Autor zdjęcia: www.2x45.info
Strejlau: Mistrzostwo Legii osłabia wartość naszej ligi. Malarz: Dopiero się rozgrzewam. Dudek: Real silny jak nigdy
W poprzednich latach prasa w pierwszym dniu po zakończeniu sezonu raczej miała niewiele do zaoferowania. Tym razem jest inaczej, od razu pojawiło się sporo dobrej lektury. Wybraliśmy 12 materiałów z trzech źródeł.
"PRZEGLĄD SPORTOWY"
"Droga przez mękę skończyła się w niebie"
(...) Zaczął od treningu, na który piłkarze wyszli w dwóch różnych skarpetach i podczas gry musieli kopać piłkę słabszą nogą. Śmiechu było co niemiara. O to chodziło – Magiera sprawił, że zawodnicy ponownie zaczęli czerpać radość z gry, cieszyli się przyjeżdżając na trening, a rezerwowi nie marudzili, tylko walczyli o miejsce. Trener tak umiejętnie prowadził Legię, że dziś nie ma w niej ani jednego piłkarza, który może się czuć niedoceniony. Przez pierwsze tygodnie przyglądał się zawodnikom: jak zachowują się podczas posiłków, zajęć, w trakcie wychodzenia na trening, kto z kim rozmawia, a kto do kogo się nie odzywa. Tamtą robotę nazwał „pracą u podstaw”, która poszła w dobrym kierunku.
Otoczył się też mądrymi ludźmi. Codziennie rozmawia z Lucjanem Brychczym, legendą klubu, jedyną osobą o której mówi „w moim zespole tylko Pan Lucjan mógłby grać za zasługi”. Fantastyczną rolę spełnia kiedyś kumpel z boiska i linii pomocy Legii, a dziś asystent – Aleksandar Vuković. Jemu Magiera powiedział, żeby był sobą. Hitem internetu stały się pomeczowe filmiki, które pokazywały spontaniczną radość w szatni po zwycięstwach. Motorem napędowym, animatorem i twórcą scenariusza zawsze był Vuković.
Piłkarzom powiedział: „Nie interesuje mnie, co macie napisane nad numerem tylko to, co jest z przodu koszulki – na klatce piersiowej, czyli herb Legii. Najważniejszy jest klub, nazwisko ma tylko pomagać drużynie w odnoszeniu sukcesów. Każdy z was będzie czuł się lepiej po zwycięstwach”. Piłkarze kupili filozofię – do sukcesów, potrzebna jest drużyna. Od tamtej pory Legia wygrała w lidze 20 meczów, pięć zremisował i tylko dwa przegrała.
Więcej TUTAJ
***
"Eksperci: Tytuł dzięki Magierze i Odjidjy-Ofoe"
STEFAN BIAŁAS (były trener Legii i Jagiellonii)
Obronili tytuł dzięki Jackowi Magierze. On odmienił Legię. Widać to było nie tylko w ekstraklasie, ale także w Lidze Mistrzów. Doświadczenie zdobyte w rywalizacji w Europie zaprocentowało w lidze. Na dobre drużynie wyszło też wczesne odpadnięcie z Ligi Europy, dzięki czemu mogła skupić się na ekstraklasie. Szybko odrabiała straty z jesieni. Miała wiodącego piłkarza ligi – Vadisa Odjidje-Ofoe. Co ważne, Legii udało się wywalczyć tytuł, choć sprzedała dwóch napastników.
DARIUSZ DŹWIGAŁA (selekcjoner kadry U-18, U-19)
Wygrała mistrzostwo, bo ma Vadisa Odjidję-Ofoe. To zdecydowanie najlepszy piłkarz w naszej lidze. W meczu Legii z Jagiellonią widać było, ile stołeczny zespół traci przy wyłączeniu Vadisa z gry. Jacek Góralski zrobił to bardzo dobrze, ale reszta zespołów tego nie potrafiła. Dodatkowo muszę wspomnieć o Jacku Magierze. Wie, jak zbudowany jest ten klub od środka i potrafił szybko wyjść z kłopotów.
