Autor zdjęcia: Patryk Zajega Images

Forsell zamknął usta krytykom. Beznadziejny mecz "Kolejorza". Miedź - Lech 3:2

Autor: Łukasz Kościelniak
2019-03-10 20:52:10

Miedź w ostatnich tygodniach mocno zawodziła. Wiosną potrafiła wygrać jedynie z Wisłą Płock, a dość gładko poległa m.in. z Jagiellonią Białystok, KGHM-em Zagłębiem Lubin czy Legią Warszawa. Mocno zdziwili się ci, którzy liczyli, że przyjeżdżający do beniaminka faworyzowany Lech Poznań szybko i bezboleśnie rozprawi się z Miedzią. Gospodarze zagrali prawdopodobnie najlepszy mecz w tym sezonie i zasłużenie wypunktowali „Kolejorza”, który najwidoczniej myślał, że najmniejszym nakładem sił zdobędzie komplet punktów.

Obserwując pierwsze minuty można było odnieść wrażenie, że to legniczanie walczą o europejskie puchary, a poznaniacy bronią się przed spadkiem. Miedź wyszła bardzo zmobilizowana, zdeterminowana i przede wszystkim ustawiona ofensywie. To przyniosło skutek w 4. minucie – znów fatalny błąd popełnił Jasmin Burić, który odbił piłkę przed siebie po dośrodkowaniu z rzutu wolnego, a z jego błędu skorzystał Bożo Musa.

To jeszcze bardziej uskrzydliło gospodarzy, którzy z każdą kolejną minutą czuli się na boisku coraz pewniej i tylko kwestią czasu było kolejne trafienie. To padło w 36. minucie, kiedy genialnym uderzeniem z dystansu popisał się Petteri Forsell. W niedzielę rano wypłynęło zdjęcie Fina, na którym widać, że ewidentnie ma kilka kilogramów za dużo. Wydaje się, że to dodatkowo wpłynęło na jego motywację w trakcie niedzielnego pojedynku. Forsell był liderem Miedzi, na boisku podejmował praktycznie same dobre decyzje, kreował grę, strzelał – krótko mówiąc był w zasadzie wszędzie. Z jednej strony to smutne, że źle prowadzący się piłkarz jest w stanie robić różnicę w tej lidze, z drugiej wyśmiewa tę tezę pokazując, że to nie zdrowy tryb życia, a przede wszystkim umiejętności są potrzebne piłkarzowi i to dzięki nim broni się na boisku.

Lech w pierwszej połowie oddał jeden celny strzał, który na dodatek i tak był niecelny. Cierpliwość Adama Nawałki była na skraju wyczerpania, czego dowodem może być „wędka” dla Kamila Jóźwiaka, który w 41. minucie opuścił boisko. W drugiej połowie obraz gry nie uległ zmianie, ale „Kolejorz” w 59. minucie za sprawą Macieja Gajosa zdobył kontaktowego gola. Trafienie wywołało kontrowersje, można było się sprzeczać, czy nie było spalonego, przez kilka minut trwała weryfikacja VAR, ale ostatecznie sędzia Tomasz Kwiatkowski uznał gola. I słusznie, jeśli był spalony, to naprawdę minimalny, a takie sytuacje po prostu puszczamy.

Miedź jednak się nie cofnęła i nadal grała ofensywie, a Lech zamiast odważnie zaatakować to wciąż kontynuował swoją beznadziejną grę. Nenad Bjelica powiedział ostatnio, że Lech nie może myśleć o mistrzowie, bo po prostu nie ma składu na wywalczenie tytułu. Trudno się z tym nie zgodzić, jeśli po raz kolejny w sezonie w roli antybohatera występuje Nikola Vujadinović, a mimo wszystko nadal gra w pierwszej jedenastce. Tym razem Czarnogórzec w 81. minucie zagrał piłkę ręką w polu karnym i sędzia po analizie VAR podyktował rzut karny, którego na gola zamienił Omar Santana.

W akcie rozpaczy Lech zaatakował, w doliczonym czasie gry po błędzie Łukasza Sapeli do siatki trafił Joao Amaral, ale ostatecznie wyrównujące trafienie już nie padło i trzy punkty – zasłużenie – zostały w Legnicy.

Miedź zagrała dzisiaj bardzo dobre spotkanie i do doliczonego czasu gry trudno było wymienić nam w jej szeregach zawodnika, który zagrałby słabo. To był zupełnie inny zespół niż w ostatnich meczach, przede wszystkim dlatego, że w niedzielę Miedź miała kilku liderów – oprócz Forsella w ofensywie szaleli Juan Camara czy Borja Fernandez, a w środku pola znakomicie radził sobie Rafał Augustyniak.

Lech miał odżyć po wygranej z Legią, ale tak się nie stało. Już przed tygodniem wymęczył zwycięstwo z Arką, a dzisiaj po prostu zasłużenie przegrał. Do tej pory Nawałka wystrzegał się nerwowych ruchów – w czasie tego spotkania pojawiła się już „wędka” i wydaje nam się, że po meczu wyciągniętych konsekwencji wobec zawodników może być jeszcze więcej. „Kolejorz” musi szybko się ogarnąć, bo jeśli nadal będzie się tak prezentował, to europejskie puchary latem obejrzy jedynie w telewizji.

Miedź Legnica – Lech Poznań 3:2 (2:0)
1:0 - Musa 4’
2:0 – Forsell 36’ asysta Santana
2:1 – Gajos 56’ asysta Tiba
3:1 – Santana 83’ (k)
3:2 – Amaral 90+4’

Jak padły bramki:
1:0 – Z rzutu wolnego w pole karne dośrodkował Petteri Forsell, błąd popełnił Jasmin Burić, który odbił futbolówkę przed siebie, a najszybciej dopadł do niej Bozo Musa, który z kilku metrów dał prowadzenie gospodarzom.
2:0 – Cóż za akcja Forsella! Fin dostał piłkę od Omara Santany, przebiegł z nią kilkadziesiąt metrów i zdecydował się na strzał z dystansu. Piłka była tak precyzyjnie uderzona, że Burić nie miał w tej sytuacji nic do powiedzenia.
2:1 – Maciej Makuszewski zagrał do znajdującego się w polu karnym Pedro Tiby, Portugalczyk obrócił się i uderzył na bramkę. Strzał był niecelny, ale świetnie w całej sytuacji odnalazł się Maciej Gajos, który z bliska wpakował piłkę do bramki.
3:1 – W polu karnym piłkę ręką zagrał Nikola Vujadinović. Sędzia po interwencji VAR wskazał na rzut karny, a jedenastkę na gola zamienił Santana.
3:2 – Rozpaczliwe ataki gości, piłkę źle wypiąstkował Łukasz Sapela i na jego błędzie skorzystał Joao Amaral, który lobem trafił do siatki.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się