Autor zdjęcia: archiwum prywatne autora

Reportaż 2x45: "Cel? Być najlepszą akademią w Polsce". Z wizytą w Escoli Varsovia

Autor: Mateusz Sokołowski
2018-11-08 14:35:30

Siedem lat. Tyle wystarczyło, by zaczynając od zera stać się topową akademią w kraju. Akademią, która nie tylko osiąga dobre wyniki w rozgrywkach młodzieżowych, ale - co w dłuższej perspektywie może być dla wychowanków znacznie ważniejsze - odbiega od utartych przez wiele lat schematów, ucząc kreatywnej, widowiskowej i efektywnej gry. Zajrzeliśmy za kulisy funkcjonowania akademii Barca Academy Warszawa (do niedawna FCBEscola Varsovia) oraz Escola Varsovia, która tylko w bieżącym sezonie (i tylko w rozgrywkach najstarszej kategorii wiekowej) odprawiła z kwitkiem m.in. Arkę Gdynia, Wisłę Kraków, Koronę Kielce czy Lecha Poznań. Jej wychowanek Marcin Bułka walczy o oficjalny debiut w pierwszym zespole Chelsea, a już wkrótce “wyprodukowani” zostaną kolejni zawodnicy z potencjałem na grę na wysokim poziomie. Cel? W Warszawie mówią jasno: chcemy być najlepszą akademią w Polsce.

Zaczęło się w 2011 roku. W czterech centrach zlokalizowanych w wynajętych obiektach na terenie całej Warszawy treningi rozpoczęło około pięciuset dzieci. Dziś młodych adeptów futbolu jest o wiele więcej. Część z nich (ci między 6. a 12. rokiem życia) funkcjonują pod banderą FC Barcelona jako Barca Academy Warszawa. To zarazem największa szkółka Blaugrany w Europie. Katalonia ma bezpośredni wpływ na przebieg, jakość i metodologię szkolenia. Wyznacza również swojego koordynatora, który przebywa na stałe w Warszawie i dba o realizację przyjętego wcześniej planu. Nad szkoleniem starszych grup (od 13. roku życia wzwyż) FC Barcelona nie sprawuje już bezpośredniego nadzoru. Oni funkcjonują po prostu jako Escola Varsovia. Już bez członu "FCB" w nazwie i z herbem, w którym głównym motywem nie są bordowo-granatowe pasy, lecz syrenka - symbol Warszawy. Jeśli dodać do tego jeszcze piłkarskie przedszkola FC Barcelona (działające również pod nadzorem Hiszpanów), które działają w kilku lokalizacjach na terenie całej stolicy i przeznaczone są dla dzieci między 3. a 6. rokiem życia, liczba dzieci trenujących piłkę nożną w całym klubie wynosi ponad 1100.

- Strategia, którą zakładaliśmy jest konsekwentnie realizowana. Diagnoza była taka, że w Polsce brakuje metodologii szkolenia. Stąd związek z Barceloną. Korzystamy z ich praktyk, za co słono płacimy - 120 tysięcy euro rocznie. Wyniki świadczą chyba o tym, że to była dobra decyzja. Nie działamy po omacku, nie marnujemy pieniędzy. W bardzo krótkim czasie staliśmy się czołową akademią w Polsce - mówi właściciel klubu, Wiesław Wilczyński, który w przeszłości był m.in. Wiceministrem Edukacji Narodowej i Sportu, przez wiele lat odpowiadał za sport w warszawskim ratuszu, był też inicjatorem zorganizowania mistrzostw Europy w 2012 roku na terenie Polski.

Warszawski Tarchomin. To tutaj, przy ulicy Fleminga mieści się siedziba klubu. Właścicielem terenu jest Polfa Tarchomin SA. Firma farmaceutyczna, której fabryka zajmuje rozległy teren po drugiej stronie ulicy. Jeszcze dekadę temu należące do wielkiego koncernu obiekty sportowe popadały w ruinę. Dwa boiska. Na jednym więcej piasku i chwastów niż trawy. O drugie, to w znacznie lepszym stanie, dbał… Marek Papszun, który właśnie tu rozpoczął przed laty swoją karierę trenerską. Dzisiejszy opiekun Rakowa Częstochowa nie tylko prowadził treningi seniorów i drużyn młodzieżowych w nieistniejącym już klubie SS Białołęka, ale - jako że mieszkał nieopodal - doglądał obiektu, sam kosił trawę i przyjeżdżał kilka razy w ciągu dnia na rowerze, żeby przestawić zraszacze. Papszun dość długo praktycznie w pojedynkę ciągnął upadający klub. W 2010 roku drużyna seniorów SS Białołęka spadła z ligi okręgowej. W kolejnym sezonie do rozgrywek już nie przystąpiła.

