Autor zdjęcia: www.2x45.info
Piekarski: Nigdy nie miałem problemów w Rosji. Rozchwytywany Damian Szymański. Nikolić: Polecałem Legii Joana Carrillo
Czwartkowa prasa nie zawodzi oczekiwań, są momenty ponadprzeciętne. Wybraliśmy 11 materiałów z dwóch źródeł.
"PRZEGLĄD SPORTOWY"
"Mariusz Piekarski: Wizerunek Polaków w Rosji jest krzywdzący. To wina polityki"
PIOTR WOŁOSIK: - Jest takie przysłowie: „Z Ruskim gadaj, a w zanadrzu kamień trzymaj”. Pan też ma pod ręką kamień, kiedy negocjuje z Rosjanami kontrakt swojego piłkarza? Przeprowadził pan ponad dwadzieścia transferów do i z Rosji. Za moment spotkamy się w tym kraju, podczas mistrzostw świata.
MARIUSZ PIEKARSKI: - Rosjanie robią wiele rzeczy z rozmachem, więc nie mam wątpliwości, że na mistrzostwach również nie będą oszczędzać. Od paru ładnych lat robię interesy z Rosjanami i mogę o nich mówić wyłącznie pozytywnie. Jeśli na zakończenie negocjacji podamy sobie rękę, wiem, że nagle nie wycofają się, a wszelkie ustalenia będą respektowane. A i bez podania ręki może się obejść, wystarczy słowo, czyli gentlemen’s agreement. „Wykrętka” ze strony Rosjan nigdy mi się nie zdarzyła. Nie trzeba więc żadnego kamienia... Uważam, że wizerunek Polaków w Rosji i Rosjan w Polsce jest wykoślawiony i krzywdzący. To wina polityków. Oni, niestety, podsycają złe emocje, nie szukają pozytywów, płaszczyzny do współpracy. Oczywiście, o historii trzeba pamiętać, ale żyć nią? Wydarzenia, choć bolesne, sprzed 80 lat przedkładać nad teraźniejszość? Polityk chlapnie coś niemądrego, media podchwycą i nakręca się spirala niechęci między narodami. Z racji bliskości geograficznej, także w jakimś sensie kulturowej, powinniśmy starać się dogadywać.
- Rosjanie, którzy funkcjonują w piłce, to często bardzo zamożni ludzie. Nie patrzą na nas z góry?
MARIUSZ PIEKARSKI: - Absolutnie. Jeśli robisz biznes z uśmiechem, nie napinasz się, masz jasne intencje i jesteś rzeczowy – wówczas do zrobienia transferu jeden krok. Najgorsze byłyby uprzedzenie, sztywna atmosfera, podejrzliwość. Wtedy, obojętnie, czy jesteś Polakiem, czy kimkolwiek innym, droga do porozumienia będzie kręta.
- Kiedy wynajętym samolotem leciał pan z Maciejem Rybusem z Groznego do Warszawy, chciał zaimponować pan Rosjanom, którzy, nie ma co ukrywać, lubią gest?
MARIUSZ PIEKARSKI: - Absolutnie nie. Decydowała wyłącznie potrzeba chwili, a nie szpan. W Groznym rozmawialiśmy o zakończeniu kontraktu, to było ważne spotkanie, a czas gonił. Z Czeczenii Maciek musiał szybko dostać się do Polski na zgrupowanie kadry.
- Liga rosyjska to dobre miejsce dla polskiego piłkarza?
MARIUSZ PIEKARSKI: - Jest silna, zdecydowanie lepsza od naszej, choć mam wrażenie, że u nas niedoceniana, a może nawet lekceważona. W Europie to szósta, siódma siła, po wiadomych z zachodu kontynentu. Co istotne, polskim piłkarzom jest łatwiej zaaklimatyzować się w Rosji ze względu na język czy klimat. A często wystarczy solidność, by Polak sobie tam poradził. Od efektów specjalnych są Brazylijczycy oraz inne gwiazdy. Rosjanie potrafią docenić solidność, a piłkarz to zauważy na koncie. Nasz niezły gracz w Rosji znajdzie swoje miejsce. Cóż z tego, że mamy wielu zawodników na Zachodzie, skoro nie grają, co rusz przerzucani są z klubu do klubu i zapewne nie są szczęśliwi.
Więcej TUTAJ
***
"Rozchwytywany Damian Szymański. Zwrócił na siebie uwagę zagranicznych klubów"
(...) To wszystko sprawiło, że zawodnikiem Wisły zaczęły interesować się zagraniczne kluby. W kilku ostatnich tegorocznych meczach ligowych mieli obserwować go wysłannicy zespołów ze Skandynawii. Jak udało się nam dowiedzieć, chodzi głównie o drużyny ze Szwecji. Nie jest to jedyny zagraniczny rynek, gdzie dyrektorzy sportowi i menedżerowie odnotowali dobre występy defensywnego pomocnika.
