
Autor zdjęcia: Własne
Brehmer groził piłkarzowi Stomilu. "Zniszczę cię". Raków ma wykupić Jacha. Wichniarek: Na plus duża liczba dośrodkowań
"Przegląd Sportowy" rzuca nowe światło na sprawę zwolnienia Dietmara Brehmera z Odry Opole. Trener miał grozić piłkarzowi Stomilu. Raków może się pożegnać z kilkoma zawodnikami, a wykupić Jacha i Arsenicia. Poza tym, są również echa meczu z Andorą.
„PRZEGLĄD SPORTOWY”
„5 wniosków po meczu z Andorą”
„2. BOLESNY BRAK KLICHA”
Nowy selekcjoner nie ukrywał, że Mateusz Klich miał być jego kluczowym piłkarzem w linii pomocy. Pozytywny test na obecność koronawirusa wyłączył zawodnika Leeds, co sprawiło, że Sousa musiał szukać nowego rozwiązania. To, które wymyślił na mecz z Andorą, okazało się pomyłką. W środku pola nie było piłkarza, który potrafi łby kreować grę, zaskoczyć, błysnąć dobrym podaniem. Brakowało typowej dziesiątki, Zieliński grał za głęboko, by mógł pełnić tę rolę. Jedynym zawodnikiem w kadrze Polaków, który mógłby wcielić się w reżysera gry, był Sebastian Szymański, który grając za napastnikiem zachwyca ekspertów w Rosji. On jednak przyglądał się spotkaniu z ławki rezerwowych. Drugim piłkarzem nadającym się do roli rozgrywającego byłby Bartosz Kapustka – tyle że on oglądał mecz z trybun, Sousa nie znalazł dla niego miejsca w okrojonej kadrze na marcowe mecze, sam pozbawiając się bardzo ważnej alternatywy.
***
„Wichniarek: Dobrze, że Sousa dostał duży kredyt zaufania”
W spotkaniu z Andorą nasza przewaga nie podlegała dyskusji. Mieliśmy dużo strzałów, ale celnych było tylko kilka i jak zwykle ratował nas Robert Lewandowski. Na plus na pewno zaliczyć można dużą liczbę dośrodkowań w pole karne i współpracę na prawej stronie Kamila Jóźwiaka z Bartoszem Bereszyńskim. Widać, że dobrze się rozumieją i potrafią się uzupełniać. Po stronie minusów wymienić muszę tempo. Andora momentami dawała nam dużo miejsca do rozgrywania, ale byliśmy spóźnieni. Nasi zawodnicy za długo przytrzymywali piłkę.
***
„Kapitan i parada debiutów – oceny dla Polaków za mecz z Węgrami według Przeglądu Sportowego”
KAMIL PIĄTKOWSKI, OCENA: 5 Jedyny debiutant w podstawowym składzie, drugi w historii piłkarz Rakowa Częstochowa, który zagrał w reprezentacji Polski (pierwszym był Paweł Skrzypek 25 lat temu). Mógł uczcić debiut golem, ale nie udało mu się skutecznie dotknąć piłki po dobrym dośrodkowaniu Piotra Zielińskiego w pierwszej połowie. W obronie Andorczycy nie postawili go pod większą presją, nie miał kiedy popełnić błędu.
ARKADIUSZ MILIK, OCENA: 4 Przed przerwą niewidoczny, ale pod koniec pierwszej połowy doszedł do czystej pozycji strzeleckiej, tyle że po jego strzale piłka odbiła się od rywala i skończyło się tylko rzutem rożnym. Drugi mecz, w którym nie zapisał się niczym pozytywnym i kto wie, czy w środę na Wembley nie usiądzie na ławce?
