zdobytych medali i bramek najważniejsze, że w głowach i sercach ludzi jestem dobrym człowiekiem
Jest niemal zawsze uśmiechnięty. Lubi wypić piwo, ale tylko małe. Mieści w sobie niezliczone pokłady empatii i pozytywnego nastawienia do życia. Ma o dziesięć lat starszą od siebie żonę, która wygląda młodziej niż on. Ich związek zaczął się od… pogrzebu. Przez siedem lat spędzonych w Piaście nigdy nie szukał innego klubu. Gerard Badia opowiedział nam, co mówił Szabanowowi, gdy podnosił go z murawy na Łazienkowskiej, na którym stadionie Ekstraklasy z wyjątkiem swojego czuje się najlepiej, a także czym będzie się zajmował po zakończeniu kariery.
***
Gdyby ktoś stworzył ankietę pt. „Z którym piłkarzem Ekstraklasy wybrałbyś się na piwo?” Gerard Badia na pewno byłby w czubie tabeli. Skąd w tobie tyle pozytywnej energii?
Staram zawsze być pozytywnie nastawiony do życia. Nie zawsze mi to wychodzi, bo jak każdy miewam dobre i złe dni. Mimo wszystko idę przez życie z uśmiechem na twarzy, bo mamy to życie tylko jedno. Chcę być zawsze miły dla ludzi, którzy są obok mnie na co dzień. Nie zawsze potrafię, bo zdarza się czasem, że ktoś zadziała mi na nerwy, ale na szczęście to przytrafia się rzadko. Wpływ na moje nastawienie na pewno też ma fakt, że pochodzę z kraju, w którym przez 80% dni w roku świeci słońce.
Otwartość, szczerość i tak po prostu zwykła ludzka sympatia od Ciebie bije. To jest coś, czym byłeś karmiony od początku swojego życia, czy sam to w sobie odkryłeś i rozwijałeś?
Wychowałem się w rodzinie, w której zawsze powtarzano, że trzeba być pozytywnym i miło nastawionym do ludzi. Zawsze byłem taki sam. We wszystkich drużynach, w których grałem, we wszystkich miastach, w których żyłem ludzie zapamiętali mnie jako radosnego człowieka. Kiedy już skończę karierę, to mimo medali i zdobytych bramek najważniejsze dla mnie będzie to, że w głowach i sercach ludzi, których spotkałem na swojej drodze, jestem dobrym człowiekiem.
Skoro już przy piwie jesteśmy. Muszę zadać pytanie, o które zawsze proszą fani na Twitterze. Lubisz piwo?
Lubię, jak każdy. Chociaż w niektórych restauracjach tutaj, kiedy zamówisz piwo przynoszą ci półlitrowe. To jest dla mnie za dużo. Wolę już wypić dwa małe w większym odstępie czasu niż duże. Podsumowując, kto nie lubi usiąść na słoneczku ze świetnymi ludźmi i wypić sobie małego zimnego piwka?
Rozegrałeś w Piaście już ponad 200 meczów. Spędziłeś w tym klubie 7 lat. Co jest takiego w Gliwicach i samym Piaście, że jesteś tutaj tyle czasu?
Od samego początku dobrze się tu czułem. To miasto i ten klub przywitał mnie z otwartymi ramionami. Ludzie byli dla mnie mili. Kiedy grałem w Hiszpanii nie byłem szczęśliwy. Do tego dochodziły też kwestie ekonomiczne, bo nie dość, że niewiele tam zarabiałem, to jeszcze nie płacili na czas. W Piaście zawsze wszystko jest dopięte na ostatni guzik.
Osiągamy też niezłe wyniki, jest świetna atmosfera w drużynie. Zawodnicy przychodzą i odchodzą, ale zawsze udaje nam się zrobić fajną szatnię. Moja rodzina też bardzo szybko się zaadaptowała w Gliwicach. Moja córka ma już swoją paczkę koleżanek. Jest szczęśliwa. Jak wraca z przedszkola, to zawsze niemal od razu jedzie do jednej albo drugiej koleżanki. Po co cokolwiek zmieniać, skoro jest nam tu dobrze?
Miałeś przez ten czas, który z spędziłeś w Gliwicach, jakieś korzystniejsze oferty?
Przede wszystkim ja nigdy przez te siedem lat nie szukałem innego klubu. Zawsze powtarzałem mojemu agentowi, że najpierw rozmawiamy z Piastem, a potem ewentualnie zastanawiamy się co dalej. Jednak za każdym razem, kiedy kończył mi się kontrakt, ostatecznie go przedłużałem. Czasem negocjacje trwały dłużej, czasem krócej, ale decyzja zawsze była ta sama: zostaję w Piaście.
