
Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus
Szalony mecz z masą wielbłądów - goście powinni pluć sobie w brodę. Lechia 2:2 Piast
Dobra, przyznać się, kto w 87. minucie był święcie przekonany, że w tym meczu się już nic specjalnego nie wydarzy, a Piast bez problemu dowiezie do końca dwubramkowe prowadzenie? To, co zrobili piłkarze Lechii i Piasta w ciągu ostatnich ośmiu minut nawet nie tyle było czymś, na co warto czekać. To było po prostu świetne podsumowanie tego szurniętego od samego początku meczu, bo nudy dzisiaj w Gdańsku nie stwierdzono.
Ale po kolei, bo mieliśmy w pewnym momencie niezłą przeplatankę błędów. Najpierw prym w babolach wiedli gdańszczanie. Mimo że nie byli gorsi od gości w całym spotkaniu, to wynik 0:2 nie powinien dziwić. Wszak możesz być nawet wirtuozem w rozgrywaniu, klepaniu, stałych fragmentach i innych elementach, tyle że nic to nie da, jeśli defensywę masz z papieru. Najpierw Bartosz Kopacz z Mario Malocą na chwilę zamienili się pod własną bramką w żywe drewno, co wykorzystali Badia ze Steczykiem, a w drugiej połowie Kuciakowi zawiesił się system i puścił okrutnego babola – strzał Sokołowskiego, na pozór bardzo łatwy do obrony, upokorzył Lechię doszczętnie.
Po drugiej stronie może nie było tak śmiesznie, ale okoliczności i rozpiętość w czasie kuriozalnych błędów była, musimy przyznać, całkiem urokliwa. Tak oto przy stanie 2:0 Piotr Malarczyk zalicza glebę w polu karnym, Jakub Kałuziński strzela w słupek, po czym piłka przypadkiem odbija się od Ceesay'a, a ze zbiorowiska piłkarzy Lechii przed bramką gliwiczan najszybciej reaguje Zwoliński, który pakuje piłkę do siatki. Z kolei minutę przed końcem meczu Tomas Huk kopnął w polu karnym Flavio Paixao – może liczył na to, że Bartosz Frankowski nie zauważy, jak to ma w zwyczaju? No nie tym razem. Gdańszczanie wyrównali na 2:2, jednak żeby było śmieszniej, trzeba dorzucić do tego sytuację z początku doliczonego czasu gry:
Świeżak Musolitin fauluje Żyrę, sędzia dyktuje karnego. Nie wiedzieć dlaczego podchodzi do niego Tomasz Jodłowiec, a jego strzał w środek bramki wyjmuje Dusan Kuciak, czyli ten, który najbardziej się skompromitował przy golu na 0:2, dzięki czemu daje Lechii nadzieję na wyrównanie, które chwilę później staje się faktem.
Nie wmówicie nam, że ten mecz był normalny. Ale to dobrze! Bo przynajmniej nie nudziliśmy się, jak przy oglądaniu takiej Stali Mielec z Wartą Poznań. Walka o podium/czwarte miejsce nadal będzie bardzo zacięta i coś nam się zdaje, że Lechia po dzisiejszej gonitwie, mimo fatalnych błędów i straty Kubickiego na mecz z Lechem, będzie mieć podwyższone morale, które w najbliższych dniach mogą im dobrze służyć.
Lechia Gdańsk 2:2 Piast Gliwice (0:1)
0:1 – 29’ Steczyk
0:2 – 49’ Sokołowski (asysta Lipski)
1:2 – 88’ Zwoliński (asysta Ceesay)
2:2 – 94+5’ Paixao (k.)
Lechia: Kuciak 6 – Conrado 5 (73’ Żukowski 5), Kopacz 3, Maloča 3, Fila 4 (78’ Musolitin) – Biegański 4 (46’ Kałuziński 5), Gajos 5 (64’ Ceesay 5), Kubicki 5, Udovicić 4 (64’ Pietrzak) – Zwoliński 6, Paixao 6.
Piast: Plach 5 – Huk 3, Holúbek 4, Rymaniak (10’ Konczkowski 4), Malarczyk 3 – Chrapek 5 (57’ Jodłowiec 2), Sokołowski 6, Lipski 5, Badia 5 (57’ Vida 4) – Świerczok 5 (79’ Żyro), Steczyk 6.
Sędzia: Bartosz Frankowski.
Nota 2x45: 5.
Żółte kartki: Kopacz, Kubicki – Lipski .
Piłkarz meczu: Patryk Sokołowski