***
„Udany początek Anglików”
Przed meczem z naszym zespołem na Wembley Anglicy ponownie pokazali się z dobrej strony, choć trudno powiedzieć, że rzucili swoją grą na kolana. Po zwycięstwie 5:0 nad San Marino trener Gareth Southagate dokonał aż sześciu zmian w składzie. Do jedenastki wrócił między innymi Harry Kane. Anglicy dominowali przez cały mecz, ale na początku nastraszył ich Myrto Uzuni, który znalazł się w dogodnej sytuacji, jednak fatalnie spudłował. Potem Albańczycy nieźle się bronili. Ich defensywa składa się zresztą z piłkarzy ze znanych włoskich klubów, w bramce stoi Etrit Berisha z Lazio, w obronie gra Berat Djimsiti z Atalanty, a na prawym wahadle biegał Elseid Hysaj z Napoli. W ogóle w całej kadrze na marcowe mecze znalazło się ośmiu zawodników z Italii.
***
„Les Ferdinand: Uwielbiam oglądać Lewandowskiego”
Za chwilę dojdziemy do Roberta Lewandowskiego, ale po przeciwnej stronie boiska wybiegnie Harry Kane, którego zna pan doskonale. Pracował z nim pan w Tottenhamie. Czy Polacy powinni się go obawiać równie bardzo, jak kiedyś Gary’ego Linekera, Teddy’ego Sheringhama czy pana?
Bez cienia wątpliwości! Harry udowodnił swoją wartość, to jeden z najlepszych napastników nie tylko w Europie, ale na świecie. Jeśli spojrzy pan na to, ile strzela goli i w jakiej jest formie, to ma pan jasny obraz tego, z jakim ryzykiem wiąże się niedocenianie zagrożenia, jakie stwarza. O wszystkich najlepszych zawodnikach świata mówi się to samo: że dają od siebie coś ekstra. Pewnie, mają talent i możemy się nim zachwycać, ale też po prostu zostają dłużej po treningu, wykonują dodatkowy wysiłek, żeby maksymalnie go wykorzystać, nawet wtedy, kiedy inni już się przebrali i poszli do domu. Tym się różnią.
Kogo by pan wskazał, gdyby musiał wybrać pomiędzy Lewym a Kane’em do swojej drużyny?
Wow, trudny wybór! Naprawdę. Lewandowski regularnie gra w Lidze Mistrzów, udowadnia swoją wartość z najlepszymi. Obaj są kompletnymi graczami: mogą strzelić prawą nogą, lewą, głową. To dwaj najlepsi napastnicy na świecie, więc naprawdę byłoby trudno wybrać jednego z nich. Jestem wielkim fanem Kane’a, pracowałem z nim od dzieciaka i wiem, do czego jest zdolny. Ale też uwielbiam oglądać Lewandowskiego. Obaj są stworzeni do gry na najwyższym poziomie.
Więcej TUTAJ
***
„Oszukani Portugalczycy”
Cristiano Ronaldo wściekał się na sędziego, rzucił opaską i zszedł z boiska, choć mecz z Serbią jeszcze trwał. On i jego koledzy z reprezentacji Portugalii mają prawo być rozgoryczeni. Ich drużyna tylko zremisowała 2:2 w starciu mogącym mieć duży wpływ na losy awansu, choć powinna była zwyciężyć. W doliczonym czasie piłka po strzale Ronaldo przekroczyła linię bramkową, zanim wybił ją serbski obrońca Stefan Mitrović, ale holenderski sędzia Danny Makkelie, ani żaden z jego asystentów, tego nie zauważył.
Nie mogli liczyć na pomoc techniki, gdyż w eliminacjach mundialu nie jest stosowany ani VAR, ani system goal-line technology, który sprawdza, czy piłka przekroczyła całym obwodem linię bramkową. Na dodatek wściekły Ronaldo za protesty obejrzał żółtą kartkę. Potem jednak arbiter przyznał się do błędu. – Po meczu zobaczył, co się stało, przyszedł do nas, przeprosił i bardzo go za to szanuję – ujawnił trener Portugalczyków Fernando Santos.
