Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: www.2x45.info

Vassiljev na stałe w Polsce? Listkiewicz: Hucpa po warszawsku. Anglik, który kocha polską piłkę

Autor: zebrał Przemysław Michalak
2017-05-02 13:04:13

Wtorkowy przegląd prasy to tak naprawdę zbiór najciekawszych materiałów, które pojawiły się w internecie od niedzieli. Wybraliśmy siedem z dwóch źródeł.

"PRZEGLĄD SPORTOWY"

"Olkowicz prześwietla Bartoszka: Piłkarze wyczują, gdybym ich kitował" 

(...) - Od kiedy chciał pan zostać trenerem?
-Najpierw to ja chciałem zostać piłkarzem. Ale może nie miałem takiego talentu, krótko mówiąc – kopałem się po czole.

-  Gdzie się pan kopał?
- Jako skrzydłowy lub napastnik. Grałem w lidze międzyokręgowej, dziś to byłaby czwarta liga. Pamiętam okresy przygotowawcze, gdy biegaliśmy w nocy po lesie, a ścieżkę oświetlał księżyc odbijający się w śniegu. Opierało się to na bieganiu, sile. Mało mieliśmy do czynienia z piłką. Dokuczały mi kontuzje, bolały stawy i nigdy nie skosztowałem radości z gry. Denerwowałem się też, dlaczego w tym lesie ktoś biegł przede mną i ginął po jakimś czasie, a ja nie dawałem rady. To mnie zastanawiało. Zacząłem sam sobie robić testy i stąd wiedziałem, że trudno mi będzie biegać w górach po śniegu i wytrzymać tempo, skoro jestem typem szybkościowca, a oni wytrzymałościowcami. Bardzo mocno zaangażowałem się w fizjologię, przywiodła mnie do niej ciekawość. Pamiętam, jak po stażu w Lechu kupiłem w klubie przyrząd do pomiaru poziomu laktozy. To była piata liga, ludzie zastanawiali się, co najlepszego ten Bartoszek wymyślił. A ja robiłem testy piłkarzom – nakuwałem ich palce, badałem stężenie kwasu mlekowego i określałem progi, według których mieli ćwiczyć.

- Ma pan wzór w życiu?
- Zawsze był nim ojciec. Mój autorytet.

- Jest pan podobny do niego?
- W kwestii stosunków międzyludzkich. Tata był dobrym menedżerem, do tego bardzo lubianym wykładowcą na uczelni. Miał dobry kontakt ze studentami. Pewne cechy mamy podobne, też staram się budować pozytywne relacje, zrozumienie.

- Wśród haseł jest energia. Skąd jej tyle w panu?
- Najciekawsze, że przed meczem najpierw muszę ją władować w szatnię, a potem jeszcze musi mi starczyć. Po powrocie ze stadionu nie śpię do rana, adrenalina nie pozwala. Po niektórych meczach mam zakwasy w mięśniach. Czuję się, jakby walec mnie przejechał, jakbym zderzył się z pociągiem i jestem rozładowany.

(...) - Pan spojrzy na kolejne hasło.
- Widzę.

- Walka. Pana ulubione?
- Nienawidzę, jak piłkarz nie walczy. Rozumiem słabszą dyspozycję, braki w wyszkoleniu technicznym, ale nie trafia do mnie, jak ktoś olewa mecz. Na początku miałem pretensje do Miguela Palanki, że w meczu dziesięciu goni i broni, a on po stracie piłki nie jest zaangażowany w defensywę. Albo nie wróci, nie zaatakuje przeciwnika. No nie! Albo wszyscy, albo coś jest nie tak. Potrzebuję na boisku jedenastu piłkarzy gotowych na wszystko, a jeśli trzeba, to niech po stracie piłki biorą siekiery i rąbią las. Jeżeli posiadamy piłkę, niech czują radość, będą kreatywni, cieszą się z tego. Ale jak ją tracimy, wtedy robi się problem. Miguel w ostatnich meczach poprawił się, co mnie bardzo cieszy.

Więcej TUTAJ

***

"Vassiljev na stałe w Polsce?"

(...) - Podkreślał pan nie raz, że dobrze czuje się pan w Białymstoku. Bierze pan pod uwagę możliwość ułożenia sobie życia w Polsce?
- A wie pan, że tak? Żona nie ma nic przeciwko temu, a z jej zdaniem bardzo się liczę (śmiech). Rozmawialiśmy na ten temat. Wiele jednak zależy od miejsca mojej pracy.

- Gdyby Jagiellonia zaproponowała panu, trzy–czteroletni kontrakt skusiłby się pan?
- Nie ukrywam, że odpowiadał by mi taki układ czyli związanie się ostatnim, nieco dłuższym kontraktem. Jestem na takim etapie życia, że ważna jest jego stabilność, mówię tu głównie o żonie i dzieciach. Oni pewnie mają dość przeprowadzek, ja siłą rzeczy przyzwyczaiłem się. To od rodziny najwięcej zależy. Mają pewien stres, że znowu trzeba będzie pakować walizki i wyjeżdżać, a przy rozwiązaniu z dłuższą umową i ja i moi najbliżsi mielibyśmy komfort psychiczny. Skupić się wyłącznie na graniu, a nie ponownie pakować się i wywracać życie do góry nogami. Nie mam dwudziestu lat. Ale muszę zaznaczyć, że po sezonie każdy wariant wezmą pod uwagę, także wyjazd gdzieś dalej. Oby było z czego wybierać.

