Autor zdjęcia: Własne
Mesjasz o twarzy Adama Nawałki
Adam Nawałka w Lechu Poznań został przywitany niczym król, chociaż jego misja nie będzie polegała tylko na rządzeniu, ale przede wszystkim na ratowaniu klubu, który zmierza donikąd. Misja byłego selekcjonera jest specjalna, więc presja i odpowiedzialność również szczególna.
W historii ludzkości, w historii literatury, a zwłaszcza w historii światowej kinematografii znany jest motyw mesjasza. W tym ostatnim przypadku najchętniej wykorzystywany, bo został on zakorzeniony w naszej kulturze dzięki chrześcijaństwu. Również z tego powodu jest on powszechny, a cykliczne wznowienia świadczą o wielkim zapotrzebowaniu tym odwołaniem. Skoro rośnie popyt na taki produkt, podaż również utrzymywana jest odpowiednim poziomie, a rachunek ekonomiczny również się zgadza.
Być może nie zdajemy sobie sprawy z liczby wielkich produkcji odnoszących się do tego tematu. Wielka trylogia „Gwiezdnych wojen” już w latach 1977-83 podjęła się tego tematu, a mesjaszem był Luke Skywalker. Zapewne przypadkowo główny bohater otrzymał nazwisko, które w tłumaczeniu oznacza „chodzący po niebie”. W latach 80. poprzedniego stulecia na ekranach kin pojawił się „Terminator”, gdzie John Connor jest jedynym możliwym zbawicielem ludzkości w starciu z maszynami.
W czasach bardziej mi współczesnych były trzy wielkie produkcje o tej tematyce. Pod koniec XX wieku pojawił się „Matrix” produkcji amerykańskiego rodzeństwa pochodzenia polskiego. Wachowscy stworzyli postać Neo – zbawiciela w osobie hakera komputerowego, w którego na początku mało kto wierzy, ale tylko on jest w stanie pokonać wielkiego przeciwnika. Kolejnym wielkim filmem, w którym nie tylko występuje motyw mesjasza, ale jest naprawdę sporo odwołań do Pisma Świętego, jest trylogia Władca Pierścieni. Ostatni film to Avatar, w którym Jake’a Sully’ego możemy utożsamiać właśnie ze zbawicielem swoich czasów.
Powyższe przykłady, a szczególnie daty powstawania filmów, wyraźnie podkreślają istotę obecności zbawicieli w naszym życiu. Również tych, których oblicze mocno różni się od biblijnego wzorca. Motyw walki dobra ze złem, w którym ostateczne zwycięstwo tych pierwszych zależy od jednego – wyjątkowego – bohatera jest trywialne, ale masom bardzo potrzebne.
***
Od kilku tygodni obserwuję tę telenowelę z Adamem Nawałką w Lechu Poznań i myślę, że Patryk Vega mógłby z tego zrobić jakiś film. Wystarczy tylko troszkę podkręcić scenariusz, np. w miejsce Piotra Rutkowskiego lub Tomasza Rząsy wstawić jakąś kobietę (w tej roli oczywiście Agnieszka Dygant lub Aleksandra Popławska) i powstałby klasowy kasowy produkt.
Mówiąc już całkowicie poważnie, przyjście byłego selekcjonera reprezentacji Polski do Poznania, styl w jakim to się odbyło oraz oczekiwania z jakimi się 61-letni trener spotka na starcie, świadczą o kulcie mesjasza. Zdaję sobie sprawę, że dowodzenie tej tezy takimi przykładami internetowych memów, jak ten poniższy, są sporym uproszczeniem, ale popatrzcie:
Adam Nawałka witany w Poznaniu. 25 listopada 2018. Koloryzowane, pic.twitter.com/DgquX3swDX
— Filip Modrzejewski (@FModrzejewski) 25 listopada 2018
Adam Nawałka w Poznaniu traktowany jest jak zbawiciel, który w mig ma zmienić brzydkie kaczątko w pięknego łabędzia. Przyjście byłego opiekuna naszej kadry ma z Rafała Janickiego uczynić Kamila Glika, z Łukasza Trałki Grzegorza Krychowiaka z czasów EURO 2016, a Chrystian Gytkjaer od piątku ma być Robertem Lewandowskim. Problemem Lecha nigdy nie był trener nieudacznik, ale nieudolny zarząd, który doprowadził do obecnej sytuacji. A jedynym pomysłem władz „Kolejorza” jest właśnie Nawałka, który dostał praktycznie co chciał i wyłącznie na jego barkach spocznie misja ratowania klubu.
O braku pomysłu i braku rozeznania problemów Lecha świadczy to, że Jacek Rutkowski chciał zatrudnić Leo Beenhakkera jako konsultanta, który miał prześwietlić klub i zdiagnozować problem. O totalnym braku wiedzy i działaniu na chaos wskazuje również postawa Tomasza Rząsy na poniedziałkowej konferencji prasowej, który został tam wysłany chyba tylko po to, aby nie wyprowadzić kibiców z równowagi osobą Piotra Rutkowskiego. Jego pokrętne odpowiedzi na elementarne pytania dziennikarzy sygnalizują, że dyrektor sportowy wie tyle o swojej pracy, co pani z piekarni o robocie ministra finansów.
Zatrudnienie Nawałki w stolicy Wielkopolski to świetny ruch marketingowy: osoba najbardziej popularnego trenera w kraju przykrywa niedociągnięcia zarządu, tworzy pozytywny PR wokół klubu (wystarczy popatrzeć na liczbę dziennikarzy na wczorajszej konferencji), ale jest to droga tylko w jednym kierunku. Przy tak znanym nazwisku, który miał swoje wysokie wymagania (również finansowe) nie ma mowy o porażce. Lech jest teraz na cenzurowanym, a Nawałka nie ma jakiegokolwiek marginesu błędu.
Zastanawiam się, czy takie postawienie „all in” jest dobrym kierunkiem poznańskiego klubu. Przecież były selekcjoner nie jest gwarantem sukcesu, a w ostatnim miejscu pracy, będąc pod największą presją mediów i kibiców w swojej karierze, dał ciała. Jeśli powtórzy to w Lechu, jego poniedziałkowy przyjazd idealnie podsumują słowa z Kilera. Doskonale wiecie jakie…