Autor zdjęcia: Patryk Zajega Images
Mateusz Szwoch dla 2x45: Nie każdy jest wystarczająco dobry na Legię, potrafię przyjąć to do wiadomości
Mateusz Szwoch powrót do Arki Gdynia rozpoczął od asysty w pucharowym meczu ze Śląskiem Wrocław. 24-letni pomocnik nie ukrywa, że etap kariery związany z Legią Warszawa raczej został zamknięty, ale nie szuka winnych dookoła. - Byłem w Legii, trenowałem, nikt nie bronił mi pokazać się z lepszej strony i przebić do składu. Bardzo tego chciałem, a że się nie udało... To jednak o czymś świadczy - trzeźwo ocenia sytuację Szwoch w rozmowie z www.2x45.info.
Przemysław Michalak (www.2x45.info): - Nieźle się wprowadziłeś do Arki. Pierwszy mecz po powrocie i od razu takie emocje: od 0:2 do 4:2 ze Śląskiem Wrocław.
Mateusz Szwoch: - No działo się sporo, ale trudno mówić o historycznej rzeczy, takie rzeczy w piłce nie są aż taką rzadkością. Bez wątpienia jednak wygrana w takich okolicznościach wzmocni nas wszystkich mentalnie i jeszcze bardziej popchnie do przodu. Oby ten zespół nadal funkcjonował jak teraz, wtedy na pewno będzie dobrze.
- Dla ciebie najważniejsze, że miałeś w to spory wkład: asysta przy pierwszym golu, udział przy drugim. Nie patrzyłeś z boku i nie biłeś braw kolegom.
- Tak, to cieszy. Każdy, kto zagrał, jakąś cegiełkę do tego zwycięstwa dorzucił. Nie patrzmy tylko na tych, którzy dają liczby w ofensywie. Koledzy z obrony też wykonali świetną robotę, choć dużo trudniej to zauważyć. Cały zespół zagrał dobrze i to najważniejsze.
- Naprawdę nie było chwil zwątpienia, gdy w 42. i 43. minucie straciliście gole? Łatwo tak powiedzieć, gdy się ostatecznie wygrało...
- Przede wszystkim mieliśmy świadomość, że pierwsza połowa wcale nie była taka zła w naszym wykonaniu. Moim zdaniem nawet wtedy byliśmy lepszą drużyną niż Śląsk, nieźle operowaliśmy piłką, dlatego w przerwie byliśmy przekonani, że odrobienie tych strat to nie jest jakaś misja niemożliwa - zwłaszcza jeśli w miarę szybko strzelimy pierwszego gola. Wiara w siebie zatem była, co nie znaczy, że gdzieś z tyłu głowy nie siedziało to, że generalnie ciężko odrabia się dwubramkową stratę. Nikt chyba nie powie, że przy takim wyniku jest nadal pewny zwycięstwa, ale zachowaliśmy optymizm i było to widać na boisku.
- To teraz pozostaje wam przełożyć postawę z meczów pucharowych na Ekstraklasę, bo w niej oglądamy zupełnie inny, mniej efektowny zespół.
- Trochę tak to wygląda, tyle że dla nas Liga Europy już się skończyła. Nie było mnie na tym etapie w Arce, zakładam jednak, że wszystko w klubie na początku sezonu było ustawione pod europejskie puchary. Drużyna powalczyła, ale niestety odpadła i zostaje nam krajowe podwórko. Teraz liga znów staje się najważniejsza.
- Kiedy stało się jasne, że znów będziesz musiał odejść z Legii?
- Chyba dwa dni przed przyjazdem na pierwszy trening do Gdyni dowiedziałem się, że jednak muszę poszukać szczęścia na wypożyczeniu. W zasadzie z miejsca dogadałem się z Arką, poszło błyskawicznie.
- Czyli brałeś pod uwagę tylko ten wariant?
- Nie powiem, że nie patrzyłem zupełnie na inne kierunki. Jakieś sygnały się pojawiały, ale od początku Arka była najbardziej konkretna. Zawsze było mi z nią po drodze, dlatego postanowiłem nie kombinować i wrócić do miejsca, w którym bardzo dobrze się czułem.
- Kolejna nieudana próba przebicia się do składu Legii mocno cię rozczarowała, czy liczyłeś się z tym?
- Liczyłem się z tym. Oczywiście wracałem z nadzieją, że może tym razem się uda, ale nie traktuję tego jako wielkiej porażki czy rozczarowania. Trochę była to dla mnie weryfikacja, jednak życie toczy się dalej. Będę walczył, żeby grać coraz lepiej i zobaczymy, co z tego wyniknie.