Więcej TUTAJ
***
"Strejlau: Mistrzostwo Legii osłabia wartość naszej ligi"
(...) - Legia zasłużenie została mistrzem Polski?
Andrzej Strejlau: - To drużyna, która zawsze jest skazana na grę o tytuł. Strata Nemanji Nikolicia i Aleksandara Prijovicia była na pewno odczuwalna. Zespół mimo tego zdobył mistrzostwo, co oczywiście jest ogromnym sukcesem trenera i drużyny, ale jednocześnie osłabia wartość naszej ligi. Innego wniosku niestety być nie może. Dariusz Mioduski wraz ze swoimi najbliższymi współpracownikami musi teraz na spokojnie się zastanowić nad dalszą strategią. Jeżeli ktoś oczekuje, że Legia dalej będzie błyszczała, to może się rozczarować. W tym składzie personalnym, bez wzmocnienia przede wszystkim linii napadu nie będzie miała zbyt dużych szans na sukces w europejskich pucharach. Znowu będziemy musieli się modlić o dobre losowanie.
Więcej TUTAJ
***
"Dziekanowski wybiera hity i kity sezonu"
KITY
1. Niemiecka pogarda dla Bartoszka
Trener, który błyskawicznie odsunął od Korony Kielce widmo spadku z ekstraklasy, nauczył swoich piłkarzy ciekawie grać w piłkę i doprowadził do jednego z wyższych miejsc zajętych w ekstraklasie, po sezonie zostanie zwolniony. Absurd? Mało powiedziane. Brak logiki? Przyznali to nawet nowi niemieccy właściciele. Na tej decyzji na pewno najgorzej wyjdą piłkarze i działacze z Kielc, a nie Bartoszek. Po tak udanym sezonie nie powinien mieć problemu ze znalezieniem sobie pracy w klubie, gdzie będzie szanowany i należycie doceniony. Ciekawe, czy nowy szef Korony Dieter Burdenski taki sam numer zrobiłby w Bundeslidze lub na jej zapleczu? Nie wyobrażam sobie tego. W Kielcach, jak widać, łatwiej robić głupoty.
2. Patologia w Chorzowie
Wydawało się, że czasy drobnych oszustów, którzy podpisują umowy, nie wywiązują się z nich, a następnie za pomocą kreatywnej księgowości usiłują to tuszować, dobiegły już końca. Nasz futbol jest na coraz wyższym poziomie organizacyjnym, ale co jakiś czas działacze przypominają o dawnych, smutnych czasach. W tym sezonie na pierwszy front cwaniactwa wysunęli się działacze z Chorzowa, którzy doprowadzili klub do tak fatalnej sytuacji, że w decydującej fazie uciekł z niego trener-legenda i jeden z najlepszych piłkarzy. Nikomu nie życzę spadku, bo to zawsze dramat dla kibiców i tych mocniej związanych z klubem piłkarzy, ale ktoś z ekstraklasy spaść musiał i dobrze się stało, że był to Ruch. Dla tak zarządzanych firm nie powinno być miejsca w elicie.
Więcej TUTAJ
***
"Barman Malarz, wspinaczka Kuchego... Tak Legia celebrowała tytuł"
(...) Najmocniej świętował Artur Jędrzejczyk. Znany ze swojego poczucia humoru i żartów obrońca jako pierwszy wyszedł z szatni i od razu skierował się do stojących przy hostessach wielkich kufli z piwem. – Jędza, nie teraz, za chwilę – tonował jego radość jeden z członków sztabu szkoleniowego. – Jak za chwile, jak za chwilę? – odpowiedział mu obrońca reprezentacji, po czym złapał kufel i ruszył z nim na murawę, by po chwili znaleźć się na trybunie wraz z kolegami z zespołu.