***
„Poważniejszy z testów”
Dla drużyny prowadzonej przez Macieja Stolarczyka mecz z Austrią to zwieńczenie zgrupowania w hiszpańskim San Pedro del Pinatar, które zaczęło się tydzień temu. Z pierwszego spotkania selekcjoner młodzieżówki może być zadowolony, choć rywal nie okazał się wymagający. Drużyna Arabii Saudyjskiej do lat 20 stanowiła tło dla Biało-Czerwonych, mecz skończył się naszym zwycięstwem aż 7:0, a na boisku zaprezentowało się aż 24 z 25 powołanych zawodników.
Więcej TUTAJ
***
„Festiwal fałszywych brzmień”
Wojciech Łuczak: – Szliśmy po meczu, trener Brehmer był przed nami. Nawet nie byliśmy nim zainteresowani. Nagle zobaczył, że idzie Jasiu Bucholc. Gdyby to była zwykła wymiana zdań, to nie byłoby problemu. Wcześniej mieli normalną boiskową scysję z emocjami i adrenaliną. Niechby już nawet się powyzywali, ale trenerowi chyba jeszcze w głowie coś zostało, bo rzucił się do niego z tekstem: „Gówniarzu, jeśli będziesz chciał być trenerem, zrobię wszystko, żebyś nim nie został”. Wcześniej byłem pierwszym, który chciał to łagodzić. Powiedziałem grzecznie: „Trenerze spokojnie, jesteśmy po meczu, podajcie sobie dłoń i nie ma tematu”. Usłyszałem, żebym się zamknął. Sędzia techniczny szedł za nami i też uspokajał trenera Brehmera. Ten krzyczał też coś do naszego trenera. Nie broniłbym Jasia, gdyby trener Brehmer nie powiedział tego skandalicznego tekstu. Kim on jest, żeby tak straszyć? Od straszenia to są duchy.
Szefom Odry z kolei już wcześniej nie podobało się zachowanie trenera. Sondowali, jak ze strony piłkarzy wygląda możliwość dalszej współpracy z nim. Odra w ostatnich 10 meczach zdobyła sześć punktów. Zawodnicy odpowiedzieli, że chcą spróbować razem z nim wyjść z impasu. Wiele zmieniło się trzy-cztery godziny po meczu, gdy w gabinecie trenera Brehmera, który był tam z częścią współpracowników, zjawił się Kuchta. Na stadionie zamknięta była brama i nie mógł wyjechać. Ochroniarz odesłał go do trenerów, którzy mieli klucze. Kuchta usłyszał od Brehmera, że go zdradził (chodzi o rozmowę z Łuczakiem), trener miał go też złapać ze sweter, lecz szybko się opamiętać. Szkoleniowiec zapowiedział bramkarzowi, że z Widzewem nie zagra. Następnego dnia poinformował o tym zespół. Wtedy odezwał się Kuchta z propozycją: – Żeby drużyna nie popełniała moich błędów, to zamiast analizować grę Widzewa, przeanalizujmy, z kim z Widzewa ma trener konflikty. To będzie dla dobra naszej drużyny.
Więcej TUTAJ
***
„Brehmer: Kapitan Stomilu powiedział, żebym nie pajacował”
Bucholc przyznaje się, że powiedział o pajacowaniu. Ale wcześniej miał pan powiedzieć do niego „łamago”. „Wstawaj łamago”.
Nie, nie. „Wstawaj, graj dalej”. To były moje słowa.
Bucholc i Wojciech Łuczak utrzymują, że po meczu groził pan temu pierwszemu, że go zablokuje jako trenera.
Powiedziałem mu tylko tyle, że jeżeli chce być w przyszłości trenerem, to nie powinien się tak zachowywać. I sprawa się rozeszła, wydawało mi się, po kościach. Ja bym musiał sobie dokładnie przypomnieć, co powiedziałem. Wydaje mi się, że powiedziałem tak: „Jeśli chcesz być trenerem, a tak będziesz się zachowywał, może to w znaczący sposób utrudnić twoją trenerską karierę”. Takie rzeczy sprzedaje się na rynek.
