var W2T_AdImage_autostart = false; var W2T_AdImage_startWith = "#mainpic3 img";

Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Tomasz Folta / Press Focus

Powroty bywają trudne. Simić z generała przeobraził się w uszkodzonego żołnierzyka

Autor: Redakcja
2021-04-21 14:04:54

Powroty po kontuzji bywają różne – jedni są wyczekiwani, bo od razu dają wartość dodaną, rekonwalescencja drugich nie ma większego znaczenia dla jakości zespołu, a jeszcze inni, mimo że wypatrywani od dawna, gdy przychodzi co do czego nie są tymi samymi piłkarzami. Do ostatniej grupy możemy przypisać między innymi Lorenco Simicia.

Jesienią? Razem z Lubomirem Guldanem stanowili całkiem solidną i uniwersalną parę stoperów Zagłębia. Na tyle solidną, że tylko dwie drużyny straciły w pierwszej części sezonu mniej bramek niż lubinianie – Pogoń i Górnik. A dlaczego uniwersalną? Otóż Lorenco Simić był na tamten czas najskuteczniejszym piłkarzem „Miedziowych”, jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi. A do spółki z obecnym dyrektorem sportowym mieli na koncie 5 bramek, czyli w sumie 1/3 całego dorobku bramkowego drużyny.

Wiosną? Można powiedzieć, że tendencja jest pozytywna albo przynajmniej na taką wygląda. Obrońcy nie stanowią o sile ofensywnej zespołu, bramki zaczęli zdobywać napastnicy (a w zasadzie to Patryk Szysz), większą sprawczość w kreowaniu akcji ma Filip Starzyński. To wszystko prawda, ale tam gdzie są plusy, pojawić się muszą również minusy. I dlatego mamy wątpliwości, czy rzeczona tendencja jest dla Zagłębia pozytywna. Wszak biorąc pod uwagę tylko rok 2021, podopieczni Martina Seveli zajmują 10. pozycję w ligowej tabeli i są na drugim miejscu od końca, jeśli chodzi o liczbę straconych bramek. Przed trwającą kolejką gorzej od lubinian na tym polu wypadała tylko Wisła Płock (17 vs 19).

Jednymi z powodów były na pewno:

- kontuzja Lorenco Simicia, przez którą nie grał do połowy lutego

- odejście Lubomira Guldana na sportową emeryturę

- łudzenie się, że Crnomarković z powodzeniem załata dziurę w środku obrony

- powrót Lorenco Simicia w połowie lutego 

Jest w tym trochę z absurdu, że jednocześnie brak i obecność Simicia można zaliczyć do czynników, które wpłynęły na słabą kondycję Zagłębia. Chorwat jesienią nie był co prawda wzorem do naśladowania, jeśli chodzi o grę w defensywie. Popełniał błędy, ale – po pierwsze – miał obok siebie Guldana, z którym dobrze się uzupełniał, dzięki czemu nawet ewentualne wpadki nie rosły do demonicznych rozmiarów. I po drugie – udowadniał swoją wartość strzelanymi golami, których miał, jak pisaliśmy wcześniej, najwięcej w zespole.

Po powrocie na boisku w lutym to się jednak zmieniło. W prawie każdym spotkaniu (nie licząc tego z Górnikiem), w którym Zagłębie traciło bramki, a Simić był na boisku, obrońca Zagłębia maczał palce przy co najmniej jednej z nich. Wiedzieliśmy, że może nie dojść do pełni formy, zwłaszcza gdy nie przepracował w pełni okresu przygotowawczego, ale że aż tak zdziadzieje i że Kamil Kruk z Damianem Oko staną się zawodnikami, za którymi kibice zaczną tęsknić? Absolutnie się nie spodziewaliśmy.

ZAGŁĘBIE 1:2 RAKÓW

Przy stanie 1:0 dla Zagłębia Lorenco Simić pierwszy raz od powrotu po kontuzji poważnie daje o sobie znać. Ale bynajmniej nie w sposób pozytywny – po jego faulu do rzutu wolnego podszedł Ivi Lopez i wpakował piłkę do siatki. Przy drugiej bramce jego wina była już znikoma – nie zablokował co prawda uderzenia Hiszpana, ale też nie on wbił sobie samobója. A przecież Dominik Hładun zdołał zainterweniować. 