- Wyczuwam w twoich słowach, że sam masz przekonanie, iż zasłużenie odchodzisz z Legii.
- Do nikogo nie mam pretensji. Nie będę się tłumaczył, że ktoś mnie nie lubił czy coś takiego. Dostałem kilka szans, mogłem je lepiej wykorzystać. Nie dałem trenerom jakiegoś super sygnału, więc żal mogę mieć tylko do siebie. Ale tak jak mówię: nie jestem tym faktem załamany, świat mi się nie zawalił. Nie każdy ma na tyle umiejętności, żeby grać w pierwszym składzie Legii i potrafię przyjąć to do wiadomości.
- Czyli stwierdzenie, że na ten moment jesteś za słaby na Legię nie stanowi dla ciebie ujmy?
- No nie. Nie ma co owijać w bawełnę: byłem w Legii, trenowałem, nikt nie bronił mi pokazać się z lepszej strony i przebić do składu. Bardzo tego chciałem, a że się nie udało... To jednak o czymś świadczy.
- Teraz zweryfikował cię głównie pełny występ w Zabrzu, bo wcześniej dostałeś tylko po pół godziny w Superpucharze Polski z Arką i eliminacjach Ligi Mistrzów z IFK Mariehamn.
- Zgadza się, to była moja największa szansa, żeby się pokazać. Niestety, przegraliśmy w słabym stylu i trudno było o jakiekolwiek pozytywy - również co do mnie.
- Po tym meczu czułeś, że szansa przepadła, czy jeszcze miałeś nadzieję?
- Trochę czułem, że to mogła być jedna z najważniejszych weryfikacji, choć liczyłem, że jeszcze coś zagram. Nie udało się, trudno. Ten etap w życiu zamykam i mam nadzieję, że teraz będzie lepiej.
- Odbyłeś pożegnalną rozmowę z Jackiem Magierą?
- Tak, porozmawialiśmy w ostatni dzień, wcześniej też regularnie były rozmowy. Nie mogę narzekać na komunikację z trenerem, będę go wspominał pozytywnie. Życzę mu, żeby odnosił sukcesy z Legią i został w niej jak najdłużej.
- Trudno zakładać, żebyś jeszcze zagrał w Legii, skoro kontrakt wygasa ci za rok, gdy kończy się wypożyczenie do Arki...
- Wiadomo, nigdy nie mów nigdy - zwłaszcza w piłce - ale wygląda na to, że ten etap zamknąłem. Zobaczymy. Może rozegram bardzo dobry sezon i jeszcze przejdę do Legii albo innego klubu walczącego o najwyższe cele. Życie pisze różne scenariusze.
- Nie chcę się czepiać, ale nadal od 10 maja 2016 roku bije ci licznik bez gola z akcji...
- Licznik bije, ale zbytnio się tym nie przejmuję. Tylko bym sobie zaszkodził, gdybym co tydzień liczył te minuty. Każdy chce zdobywać bramki, to oczywiste, jednak nie tylko o tym muszę myśleć na boisku. Kiedyś się w końcu przełamię, to kwestia czasu.
- Z drugiej strony, jeśli będziesz regularnie asystował, to nawet bez goli się wybronisz.
- Pewnie tak. Dla mnie najważniejsze jest teraz utrzymanie wysokiego, równego poziomu, żeby była powtarzalność w grze. Wtedy konkrety w ofensywie same przyjdą, będą naturalną konsekwencją.
- Wziąłbyś w ciemno kilkanaście asyst w tym sezonie, ale bez bramki?
- Nie wiem. Nie zastanawiałem się w takich kategoriach, poza tym nigdy przed sezonem nie stawiam sobie jakichś celów odnośnie goli czy asyst. Po prostu chcę wycisnąć jak najwięcej. Raz brakuje trochę szczęścia, innym razem trochę umiejętności, ale jestem spokojny. Jeszcze postrzelam.
- Zdobycie Pucharu i Superpucharu Polski oraz niezłe mecze w europejskich pucharach sprawiają, że oczekiwania w zespole rosną, że waszą powinnością jest już coś innego niż wcześniej?
- Naszą główną powinnością nadal jest utrzymanie w Ekstraklasie, ale podobnie jak w zeszłym sezonie, będziemy szukali okazji do czegoś więcej. Chcemy awansować do pierwszej ósemki i to coś najzupełniej wykonalnego. Jeżeli w siebie wierzysz, w zasadzie nie ma rzeczy nie do zrobienia w piłce, zwłaszcza że my już na własnej skórze przekonaliśmy się, że nie są to puste słowa. Zapewniam, że nikt nie zadowoli się czternastym miejscem i samym faktem pozostania w lidze.
rozmawiał Przemysław Michalak