Czy po meczu ze Stomilem w pokoju trenerskim chwycił pan Kuchtę?
Trzy-cztery godziny po meczu Mateusz wszedł do naszego pokoju. Akurat wtedy, kiedy omawialiśmy strategię na spotkanie z Widzewem. Wie pan, jakby to powiedzieć... Nikt do tego pokoju tak nie wchodzi, drzwi były zamknięte. Nagle przed tablicą, gdzie omawiamy skład na następny mecz, pojawia się Mateusz i czegoś od nas chce. Wielokrotnie już mówiłem, że się pokłóciliśmy.
Dotknął go pan?
Ja?! Uderzyłem go, tak?
Czy pan go chwycił?
He, he. Może go dotknąłem, jakby to powiedzieć, w takiej formie komunikacji. Może dotknąłem go w ramię, powiedziałem: „Mateusz, to, to i to”. Sytuacja była zwykła... Znaczy zwykła, dla mnie niebywała. Mam miejsce, gdzie pracuję i potrzebuję troszkę spokoju. A ktoś wchodzi prosto na tablicę, gdzie jest skład, a my akurat rozpatrywaliśmy, czy Mateusza posadzić na ławce. Inny zawodnik nie wszedł, tylko on. Wie pan, byłem na niego wzburzony, że z tym Łuczakiem rozmawiał. To trochę wpłynęło na to, że mieliśmy pewną kłótnię.
Więcej TUTAJ
***
„Szykują się odejścia”
Nieco odrębne przypadki to Jach i Arsenić. Pierwszy jest wypożyczony z angielskiego Crystal Palace, a drugi z Jagiellonii. Sprowadzając ich, RKS zapewnił sobie klauzule wykupu. W przypadku dwukrotnego reprezentanta Polski wynosi ona ok. 600 tys. euro. Wiele wskazuje na to, że pod Jasną Górą zbiorą taką kwotę i zapłacą Anglikom. Warunek jest jeden – do końca rozgrywek 27-latek musi prezentować odpowiednio wysoką dyspozycję. Na razie zagrał w sześciu spotkaniach i podobno już czeka na niego trzyletni kontrakt. Kwota wykupu Arsenicia z Dumy Podlasie waha się w graniach 300-350 tys. euro. W jego przypadku ostateczne sprowadzenie go pod Jasną Górę już tak oczywiste nie jest, bo sztab trenera Marka Papszuna zna go zdecydowanie krócej, ale Chorwat robi dobre wrażenie.
Usłyszeliśmy, że są zastrzeżenia do obecnych możliwości fizycznych i wytrzymałościowych zawodnika. Wszystko z powodu zaległości wynikających z leczenia poważnego urazu oraz rehabilitacji. Lekarze współpracujący z klubem uważają też, że jest nawet za wcześnie, żeby 23-latek pojawił się na boisku w spotkaniu rezerw. Na razie Szczepański trenuje indywidualnie i odrzucił pierwszą propozycję nowej umowy. Dowiedzieliśmy się, że klub i zawodnik nie przesądzają, że nie osiągną porozumienia, ale na pewno będzie o nie trudno.
Więcej TUTAJ
***
„Wreszcie ból nie przeszkadza”
Z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że wreszcie funkcjonuję bez bólu. Totalnie bez bólu – oznajmił Tymoteusz Klupś po sparingu Lecha z KKS 1925 Kalisz (4:0), w którym potrzebował 22 minut, by zanotować asystę i wypracować rzut karny. Poznaniak ma 21 lat, ale już mógł zapomnieć, jak to jest być całkowicie sprawnym. Kontuzje sprawiły, że od sezonu 2019/20 w ekstraklasie wystąpił ledwie pięciokrotnie, z czego dwa razy w czasie wypożyczenia do Piasta Gliwice (wiosna 2020).
