function onFinishedPlaying() { $("#footerAdvert").remove(); } $(document).ready(function() { setTimeout("onFinishedPlaying()", 15000);


Autor zdjęcia: Patryk Zajega Images

Pięć poprzeczek wrocławian, ale choćby jednego gola brak. Drużyna Stokowca znów zabójczo skuteczna. Śląsk - Lechia 0:2

Autor: Bartosz Adamski
2018-11-30 20:36:26

Śląsk Wrocław ma bardzo poważny problem. Rzeczywistość już w listopadzie zweryfikowała plany walki o grupę mistrzowską. Podopieczni Tadeusza Pawłowskiego przegrali ósme spotkanie w sezonie, szóste przed własną publicznością (pod tym względem wiodą prym w lidze) i do ósmego zespołu w tabeli po tej kolejce mogą tracić nawet dwucyfrową liczbę punktów. A to sprawia, że o swoją posadę musi zacząć się obawiać szkoleniowiec wrocławian.

Doskonale wszak pamiętamy zapowiedź działaczy Śląska Wrocław, którzy powiedzieli, że na koniec roku drużyna musi się znaleźć w bezpośredniej bliskości czołowej ósemki. Po tym meczu cel wydaje się nierealny, zwłaszcza biorąc pod uwagę terminarz WKS-u (Lech, Korona, Pogoń).

Choć z drugiej strony trudno powiedzieć, żeby Śląsk był tego dnia drużyną dużo słabszą od Lechii Gdańsk. Ba, przy odrobinie szczęścia mógł to spotkanie nawet wygrać! Różnica między gospodarzami a gośćmi w spotkaniu otwierającym 17. kolejkę była taka, że pierwsi grali na poprzeczki, a drudzy na gole.

W zasadzie Lechia rozstrzygnęła losy meczu już po 25. minutach. Najpierw piłkę na przedpolu zgarnął Michał Nalepa i precyzyjnie uderzył wolejem, a potem Lukas Haraslin wykorzystał fatalne rozegranie piłki przez Damiana Gąskę i Piotra Celebana, pokonując w sytuacji sam na sam Jakuba Wrąbla.

Wrocławianie jeszcze do przerwy mogli jednak nawet prowadzić. Jeszcze przy stanie 0:1 w poprzeczkę z rzutu wolnego uderzył Djordje Cotra, potem na wślizgu to samo uczynił Gąska, a na koniec pierwszej połowy twardość aluminium sprawdził jeszcze Wojciech Golla. Nie zapominajmy jednak, że w ostatecznym rozrachunku były to niecelne strzały.

Podopieczni Piotra Stokowca po dwóch ciosach natomiast względnie kontrolowali wydarzenia boiskowe. Grali konsekwentnie, nie chcieli szarżować i... w sumie nie stworzyli już sobie do końca meczu żadnej sytuacji.

Śląsk z kolei wyszedł na drugą odsłonę pozytywnie naładowany, wysokim pressingiem, ale ten entuzjazm szybko opadł po... kolejnej poprzeczce. Tym razem piłkę w obramowanie bramki posłał Arkadiusz Piech. Na jakąkolwiek kolejną groźniejszą okazję trzeba było czekać aż do 79. minuty. Wtedy to z ostrego kąta uderzał Marcin Robak, ale Zlatan Alomerović był na posterunku. A jakby tego było mało, na pięć minut przed końcem regulaminowego czasu gry w poprzeczkę uderzył tym razem debiutujący w Ekstraklasie Daniel Szczepan.

Piłka jednak do bramki Alomerovicia wpaść nie chciała i Lechia kończy to spotkanie z czystym kontem. Trzeba przyznać, że w zespole Piotra Stokowca dobrze spisał się praktycznie cały skład. Byli zdyscyplinowani taktycznie, cierpliwi i znów do bólu skuteczni. Z okazałej strony pokazali się także Tomasz Makowski i Karol Fila. Zawiódł w zasadzie tylko Flavio Paixao, a i od Rafała Wolskiego można oczekiwać więcej.

We wrocławskiej ekipie za walkę wyróżnić można tylko Robaka. Reszta wyglądała dość mizernie. Wprawdzie "Wojskowi" oddali w sumie 15 strzałów, ale zaledwie dwa celne.

A gdańszczanie odskoczyli przynajmniej na chwilę goniącemu ich peletonowi aż na osiem punktów. Co więcej, brakuje im zaledwie dwóch punktów, by wyrównać cały swój dorobek z poprzedniego sezonu!

Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 0:2 (0:2)
0:1 - Nalepa 15'
0:2 - Haraslin 25'

Jak padły bramki:
0:1 - Haraslin wrzucił piłkę w pole karne, wybił ją Golla, a Nalepa zgarnął piłkę na przedpolu i mocnym wolejem pokonał Wrąbla.
0:2 - Gąska fatalnie stracił piłkę w środku pola, przejął ją Haraslin, pognał z futbolówką, minął Celebana i podcinką pokonał Wrąbla.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się