Autor zdjęcia: gieksainfo.pl
GKS Katowice nie awansował do Ekstraklasy z 10 powodów
GKS Katowice już po raz dziesiąty nie awansował do Ekstraklasy. Tym razem walczył najdłużej, bo czysto matematycznie aż do ostatniej kolejki. Zapraszam na moje podsumowanie, dlaczego znowu nie udało się awansować. Każdy z poniższych punktów mógłbym obszernie rozwinąć, ale uznałem, że na portalu ogólnopolskim nie będą Państwa interesować szczegóły. Te zostawię na strony związane stricte z GKS-em Katowice. Kolejność zupełnie przypadkowa, bo nie da się jednoznacznie ocenić, co miało największy wpływ na ostateczną klęskę.
Brak lidera
W GieKSie zdecydowanie brakowało lidera. Nie był nim kapitan Grzegorz Goncerz. Ba, noszenie przez niego opaski, było uzasadnieniem dla trenera Jerzego Brzęczka, by dawać popularnemu „Gonzo” kolejne szanse, co odbijało się na wynikach drużyny. Goncerz dużo biegał, ale często było to bezproduktywne. Goncerz dużo walczył, ale bardzo często kończyło się to faulami. Były spotkania, gdy wydawało się, że za bardzo chce, ale nogi nie nadążają za głową (i na odwrót). Liderem nie był także Tomasz Foszmańczyk. Miał udane występy, ale przeplatał je słabymi. Często brał na siebie ciężar rozgrywania, ale zazwyczaj kończyło się to bezproduktywnym holowaniem piłki. Liderem może i mógłby być Mateusz Kamiński, ale do tej roli się nie kwapił, a inny doświadczony zawodnik Łukasz Pielorz grywał jedynie ogony. Zdecydowanie brakowało piłkarza, którego jakość gry pociągnęłaby całą drużynę do przodu.
Dziwne wybory trenera
Jerzy Brzęczek dokonywał wiele dziwnych wyborów, których nie broniła logika oraz poprzednie spotkania. Potrafił desygnować na boisko zawodnika, na którego długo nie stawiał, a następnie, po dwóch dobrych spotkaniach w jego wykonaniu, wystawić innego. Brakowało w kadrze stabilizacji. Brzęczek ciągle szukał optymalnego rozwiązania, ale niestety bardzo często przeoczał te najbardziej oczywiste. Wszyscy kibice widzieli np. że największy pożytek z Tomasza Foszmańczyka jest na środku, a trener Brzęczek uparcie wystawiał go na prawej stronie. Zbytnie rotowanie składem może i sprawdza się wśród drużyn, które rozgrywają dużo meczów i kadrę mają szeroką, ale na pewno nie w Katowicach, gdzie trudno znaleźć jedenastu klasowych piłkarzy.
Brak charakternego zawodnika
W drużynie brakowało charakternego zawodnika. Niekoniecznie dobrego piłkarsko, ale po prostu trzymającego szatnię w ryzach. Nie było żadnego piłkarza, który po porażkach potrafiłby rozwalić szafki, zjechać z góry na dół odpuszczających kolegów czy nawet komuś przywalić. Takie sytuacje zdarzają się w wielu klubach i czasem są oczyszczające. W Katowicach tego nie było. Nie było zawodnika, który kazałby zejść swoim kolegom z murawy po meczu w Grudziądzu, a nie robić ironiczne tańce zwycięstwa po fatalnie przegranym sezonie. Niestety w GieKSie mamy z tym duży problem od lat – ostatnimi charakternymi piłkarzami byli Wojciech Trochim i Adrian Napierała. Zdecydowanie zabrakło takiego boiskowego skurwiela, u którego ambicja wyprzedza wszystko inne (często łącznie z umiejętnościami).
Nieumiejętność zarządzania porażką i reagowania na niepowodzenia
Piłkarze GieKSy grali zazwyczaj swoje do momentu pierwszego niepowodzenia. Czasem była to stracona bramka, innym razem kilka nieudanych ataków, a zdarzało się też, że zmiana wynikała z przejmowania przez rywala inicjatywy. Wtedy w łeb brał przygotowany wcześniej plan, wkradała się nerwowość i zazwyczaj kończyło się tragicznie. Problemem było także reagowanie na porażki w całym spotkaniu i nieumiejętność podejścia do kolejnego meczu z „czystą” głową. Nie wiem, kto jest winny – może trener, że nie umiał do zawodników dotrzeć, może oni sami, a może po prostu brak psychologa, o którym na Bukowej mówi się od dawna.
