Autor zdjęcia:
Takie kobiety pracują w polskim futbolu! Małgorzata Sanetra dla 2x45: Rzeczy wokół boiska ważniejsze niż boisko
W polskiej piłce nie brakuje pięknych kobiet i wcale nie mamy na myśli żon czy partnerek piłkarzy. W klubach nieraz pracują panie, którym nie poskąpiono urody, a które jednocześnie mogą wyróżniać się kompetencjami. Małgorzata Sanetra z Podbeskidzia bez wątpienia jest jedną z nich. - O piłce rozmawiam głównie z dziewczynami z biura. Mężczyźni jakoś tak mają, że z kobietami o sporcie za bardzo rozmawiać nie chcą, a ja też nie mam takiej potrzeby - mówi event manager "Górali" w wywiadzie dla www.2x45.info.
Michał Jurek (www.2x45.info): - W ostatnim czasie cieszysz się chyba sporym zainteresowaniem ze strony mediów...
Małgorzata Sanetra: - Nie widzę różnicy kiedyś a teraz, ale mój wywiad z Mateuszem Adamczykiem dla 1liga.org uruchomił tę machinę jeszcze bardziej. Przez to liczba obserwujących na Twitterze dość mocno wzrosła, a w ostatnim czasie kilka redakcji zgłosiło się do mnie, aby porozmawiać.
- Uważasz, że miał na to wpływ głośny tweet Zbigniewa Bońka? Wówczas na prezesa poszła dość spora fala krytyki, ale… może to spowodowało, że kobiety zaczęto bardziej dostrzegać i doceniać w tym – głównie – męskim środowisku.
- Na dostrzeganie i docenianie mnie nie mogę narzekać ani teraz, ani wtedy. W tej kwestii nie widzę większej różnicy. Natomiast co do tej afery, która powstała, to moim zdaniem nie powinna mieć ona miejsca. Zostało powiedziane za kilka zdań za dużo na ten temat od różnych osób. Nie było to potrzebne, ale też nie było na tyle straszne, aby dalej o tym mówić.
- Jak jest z tobą? Można pogadać o piłce, czy jednak odcinasz się od tego tematu i skupiasz na pracy?
- To jest trochę śmieszna sytuacja... Jak jestem w pracy, to z dziewczynami w biurze rozmawiamy na temat gry naszych zawodników, ale z kolegami już nie za bardzo. Mężczyźni jakoś tak mają, że z kobietami o sporcie za bardzo rozmawiać nie chcą. Ja oczywiście mogę i nie mam z tym problemu, ale – szczerze mówiąc – nie mam też takiej potrzeby.
- Czytając różne wywiady z partnerkami życiowymi piłkarzy, można wywnioskować, że oglądają one mecze, ale większego zainteresowania nie okazują. Zdarzają się jednak też kobiety z wiedzą większą niż u niejednego zaangażowanego kibica. Też tak masz?
- Oglądam wszystkie mecze Podbeskidzia i reprezentacji Polski. Jeżdżę też na inne stadiony, jednak nie z powodu tego, co dzieje się na boisku, lecz wokół niego. Chodzi o marketing, business club, catering czy wolontariat. Chcę uczyć się od najlepszych. Dlatego zawsze staram się podglądać i obserwować, jak robią to w innych klubach. Z tych lekcji staram się wyciągnąć to co najlepsze. Bardzo dużą wagę zwracam także na te aspekty negatywne, aby u nas one się nie pojawiły. Jestem wkręcona w to, co jest wokół meczu.
- Ale wiesz, kiedy jest spalony?
- A mam ci skopiować całą definicję z Wikipedii? Zapewne nie będziesz chciał, więc odpowiedz sobie sam na to pytanie (śmiech).
- Rzecz jasna żartowałem. Zdarzyło ci się kiedyś tłumaczyć koledze, co to w zasadzie jest?
- Koledze akurat nie. Jednak mojemu 8-letniemu chrześniakowi już tak.
- Sama kiedyś próbowałaś grać w piłkę?
- Gram z dziećmi w przedszkolach i szkołach. Wszystko w ramach akcji „Od najmłodszych lat”, które organizujemy jako klub.
- Wracając do twojej pracy, jak w ogóle pojawiła się oferta pracy w Podbeskidziu?
- Współpraca z klubem trwa już od kilku lat. Zaczęło się sześć lat temu, kiedy obsługiwałam klub jako zewnętrzna agencja eventowa. Później miałam rok przerwy i od trzech lat jestem na stałe w klubie na stanowisku event managera. Po wejściu do Ekstraklasy marketing się rozrósł i trzeba było mieć kogoś w takiej roli na stałe. Wybór padł na mnie i ogromnie się z tego cieszę.
- Początki były trudne? Nie zdarzało się tak, że piłkarze patrzyli na ciebie krzywo?
- Kompletnie nie, już kiedyś w innym wywiadzie o tym wspominałam. Może dlatego, że akurat to stanowisko jest normalne dla kobiety. Początki były super. Ekstraklasa, dużo kibiców, no i stadion w budowie. Działo się bardzo dużo. Wtedy była pełna ekscytacja, która trwa do dziś.
- Zapewne przez ten czas stałaś się rozpoznawalna lokalnie, wśród kibiców...
- Przez jakiś czas zajmowałam się w klubie lifestylową stroną naszej telewizji i prowadziłam różnego typu wywiady. Kibice mnie kojarzą, bo dla kibiców jesteśmy. Większość eventów, które organizujemy, są właśnie dla nich. Spotykamy się, rozmawiamy. Wiele razy ktoś do mnie podejdzie, np. w sklepie i porozmawia czy zada jakieś pytanie. Są to miłe sytuacje.