– Oficjalnej oferty jeszcze nie mamy, ale w sprawie Damiana dochodzą do nas wstępne zapytania od klubów rosyjskich. Jeżeli chodzi o podobne sygnały ze Skandynawii, to jeszcze do nas nie dotarły – mówi prezes Wisły Jacek Kruszewski.
Więcej TUTAJ
***
"Arkadiusz Onyszko: Nasza liga jest ekstra tylko z nazwy. Trudno traktować ją poważnie"
IZA KOPROWIAK: - Zaczynał pan ten rok pracując w ekstraklasie, kończy w trzeciej lidze. Duży spadek.
ARKADIUSZ ONYSZKO: - Tylko pozornie. Tak naprawdę trudno traktować ekstraklasę poważnie, bo jest źle zarządzana, brakuje w niej stabilizacji. Ekstra jest tylko z nazwy, w rzeczywistości to partyzantka.
- W Górniku Łęczna przez ile czasu najdłużej czekaliście na wynagrodzenia?
ARKADIUSZ ONYSZKO: - Przez trzy miesiące. Niestety w Polsce jest to normalne, nie robi to na ludziach wrażenia. Mówią, że piłkarze zarabiają tyle, że powinni mieć oszczędności. Ale w normalnych warunkach, gdy podpisujesz umowę na trzy lata, to wiesz, że w tym czasie zarobisz na przykład milion złotych. Kupujesz dwa mieszkania za 300 tysięcy, bo wiesz, że cię na to stać. Niestety u nas zawodnicy nie mogą w ten sposób myśleć, bo przez miesiąc, czy dwa otrzymują wynagrodzenie, a potem trzy miesiące nic. Pojawiają się problemy, zawodnicy przestają się koncentrować na piłce. Widziałem to w Górniku. Spadliśmy, bo w klubie nie było pieniędzy. Codziennie zebrania, rozmowy o kasie, obietnice bez pokrycia. Jeżeli ktoś podpisuje się pod umową, a potem się z niej nie wywiązuje, to powinno być to karane. I dlatego powtarzam: dla osób, które grały i pracowały w ekstraklasie, zobaczyły, jak wygląda od kuchni, przestaje być czymś wyśnionym. Cieszę się, że dostałem propozycję z trzecioligowego Motoru, stabilnego klubu. Pieniądze są mniejsze, ale nie muszę chodzić i się ich dopraszać. Domaganie się, by dostać swoje wynagrodzenie jest tak poniżające i męczące, że trudno to opisać. Wyjeżdżałem z ekstraklasy w 1998 roku, bo nie płacili. Minęło 20 lat i nic się nie zmieniło. Trzeba to przeciąć.
Więcej TUTAJ
***
"Pogodzeni z odejściem Jacha i Świerczoka. Zagłębie Lubin planuje kolejne transfery"
Szefowie KGHM Zagłębia nie mają zamiaru odpuszczać zimowego okienka transferowego, tym bardziej że muszą brać pod uwagę odejście za 2-3 miliony euro Jarosława Jacha i nie mogą też wykluczać, że ktoś za chwilę oszołomi ich ofertą dla Jakuba Świerczoka, który w umowie ma wprawdzie zapisaną kwotę wykupu, ale podobno na tyle wysoką, że lubinianie przyjęliby ją bez poczucia straty.
Więcej TUTAJ
***
"Nemanja Nikolić: Kilka razy podsuwałem Legii kandydaturę Joana Carrillo"
(...) - A propos zmian trenerów. W polskiej lidze, a konkretnie w Wiśle Kraków, będzie pracował Joan Carrillo, którego świetnie zna pan z Videotonu. To dobry pomysł, że objął ten zespół?
NEMANJA NIKOLIĆ: - Znam go bardzo dobrze, bo pracowałem z nim ponad cztery lata. Najpierw był asystentem Paulo Sousy, później kolejnego szkoleniowca. Piłkarze lubili i szanowali go jak pierwszego trenera. Potem w pierwszym sezonie samodzielnej pracy zdobył mistrzostwo. Mógłby być trenerem Legii. Kilka razy podsuwałem jego kandydaturę. Na pewno Michał Żewłakow musiał wiedzieć, jak prowadzi zespół, bo nieraz oglądał Videoton, gdy przyjeżdżał mnie obserwować. Podobał mu się nasz styl gry.