Po dekoracji za mikrofon złapał Miro Radović. – Nie poddawaj się... ukochana ma, nie poddawaj się, Legio Warszawa! – intonował Serb. Nie było mu dane długo cieszyć się z głosu, po chwili mikrofon zabrał mu Aleksandar Vuković. – Mistrzem Polski jest... Legia Warszawa – asystent Magiery nieco zmodyfikował słowa piosenki kibiców. Za barmana robił w niedzielę Arkadiusz Malarz. Z wielkimi pucharami wypełnionymi zimnym trunkiem radził sobie nie gorzej niż z łapaniem piłek po strzałach ekstraklasowiczów. Bramkarz okrakiem stanął na barierkach i podawał kolegom kilkunastolitrowe kufle z piwem, które ci wylewali na siebie i kibiców, za co absolutnie nikt nie miał pretensji, cały stadion żył chwilą, wszyscy czuli, że dołożyli swoją cegiełkę do tego tytułu.
Nieco mniej cieszyli się piłkarze, którzy grali w tym sezonie mało, lub ci, którzy po rundzie wiosennej opuszczają Warszawę. Vamara Sanogo nie wszedł z drużyną na trybunę i nie odebrał medalu, stał obok Sadam Sulleya i podziwiał radość legionistów. Valeri Kazaiszwili po cichu przemykał między kolegami, Gruzin wie, że Legia nie zapłaci za niego Vitesse dwóch milionów euro i po wakacjach wróci do Holandii. Sam pewnie chciałby zostać, takiej atmosfery i kibiców nie znajdzie nigdzie indziej.
Więcej TUTAJ
***
"Reportaż z Białegostoku. Lepiej być drugim niż czwartym"
(...) Ten mecz idealnie uosabia osoba Piotra Tomasika. W pierwszej połowie grał fatalnie, a w drugiej świetnie. Podobnie jak cała Jagiellonia. Po spotkaniu miał problem z tym, by stwierdzić, czy bardziej się smuci, czy cieszy.
– Byliśmy blisko. Bardzo blisko. Nie wiem, czego nam zabrakło. Może opanowania? A może po prostu koncentracji? W meczu z Legią udało nam się nie stracić gola, a tutaj popełnialiśmy błędy, które nas zgubiły – mówił jeszcze na płycie boiska, a na twarzy było widać wielkie emocje. Po raz kolejny wraca też temat sędziowania. W drugiej połowie sędzia Złotek nie podyktował dla Jagiellonii dwóch karnych, choć obie sytuacje budzą kontrowersje. – Nie chcę się do tego odnosić. Albo dobrze, odniosę się. Moim zdaniem należały nam się dwa rzuty karne. To już kolejny raz, gdy jesteśmy krzywdzeni w tak ważnym momencie – stwierdził Tomasik.
Gdy on i jego koledzy wychodzili na murawę na dekorację, było widać, że z większości piłkarzy już zeszło napięcie. Byli szczęśliwi, chętnie pozowali do zdjęć. – Teraz nasz stan ciężko jest określić, ale jutro na pewno będziemy już potrafili cieszyć się z tego, co zrobiliśmy – mówił Konstantin Vassiliev na konferencji prasowej. Cała sala zaczęła się śmiać, gdy pytania w ojczystym języku zaczął mu zadawać dziennikarz z Estonii. Nastąpiła wymiana zdań z piłkarzem, z której nikt nic nie rozumiał. Z kolei przy sali, w której odbywała się konferencja, ze znajomym rozmawiał Thiago Cionek. – Byli blisko, szkoda. A Lech pokazał to, z czego go pamiętam z gry w ekstraklasie. Już wtedy było tak, że jeśli na sekundę odpuścisz, akurat oni mogą cię błyskawicznie skontrować – komentował grę byłych kolegów reprezentant Polski.