Dziś, po solidnej rewitalizacji obiekty wyglądają już znacznie lepiej. Jedno boisko z naturalną nawierzchnią, drugie ze sztuczną, trzecie - małe, typu “orlik”, dla najmłodszych grup. W planach jest przesunięcie naturalnego boiska, by obok niego wytyczyć jeszcze jedno, również pełnowymiarowe. Do tego jeszcze niewielki plac do małych gier, restauracja dla zawodników i ich rodziców oraz centrum fizjoterapii, które zaaranżowane zostało w budynku będącym niegdyś magazynem sprzętu.

O ile na Zachodzie taka baza nie zrobiłaby wrażenia, o tyle w polskich warunkach wygląda co najmniej dobrze. Punktem odniesienia może być choćby bezpośrednia okolica. W Warszawie ani Legia, ani Polonia nie mają takich obiektów do dyspozycji swoich grup młodzieżowych. Jedyne, co na terenach przy ulicy Fleminga nie zmieniło się od lat, to szatnie, które nadal mieszczą się w parterowym blaszanym budynku. Ale nie straszą w nim już podrapane ściany, a na wiszącej w korytarzu tablicy zamiast wyników ligi okręgowej widniejących na pożółkłych, napisanych odręcznie kartkach można znaleźć między innymi informacje o powołaniach do reprezentacji województwa.

***

Kiedy FCB Escola Varsovia wystartowała, od razu - jako największa szkółka Blaugrany w Europie - wzbudziła ogromne zainteresowanie. Nie tylko w Warszawie i okolicach. Dochodziło nawet do sytuacji, że rodzice - byle tylko stworzyć swoim pociechom życiową szansę i możliwość treningów pod szyldem Barcelony - wozili je na zajęcia nawet po kilkaset kilometrów w jedną stronę! Mały Natan dwa razy w tygodniu dojeżdżał ze swoim tatą ze Zbąszynka w województwie lubuskim. Pociągiem, z przesiadką w Poznaniu. Wieczorny trening w Warszawie oznaczał podróż, która rozpoczynała się przed południem, kończyła w środku nocy. Tak było przez pół roku. Później cała rodzina przeprowadziła się do Warszawy, a tata Natana dostał w akademii pracę jako koordynator jednego z ośrodków szkolenia. Inny chłopiec, Patryk, raz w tygodniu dojeżdżał do Warszawy z Katowic. Skończyło się podobnie - przeprowadzką całej rodziny do stolicy. Dziś Patryk gra w zespole do lat 16, w kolejnym sezonie stanie do walki z czołowymi drużynami w kraju. Inna rodzina do Warszawy przeprowadziła się aż z Litwy, ale do tego jeszcze wrócimy.

- Jest mnóstwo takich przykładów. To świadczy o tym, że mają zaufanie do nas, do naszego szkolenia, do naszych trenerów. Skoro podejmują tak odważne decyzje życiowe. Jeden chłopiec dojeżdżał z Gdańska, teraz jest w Hiszpanii, może jeszcze do nas wróci. To były wręcz heroiczne postawy, żeby pomagać dziecku w jego rozwoju sportowym - mówi Wiesław Wilczyński.

***

Dojazdy to chleb powszedni także dla Marka Brzozowskiego, który wraz z Markiem Gołębiewskim prowadzi w duecie najstarszy zespół juniorów rywalizujący w rozgrywkach Centralnej Ligi Juniorów do lat 18. Brzozowski pochodzi z Wyszogrodu pod Płockiem. Codziennie w jedną stronę pokonuje dokładnie 93 kilometry. Odkąd pracuje w Escoli musiał już zmienić samochód, bo poprzedni miał na liczniku ponad 600 tysięcy kilometrów przebiegu. Co ciekawe - a zarazem imponujące - trenowanie młodzieży i codzienne dojazdy łączy z… pracą na pełen etat w swojej rodzinnej miejscowości.