Czytałem, że twoja żona miała na początku pobytu w Polsce niedobór witaminy D. Nie tęsknicie czasem na hiszpańskim słońcem?
Tęsknimy, oczywiście, że tęsknimy. Za ciepłym i przede wszystkim czystym powietrzem, bo wszyscy wiemy, że tutaj z tym czystym powietrzem mamy problem. Tęsknimy też za rodziną i znajomymi. Moi rodzice z roku na rok są coraz starsi i chcemy spędzać z nimi jak najwięcej czasu, bo jak mówiłem wcześniej - życie jest jedno i czasu już nie cofniemy.
W ogóle czy twoja żona lubi futbol? Z tego co wiem, wynika, że często musi ci przypominać, że jest twoją żoną, a nie fanką.
Lubi futbol. Jest i moją żoną, i też fanką. Muszę powiedzieć, że i ja jestem jej fanem, bo wszystko co do tej pory osiągnąłem zawdzięczam jej. Ona przez 10 lat pracowała, dobrze zarabiała, gdy przyszedł czas decyzji, czy przeprowadzić się do Gliwic, rzuciła to wszystko i wyjechała ze mną. Taki gest to jest naprawdę wielka rzecz. Razem z naszymi dzieciakami tworzymy naprawdę super ekipę. Jest najważniejszą osobą w moim życiu. Jesteśmy razem 10 lat i wiem, że to dopiero początek naszej historii.
Przeglądałem twojego Instagrama i zauważyłem, że jest dosyć spora różnica wieku między wami?
Zgadza się. Moja żona jest starsza ode mnie o 10 lat, ale co ciekawe wygląda jakby była ode mnie sporo młodsza. Dla żony na początku ta różnica wieku była trochę problemem, bo poznaliśmy się, kiedy ja miałem 21 lat. Ona miała wtedy 31 i zastanawiała się co ona będzie w życiu robić z takim dzieciakiem. Ona już mieszkała sama, miała pracę i poukładane życie, a ja dopiero zaczynałem wchodzić w dorosłość. Początek był trudny, ale z czasem, gdy zaczęła mnie coraz lepiej poznawać problem zaczął się zacierać, aż w końcu całkowicie zniknął.
A jak się poznaliście?
W Madrycie. Ja tam wtedy mieszkałem, a ona przyjeżdżała raz w miesiącu w odwiedziny do przyjaciółki, która tu studiowała. Kiedyś dowiedziałem się, że w jej miejscowości zmarł piłkarz. Grał w trzeciej lidze hiszpańskiej, ale dla nas był znany. Był zaledwie rok starszy ode mnie, wracając z treningu dostał zawału serca. Chciałem się dowiedzieć, kiedy będzie pogrzeb, ale nie wiedziałem do kogo się zwrócić. Napisałem do niej, okazało się, że mnie pamięta i widziała kilka razy jak gram. Zaczęliśmy rozmawiać na facebooku coraz częściej. W końcu od słowa do słowa napisałem, że jak będzie w Madrycie, to może wybierze się ze mną na jakąś kolację.
W końcu przyjechała do Madrytu. Nic mi o tym nie powiedziała, ale ja wiedziałem, że jest, bo wrzucała zdjęcia na facebooka. Lajkowałem wszystkie, żeby widziała, że wiem, że przyjechała. Dobrze, że wtedy do obiadu wypiła dwie lampki wina, bo dzięki temu zaczęła do mnie pisać i w końcu zgodziła się na spotkanie.
W wywiadzie dla sport.pl mówiłeś, że szukasz rozwiązania, żeby wrócić do Hiszpanii, ale nadal być połączony z Piastem. Znalazłeś to rozwiązanie?
Jeszcze nie. Wszystkie decyzje będę podejmował w najbliższym czasie. Z Piastem zawsze będę chciał mieć kontakt, bo wiele mi dał ten klub i chciałbym się jakoś odwdzięczyć. Nie chciałbym, żeby Piast Gliwice oraz Gerard Badia rozstali się definitywnie i na stałe. Takie piękne historie muszą trwać.
W wywiadzie dla TVP Sport powiedziałeś z kolei, że Polacy wcale nie są smutni, trzeba tylko umieć z nimi rozmawiać i wtedy się otwierają. Jak Gerard Badia „otwiera” Polaków?