- Jeśli się mylę, to mnie popraw, ale chyba kiedyś próbowałaś swoich sił w dziennikarstwie?
- Nie próbowałam, ale z wykształcenia nim jestem. Mieliśmy po prostu taki pomysł, aby pokazać klub od innej strony, bardziej lifestylowo. Dlatego powstały różne cykle i rozmowy np. z partnerkami naszych zawodników.
- W Podbeskidziu zajmujesz się marketingiem, czyli – jakby nie patrzeć – zakres obowiązków jest duży. Dajesz sobie z tym radę?
- Dokładniej mówiąc, odpowiadam za dział eventów, czyli wszystkie akcje marketingowe i sprzedażowe. Tworzę i realizuję działania, które mają na celu rozpromowanie klubu w różnych miejscach: przedszkola, szkoły, imprezy sportowe, charytatywne itp. Odpowiadam również za spotkania Podbeskidzie Business Club, czyli spotkania naszych sponsorów i partnerów. Zależy nam na stałym kontakcie z nimi, dlatego organizujemy różnego typu lunche i imprezy integracyjne.
- Ostatnio mówiłaś też o swoim " super teamie".
- Tak, bo nie robię tego wszystkiego sama. „Ważniejsza jest droga niż dotarcie do celu”. To moje życiowe motto, którym się kieruję. Dodatkowo spotkałam świetnych ludzi, którzy tą drogą ze mną idą. Niestety, kilka osób już skręciło w inną „ulicę”, ale były to osoby, dzięki którym jestem tu, gdzie jestem. Wielkie doświadczenie godziny rozmów i setki wiadomości. Jestem im za to bardzo wdzięczna i mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy i stworzymy coś wielkiego!
- Największe wyzwanie do tej pory?
- Największym wyzwaniem był spadek z Ekstraklasy do I ligi. Po końcowym gwizdku sędziego meczu z Wisłą Kraków moja pierwsza myśl zmierzała w kierunku tego, co będzie dalej? Co z kibicami, drużyną, pracownikami i sponsorami… Po tym, jak zgasły światła, ja cały czas siedziałam na trybunie i wpatrywałam się w murawę. Na szczęście szybko się wszystko wyjaśniło. Kibice są, pracownicy również, drużyna walczy o awans, a sponsorów coraz więcej.
- Każdy chce iść do przodu. W razie lepszej oferty, zdecydowanie ją odrzucisz?
- Pomidor.
- A przypuśćmy, że pojawia się szansa praca w topowym polskim klubie, to jednak zostajesz wierna Podbeskidziu? No i tym razem odpowiedź „pomidor” nie wchodzi w grę.
- Życie samo pokaże co będzie. „Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, powiedz mu o swoich planach". Dziś jestem tu, ale jutro mogę być po drugiej stronie Polski. Ostatnie zdarzenia w moim życiu pokazały, że trzeba żyć chwilą, łapać każdy dzień tu i teraz. Nie wiemy, co nas spotka. Ale wszystko już jest zaplanowane tam na górze i ja w to wierzę.
- Praca w tej branży jest lekka i przyjemna?
- Przede wszystkim jest absorbująca i pasjonująca zarazem. Nie ma nic piękniejszego niż możliwość brania udziału w tworzeniu widowiska, który opiera się na emocjach. Oczywiście te emocje nie zawsze są pozytywne, bo jest wiele smutku. Pierwszy przykład to przegrany mecz, ale szukając pozytywnych stron, praca z tymi ludźmi na co dzień to czysta przyjemność. W tym wszystkim musi też być pasja, do tego, co robimy. Bez niej – nie ma co ukrywać – jest bardzo trudno osiągnąć zadowalające efekty. Gdy jej nie ma, odpadasz z gry i nastąpi to prędzej niż później. Klubem żyje się 24 godziny, nie raz wymieniamy się wiadomościami z moimi dziewczynami odnośnie jakiegoś eventu w nocy w niedzielę lub w święto.
- Gdybyś miała siebie opisać, to jaka jesteś służbowo?
- Wybuchowa, wymagająca i spontaniczna. Wielki chaos. No i wchodzę zawsze oknem, jak nie wpuszcza się mnie drzwiami.
- A prywatnie?
- Totalnie na odwrót. Wszystko muszę mieć poukładane, zaplanowane od A do Z i mieć mocny fundament. Staram się zrobić porządek w chaosie, który robi mi praca. Nie umiem usiedzieć na miejscu, ale jest osoba na tym świecie, które potrafi to zrobić, żebym jednak się zatrzymała.
- A oprócz pracy?
- Jazda konna i moja klacz Chanell. To moja wielka miłość. Stworzenie, które kreuje mój każdy dzień i przewartościowuje świat. Mam ją od źrebaka, przeżyłyśmy wiele. Właśnie wróciłyśmy z zawodów. Zrobiłyśmy wielki krok do przodu i pokonałyśmy pewną barierę. Były one dla mnie rozpoczęciem nowego rozdziału. Chciałabym właśnie te zawody zadedykować wszystkim osobom, które zaczynają swoje życie od nowa z różnych względów. Nikt inny, jak my sami, jesteśmy granicami naszych możliwości. Przekraczajmy je.
- I na sam koniec, zawodowe marzenie?
- Liga Mistrzów.
rozmawiał Michał Jurek