- Jestem dyrektorem centrum kultury w Wyszogrodzie. Moja praca polega na organizacji zajęć pozalekcyjnych dla młodzieży. Takich, których nie mają w szkole. Do tego kilka głównych eventów, które organizuję co roku. Przyjeżdżam rano do pracy, w międzyczasie wyskakuję do rodziców na obiad, a później jadę do Warszawy - opowiada Brzozowski.

To właśnie dzięki niemu - i razem z nim - do Escoli trafił Marcin Bułka, na tę chwilę największa wizytówka klubu. - Prowadziłem Stegny Wyszogród. Miałem dwa zespoły: roczniki 1997 i 1999. Marcin grał w młodszym roczniku jako zawodnik z pola, a w starszym jako bramkarz. Zaczęły się pojawiać powołania do kadry Mazowsza, przyjeżdżali oglądać go trenerzy z Legii. W zasadzie był już jedną nogą w Legii, kiedy dostałem propozycję z Escoli. Zabrałem ze sobą trzech chłopaków: Marcina, Patryka Cieślaka i Krzyśka Aftańskiego, który od dwóch lat nie gra już w piłkę - wspomina trener.

Trzy lata po transferze z niespełna 3-tysięcznego Wyszogrodu Bułka stał przed dylematem niebędącym codziennością dla młodych piłkarzy z naszego kraju. Dylemat brzmiał: Barcelona czy Chelsea? Mimo, że Escola Varsovia jest ściśle związana z Barcą, 17-letni wówczas bramkarz wybrał Anglię. - Czy w Barcelonie się nie obrazili? - pytamy. - Nie, zrozumieli to. Sami wiedzą, jak się prowadzi negocjacje. Przede wszystkim zdanie zawodnika jest najważniejsze. Marcin chciał iść do Chelsea. Tam mu się spodobało. Gdyby chciał iść do Barcelony, poszedłby do Barcelony - mówi Marek Gołębiewski, dziś (wespół z Brzozowskim) trener zespołu do lat 18.

***

Bułka to zdaniem właściciela klubu dowód na słabość systemu selekcyjnego zawodników pod kątem młodzieżowych reprezentacji.

- Miał 16 lat i nigdy nie był powołany do reprezentacji Polski. Po mojej interwencji, kiedy miałem decyzje Barcelony i Chelsea, zadzwoniłem do trenera Rafała Janasa. Mówię: panie trenerze, powołajcie tego Bułkę, bo się skompromitujecie. On się pyta: dlaczego? Ja mówię: są kluby na świecie, które uważają, że ma duży potencjał i chcą go widzieć u siebie, a wy uważacie, że nie zasługuje nawet na powołanie na konsultacje kadry. Powołali i powiedzieli na odczepnego: dobra, będziemy ci się przyglądać. A on był wtedy jedną nogą w Barcelonie, drugą w Chelsea. Później  prezesowi Bońkowi zadałem pytanie: jak to jest z tym naborem do kadry, z tą selekcją? W Barcelonie i Chelsea są gorsi trenerzy, słabiej się znają niż ci, których zatrudnia PZPN? - pyta retorycznie Wilczyński.

I dodaje: - Mój pogląd jest taki, że system selekcyjny w Polsce jeśli chodzi o roczniki juniorskie jest bardzo niedoskonały. Czasami czynniki pozasportowe decydują o tym czy ktoś jest powoływany, czy nie. Proszę zwrócić uwagę: Legia - masowe powołania, Lech - masowe powołania, Pogoń - masowe powołania. I jeszcze Zagłębie Lubin. Zespoły Legii z nami przegrywały. U mnie nie ma żadnego reprezentanta w danym roczniku, oni mają trzech-czterech. Jeśli drużyna ma trzech-czterech reprezentantów i z nami przegrywa, to albo tam jest słaby trener, który nie potrafi z tych indywiduów zrobić drużyny, albo przy powołaniach kierują się innymi kryteriami niż umiejętności. Jaki inny wniosek można wyciągnąć? Powodów słabych wyników narodowych reprezentacji  juniorskich trzeba szukać nie tylko w jakości szkolenia, ale również w innych obszarach takich jak selekcja czy sprawy mentalne zawodników.