Mi to przychodzi bardzo łatwo. Jestem obcokrajowcem, który mówi po polsku. Zauważyłem, że Polacy bardzo szanują to, kiedy do Polski przyjeżdża ktoś z innego kraju i uczy się polskiego. To od razu uchyla te zamknięte drzwi i wywołuje sympatię. Do tego dochodzi uśmiech. Trzeba rozmawiać z ludźmi mając uśmiech na twarzy, czasem trzeba zażartować, a kiedy ja żartuję, to mój polski brzmi już bardzo śmiesznie. Kiedyś jeden z kolegów powiedział mi, że jak żartuję po polsku, to wyglądam jak postać z Kilera.
Czyli uśmiech i ten lekko hiszpański polski są kluczem czy jest jeszcze coś?
Jak jesteś miły, jak się uśmiechasz, jak jesteś pozytywny, to zawsze przyjemniej się rozmawia z drugim człowiekiem. Moja żona się czasami na mnie wkurza i mówi do mnie: "Kurde, czy Ty nie możesz po prostu powiedzieć cześć i tyle? Twoje rozmowy zawsze muszą trwać przynajmniej 15 minut! Zawsze muszę na ciebie czekać!". Ja tak po prostu mam. Lubię rozmawiać i jak dobrze się czuję przy swoim rozmówcy, to mogę gadać i gadać. Kibice patrzą na mnie i widzą Gerarda Badię piłkarza, kapitana Piasta Gliwice, ale poza tym wszystkim jestem człowiekiem, z którym możesz porozmawiać o wszystkim.
Chciałem wrócić jeszcze do sytuacji z Szabanowem. Nie dziwiło cię to, że koledzy zostawili go samego na boisku?
Nie, to są sytuacje, które dzieją się szybko. Sędzia skończył mecz, piłkarze byli źli, że odpadli z Pucharu Polski i zeszli szybko do szatni. Ja akurat zostałem ostatni, bo rozmawiałem z sędzią i przypadkiem zobaczyłem, że on tam leży. Gdyby nie to, że zostałem, to bym go nie zauważył. Czytałem wiele komentarzy o tym, że zawodnicy Legii zostawili kolegę na boisku. Moim zdaniem to nieprawda. Skończył się mecz i po prostu zeszli do szatni. Nikt nie zostaje po meczu na boisku, żeby zobaczyć, czy ktoś akurat na nim nie leży. Nikt też nie robi zbiórek jak w przedszkolu, żeby się policzyć, czy są wszyscy.
Napisałeś, że takie zachowanie powinno być normalne dla wszystkich, a jednak ty jedyny zachowałeś się jak trzeba.
Tak już mam. Czułbym się niedobrze, gdybym go tam zostawił. Miałbym wyrzuty sumienia. Nigdy nie wiesz, kiedy możesz się znaleźć na jego miejscu. Ja też przegrywałem mecze, po których byłem smutny i zostawałem na boisku. W takich sytuacjach dobrze jest, kiedy ktoś do ciebie podejdzie, poda ci rękę i powie: „rusz dupę, bo życie idzie dalej”.
Zdradzisz, o czym rozmawialiście, kiedy schodziliście z boiska?
Podszedłem i powiedziałem: "Kolego, wstawaj, wiem, że jesteś nowy w Legii. Ja też jestem z innego kraju i też byłem kiedyś tutaj nowy. Początki nie są łatwe, ale z czasem wszystko się poukłada, a teraz podnoś tyłek, trenuj i wszystko będzie dobrze".
Obudziłem się dzisiaj rano i zobaczylem, jak dużo sie rozmawia o moim wczorajszym geście. Myślę, że takie zachowanie powinno być dla wszystkich normalne. W piłce nożnej i w życiu nigdy nie wiesz kiedy możesz być w potrzebie. Bądźmy dla siebie, a świat będzie lepszy 💙❤️ pic.twitter.com/hBF6Qv97oG
— Gerard (@GerardBadia) March 4, 2021
Teraz najważniejsze. Jak twoje zdrowie? W ostatnich 13 meczach tylko w dwóch nie pojawiłeś na boisku, więc mam nadzieję, że i biodro, i „dwójka” już nie dokuczają?
Na szczęście ze zdrowiem teraz jest bardzo dobrze. Wszystko działa, czuję się znakomicie. Chciałbym dostawać więcej minut na boisku, ale to oczywiście decyzja trenera. Jestem zadowolony, że w końcu jestem w pełni sił i mogę być do dyspozycji drużyny.