CRACOVIA 2:4 ZAGŁEBIE

W tym spotkaniu popełnił masę prostych błędów, a jednym z poważniejszych była interwencja na zdjęciu poniżej po dośrodkowaniu zawodnika Cracovii z prawej strony boiska. Jak możecie się domyślać, Simić nie wybił piłki na rzut rożny, tylko zapakował spektakularnego samobója na 1:1. W tej sytuacji trzeba było zachować się lepiej.

Tu z kolei gol Filipa Piszczka poprzedzony... właśnie, czym? Bo interwencją trudno to nazwać. Simić dostał piłką w okolice uda, ale nie robił żadnego manewru, nie próbował wybijać tej piłki. Po prostu będąc w ruchu został nią trafiony, dzięki czemu zaliczył całkiem osobliwą asystę.

O właśnie przy tym golu. Napastnik Cracovii dostał prezent i z odległości dwóch metrów nie miał większych problemów, by sfinalizować akcję. Potem jeszcze sam Lorenco Simić zdobył bramkę na 4:2 - tym razem już dla Zagłębia, niemniej jednak jego postawia w defensywie ciągle pozostawiała wiele do życzenia. Jedno pozytywne zdarzenie nie może zatuszować kilku negatywnych.

ZAGŁĘBIE 0:4 LEGIA

Przed nami najgoszy występ Simicia w tym sezonie i pewnie jeden z najgorszych występów indywidualnych w ogóle w całej Ekstraklasie. W meczu z Legią nikt nie trzymał poziomu, ale chorwacki stoper był ponadto jeszcze wybitnie życzliwy dla rywali! W 13. minucie chciał interwniować wybijając piłkę, ale zrobił to na tyle niefortunnie, że trafił nią w kolegę, przez co w jej posiadanie wszedł Pekhart i umieścił w bramce Hładuna. Simić już nie zdążył nic zrobić. 

Dosłownie kilka minut później ze strony Legii poszła kolejna akcja - Pekhart dostał piłkę na dalszym słupku, a Simić - znowu - zamotał się w polu karnym, nie upilnował Czecha i nawet rozpaczliwa próba wybicia futbolówki z linii bramkowej skończyła się klapą. 

I dochodzimy do bramki na 0:4, świetnie puentującej cały występ Simicia w tym spotkaniu. Przy próbie przejęcia piłki nie dość, że sie przewrócił, to jeszcze idealnie (mimo że nieporadnie!) wystawił futbolówkę Pekhartowi, by ten mógł wbić gwoździa do trumy. Co za miły gest!

LECHIA 3:1 ZAGŁĘBIE

Spotkanie w Gdansku też nie było dobre w jego wykonaniu. Zresztą, trudno wskazać, które było w jego wykonaniu wiosną przyzwoite. A z Lechią, mimo że nie bezpośrednio on sam zawalił bramkę na 2:0, to miał przy tym swój udział. Bo w zasadzie, kogo krył przy rzucie rożnym? Stał między Jakubem Żubrowskim a innym zawodnikiem gdańszczan, ale czynnie nikomu nie przeszkadzał. Natomiast gdy zza pleców Żubrowskiego wybiegł Paixao, obaj rzucili się w jego stronę, oczywiście bezskutecznie. Cała obrona Zagłebia zachowała się w tym przypadku (i nie tylko tym) karygodnie.

Nic dziwnego zatem, że na Podbeskidzie Lorenco Simić już nie wyszedł, nawet z lawki rezerwowych. Później nie znalazł się w kadrze na mecz w Mielcu (jak podaje "Przegląd Sportowy" z powodu drobnego urazu) i prawdopodobnie dzisiaj też się w niej nie znajdzie. Czy w tym sezonie zobaczymy jeszcze starego-lepszego Simicia?


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się