Autor zdjęcia: Grzegorz Chuczun jagiellonia.net
Taras Romanczuk - wypatrzony na dniach Kowla, teraz o krok od powołania do reprezentacji Polski
Franciszek Smuda do kadry powoływał Obraniaków, Perquisów czy Boenischów, niezależnie od tego czy potrafili się chociaż komunikować po polsku. Obecnie w biało-czerwonych barwach gra jeden stranieri – Thiago Cionek. Jego miejsce w reprezentacji wciąż jest postrzegane w kontekście kontrowersji. Już trochę mniejszej, bo zdążyliśmy się przyzwyczaić, ale wciąż kontrowersji. Czy teraz pora, by orzełka na piersi dumnie prezentował Taras Romanczuk?
I liga futsalu? Wolę trzecią na trawie!
Romanczuk urodził się w Kowlu, 67 kilometrów od polskiej granicy. Tato był trenerem, a brat zawodnikiem w miejscowym MFK. Na grę w piłkę był, jak to się mówi, skazany. Zaczynał jako siedmiolatek, bo jak sam przyznaje z uśmiechem: nie chciał być od nich gorszy. Bardzo szybko, bo już w wieku 16 lat, dołączył do pierwszego zespołu „Biało-Malinowych”. Od tamtego czasu zawsze stara się grać z numerem 6 - taka jest rodzinna tradycja.
W przerwach między sezonami młody Romanczuk namiętnie romansował z futsalem. – Piłka halowa nie jest tak popularna jak piłka na trawie, ale można by się zdziwić, bo to wcale nie sport dla hipsterów. Na niektóre mecze potrafi przyjść nawet tysiąc osób. Drużyny stąd grają w Lidze Mistrzów, poziom jest naprawdę niezły, a na Ukrainie to norma, że w momencie zakończenia rundy jesiennej duże grupy kibiców i piłkarzy z niższych lig przerzucają się na futsal – tłumaczył Romanczuk w rozmowie z Janem Mazurkiem.
Wydawałoby się, że wybór jest prosty. Futsalowa drużyna Szans-Awto Kowel grała wówczas w ukraińskiej ekstraklasie, MFK zaledwie w trzeciej lidze. Prezesem obu klubów był Mykoła Moroz, stąd nie było problemów z łączeniem obu odmian piłki. Właściwie były same plusy, bo Romanczuk pobierał pensje i w jednej, i w drugiej drużynie. Wydawałoby się, że to prosty wybór, a jednak gwiazdor Jagiellonii jedynie romansował z futsalem. – Zawsze chciałem grać w zwykłą piłkę, ta halowa była tylko dodatkiem – tłumaczy.
W tak zwanym międzyczasie Romańczuk rozpoczął studia międzynarodowe i dyplomację na Uniwersytecie w Łucku. To miało być ubezpieczenie, jakby w piłce nie wyszło. – Za kilka lat kto wie? Sam siebie widzę w konsulacie – tłumaczył w rozmowie z ua-football.com.
Taras gra na pozycji, na której trudno doszukiwać się finezji, bajecznych dryblingów i brazylijskiej fantazji. Na „szóstce” trzeba biegać, pracować jak wół w ukropie, a zostaniesz doceniony może raz na mecz, gdy odbierzesz rywalowi piłkę w kluczowym momencie. Pracowitość Romanczuka bardzo szybko wyszła na światło dzienne. Raz – łączył grę w dwóch drużynach. Dwa – do tego dochodziły studia w oddalonym o 70 kilometrów od Kowla Łucku. – Bywało tak, że wstawałem o świcie, jechałem na uczelnię, a po południu biegłem na trening, bo kocham piłkę – tłumaczył w „Przeglądzie Sportowym”.
Gdybyśmy mieli pieniądze, to na pewno byśmy go nie kupili!
Pracowitość nie została przekuta na sukcesy sportowe. W 2005 roku był zawodnikiem BRW-WIK Wołyń. Wojskowej drużyny, która wychowała takie tuzy jak Andrij Waceba (nie tak dawno Arka oddała go na wypożyczenie do Gryfa Wejherowo, a potem rozwiązano kontrakt) czy Ołeksandr Portianko (przeżył rundę wiosenną w Stali Stalowa Wola). Taras miał zamiar wypromować się i dołączyć do bardziej utytułowanego Wołynia Łuck. Nie udało się.
