var W2T_AdImage_autostart = false; var W2T_AdImage_startWith = "#mainpic3 img";

Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Pawel Jaskolka / PressFocus

Liga nie będzie ciekawsza, warszawianie o krok od tytułu! Lechia 0:1 Legia

Autor: Mariusz Bielski
2021-04-25 19:40:07

Wiecie dlaczego Legia za chwilę zdobędzie tytuł? Ponieważ pod wodzą Czesława Michniewicza nauczyła się nie tylko wygrywać efektownie, co pokazywały choćby starcia z Wisłą Płock, Zagłębiem czy Pogonią, lecz także przepychać na swą korzyść te trudniejsze spotkania, podobne do tych z Piastem lub Śląskiem. Dziś mieliśmy do czynienia zdecydowanie z tym drugim scenariuszem.

- Jest taka książka „Szczęście czy fart?” szczególnie popularna wśród piłkarzy. Gdyby jednak Mateusz Wieteska zabrał się za pisanie podobnej pozycji psychologicznej, powinien nazwać ją „Pech czy brak farta?” No, ewentualnie jeszcze brak odpowiednich umiejętnosci i pewnie właśnie ku tej tezie skłaniałoby się wielu kibiców Legii. Prawda jest bowiem taka, że Mateusz brał dzisiaj udział w każdej groźnej sytuacji stworzonej przez gospodarzy. Kto prawie strzelił samobója po jednym z dośrodkowań? Wieteska. Kto nie zdołał zaasekurować Hołowni, gdy z ostrego kąta ładował Paixao? Wieteska. Kto przegrał pojedynek ze Zwolińskim w sytuacji, kiedy ten wyszedł sam na sam z Borucem? Wieteska. Kto źle wybił piłke prosto pod nogi jednego z lechitów, czym stworzył mu okazję do strzału z dystansu? Wieteska. Nie chcemy nic sugerować, ale warto byłoby się zastanowić latem nad konkretnym wzmocnieniem obrony.

- Trudno było nie zaśmiać się w przerwie, kiedy reporter telewizyjny spytał Tomasza Makowskiego, czy taktyka Lechii na ten mecz zakładała, aby Boruc najpierw zmarzł, bo wtedy będzie łatwiej go pokonać. Chodziło oczywiście o bezrobocie „Króla Artura” w dzisiejszym meczu. Owszem, dwa razy zanotował ważne interwencje, choć za pierwszym razem, kiedy sam na sam schrzanił Zwoliński, i tak był spalony, później zaś ten sam zawodnik i tak nie dogoniłby piłki. Właściwie jedyna prawdziwie groźna akcja to ta z 96. minuty, kiedy Udovicić dograł do Fili, a ten mając przed sobą wyłącznie bramkarza Legii, skiksował i nawet nie trafił w bramkę. Miał remis na nodze, lecz w perspekywie gry przez półtorej godziny to cholernie mało. Jeśli Piotr Stokowiec w ogóle myślał o zgarnięciu dziś pełnej puli punktowej, to zestawienie środka pola z Biegańskiego, Kubickiego oraz Makowskiego było po prostu strzałem w kolano. W ogóle tę drugą linię Lechia ma kiepską nie od dziś, aczkolwiek jej szkoleniowiec zdaje się nie podzielać tego zdania.

- Już tylko krok dzieli warszawian od mistrzostwa i jak dobrze pójdzie, będą świętować zdobycie tytułu i siebie, na Łazienkowskiej. O ile oczywiście pokonają Wisłę Kraków. Powiedzmy sobie otwarcie – nie powinno to być zbyt wygórowane wyzwanie, biorąc pod uwagę ostatnie wyniki Białej Gwiazdy, czyli 4 porażki i remis z Cracovią. Wydaje się, iż przyklepanie tytułu to kwestia tygodnia i nic innego jak formalność.

Lechia Gdańsk 0:1 Legia Warszawa (0:0)

Pekhart 71’ (karny) (asysta Luquinhas)

Lechia: Kuciak (6) – Fila (4), Maloca (3), Kopacz (5), Conrado (4) (65’ Udovicić 5) – Biegański (4) (75’ Gajos), Kubicki (5), Makowski (3) (87’ Żukowski) – Zwoliński (2), Ceesay (3) (46’ Musolitin 4), Paixao (3) (75’ Saief)

Legia: Boruc (6) – Jędrzejczyk (6), Wieteska (4), Hołownia (4) – Juranović (5), Slisz (6), Martins (5) (46’ Lopes 5), Mladenović (5) – Kapustka (4) (61’ Gwilia 5), Luquinhas (6) (92’ Wszołek) – Pekhart (6)

Sędzia: Jarosław Przybył
Nota: 3

Żółte kartki: Biegański  Maloca – Hołownia, Pekhart
Piłkarz meczu: Luquinhas


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się