***

Przy okazji październikowych zgrupowań reprezentacji do Escoli wpłynęły powołania dla siedmiu zawodników. Co ciekawe, nadawcą pism z powołaniami nie była tylko polska federacja. - Oprócz Polski jest też Litwa i Słowenia. Jesteśmy z tego dumni. Nikt nam nie podważy tego argumentu. Szkoląc zgodnie z metodologią Barcelony szkolimy dla reprezentacji - mówi Wilczyński.

Powołania do reprezentacji Słowenii do lat 17 regularnie otrzymuje bramkarz Żan Luk Leban (o nim jeszcze napiszemy). Z kolei do młodzieżowych kadr Litwy powoływani są Artemijus Tutyskinas (rocznik 2003) i Titas Milasius (2000). Ten ostatni to jedna z największych perełek w akademii. To właśnie jego rodzice po otwarciu szkółki Barcelony w Warszawie zdecydowali się na przeprowadzkę do stolicy Polski z Wilna. W międzyczasie ze względu na sytuację rodzinną musieli wrócić na Litwę, ale ogromna determinacja doprowadziła do tego, że Titas ponownie pojawił się w Escoli i został w niej do dziś. W klubie wszyscy są zgodni: ten chłopak jak najszybciej powinien pójść wyżej. Dlaczego? Obejrzyjcie i oceńcie sami.

 

 

 

- Jest dynamiczny, ma potężny wyskok. Nie mam tutaj takiego zawodnika w akademii, a posiadam wielu bardzo zdolnych. Mimo nie najwyższego wzrostu zdobywa dużo bramek głową. Jest sfokusowany na karierę zawodową i myślę, że to osiągnie. Obecnie mając siedemnaście lat gra w kadrze Litwy U-21. To wielki talent od pięciu lat szlifowany w naszej akademii - nie szczędzi pochwał Wilczyński. - Zimą powinien gdzieś pójść. Jest już gotowy - dodaje Brzozowski.

Na stole była już propozycja m.in. z Pogoni Szczecin, ale tylko z akademii. Od razu została odrzucona. - Jaki jest sens iść z dobrej akademii do drugiej? - pyta retorycznie Wilczyński. - Gdyby jakiś klub ekstraklasowy odważył się wziąć go do pierwszego zespołu, oddałbym go od razu. To jest dynamit. Zapraszam, czekam na oferty.

***

Milasius jest idealnym odzwierciedleniem stylu prezentowanego przez grupy młodzieżowe Escoli. Stylu, który wpajany jest od małego i kontynuowany przez cały okres szkolenia. Stylu, który wywodzi się z Barcelony i wdrażany jest na podstawie stworzonych w Katalonii planów szkolenia. Po ukończeniu przez młodego zawodnika 13. roku życia bezpośredni nadzór Barcelony się kończy, ale praca wciąż idzie w tym samym kierunku i w myśl tej samej filozofii. Ma być kreatywnie, technicznie, po hiszpańsku.

Nadzór nad szkoleniem dzieci z rocznika 2005 i starszych sprawuje Wojciech Stawowy. Trener, którego drużyny zawsze kojarzone były z hiszpańskim stylem gry. W warszawskiej szkółce pracuje od dwóch lat, równocześnie prowadząc też swoją, w Ochojnie nieopodal Krakowa.

- Pomagam w opracowaniu programu szkoleniowego dla dzieci, które zaczynają grać po jedenastu. To model szkoleniowy będący kontynuacją tego, co dzieci przerabiają do 12. roku życia na bazie programów, które przychodzą do nas z Barcelony. Escola to miejsce, które bardzo odpowiada mojej filozofii. Jestem Polakiem, ale całą swoją pracę, cały swój warsztat trenerski opieram na metodologii hiszpańskiej - mówi Stawowy.

- Spotkałem tutaj grupę bardzo utalentowanych trenerów, którzy piłkę postrzegają tak samo - przez pryzmat techniki, kreatywności, gry kombinacyjnej. Stworzyłem program i moja rola polega na tym, żeby trenerzy wprowadzali go w życie. Mamy dużo szkoleń, dzielę się doświadczeniem, trenerzy później wdrażają to w życie. Trzeba pamiętać, że tyle, ile ta młodzież się nauczy teraz, pozostanie im to na całe lata. Jeśli popełnimy teraz błędy, będzie się to odbijało na piłce seniorskiej - dodaje były trener m.in. Cracovii, Arki czy Widzewa.