Fatalna wiosna
Przyczyną braku awansu na pewno była fatalna wiosna w wykonaniu piłkarzy GKS Katowice. W tabeli za rok 2017 GieKSa uplasowała się dopiero na dwunastym miejscu i zgromadziła 19 punktów w 15 spotkaniach. Mało tego – przy Bukowej bilans z rundy wiosennej wynosi 1-2-4.
Tragiczny bilans z czołówką
GKS Katowice ma fatalny bilans z czołówką ligi. O awans biło się w tym sezonie dziewięć drużyn, z którymi GKS rozegrał 16 spotkań. Wygrał cztery, pięć razy remisował i aż siedem przegrał. W tabeli drużyn z miejsc 1-9 katowiczanie zajmowaliby przedostatnie miejsce. Siłą GieKSy było wygrywanie ze słabymi zespołami, ale i to zepsuło się w końcówce sezonu – porażka z MKS-em Kluczbork i zaledwie remis z Bytovią Bytów chluby nie przynoszą. Problem fatalnych wyników z mocnymi drużynami dotyka GKS od dawna. Warto wspomnieć tutaj o bilansie rodem z San Marino: 1 wygrana, 1 remis i 21 porażek (bramki 5:41) – taki bilans ma GKS Katowice w wyjazdowych spotkaniach z drużynami, które przez ostatnie 10 lat awansowały z pierwszej ligi do Ekstraklasy.
Zagłaskanie piłkarzy przez trenera
Trener Jerzy Brzęczek wielokrotnie wstawiał się za piłkarzami. Nigdy nie usłyszeliśmy z jego ust słów krytyki do żadnego gracza lub nawet całej drużyny. Na spotkaniu z kibicami trener wspominał, że taki jest styl jego pracy, by ściągać z piłkarzy presję. I może to byłaby dobra metoda, gdyby trener winę brał na siebie, ale on zamiast krytyki… wołał po każdym meczu chwalić swoich piłkarzy. Dochodziło do kuriozalnych sytuacji, że trener dziękował piłkarzom za walkę, zaangażowanie, a porażki upatrywał w pechu. Niestety pod koniec sezonu okazało się, że przesadził (lub za zamkniętymi drzwiami także nie umiał ich skrytykować), bo piłkarze uwierzyli w swoją wielkość i np. Krzysztof Wołkowicz po słabym meczu w Zabrzu powiedział, że GKS gra najlepszą piłkę w lidze.
Słaba zima
Daleki jestem od szukania winy w przygotowaniu fizycznym zawodników do rundy wiosennej, ale na pewno nie była to najlepiej (choć też nie najgorzej) przepracowana zima w ostatnich latach przy Bukowej. Na słabą zimę składają się także transfery, które poza Kamilem Jóźwiakiem (nie do końca dobrze wykorzystanym przez trenera Brzęczka) okazały się niewypałami. Z powodu limitu obcokrajowców spoza Unii Europejskiej za wiele nie pograł Armin Cerimagić, a jak już wchodził na boisko, to bywało różnie. Tomasz Wisio okazał się złym wyborem, a na jego konto można zapisać kilka straconych bramek. Natomiast Igor Sapała stał się uzupełnieniem składu i za dwa lata nikt nie będzie pamiętać, że kiedykolwiek grał przy Bukowej. Łatwo oceniać po czasie, ale wydaje się, że wystarczyło sprowadzić jedynie Jóźwiaka jako wzmocnienie na pozycji młodzieżowca.
Brak stylu Jerzego Brzęczka
Jerzy Brzęczek był bardzo dobrym piłkarzem, wielokrotnym reprezentantem Polski. Jako trener zaczynał od kompletnego zera i musiał się wszystkiego nauczyć. I niestety chyba ta nauka idzie mu dość topornie. Brzęczek podpatruje innych szkoleniowców, czerpie wzorce zachowania od innych trenerów i to samo w sobie jest dobre, ale on obserwuje ich w złym momencie kariery. To jak młody przedsiębiorca wpatrzony w najbogatszych i starających się ich naśladować, ale nie wtedy, gdy ci się dorabiali, a teraz, gdy są bogaci.