- Załóżmy, że pojawi się oferta z innego, polskiego klubu…
- Wtedy będę myśleć. Nie mówię nie.

Więcej TUTAJ

***

"Jest Anglikiem, mieszka w Polsce i kocha nasz futbol"

- Jak to się stało, że facet z Anglii w ogóle przyjechał do Polski i jeszcze zainteresował się naszym futbolem do tego stopnia, żeby o nim pisać i opowiadać?
Christopher Lash:
- Swoje pierwsze studia skończyłem 15 lat temu i chciałem podróżować. Jak jesteś Anglikiem albo Amerykaninem, to masz możliwość uczenia angielskiego poza swoim krajem. Zrobiłem kurs na nauczyciela i początkowo myślałem, że wyjadę do Hiszpanii. Wtedy jednak było tak, że Hiszpania była w Unii Europejskiej, a na przykład Polska nie, a żeby pracować w krajach starej UE potrzebowałbym doświadczenia. Dlatego łatwiej byłoby w takich krajach jak Słowacja czy właśnie Polska, bo tam potrzebni byli ludzie do nauczania angielskiego. Najpierw mieszkałem półtora roku w Bratysławie, potem chciałem wrócić na studia i zostać w tym regionie, więc wybrałem Kraków i Uniwersytet Jagielloński. Wybrałem kierunek o historii Europy Środkowej prowadzony po angielsku, ale przez półtorej godzinny codziennie uczyliśmy się polskiego. Było mi łatwiej, bo wcześniej poznałem trochę słowackiego. Napisałem pracę magisterską na temat związany z II wojną światową i walkami Polaków z Ukraińcami, sprawy związane z działalnością UPA. Potem wróciłem do Anglii na studia doktorskie i tam napisałem pracę o przesiedleniach Kresowiaków. Znów pojechałem do Polski ze względu na moją ówczesną dziewczynę, znalazłem pracę na uniwersytecie i tak już zostałem.

- Ile lat już łącznie mieszkasz w Polsce?
Christopher Lash:
- Pierwszy raz przyjechałem do Polski w 2003 roku i mieszkałem tu kilka lat. Potem pomieszkałem znowu w Manchesterze i rok w Leicester. Wtedy była tam jeszcze trzecia liga i nie było co oglądać, choć byłem na stadionie. Pamiętam, że poszedłem na mecz z moim ulubionym Reading i wtedy wygraliśmy. To była mocna ekipa Reading, grał tam wtedy Gylfi Sigurdsson. Dziś to świetny piłkarz w Premier League, to wyobraź sobie, jak wyróżniał się w Championship. Widać było, że to będzie gwiazda... Ale wracając do sedna – po roku w Leicester zamieszkałem w Warszawie i od tego czasu nic się nie zmieniło. 

- A jak było z zainteresowaniem polską piłką?
Christopher Lash:
- Zawsze byłem wielkim fanem futbolu i jak w Polsce organizowano Euro 2012 zacząłem pisać na blogu o przygotowaniach do turnieju. Wtedy jeszcze bardziej z podejściem socjologicznym, skupiając się na tym, jak uda wam się przygotować, jacy są ludzie... Pisałem jeszcze z pozycji outsidera. Dziś jestem już pół-insiderem, ale wtedy wiedziałem jeszcze mało. Wiedziałem, że Grzegorz Lato był świetnym piłkarzem i wtedy był prezesem PZPN. Znałem takich piłkarzy jak Robert Lewandowski czy Jakub Błaszczykowski, wcześniej Macieja Żurawskiego i Jacka Krzynówka. O waszej lidze słyszałem tyle, że jest na niskim poziomie, a stadiony są brzydkie i niebezpieczne.

Więcej TUTAJ

***

"Jasmin Burić: Koledzy nazywają mnie studentem"

MACIEJ HENSZEL: - To piąty finał PP z udziałem Lecha, odkąd trafił pan do Poznania. Nie ma pan jednak chyba szczęścia do tych spotkań?
JASMIN BURIĆ:
- Wygralismy w 2009 roku, ale to były moje początki w klubie. Trenowałem z pierwszym zespołem, jednak w ogóle nie dostawałem szans. Występowałem tylko w rezerwach i do Chorzowa nawet nie pojechałem. Pamiętam, że Sławek Peszko strzelił jedynego gola, była radość, ale to wszystko. Nie otrzymałem nawet medalu, dlatego nie czuję się zwycięzcą. Potem w dwóch finałach nie zagrałem, a przed rokiem pojawiłem się w bramce, ale przegraliśmy z Legię 0:1. Uważam jednak, że bliżej triumfu było rok wcześniej, kiedy legioniści zwyciężyli 2:1, ale to my byliśmy znacznie lepsi.