Wiem, że po kontuzji łąkotki pracowałeś z psychologiem. Uważasz, że w każdym klubie powinna być taka osoba, do której piłkarz w każdej chwili może pójść i porozmawiać o swoich problemach?
Myślę, że to bardzo pomaga. Wiadomo, to są większe koszty dla klubu, ale zawsze jest dobrze móc z kimś porozmawiać nie tylko o piłce, ale też na przykład o problemach życiowych. Już sama świadomość, że piłkarz ma w klubie taką osobę, może pomóc.
Z jakich powodów piłkarze cierpią na depresję? Można powiedzieć, że macie świetne, bajkowe życie, ale z drugiej strony obaj wiemy, że cała masa piłkarzy zmaga się z tą wstrętną chorobą.
Jest wiele czynników, które mogą się do tego przyczynić. Przedłużająca się kontuzja, problemy w domu, kiedy to się zaczyna nawarstwiać pojawiają się objawy.
Jak z tym było u ciebie? Sytuacja z kontuzjami była nie do pozazdroszczenia. Myślałeś nawet nad zakończeniem kariery.
Ja nie wiem, czy miałem depresję. Wydaje mi się, że nie, bo przy depresji potrzebujesz pomocy lekarza. Miałem jednak szalenie ciężkie momenty. Trafiłem do czarnej dziury, z której nie byłem w stanie wyjść. Wszystkie myśli w mojej głowie miały negatywny wydźwięk. Nie było widać nawet tego światełka w tunelu. To jest straszne, kiedy w pewnym momencie zastanawiasz się "co ja tutaj właściwie robię"?
Wstajesz rano, musisz iść na trening, a myślisz tylko o tym, że nie chcesz trenować i zastanawiasz się jak to możliwe, że przecież to jest to, co lubisz. Głowa zarówno w piłce nożnej, jak i w życiu jest bardzo ważna. Możesz być świetnie przygotowany fizycznie, ale jak nie masz czystej głowy, nie zagrasz dobrze. Są zawodnicy, którzy nie zawsze są dobrze przygotowani, ale głowy mają tak ułożone, że bije od nich pewność siebie. Tacy piłkarze grają o wiele lepiej od tych ze słabą mentalnością.
Na którym stadionie Ekstraklasy – oprócz swojego - czujesz się najlepiej?
Bardzo lubię grać na stadionie Wisły Kraków. Szczególnie, kiedy jest wypełniony. Ten stadion to jest historia. Parkujesz autokar, potem idziesz schodami do góry i widzisz wypisane wszystkie trofea, które Wisła zdobyła przez ponad 100 lat. Są stadiony takie jak Legii czy Lecha, gdzie może jest nieco lepsza atmosfera, ale w Krakowie unosi się ten duch historii. Uwielbiam, po prostu uwielbiam tam grać. Pamiętam też, że niedawno graliśmy tam mecz i była tam moja rodzina. Miałem urodziny, nasi kibice śpiewali mi „sto lat!”, więc kolejne miłe wspomnienie. Do tego bardzo mi się podoba jak po meczach kibice Wisły włączają latarki i śpiewają piosenkę, której autorem jest Andrea Bocelli. To jest piękne.
Zastanawiałem się, czy ze względu na bramki strzelane przy Łazienkowskiej nie powiesz, że to właśnie na Legii najlepiej ci się gra.
Bramki na Legii będą ze mną do końca życia. To są takie wyjątkowe chwile, których nigdy nie zapomnę, ale jeśli pytasz mnie, który stadion robi na mnie największe wrażenie i powoduje u mnie gęsią skórkę, to bez zastanowienia odpowiadam: Wisła Kraków.
Jak z tą wymianą opon? Masz już wszystko przygotowane?
To już działa. Jestem bardzo szczęśliwy, że mam co robić po karierze. Nie każdy ma na siebie pomysł po odwieszeniu butów na kołek. Moja głowa jest otwarta na wszystko, a w piłkę nie da się grać do końca życia. Jestem szczęśliwy, że mogę pracować też w inny sposób. Cieszę się też, że moja żona umie to robić. Jesteśmy zdrowi, mamy po dwie ręce, więc będziemy dalej pracować. Ja, póki co jeszcze nie potrafię tego robić, ale na pewno się tego nauczę i cieszę się, że moimi nauczycielami będzie moja rodzina i przede wszystkim moja żona, bo wiem, że ona zawsze chce dla mnie jak najlepiej. Cieszę się, że mamy plany na przyszłość i że będziemy robić to razem.