Brzęczek zobaczył, że Probierz miał pretensje do kibiców i próbował skopiować to samo kilka dni później, ale wyszło karykaturalnie, a o mało co nie skończyło się to dla niego tragicznie. Brzęczek obserwuje trenerów, którzy wyciągają w trakcie meczu jokera i… postanawia wpuścić na boisko w Zabrzu Krzysztofa Wołkowicza. Mało tego! W następnym meczu robi to samo – tak jakby chciał udowodnić, że się nie mylił. Najlepszym podsumowaniem braku stylu była zwykła ucieczka po dymisji — przed dziennikarzami, kibicami, a nawet piłkarzami. Trener nawet nie podziękował za świetne warunki, jakie stworzył mu zarząd i pozostali pracownicy. Wielki piłkarz i słaby trener – zdarza się. Nie każdy jednak rozczarowuje także jako człowiek.
Brak odpowiedzialności
Żaden piłkarz GKS Katowice nie brał na siebie odpowiedzialności. W pewnym momencie każdy grał na alibi, czyli tak by niczego nie zepsuć. Najczęściej piłka trafiała wtedy do Tomasza Foszmańczyka i kończyła się holowaniem, za którym nie nadążała reszta drużyny. Napisałem niedawno, że GKS miał cztery, następujące po sobie problemy w całym sezonie. Najpierw był to problem ze skutecznością, bo drużyna stwarzała sobie dużo okazji, ale strzelała mało bramek. Następnie z ostatnim podaniem, przedostatnim podaniem i ostatecznie... ze wszystkim. Z meczu na mecz było gorzej, a brało się to głównie z tego, że nikt nie wziął na swoje barki odpowiedzialności. Nie było lidera, nie było charyzmatycznego zawodnika, nie było trenera umiejącego wstrząsnąć drużyną. Nie było niczego i skończyło się niczym.
***
Większość kibiców dopisałaby na pewno jedenasty powód, który u wielu znalazłby się na pierwszym miejscu: „Brak zwolnienia trenera Jerzego Brzęczka”. Ja się z tym nie zgadzam. Oczywiście, ostatecznie okazało się, że Brzęczek nie nadaje się na szkoleniowca w Katowicach. Ba, symptomy tego były dużo wcześniej, ale… nie było dobrego momentu na zwolnienie. Po kompromitacjach przychodziły szybko rehabilitacje, a ślamazarne tempo punktowania innych drużyn pracowało na rzecz trenera. Wiele osób za przykład na to, że można dokonać zmiany, podaje Chojniczankę Chojnice i Zagłębie Sosnowiec. Ostatecznie jednak do Ekstraklasy awansowały drużyny, które trenera nie zmieniły – Sandecja Nowy Sącz i Górnik Zabrze. W Zabrzu mieli dużo większe podstawy do zwolnienia Marcina Brosza niż w Katowicach Brzęczka. Jakby GieKSa zmieniła trenera, a ten mimo wszystko nie awansował, to na pewno u wielu osób pojawiłby się jedenasty punkt, ale wtedy brzmiałby: „Zwolnienie trenera Brzęczka”.
***
Na zakończenie żart, który jest dobrą puentą moich rozważań.
Andrzej miał grubego i starego jamnika. Pewnego dnia ten jamnik przychodzi do niego i mówi:
- Słuchaj Andrzej, weź mnie wystaw na wyścigi chartów.
Zdziwiony patrzy na jamnika...
- No stary, weź mnie wystaw, wygram.
Gościu myśli: kurde, zwariowałem, jamnik do mnie gada...
- Zaufaj mi, mówię ci, wygram na bank. No uwierz we mnie.
W końcu po paru przemyśleniach doszedł do wniosku, że skoro jamnik do niego gada to musi być wyjątkowy, wiec postawił na niego wszystkie oszczędności i dom w hipotekę.
Przyszedł dzień wyścigu.
Charty popędziły do przodu, zostawiając skundlonego jamnika w tyle.
Kiedy charty dobiegły do mety, jamnik po przeczłapaniu kilku metrów rozpłaszczył się zasapany na ziemi.
Facet wkurzony na maksa podbiega do swojego jamnika i pyta:
- Jamnik!? Co się do cholery stało?
- Nie wiem, Andrzej, naprawdę nie wiem…