- W pana przypadku chyba najwyższa pora na podniesienie trofeum z boiska, bo nawet przy mistrzostwach Polski tracił pan najważniejsze mecze w końcówkach sezonów 2009/10 i 2014/15 z powodu kontuzji.
- Czy z tego powodu będę odczuwał presję? Spokojnie, nie ma takiej opcji. Ja wiem, że otoczka jest niesamowita, tłumy na trybunach, piękny Stadion Narodowy i tak dalej. Ale ja rozegrałem bardzo dużo ważnych spotkań, skończyłem niedawno 30 lat, więc dam sobie radę. A z tym wygrywaniem na boisku coś faktycznie jest. To fajne uczucie uczestniczyć w takim triumfie, być tam w środku, czuć tę adrenalinę. Zupełnie inne emocje niż w sytuacji, w której przyglądasz się temu wszystkiemu z boku. Oby teraz było mi to w końcu dane. Ale nie lubię gadać przed meczem, że na pewno wygramy. Arka zasługuje na szacunek. Trzeba zachować zimną głowę, wtedy będzie dobrze. 

- We wtorek zagra pan wreszcie jako obywatel polski?
- Jako Polak zostałem zgłoszony do rozgrywek zaraz po odebraniu dokumentu potwierdzającego nadanie przez prezydenta obywatelstwa. Ale dowód osobisty odebrałem faktycznie dopiero kilka dni temu, złożyłem też podanie o paszport. W wyborach mogę już jednak głosować. I zrobię to! Choć jeszcze nie wiem, na kogo postawię. Muszę się trochę rozejrzeć. Obywatelstwo to świetna sprawa, ale nie zapominam skąd pochodzę. Głowę, a przez to temperament, nadal będę miał bośniacką.

Więcej TUTAJ

***

"Janusz Kupcewicz: Sukces z 1979 roku odpowiednio skonsumowaliśmy"


- Nie wracałem razem z całą drużynę. Z trenerem Czesławem Boguszewiczem zostaliśmy zaproszeni do Studia 2 w Polskiej Telewizji. Specjalnie wysłano po nas helikopter z redaktorem Tomaszem Hopferem. Mieliśmy tam wywiady na żywo. Później dołączyliśmy do reszty naszej ekipy w autokarze. Autokar był... bardzo wesoły, nic dziwnego zrobiliśmy wielką rzecz. Sukces był odpowiednio skonsumowany. Wtedy były też inne czasy, piłkarze nie byli tak świadomi jak dziś. Nie mieli takich oporów przed świętowaniem. Chodziliśmy z dumnie wypiętą piersią z zawieszonymi medalami. Byliśmy wówczas wniebowzięci. Duma nas rozpierała. To był wielki sukces Arki i jedyny jak dotąd w historii. Dumę czuję do teraz. Pierwszy moment po sukcesie bardzo smakował. Potem przyszło losowanie europejskich pucharów. Nie cieszyliśmy się gdy los nam sprawił Beroe Stara Zagora. Niestety. Gorzej trafić nie mogliśmy. W tamtym czasie każdy marzył o zachodnim rywalu. Wolałbym jak swego czasu Lechia, grać z Juventusem - opowiada. 

Więcej TUTAJ


"SUPER EXPRESS"

"Darko Jevtić: Wreszcie zdobędziemy PGE Narodowy!"

(...) - Współpraca serbsko-chorwacka z trenerem Bjelicą układa się dobrze?
- Tak. Nieraz podkreślałem, że trener dużo nam daje. Mnie daje też zaufanie i ja staram się odwdzięczać tym samym. Trener znalazł mi ponadto nową pozycję, choć już Jan Urban próbował mnie na lewej stronie.

- Wtedy nie byłeś zadowolony...
- Wciąż uważam, że to nie jest moja pozycja! Ale teraz na tyle dobrze to wychodzi, że nie ma powodu, by to zmieniać. Zaprzyjaźniłem się z tą pozycją i gram już inaczej niż na początku. Po kilku meczach na skrzydle postrzegam grę z innej perspektywy, na pewno czuję się tam coraz lepiej. Coraz częściej działają automatyczne zachowania, staram się dodawać do tego to, co lubię, czyli kreatywność.

Więcej TUTAJ

***

"Michał Listkiewicz: Hucpa po warszawsku"

Ekipa rządząca Warszawą bije rekordy bezczelności. Po wmawianiu nam, że walcząca o prawa lokatorów Joanna Brzeska spaliła się sama, a reprywatyzacja kamienic była zgodna z prawem, ludzie "Bufetowej" dobierają się do sportu. Wiceprezydent Kaznowska w bezczelnym tonie postponuje najstarszy stołeczny klub - Polonię - i twierdzi, że drugi porządny stadion nigdy nie powstanie. Właścicielka miasta czy co?

Więcej TUTAJ


KOMENTARZE

;