Więcej TUTAJ
***
„Dziekanowski: Wembley – 90 minut prawdy o kadrze”
Za nami pierwsze materiały do analizy kadry pod wodzą nowego selekcjonera Paulo Sousy. Po meczu z Węgrami (3:3) jest tego sporo. Wielkimi krokami zbliża się godzina, a w zasadzie 90 minut prawdy, czyli mecz na Wembley z Anglikami. Celowo nie wspominam spotkania z Andorą, bo piszę ten tekst jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. To po pierwsze, gdyż zakładam, że nie spotkała nas żadna niemiła niespodzianka. Po drugie, poza sytuacją, w której wydarzyłaby się jakaś katastrofa, trudno opowiadać o mocnych i słabych punktach zespołu na tle takiego rywala. Skupię się więc na tym, co wydarzyło się w czwartek i jaki to może mieć wpływ na środowe spotkanie w Londynie.
Więcej TUTAJ
***
„Oczekiwania, które usypiają własne ego”
Nie ganiłbym naszych zawodników, bo dla nich to też specyficzna sytuacja. Nowy trener, start eliminacji, kilka miesięcy bez wspólnego występu. Mieliśmy tylko kilka treningów, podczas których gra wyglądała inaczej. Bez presji rywala, można ładnie rozegrać piłkę z lewej strony poprzez stoperów do prawej i wszystko się zazębia, każda akcja finalizowana jest strzałem. Natomiast Węgrzy pokazali nam kawał dobrej gry pod względem taktyki. Oni doskonale wiedzieli, co i w jakiej fazie gry chcą zrobić. To nas zaskoczyło. Myślę, że agresywny pressing, który stosowali na naszych obrońcach, był skuteczny. Wiadomo, że mamy z tym problem i pewnie Andora nas w ten sposób nie zaskoczy (piszę te słowa przed niedzielnym meczem), ale Anglicy będą chcieli to skrzętnie wykorzystać.
Więcej TUTAJ
„SPORT”
„Krasnoludki są za duże”
Kolejny nieudany mecz Słowacji, z którą Polska zagra pierwszy mecz w finałach Euro 2020. Po słabym występie na Cyprze, gdzie bezbramkowy wynik goście zawdzięczali bramkarzowi Martinovi Dubravce, w kolejnym meczu z Maltą w Trnawie miały być gole i zwycięstwo. Bramki rzeczywiście były, ale… po dwie dla obu drużyn.
***
„Zagotowane głowy”
Niemcy szczycą się tym, że mają znakomitych bramkarzy i to prawda. Od lat „jedynką” w pierwszej reprezentacji jest Manuel Neuer, który ma niezwykle wartościowego zmiennika w postaci Marca-Andre ter Stegena, golkipera Barcelony. Coraz odważniej do bramki Bayernu zaczyna pukać Alexander Nuebel. Ale w drużynie młodzieżowej Niemcy mają problem, co wyszło podczas spotkania Euro 2021 z Holandią. Koszmarny i kuriozalny błąd przytrafił się Finnowi Dahmenowi. Bramkarz Mainz fatalnie przyjął piłkę zagraną od kolegi z zespołu i zaprosił do strzelenia bramki Justina Kluiverta. Syn legendarnego napastnika reprezentacji Holandii z takiego prezentu nie mógł nie skorzystać i „Oranje” objęli prowadzenie. Był początek drugiej połowy spotkania.
***
„Popłynęli po awans”
Znamy już większość ekip, które zagrają w finałach. Oprócz gospodarzy to: Mali, Senegal, Algieria, Tunezja, Gwinea, Burkina Faso, Ghana, Gabon, Gambia, Egipt, Komory, Zimbabwe, Gwinea Równikowa, Wybrzeże Kości Słoniowej, Maroko i Nigeria. Ta ostatnia awansowała w sobotę w niecodziennych okolicznościach. Piłkarskie władze Nigerii zdecydowały, że na wyjazdowy mecz z Beninem, który odbył się w stolicy tego kraju Porto-Novo, piłkarze popłyną statkiem, a raczej szybką łodzią. Dlaczego? Ano dlatego, że z Lagos, które było bazą „Super Orłów”, trudno wyjechać, bo to jedno z najludniejszym miast na świecie (ok. 15 mln mieszkańców) i jest stale zakorkowane. Do tego stan dróg w Nigerii oraz bezpieczeństwo na nich też zostawia wiele do życzenia. Droga morska nie była szczególnie daleka, bo z Lagos do Porto-Novo to ok. 90 km. - Nie obyło się bez komplikacji, ale na szczęście dotarliśmy do celu. To była szczególna dla wszystkich podróż - komentował sprawę Gernot Rohr, niemiecki szkoleniowiec „Super Orłów”, który na tym stanowisku jest już od pięciu lat.
