Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: wisla.plock.pl

Maksymilian Rogalski dla 2x45: Miałem zadrę w sercu i żal do trenera Michniewicza za odejście z Pogoni

Autor: rozmawiał Jan Mazurek
2016-05-25 21:05:36

Maksymilian Rogalski rok temu dość niespodziewanie pożegnał się z Pogonią Szczecin, ale teraz jako kapitan świętuje z Wisłą Płock awans do Ekstraklasy. - Trener Michniewicz zrzucił odpowiedzialność na włodarzy, a oni na niego. Zamknięte koło, z którego ostatecznie nie dowiedziałem się niczego. Nie był to raczej elegancki sposób pożegnania z zawodnikiem o tak długim stażu w zespole jaki ja miałem w Pogoni - wspomina doświadczony pomocnik w rozmowie z www.2x45.info.

Jan Mazurek (www.2x45.info): - W momencie awansu pojawiła się u was ulga?
Maksymilian Rogalski:
- Czuliśmy się już powoli zmęczeni sytuacją, w której ciągle byliśmy blisko, ale nie mogliśmy zrealizować naszego celu. Inne wyniki układały się po naszej myśli, a my ciągle nie mogliśmy przypieczętować dobrego sezonu awansem. Gdybyśmy przegrali w 32. kolejce z Zawiszą, mogłoby zrobić się gorąco. Na szczęście wygraliśmy.  Mogliśmy odetchnąć z ulgą.

- Doszły do was słuchy, że kibice po porażce z Chojniczanką oskarżyli drużynę o rzekome odpuszczanie meczów?
- Przykro było tego słuchać. Nie chciałem tracić czasu na czytanie takich absurdalnych zarzutów. To smutne, bo my nigdy nie odpuściliśmy żadnego meczu. Dopiero awans zamknął usta krytykom.

- Skąd mogły pochodzić takie zarzuty?
- Może taki rodzaj toksycznej miłości z klubem? Bardzo chcieli tego awansu i kiedy coś poszło nie tak, zaczęli szukać teorii spiskowych, nie mających żadnego uzasadnienia w rzeczywistości. To była jednak tylko mała grupka, szukających sensacji fanów, reszta wierzyła w nas od początku do końca. Nawet po feralnym starciu z Chojniczanką podeszliśmy do grupy sympatyków Wisły. Nie denerwowali się. Mieli jasny przekaz: „Panowie, teraz nie poszło, ale nie poddawajcie się, za tydzień wygrajcie z Zawiszą”. Wystarczyło jako forma motywacji pozytywnej.

- Meczem z Zawiszą pokazaliście, że zasługujecie na drugie miejsce w I lidze.
- Nikt nie mógł sobie wymarzyć lepszego zakończenia naszej drogi do Ekstraklasy. Idealne, bajkowe zakończenie. W decydującym meczu pokonaliśmy głównego rywala w walce o awans.

- Świętowanie przebiegło spokojnie czy trwało tak długo, że nie będziecie mieli siły, by dograć sezon do końca?
- (śmiech) Absolutnie nie. To byłaby gruba przesada. Mimo to świętowanie było fajne. Feta na rynku głównym w Płocku z kibicami. Niezapomniane i wzruszające chwile.

- Przedsezonowym celem Wisły był awans?
- Kiedy przychodziłem do klubu, wszyscy mówili o tym, że pierwsze dwa miejsca są realne. Odczuwało się mobilizację. Najpierw głośno mówił o tym prezes, później dołączył się trener, a następnie w swoje możliwości uwierzyli sami zawodnicy. To zdecydowało.

- Jeszcze przed sezonem został pan kapitanem zespołu. Było zaskoczenie?
- Nastąpiły pewne zmiany w drużynie. Odeszło kilku zasłużonych, grających przez dłuższy czas w Wiśle zawodników jak Jacek Góralski czy Paweł Magdoń, co spowodowało, że sztab szkoleniowy musiał wybrać nowego kapitana. Padło na mnie, jako byłego zawodnika klubu i piłkarza z długim stażem na ekstraklasowych boiskach. Dowiedziałem się o tym trochę przed rozpoczęciem sezonu i co miałem zrobić? Odrzucić? Przecież to wielka nobilitacja.