Więcej TUTAJ
***
"Najtrudniejsza robota na świecie? Wziąć Jagiellonię po Probierzu"
- „Jaga bez niego to jak Warszawa bez Pałacu Kultury”, mawiano. I coś w tym jest - pisze po rozgrywkach Lotto Ekstraklasy 2016/17 o trenerze Jagiellonii Białystok Michale Probierzu dziennikarz "Przeglądu Sportowego" Piotr Wołosik.
Do tak znakomitego sezonu jagiellończyków rękę przyłożył nawet... twórca facebooka Mark Zuckerberg. Gdy pod koniec marca 2014 trener Michał Probierz został zwolniony z Lechii Gdańsk, na kilka dni wypisał się z kontaktu ze światem. Wyłączył telefon i udał się w wyłącznie sobie znane miejsce, by przetrawić rozwód z Lechią. W tym czasie Jaga szukała następcy Piotra Stokowca, którego zespół pikował w tabeli. W końcu w gabinetach „błękitnego wieżowca” – siedzibie Jagiellonia padło pytanie: a może nie kombinujmy i dzwońmy po Probierza? Prezes Cezary Kulesza wybrał numer, lecz usłyszał, że abonent jest niedostępny. Kolejne próby – ten sam komunikat. W końcu kumpel Kuleszy – Tomasz Frankowski (zbieżność imienia i nazwiska z piłkarzem przypadkowa) na facebooku napisał prośbę o kontakt z szefem klubu. Następnego dnia Probierz zajrzał na profil.
Więcej TUTAJ
***
"Sędziowie potrzebują VAR, obrońcy wystarczą. Wnioski po tym sezonie"
1. Sędziowie potrzebują VAR-u
Jak powiedział trener Górnika Łęczna Franciszek Smuda jedna ręka spuściła z ligi dwa zespoły. Nieczyste zagranie Rafała Siemaszki w meczu z Ruchem Chorzów (1:1) pozbawiło Niebieskich szans na utrzymanie, a Arce dało jeden punkty, dzięki któremu gdynianie wyprzedzali Górnik. W ostatniej kolejce drużyna Leszka Ojrzyńskiego miała już wszystko w swoich rękach. Jeśli systemem VAR zostanie wprowadzony w przyszłym sezonie, nie będzie już takich problemów. O spadku nie będzie decydowało już cwaniactwo lub przypadek. Rozgrywki staną się bardziej przejrzyste i sprawiedliwe. Praca wszystkich ludzi w nie pójdzie na marne i nie postawi klubu przed sytuacją być albo nie być.
2. Nie potrzeba napastników do obrony mistrzostwa
Legia udowodniła, że obalili wszystkie mity w drodze do mistrzostwa. W rundzie wiosennej grali bez nominalnego napastnika. Bramki zdobywali jej wszyscy zawodnicy, a snajperem na papierze był Miroslav Radović. Nie był tak skuteczny jak Nemanja Nikolić, czy nawet Aleksandar Prijović, lecz nie przeszkadzało to w odnoszeniu wysokich zwycięstw (6:0 z Bruk-Betem). Patrząc na najlepszych strzelców ekstraklasy to tylko warszawiacy nie mają tam swojego reprezentanta. Mimo to zajęli pierwsze miejsce.
Więcej TUTAJ
***
"Dudek: Real Madryt jeszcze nigdy nie był tak silny"
(...) Real Madryt wygląda jak drużyna z innej planety. Królewskim udało się połączyć doświadczenie z młodością, a do tego każdy piłkarz stanowi wartość dodaną. Widać to np. po Marco Asensio, który wszedł z ławki, kreował grę i dobił Juventus, zdobywając bramkę na 4:1. Nie wydaje mi się, aby kiedykolwiek wcześniej kadra Królewskich była tak silna, a na tym pewnie nie koniec. Zdobywanie trofeów wiąże się z presją kolejnych i Florentino Perez najprawdopodobniej będzie chciał jeszcze bardziej wzmocnić zespół. Mnie ciekawi, co stanie się z Garethem Bale'em. Ten gość raczej nie zgodzi się na rolę rezerwowego, ale w finale Isco pokazał, że równie dobrze to on może grać w podstawowej jedenastce Realu.