Latem 2012 roku hulało polsko-ukraińskie EURO. Biało-czerwoni w dramatycznych okolicznościach remisowali z Grekami. W środku pola grali wówczas Eugen Polanski i Rafał Murawski. Młody Taras Romanczuk nawet przez chwile nie zdawał sobie sprawy, że kilka lat potem będzie bliski powołania do reprezentacji Polski.
Latem 2012 roku życie Tarasa wywróciło się do góry nogami. Trzecia liga to było za mało, a wyżej nikt go nie chciał. Był na testach w pierwszoligowym Arsenale Biała Cerkiew, ale szybko mu podziękowano. – Wtedy skończenie studiów stało się moim najważniejszym celem. Piłka była na drugim miejscu – przyznał Romańczuk w rozmowie z ua-football.com.
Niezbadane są losy ludzkie. Gdy Romanczuk już jedną nogą był poza profesjonalnym futbolem i bliżej było mu do konsularnych gabinetów, właśnie wtedy pojawiła się oferta z Legionovii Legionowo. – Na dni Kowla przyjechali przedstawiciele wszystkich miast partnerskich. Byli z Niemiec, byli z Białorusi. Byli też przedstawiciele z polskiego Legionowa. Zobaczyli mecz MFK i od razu zaproponowali mi przejście do drużyny z ich miasta.
- Taras to chłopak znikąd. Grał na hali, a na normalnym boisku tylko w jakiejś okręgówce. Był bez szans, by ktoś go tam wypatrzył. Przyjechał do Legionowa i okazało się, że wyrósł z niego jeden z lepszych środkowych pomocników w lidze – tłumaczył były trener Romańczuka, Marek Papszun w rozmowie z Mateuszem Rokuszewskim — Pierwsze wrażenie Taras zrobił takie, że gdybyśmy nie byli tak biedną drużyną, to nawet byśmy go nie rozważali. Popatrzylibyśmy na lepszych piłkarzy, jednak mieliśmy budżet na środek tabeli trzeciej ligi, a graliśmy w drugiej. Natomiast on miał coś takiego, że robił błyskawiczny postęp. To strasznie inteligentny gość i szybko się uczył. To jego największy atut.
Babcia Polka, Taras Polak
26-letni pomocnik gra w Polsce nieprzerwanie od 2013 roku. Z Legionovią awansował do II ligi, z Jagiellonią do europejskich pucharów. Przy ulicy Słonecznej ma niepodważalną rolę. Aktualnie jest najlepszą szóstką w lidze. Jednym z najbardziej wybieganych i najaktywniejszych w obronie zawodników. Ukraińskie media nazwały go nawet „legendą Jagiellonii”, choć na pewno na wyrost.
Podczas jednej z rozmów z wiceprezes klubu Agnieszką Syczewską, Taras poznał historię Thiago Cionka. Podobnie jak obrońca włoskiego SPAL, przodkowie Romanczuka też pochodzili z Polski. Przed II Wojną Światową jego dziadkowie mieszkali we Włodawie, a wskutek wojennych zawirowań osiedlili się w Kowlu.
Sam Romanczuk zna hymn Polski. - Znam, od dawna. Była w zeszłym roku taka ligowa kolejka, że przed każdym meczem grano hymn. To było, o ile się nie mylę, Święto Wojska Polskiego. Już wtedy go znałem i śpiewałem – tłumaczył w rozmowie ze sport.pl. Historię Polski też zna. Szczególnie tę najnowszą – Rafał Grzyb ciągle mnie przepytuje z historii lat 80 i 90 XX w. Wie też, czym była rzeź wołyńska, choć filmu Smarzowskiego nie oglądał. I jak zapewnia, nie będzie oglądał.
Było go zaklepać jak Putiwcewa!
Taras, by otrzymać polskie obywatelstwo, musiał zrzec się ukraińskiego. Historia jego rodziny odnotowana w dokumentach sprawiła, że nie musiał zdawać żadnego egzaminu. Długo przed otrzymanie paszportu Rzeczpospolitej Romańczuk gościł w Canal+. W „Pomidorze”, segmencie programu Liga+ Extra, prowadzący Tomasz Smokowski oraz Andrzej Twarowski zadali Romanczukowi konkretne pytanie. „Tego samego dnia przychodzi do mnie powołanie do reprezentacji Polski i Ukrainy. Wybieram Polskę”. Na co zawodnik Jagiellonii stanowczo odpowiedział „Tak”.