- W związku z tym spadła na pana większa odpowiedzialność?
- Odpowiedzialność złożyła się na całą drużynę. Doszło mi kilka nowych obowiązków, ale to raczej szczegóły. Jako doświadczony zawodnik pewnie i bez opaski musiałbym to robić. Chodzi o motywowanie i zagrzewanie kolegów do walki. W sezonie 2014/15 grałem jeszcze w Ekstraklasie. Kiedy odchodziłem założyłem sobie, że jeszcze tu wrócę. Płock był miejscem idealnym. Każdy znał wagę tego sezonu. Klub o dużej nazwie, świetne warunki, ciekawy skład. Musieliśmy grać o najwyższe cele.

- Poruszmy jeszcze krótko wątek Pogoni - ma pan żal do Czesława Michniewicza, czy zrozumiał już pan jego decyzję?
- Minął rok czasu od momentu, kiedy dowiedziałem się, że żegnam się z Pogonią. Wtedy nie byłem szczęśliwy. Nigdy nie pomyślałbym wówczas, że będę w tym miejscu, w którym aktualnie jestem. Miałem zadrę w sercu i żal do trenera Michniewicza, tym bardziej, że nikt nie podał mi konkretnych przyczyn wykreślenia mnie z drużyny. Szkoleniowiec zrzucił odpowiedzialność na włodarzy, a oni na niego. Zamknięte koło, z którego ostatecznie nie dowiedziałem się niczego. Nie był to raczej elegancki sposób pożegnania z zawodnikiem o tak długim stażu w zespole jaki ja miałem w Pogoni. Nie ma jednak takiego złego, co by na dobre nie wyszło. Ja też wyszedłem na prostą.

- Tęskni pan za Szczecinem?
- Zadomowiłem się tam. Stamtąd pochodzi moja żona, tam urodził się mój synek, tam spędziłem dobrych kilka lat, grając w piłkę.

- Pojawiły się zarzuty, że nie jest pan wystarczająco dynamiczny, by grać w Ekstraklasie…
- Nie spotkałem się z takim słowami. Rozmawiałem z byłymi kolegami z zespołu i ze sztabem szkoleniowym. Nikt mi tego nie powiedział w rozmowie twarzą w twarz. Nie wydaje mi się, żebym odstawał od rywali na boisku pod względem fizycznym. Zobaczymy jak będzie w przyszłym sezonie. Jeśli będę za wolny czy za mało dynamiczny, to po prostu nie będę grał.

- Nie brakowało motywacji, by grać w I lidze na tym samym poziomie, co w Ekstraklasie?
- Musiałem zacisnąć zęby. Wiadomo, że każdy zawodnik chciałby grać w najwyższej klasie rozgrywkowej, ale czasami to nie jest możliwe i wtedy trzeba udowodnić, że nawet w obliczu gry na niższym szczeblu potrafisz dać z siebie wszystko. Poza tym w Wiśle wszystko funkcjonowało jak w szwajcarskim zegarku. Poziom treningów, umiejętności kolegów, organizacja - poziom ekstraklasowy.

- Jaka jest różnica między Ekstraklasą a jej zapleczem?
- Sprawy organizacyjne. Przyjemniej gra się na ładnych, nowych stadionach niż na starych i umiarkowanie przyjemnych wizualnie obiektach przy małej publiczności, a to w I lidze jest normą, w szczególności w meczach z klubami z niższych rejonów tabeli.

- A sam poziom?
- Stawka jest bardziej wyrównana, ale jest też dużo zespołów wyraźnie odstających poziomem od reszty. Mecze z nimi nie są więc zbyt ciekawe. Dopiero starcia liderów ligi  są na dobrym poziomie, który nie odstaje od tego, który prezentują drużyny z elity. W I lidze jest wielu chłopaków o wystarczających umiejętnościach do gry w Ekstraklasie, tylko nie zawsze się ich zauważa.