- Może pan go porównać do któregoś z trenerów Legii?
NEMANJA NIKOLIĆ: - Najbliżej mu chyba do Stanisława Czerczesowa. On też lubił analizować rywala, skupić się na detalach, podobnie jak on dobrze przygotowuje zespół, ważna dla niego jest taktyka. Po każdym meczu rozmawialiśmy o błędach. Mogę zapewnić, że zanim przyjedzie do Krakowa, obejrzy każdy mecz Wisły i będzie wiedział wszystko o tym zespole.
- Z Czerczesowem łączy go też, że odszedł po zdobyciu mistrzostwa.
NEMANJA NIKOLIĆ: - Szefowie klubu uparli się, żeby coś zmienić i nie pozwolili mu pracować, tak jak chciał. Dyrektor sportowy nie zgadzał się z Carrillo. Pięciu czy sześciu piłkarzy odeszło z jego powodu, ja też. Carrilo ma silny charakter, nieprofesjonalni ludzie nie mogą mówić mu, co ma robić.
- A nie jest za spokojny?
NEMANJA NIKOLIĆ: - Nie lubi dużo mówić, ale podczas meczu nie siedzi przez 90 minut na ławce. Cały czas stoi blisko linii. Jest przyjacielski wobec piłkarzy, zawsze ich broni, ale gdy ktoś popełnił błąd, to w szatni mówi o tym wprost.
Więcej TUTAJ
***
"Coraz więcej zobowiązań Wisły Kraków. Będzie płacić trzem trenerom?"
W styczniu drużynę obejmie Joan Carrillo, a krakowianie nie są jeszcze rozliczeni z dwoma poprzednimi szkoleniowcami.
Wkrótce okaże się, czy Wisła będzie musiała zapłacić Dariuszowi Wdowczykowi. W listopadzie 2016 roku wypowiedział kontrakt twierdząc, że klub nie wywiązuje się ze swoich obowiązków. Chodziło m.in. o wypłacanie pensji. „Problem zaległości finansowych, o jakich w swoim oświadczeniu pisze Wisła Kraków, występuje od dłuższego czasu i gdyby wyłącznie te problemy miały determinować moją decyzję, to już we wrześniu mogłem zaprzestać pracy w Klubie” – napisał Wdowczyk w oświadczeniu które złożył po odejściu z klubu.
W pierwszej instancji Piłkarski Sąd Polubowny stwierdził, że Wisła musi zapłacić zaległe wynagrodzenia. – Klub złożył jednak wniosek o ponowne rozpatrzenie i zmianę składu sędziowskiego. Obecnie czekamy na wybór przewodniczącego, a potem ukonstytuowanie nowego składu – mówi mecenas Agata Wantuch, która reprezentuje Wdowczyka w sporze z Białą Gwiazdą. Nowy skład ma zostać wyłoniony w styczniu, a potem sprawa ruszy na nowo. Na razie krakowianie skutecznie grają na czas.
Więcej TUTAJ
***
"Oda nie do młodości. Nenad Bjelica nie wprowadza do Lecha żadnych młodych piłkarzy"
To może być pierwszy od ponad dziesięciu lat sezon, w którym szansy w lidze nie dostanie żaden wychowanek poznańskiej akademii. Poprzednio zdarzyło się to w rozgrywkach 2006/2007, pierwszych po zainwestowaniu przez holding Amica. Tyle że wówczas trener Franciszek Smuda miał - jak to określał - „składak”, czyli zespół złożony z piłkarzy dwóch klubów. I po drugie, Franz miał od zawsze alergię na młodych graczy, wystawiał ich tylko z konieczności. Czy Nenad Bjelica idzie jego drogą?
- Jak młodzi nie są najlepsi w trzeciej lidze to nie mogą grać dla Lecha, który walczy o mistrzostwo Polski. To nie jest logiczne, to nie jest możliwe - argumentuje chorwacki szkoleniowiec, mając na myśli reerwy, które na co dzień występują w czwartej klasie rozgrywkowej. To w ekipie prowadzonej przez Ivana Djurdjevicia nabijają minuty uzdolnieni lechici, którzy na co dzień trenują z pierwszym zespołem. W nim jednak jesienią nie doczekali się szansy, choć były ku temu możliwości.
Więcej TUTAJ
***
"Kamil Dankowski nie może się doczekać powrotu po kontuzji"
Kamil Dankowski w ostatnim sparingu Śląska Wrocław przed sezonem zerwał więzadła krzyżowe. – Jestem już w stu procentach zdrowy, pozostały mi jeszcze ćwiczenia wyrównujące obciążenia między jedną a drugą nogą, ale z tym już na pewno sobie poradzę. Nawet teraz muszę pracować, choć koledzy mają wolne. Robię wszystko, żeby tę moją prawą nogę wzmocnić. Nie mogę się doczekać powrotu na boisko – przyznaje młody piłkarz.