***

Końcówka jednego z meczów Centralnej Ligi Juniorów. Escola prowadzi, ale 2:0 to - cytując klasyka - najbardziej niebezpieczny wynik. Nagle w polu karnym warszawskiej drużyny robi się spore zamieszanie.

Pierwsza myśl, która w takiej sytuacji przyszłaby do głowy większości zawodników drużyny broniącej? Wykopać piłkę byle dalej od własnej bramki.

Co z ławki krzyczy trener? - Nie wybijaj!

To właśnie styl gry Escoli Varsovia. Jak najwięcej gry po ziemi, jak najmniej piłek fruwających w powietrzu. Wznowienia gry od bramki? Zazwyczaj rozgrywane na krótko. Nawet, kiedy przeciwnik wyczuje w tym swoją szansę i zacznie podchodzić wysokim pressingiem, założenia się nie zmieniają.

***

- Mądre słowa wypowiedział kiedyś Xavi: “Wybijanie piłki to intelektualna porażka”. Wybicie piłki to najprostszy sposób, to może zrobić każdy. Kwestią jest wiedzieć, gdzie podać i podać celnie. Ćwiczymy grę na małych przestrzeniach, wychodzenie z pressingu - mówi Marek Gołębiewski.

***

- Dużym naszym grzechem jeżeli chodzi o szkolenie dzieci jest to, że ucieka się od aspektów technicznych. Stosuje się proste środki. Trenerzy używają słów “nie bawimy się pod swoją bramką”, “wybij jak najdalej od bramki”, “wybijając piłkę zawsze coś stworzymy z przodu”. To nie uczy kreatywności. Oddajemy piłkę za darmo rywalowi. Technikę zawsze można poprawiać, ale nie będzie to na tyle efektywne niż w przypadku młodej osoby. Tu chodzi o nawyki. Jeżeli ktoś nabierze złych nawyków za młodu, to później trudno jest ich oduczyć - Stawowy.

- Każda drużyna od rocznika 2008 do seniorów gra u nas takim samym systemem - Gołębiewski.

- Gramy tutaj specyficzną jak na polskie warunki piłkę. Opartą o grę techniczną, kreatywną, kombinacyjną. Nie wszyscy trenerzy ten styl gry preferują, bo oceniany jest jako ryzykowny. Wszystko jest ryzykowne, jeżeli robione jest na bazie przypadku. A jeśli coś jest wypracowane i wyuczone, to nie jest ryzykowne - Stawowy.

- Nawet jak przegramy mecz zdarza się, że kibice podchodzą do nas i mówią, że nie widzieli jeszcze tak grającej drużyny - Gołębiewski.

***

Przykładów tego, że ryzykowne rozwiązania mogą być skuteczne - i przy okazji bardzo widowiskowe - jest na meczach drużyn Escoli Varsovia wiele. Oto jeden z nich. Kelechukwu Ebenezer i bramka zdobyta przez niego podczas wrześniowego meczu Centralnej Ligi Juniorów U18 z Zagłębiem Lubin. Ilu piłkarzy wybrałoby akurat takie rozwiązanie tej sytuacji?

 

 

 

Swoją drogą - historia Ebenezera jest dość ciekawa. To 16-letni Nigeryjczyk. Do Polski trafił cztery lata temu wraz z matką, która przybyła tu ze względu na obowiązki zawodowe - jest dyplomatką. Przyszedł na trening i sprawdził się, choć nigdy wcześniej nie trenował w żadnym klubie. Po jakimś czasie jego matka z racji na kolejne wyzwania zawodowe opuściła Polskę, on został. I zadomowił się na tyle, że chce już przyjąć obywatelstwo. Na razie na przeszkodzie stoją jednak sprawy formalne. Póki się nie zakończą, jego opiekunem prawnym pozostanie… sam właściciel klubu.

Wiesław Wilczyński mówi o Nigeryjczyku: - U nas się uczył gry w piłkę, jest z nami ponad cztery lata. Wielki talent piłkarski. Potrafi tak finezyjnie zagrać… Do tego świetnie śpiewa. Płytę nagrał! Chce przyjąć polskie obywatelstwo, chce grać dla Polski. Mamy tylko problem, żeby jego mama dostała się do konsulatu polskiego i złożyła podpis. Od trzech miesięcy czeka, żeby ją konsul przyjął w Abudży.

Tak, zgadza się - nagrał płytę. Widzieliście już próbkę piłkarskich umiejętności, teraz posłuchajcie wokalnych.