***
„Bogdan Wilk: Puchar Polski dużą sprawą”
Sytuacja jest obecnie taka, że macie realne szanse na trzeci z rzędu występ w europejskich pucharach, czy to przez ligę, czy przez Puchar Polski.
Nie ma co ukrywać, że bardzo zależy nam na dobrym wyniku w Pucharze Polski. Droga do tego miejsca nie była prosta, bo oprócz Resovii każdy z naszych rywali gra w ekstraklasie – Stal, Pogoń i Legia. Co więcej, z każdym graliśmy na wyjeździe. Teraz zmierzymy się z Arką i jesteśmy stawiani w roli faworyta. Awans do finału byłby dużą sprawą, bo w całej historii Piast grał w finale Pucharu Polski dwa razy. Chciałoby się powiedzieć, że do trzech razy sztuka… Ale najpierw spotkanie z Arką. Nie będzie też tak, że zaniedbamy ligę. Skupiamy się na każdym kolejnym meczu. Na pewno nie zlekceważymy żadnego spotkania i żadnego przeciwnika.
Ostatnie mecze to potwierdzenie szerokiej i wyrównanej kadry, bo o wynikach często decydują rezerwowi albo ci, którzy grają w pierwszym składzie po przerwie?
Chcemy, żeby kadra zespołu była optymalna i wyrównana, żebyśmy nie byli uzależnieni od formy jednego z piłkarzy. Liczymy na każdego tak samo, ale podchodzimy do nich indywidualnie. Niektórzy potrzebują dużo czasu, inni mniej. Takie mecze, jak z Wisłą Kraków czy Stalą Mielec pokazują, że każdy zawodnik jest tak samo ważny dla drużyny. Większość została sprowadzona odkąd pracuję w klubie, dlatego wiem na co ich stać i liczę na każdego z nich.
„GAZETA WYBORCZA”
„Bezcenny zegarek Lewandowskiego”
Gdy prezydent postanowił odznaczyć Roberta Lewandowskiego (brawurowo: wyróżnił człowieka przez prawie całe zawodowe życie służącego niemieckiej firmie!), piłkarz wpadł w pułapkę. Było jasne, że wywoła pogardliwe prychnięcia u gardzących wyczynowym sportem, jak moja ulubiona celebrytka wśród profesorek Magdalena Środa, która od lat obnosi się z nienawiścią do futbolu (rozpływałem się już nad jej wykwintnymi frazami o „stadionach w kształcie kupy”), a przede wszystkim – do oglądaczy futbolu, z definicji tępawych. Lewandowski mógł co najwyżej nie przyjąć orderu, ale wykrzyczałby tym gestem polityczną deklarację i ściągnął gniew zwolenników władzy. Przyjęciem odznaczenia też zresztą wywołał furię. Nie było ucieczki.
Inaczej z drugim bibelotem, który przykuł uwagę tłumu. Gdyby piłkarz nie obwieszał nadgarstka zegarkami za setki tysięcy złotych, to aktywistka Maja Staśko nie dostrzegłaby w jednym z nich – wniesionym do Pałacu Prezydenckiego – symbolu współczesnego świata, przeciw którego kształtowi się buntuje. Nie przelałaby oburzenia na klawiaturę, nie wzbudziła aplauzu, nie sprowokowała tłumu „obrońców” Lewandowskiego.
Więcej TUTAJ