- Rozegrał pan 27 spotkań na wysokim poziomie - dla 32-latka to niekoniecznie norma.
- Subtelne podkreślenie piłkarsko podeszłego wieku (śmiech). Nie wszystko było idealne. Początek miałem średnio udany. Taka sinusoida. Dobre występy przeplatałem bezbarwnymi, miałem drobne problemy ze zdrowiem. Zresztą tak samo jak cała Wisła. Jesienią straciliśmy niepotrzebnie kilka punktów, co przełożyło się na trochę nerwową końcówkę wiosny. Dopiero, kiedy sezon zaczął się rozkręcać, wygrywaliśmy kolejne spotkania i wylądowaliśmy w czubie tabeli. A później to się potoczyło już z górki. Nie daliśmy sobie wyrwać czołówki. Zawsze mówiliśmy, kiedy było ciężko: „sukces rodzi się w bólach”. Takie myślenie przyniosło pożądany efekt. 

- Po roku wraca pan do Ekstraklasy. Nie boi się pan weryfikacji?
- W żadnym razie. Co ma być, to będzie. Ja jestem dobrej myśli. Mam już 32 lata, czyli do najmłodszych nie należę i przyznaję, że pod niektórymi względami czysto motorycznymi mogę odstawać, ale nadrobię doświadczeniem i ograniem. Pozytywny przykład daje, starszy przecież ode mnie, Rafał Murawski, który jest wyróżniającą się postacią w lidze - strzela gole, asystuje, rozgrywa. Życie piłkarza nie kończy się po trzydziestce, a czasami rozpoczyna się nawet drugie.

- Co oznacza dla Wisły Płock awans do Ekstraklasy?
- To wielkie wyzwanie dla całego klubu. Po dłuższej przerwie Wisła wraca do elity. Włodarze będę musieli odpowiednio kierować organizacją działań zespołu na polu biznesowym i nie zapominać przy tym o pionie sportowym. Natomiast dla nas będzie to świetna przygoda. Możemy osiągnąć sukces. Beniaminkowie z poprzedniego roku wypełnili swoje cele, a Zagłębie nawet z nadwyżką. „Miedziowi” zajęli trzecie miejsce i pokazali naprawdę kawał dobrej piłki. Termalica również spisała się na miarę oczekiwań. Wygrała kilka ważnych spotkań i utrzymała się w Ekstraklasie. My także będziemy celować w spokojne utrzymanie.

- Jacek Kruszewski podkreśla, że w Płocku brakuje zawodników z doświadczeniem w Ekstraklasie. To  może być problem?
- Świeżość nie jest niczym złym. To może być nasz atut. Z całego zespołu chyba ja mam na koncie najwięcej występów w Ekstraklasie, ale nie patrzyłem w metrykę innych chłopaków i nie wiem dokładnie, ilu z nich w ogóle kiedykolwiek miało styczność z najwyższym szczeblem rozgrywkowym. Doświadczenie wcale nie jest takie ważne. Liczy się przebojowość i organizacja gry. Tego nam nie brakuje. Mamy kilkunastu naprawdę dobrych zawodników i mądrego trenera, który potrafi to wszystko ułożyć.

- Chwali pan Marcina Kaczmarka.
- Wywalczyliśmy historyczny awans. Nie mam najmniejszych podstaw do tego, żeby go krytykować. Skutecznie ułożył plan treningowy, dzięki któremu osiągnęliśmy sukces.

- Czy Maksymilian Rogalski jest w stanie być liderem swojej drużyny również w następnym sezonie?
- Trudne pytanie. Zobaczymy jak będzie wyglądać drużyna w przyszłym sezonie. Pewnie dojdzie kilku nowych zawodników. Czy ja będę liderem? W I lidze nie było liderów. Była drużyna, składająca się w jedną całość. Chcę, żeby było tak również w przyszłym roku. 

Follow @jan_mazi


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się