Więcej TUTAJ
***
"Bartłomiej Drągowski i Łukasz Skorupski muszą zmienić kluby"
(...) Dla Drągowskiego wtorkowy mecz z Lazio (0:1) był trzecim w barwach Fiorentiny od sierpnia 2016 roku, kiedy trafił do klubu z Toskanii z Jagiellonii za 3,2 mln euro. – Pokazał dojrzałość – chwalił Polaka szkoleniowiec Stefano Pioli. – Był zdecydowanie najlepszym zawodnikiem w tym meczu – dodał Mario Sconcerti, dziennikarz RAI i jedna z osób, z opiniami których we Florencji liczą się najmocniej.
Pochwały nie zmieniają jednak faktu, że z liczby rozegranych meczów Drągowski nie może być zadowolony. Na wygranie rywalizacji ze świetnie dysponowanym ostatnio Marco Sportiello także raczej nie ma większych szans. – Problemem jest to, że Bartka wciąż traktują we Florencji jak dzieciaka. Mówią, że są zadowoleni, a on ma czas na grę. Oferty ciągle się pojawiają. Bartek zna swoją wartość i chce więcej grać. Na pewno trzeba będzie się zastanowić nad optymalnym rozwiązaniem – mówi Dariusz Drągowski, ojciec zawodnika.
Więcej TUTAJ
"SPORT"
"Finanse Piasta pod kontrolą. Co z bazą treningową?"
Gdy prezesowi gliwiczan, Pawłowi Żelemowi, „stuknęły” w październiku trzy miesiące pracy przy Okrzei, pisaliśmy o kondycji finansowej Piasta. Ta, jak na gliwickie warunki, była zaskakująco zła - zważywszy na fakt, że od wielu lat, dzięki wsparciu miasta, Piast był symbolem stabilizacji. – Przejąłem klub z dużym zadłużeniem. Składały się na nie bieżące zobowiązania wobec różnych kontrahentów, niewypłacone wynagrodzenia wobec piłkarzy i trenerów za maj i czerwiec oraz zaległe premie za poprzedni sezon. Do spłaty pozostawała też zaciągnięta w pierwszym półroczu pożyczka - tak Paweł Żelem mówił ponad 2 miesiące temu na łamach „Nowin Gliwickich”.
Już wtedy nowy szef Piasta obiecał sukcesywne „prostowanie” finansów i słowa dotrzymuje. Kibice często serio traktują powiedzenie, że „nie ma sianka, nie ma granka”. Wobec słabych wyników gliwiczan, ta zasada nie ma pokrycia w rzeczywistości. Według naszych informacji klub jest na „czysto” z zawodnikami czy ZUS-em. Ba, zdecydowana większość zawodników grudniowe wypłaty otrzymała nawet... z kilkudniowym wyprzedzeniem. Zobowiązania wobec innych podmiotów mają zostać spłacone w styczniu. – Piast na bieżąco reguluje zobowiązania publiczno-prawne oraz te wobec pracowników, piłkarzy i trenerów - informuje prezes Żelem.
Więcej TUTAJ
***
"Dominik Steczyk w Górniku Zabrze?"
Śląskiej - a dzięki transmisjom telewizyjnym również ogólnopolskiej - publiczności pokazał się w październiku, kiedy w Zabrzu, Gliwicach i na Stadionie Śląskim w Chorzowie polscy 19-latkowie walczyli o awans do II fazy kwalifikacji przyszłorocznych mistrzostw Europy (finały odbędą się w Finlandii). Wtedy się udało, więc w marcu - w tzw. elite round - przeciwnikami biało-czerwonych będą rówieśnicy z Czech i Grecji oraz gospodarze - Włosi. Dominik Steczyk - bo o nim mowa - z pewnością będzie poważnym kandydatem do udziału w tym turnieju. Niewykluczone, że będzie już wówczas piłkarzem Górnika!
Zabrzanie co prawda oficjalnie zainteresowania tym zawodnikiem nie potwierdzają, ale - jak zresztą zauważyliśmy już w sobotę - informują o tym niemieckie media. Co prawda głównie w kontekście zainteresowania nim Borussii Moenchengladbach, ale i wymieniając beniaminka polskiej ekstraklasy jako konkurenta dla przedstawiciela ekstraklasy w staraniach o juniorskiego reprezentanta Polski.
Więcej TUTAJ