***

Jeśli z danej akademii na najwyższy poziom trafi jeden zawodnik - OK, można mówić o przypadku. Wyjątkowym talencie, który - nawet z czysto statystycznego i matematycznego punktu widzenia - o dowolnej porze może objawić się w każdym miejscu na świecie. Ale jeśli sytuacja się powtarza i do tego dotyczy gracza występującego na tej samej pozycji, o przypadku nie może być mowy. Dwa i pół roku po transferze Marcina Bułki do Chelsea blisko wybicia się na poziom poważnego europejskiego futbolu jest kolejny bramkarz, Żan Luk Leban. Jest Słoweńcem (zresztą - synem reprezentanta kraju w koszykówce), ale większą część życia spędził w Polsce. Z Escolą jest związany od początku, od grupy naborowej w filii na warszawskim Ursynowie.

Na drodze do dużego transferu stoi jedynie wiek. Ale to ograniczenie lada moment zniknie, bo 15 grudnia Leban skończy 16 lat i będzie mógł podpisać kontrakt z dowolnym klubem. Chętnych, podobnie jak w przypadku Bułki, nie brakuje. Testowało go już kilka topowych marek z Barceloną na czele. Ostatnio, nie dalej jak dwa miesiące temu, pojechał do Liverpoolu. W Escoli praktycznie wszyscy są przekonani, że to kolejny zawodnik, który boiska na warszawskim Tarchominie zamieni na obiekty któregoś z renomowanych europejskich klubów.

 

 

 

- Jest duże zainteresowanie. Tottenham, Barcelona, Liverpool, Everton i kilka innych. Staramy się tak prowadzić tego młodego człowieka, żeby nie zaniedbywał nauki, treningów. Robimy to z rozwagą. Czasami komuś odmawiamy, bo wiemy, że on nie da rady fizycznie. Musi spokojnie potrenować, odpocząć, chodzić do szkoły, uczyć się, a jest to niemałe wyzwanie w International European School. Kiedy 15 grudnia skończy 16 lat, wtedy będziemy mogli zobaczyć, co zrobimy dalej - mówi Wilczyński.

Za szkolenie bramkarzy w Escoli odpowiada Marek Chański. Na Mazowszu to bardzo znana postać. Jako zawodnik kariery nie zrobił, głównie przez dość niski wzrost, choć ma na swoim koncie debiut w reprezentacji Polski w futsalu. Później jako trener pracował m.in. w Dolcanie Ząbki (tam wprowadził do dorosłej piłki Rafała Leszczyńskiego, późniejszego bohatera sensacyjnego powołania od Adama Nawałki) czy Polonii Warszawa. W “Czarnych Koszulach” miał pod opieką m.in. Tomasza Kucza, który jako 16-latek trafił do Bayeru Leverkusen (w trwającym sezonie pojawił się już na ławce rezerwowych w Bundeslidze) czy rok starszego Huberta Gostomskiego, dziś bramkarza pierwszoligowego Bruk-Betu Nieciecza.


Żan Luk Leban i Wiesław Wilczyński na Anfield Road (zdjęcie z Twittera Wiesława Wilczyńskiego)

Bułka, kiedy tylko otrzymuje w Chelsea kilka dni wolnego, przyjeżdża na obiekty Escoli, by zrobić z trenerem Chańskim indywidualny trening. Wszystko oczywiście przy wiedzy i za zgodą trenerów The Blues. Dawnych kolegów chętnie odwiedza też inny wychowanek, który również trafił na Zachód. To Balthazar Pierret, 18-letni środkowy pomocnik. Podobnie jak Bułka szkolił się w Escoli przez trzy lata. Teraz jest kapitanem zespołu U-19 OGC Nice, gdzie autostrada do występów w Ligue 1 stoi przed nim otworem.

***

Rozgrywki Centralnej Ligi Juniorów, o których już wspominaliśmy, toczą się w trzech kategoriach wiekowych: U-18, U-17 i U-15. W Polsce jest dziesięć klubów, które mogą pochwalić się posiadaniem drużyny w każdej z tych kategorii. Dziewięć z nich to kluby, których zespoły seniorów występują w Lotto Ekstraklasie. Dziesiątym jest Escola Varsovia.

Ewenement.