Już po tym, gdy okazało się, że Taras otrzymał polskie obywatelstwo, ukazało się sporo wywiadów, w którym piłkarz Jagiellonii podkreślał to, jak bardzo cieszy się ze „zmiany barw”. – To ogromna radość dla mnie i mojej rodziny. Z reguły zaraz potem padało pytanie o bezpieczeństwo rodziny. - Na szczęście ani mnie, ani nikogo z członków rodziny nie spotkały z tego powodu żadne nieprzyjemności. Moi bliscy wiedzieli o tym, że złożyłem wniosek o polski paszport. I wiedzieli, że jeśli go dostanę, będę musiał zrzec się ukraińskiego obywatelstwa. Nikt nie robił mi z tego powodu wyrzutów. Wszyscy byli dumni, że wracam do korzeni – cierpliwie dodawał (cytat za sport.pl).
Fakt faktem, że relacje polsko-ukraińskie nie są zbyt koleżeńskie. Kością niezgody jest rzeź wołyńska i postać Stiepana Bandery, który za Bugiem ma status bohatera narodowego. W związku z tym sądziłem, że jakakolwiek obecność Ukraińca w Polskiej reprezentacji będzie z góry torpedowana. Bojkotowana przez kibiców dumnie uczęszczających na marsze niepodległości, czy nawet zwykłego Janusza, któremu obniżono pensję na budowie, bo za te pieniądze można było nająć na czarno dwóch Ukraińców. Póki co nie słyszę takich głosów.
Nawet w Internecie, który jest idealnym miejscem do wyrzucenia z sobie wszelkich złości. Na 90minut pojawił się komentarz łączący Romańczuka z UPA. Nie dość, że został szybko usunięty, to jeszcze pozostali użytkownicy tego serwisu zaatakowali autora wpisu.
Podobnie jest w ukraińskich mediach. Najbardziej kontrowersyjny wpis to: Trzeba było go zaklepać jak Putiwcewa! Oprócz tego może dwa razy spotkałem się ze stwierdzeniem Lach (pogardliwie o Polakach). Bardziej Ukraińcy atakowali Romańczuka za zdradę, ale śmiem twierdzić, że on po prostu czuje się Polakiem, a oni sami są bardzo przewrażliwieni na tym punkcie. Szczególnie w obliczu wojny.
A dlaczego Romanczukiem nie zainteresował się selekcjoner reprezentacji Ukrainy, Andriej Szewczenko. Przecież kadra spod znaku Tryzuba jest aktualnie przynajmniej poziom niżej od Polski.
– Mnie na Ukrainie nikt nie zna. Wyjechałem stamtąd jako anonimowy piłkarz – opowiada Romanczuk portalowi ua-football.com.
Historie z Kresów
Jeden z moich znajomych o bardzo prawicowych poglądach stwierdził, że gra Romanczuka w reprezentacji Polski będzie krokiem w kierunku odzyskania dawnych granic RP. To trochę za dużo powiedziane, ale z pewnością mógłby to być ciekawy impuls.
Do tej pory jak oglądaliśmy się na zawodników, którzy wychowali się na zachodzie. Postrzegaliśmy ich przez pryzmat zachodniego modelu gry, a wiadomo, że im dalej za Odrę, tym lepiej. Okazuje się, że i na Wschodzie są dobrzy piłkarze. A gra dla Polski to nie jest dla nich opcja numer 2 czy 3, żeby się wybić. Często wiąże ich nie tak odległa przeszłość i więzy z ojczyzną silniejsze niż chęć gry na Mistrzostwach Świata.
Ciekawym przypadkiem jest chociażby Anatolij Tymoszczuk, który urodził się na Wołyniu. Jego ojciec grał w Chełmie, a sam piłkarz bardzo dobrze mówi po polsku. To jednak temat na inną historię.
Jak potoczy się ta Tarasa Romanczuka? Sam zainteresowany stara się odciąć od spekulacji. – Nie wiem, czy Nawałka mnie oglądał, czy kogoś innego – powiedział po meczu z Legią. - Gra dla Polski to byłby wielki zaszczyt, ale nie myślę o tym.
***
2 marca wojewoda podlaski Bohdan Paszkowski wręczył Romanczukowi akt nadania obywatelstwa.
23 marca reprezentacja Polski rozegra mecz towarzyski z Nigerią we Wrocławiu. Będzie to pierwsza okazja do powołania Romanczuka.