Więcej TUTAJ
"SUPER EXPRESS"
"Tomasz Iwan: Reprezentacja Polski przekazuje setki tysięcy na pomoc"
(...) Największe zapotrzebowanie jest na koszulki, szczególnie Roberta Lewandowskiego. - Często przekazujemy koszulki na aukcje charytatywne, kadrowicze chętnie składają na nich autografy. Robimy też zbiórki na różne cele. Kiedyś zobaczyłem w telewizji materiał o stowarzyszeniu Tacy Sami, chodzi o rehabilitację niepełnosprawnych dzieci. Zbierali na windę, ale nie było im łatwo. Pogadałem z chłopakami i szybko wysłaliśmy im brakujące 30 tys. Wspieramy też byłych piłkarzy, którzy znaleźli się w potrzebie. Na przykład bramkarza Marka Bębna - mówi Iwan.
- Najtrudniejsze są jednak wizyty w szpitalach. Nieraz w nocy, o 2 czy 3, po meczu, nasi gracze pojawiają się na oddziale dziecięcej onkologii. To bardzo obciążające psychicznie, bo każdy jest wrażliwy na takie historie, jednak wiemy, że dla małych pacjentów wizyta idola ma ogromne znaczenie - zapewnia Iwan. Z pomocy kadrowiczów korzystają też seniorzy.
Więcej TUTAJ
***
"Jerzy Dudek: Miejsce Grosickiego jest w Premier League"
"Super Express": - Kto z naszych piłkarzy zasłużył na najwyższą notę?
Jerzy Dudek: - Grosicki. Gdy trafił do Hull, mówiłem, że to dobra okazja dla niego, aby zaistnieć na Wyspach. Nie zmarnował szansy, wypromował się. Zauważono i doceniono jego zalety: akcje, szybkość, umiejętność gry 1 na 1. Pokazał, że jest w stanie udźwignąć ciężar. Widzę go nadal w Premier League, byłby wzmocnieniem dla wielu klubów.
- Na zaskakująco wysokim, dziewiątym miejscu finiszował Bournemouth z Arturem Borucem w bramce.
- W nagrodę klub przedłużył z nim kontrakt. Świadczy to o tym, że Artur wykonał robotę bardzo dobrze. Nie popełniał błędów, zdarzało mu się błysnąć. To, że nie będzie grał w reprezentacji Polski, powinno mu pomóc. Będzie miał więcej czasu na regenerację. Ale dostrzegam też minus tej sytuacji. Gdy jesteś w drużynie narodowej, to cały czas się mobilizujesz, wiesz, że musisz być gotowy.
Więcej TUTAJ
***
"Arkadiusz Malarz: Nie patrzcie w moją metrykę, ja się dopiero rozgrzewam!"
(...) - Którą to już młodość przeżywasz?
- Mimo że mam 36 lat to w środku czuję się na jakieś 28. Tak też się zachowuję. Nie chciałbym żeby kibice patrzyli w moją metrykę, tylko na to co prezentuję na boisku. Powiem krótko, ja się dopiero rozgrzewam.
- Czego dowodzą 572 minuty bez straconej bramki.
- To tylko statystyki. Oglądałem w sobotę finał Ligi Mistrzów i tak sobie patrzyłem na tego Ronaldo i pomyślałem „kurde, strzelił dwie bramki Buffonowi, a mi żadnej”. To była dla mnie taka mała satysfakcja. Chcemy tam zagrać po raz kolejny. Mistrzostwo zdobyliśmy, teraz czas na Ligę Mistrzów.
Więcej TUTAJ