- Mamy jeszcze dużo do zrobienia. Jest parę akademii, które mają lepsze możliwości, ich najlepsi zawodnicy grają w pierwszym zespole ekstraklasy czy I ligi. Po drugie - za nimi stoi historia, tradycja, potężna grupa fanów, jeśli mówimy o Legii. Często za klubami stoją samorządy lokalne, czasami duże korporacje. My takiego komfortu nie mamy. Władze miasta nie zawsze nas wspierają, dość często mamy problemy i to duże ze względu na ich bezpodstawne, niemądre, powiedziałbym wrogie, restrykcyjne działania. Udają, że nas nie ma na sportowej mapie Warszawy. Nie stoi za nami żaden wielki sponsor, żadna korporacja. Nasza akademia wyrosła na bardzo zdrowych podstawach, pracy organicznej, pracy u podstaw. Mamy też dobrą metodologię. To pozwala nam konkurować z tymi, którzy mają inne atrybuty i nie zawsze potrafią je wykorzystać - mówi Wilczyński.

Ostatnio przy okazji licznych dyskusji o szkoleniu młodzieży, które poruszane są na forum publicznym pojawił się temat certyfikowania akademii. Na stronie Polskiego Związku Piłki Nożnej w założeniach projektu można przeczytać: “Jednym z najważniejszych celów tego programu jest rozszerzenie dostępu do nowoczesnego treningu, dotarcie do jak najmłodszych kategorii wiekowych (6-13 lat) z profesjonalnym szkoleniem. Takim, w którym już w tym wieku będą stosowane właściwe metody, nawyki piłkarskie oraz budowane cechy przyszłego profesjonalnego piłkarza”.

Nie ma wątpliwości co do słuszności inicjatywy, ale - czego przykład stanowi właśnie Escola - nie jest ona korzystna dla wszystkich.

- PZPN chce wprowadzić certyfikacje dla szkółek do 12. roku życia dając im w zamian dostęp do serwera, gdzie będą gotowe programy szkoleniowe. Nam to nic nie daje, bo programy szkoleniowe mamy na odpowiednio wysokim poziomie dzięki współpracy z Barceloną - mówi właściciel akademii, by dodać po chwili: - Ekstraklasa myśli o certyfikacji, ale tylko akademii klubów, które grają w najwyższej klasie rozgrywek. A gdzie my jesteśmy? Nasza drużyna seniorów nie gra w ekstraklasie. Poddawanie się certyfikacji proponowanej przez PZPN byłoby dla nas nieporozumieniem, to nam nic nie daje. W tych wszystkich rozważaniach jest potężna dziura, propozycja PZPN nie jest dopracowana prawnie.

***

O ile w przypadku młodych graczy Korony Kielce, Zagłębia Lubin czy Wisły Kraków (w to miejsce można wstawić nazwę dowolnego klubu występującego na szczeblu centralnym) celem treningów w akademii jest pierwszy zespół, o tyle w przypadku Escoli ścieżka ta w pewnym sensie kończy się po ukończeniu wieku juniora. W pewnym sensie, bo Escola drużynę seniorów owszem, ma - ale na poziomie ligi okręgowej.

- Zespół rocznika 1999 kończył wiek juniora i musieliśmy coś zrobić. Mazowiecki związek poszedł nam na rękę, zaczęliśmy od A-klasy, od razu był awans. Mamy bardzo młody zespół - mówi Marek Gołębiewski. - Na razie seniorzy to dodatek. Celem jest trzecia liga, w najgorszym przypadku czwarta - dodaje Wilczyński.

W lidze okręgowej Escola zajmuje pozycję w środku stawki. Zdarzają się efektowne zwycięstwa, ale są też porażki, kiedy jedyną przyczyną niekorzystnego wyniku jest brak doświadczenia. Tak jak ta sprzed kilku tygodni, kiedy w meczu z Unią Warszawa przeciwko Escoli zostały podyktowane aż trzy rzuty karne. Co do słuszności ich odgwizdania nikt nie miał pretensji, natomiast niezaprzeczalny jest fakt, że zawodnicy z większym doświadczeniem mogliby rozwiązać sporne sytuacje inaczej, bez przewinienia. W zespole seniorów grają ci, którzy ukończyli już wiek juniora, ale nie znaleźli klubów w wyższych ligach, ale także ci z najstarszego rocznika akademii, którzy w ten sposób zdobywają pierwsze doświadczenie i przygotowują się do nieco innej, bardziej fizycznej gry w dorosłej piłce.

W praktyce wygląda to często tak, że młody zawodnik w jeden weekend gra w Centralnej Lidze Juniorów z Wisłą czy Lechem, a w kolejny jedzie z zespołem seniorów na mecz z - dajmy na to - Burzą Pilawa czy Promnikiem Łaskarzew. - Czy zawodnicy nie mają z tym problemu? Jednego dnia rywalizują z czołowym klubem w Polsce, następnego schodzą na szósty poziom ligowych rozgrywek - pytamy. - Na początku być może coś takiego było, teraz nie ma żadnego problemu - mówi Marek Brzozowski.

Tak czy inaczej - jeśli zawodnik chce kontynuować karierę na wysokim poziomie, musi opuścić klub.

***

Po zakończeniu trwającego sezonu wiek juniora ukończy około trzydziestu zawodników z roczników 2000 i 2001. Oprócz wspomnianych już Lebana, Milasiusa czy Ebenezera (choć on akurat urodził się w 2002 roku, więc będzie mógł grać w Centralnej Lidze Juniorów również w kolejnej edycji rozgrywek) wśród nich znajduje się mnóstwo ciekawych chłopaków, których nazwiska skauci drużyn z centralnego poziomu rozgrywek już od dawna powinni mieć zapisane i podkreślone w swoich notesach.

- Ciekawy jest Maciek Anusik, mamy też Bartka Michalika - może trochę niedocenianego, bo robi cichą robotę na pozycji numer sześć. Ma charakter, końskie zdrowie. Piłkarsko wyróżnia się Janek Majsterek. Mogę się założyć, że w ciągu trzech lat będzie na poziomie ekstraklasy czy pierwszej ligi - mówi Marek Brzozowski.

Niektórzy mieli już okazję sprawdzić się na testach na wyższym poziomie. Latem z Wisłą Płock trenowali Tomasz Andrzejewski i Patryk Cieślak. Pierwszy to niewysoki, dynamiczny skrzydłowy, drugi - wysoki i dobrze wyszkolony technicznie lewy obrońca. W Płocku obaj mogliby liczyć jedynie na regularne występy w czwartoligowych rezerwach, wobec czego nie zdecydowali się na przeprowadzkę. Cieślak był również sprawdzany w pierwszej lidze (w Rakowie Częstochowa) i w drugiej (Widzew), jednak koniec końców on też w trwającym sezonie występuje przy Fleminga.

- Myślę, że najlepszą ligą na start jest dla nich pierwsza, ewentualnie druga - mówi Marek Gołębiewski.

- Dzwonią do mnie ludzie, którzy działają w piłce i pytają o zawodników z Escoli - dodaje Wojciech Stawowy. - Nie ukrywam, że jeżeli kiedyś dane byłoby mi wrócić do piłki seniorskiej, mam swoją topową listę zawodników, których chętnie bym u siebie widział od razu czy po jakimś okresie - mówi.


Od lewej: Marek Gołębiewski, Wojciech Stawowy, Marek Brzozowski, Paweł Śpiegowski (trener zespołu CLJ U15)

***

Wilczyński: - Nasz cel jest taki, żeby szkolić lepiej, doskonalić system szkolenia, zarządzania akademią, tak aby w konsekwencji być najlepszym w Polsce. Być wzorcową akademią.

I w konsekwencji obserwować swoich wychowanków w coraz lepszych klubach. Biorąc pod uwagę fakt, że Bułka jest w Chelsea, a Lebanem poważnie interesuje się Liverpool, jest szansa na to, że przyszłości w meczu Premier League stanie naprzeciw sobie dwóch bramkarzy szkolonych w jednej polskiej akademii.

- Za trzy lata mogłoby tak być. Żan w jednej bramce, Bułka w drugiej. Ale do transferu Żana jeszcze daleko. Marcin jest blisko debiutu. Powiedział nam nawet, że trener Sarri ma dać mu szansę zagrać w Pucharze Ligi, więc niedługo go zobaczymy - cieszy się Gołębiewski.

A jeśli mnóstwo czynników złoży się w całość i obaj rzeczywiście zagrają przeciwko sobie w Premier League, to niewykluczone, że parę dni później wpadną z wizytą na Escolę.

I zrobią sobie wspólny rozruch z trenerem Chańskim.

 

www.2x45.info

 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się