Autor zdjęcia: Klaudia Ogrodnik
Śląsk utrzymany, Miedź praktycznie w I lidze. Szanse legniczan zmalały do minimum po słabym meczu. Miedź - Śląsk 0:2
Miedź Legnica miała do tego spotkania przystąpić naładowana, z wiarą zwycięstwa od samego początku, tymczasem entuzjazm podopiecznym Dominika Nowaka uleciał już po kilkunastu minutach. Potem lepszy był Śląsk Wrocław i to on zasłużenie zwyciężył, pieczętując tym samym swoje utrzymanie. A legniczan może uratować w zasadzie tylko cud.
- Od pierwszej minuty będziemy starali się narzucić własne warunki i wywalczyć dla naszych kibiców oraz całego miasta pozostanie w Ekstraklasie – mówi przed meczem ze Śląskiem Wrocław trener Miedzi Legnica, Dominik Nowak. No i faktycznie, jego zawodnicy początkowo ruszyli na gości. Bardzo groźnie było po strzale Juana Camary, ale piłka zatrzymała się tylko na słupku. Wcześniej uderzał także z dystansu Rafał Augustyniak.
Ale... to w zasadzie na tyle, jeśli chodzi o poczynania legniczan w pierwszej połowie. Śląsk spokojnie wyczekał ten napór z pierwszych minut i zaczął przeważać. Swojego szczęścia mocnym strzałem spróbował Michał Chrapek, ale spudłował. Na słupek Camary goście odpowiedzieli natomiast poprzeczką Mateusza Cholewiaka po główce.
Problem jednak w tym, że do przerwy nie doczekaliśmy się ani jednego celnego strzału. Trochę lepiej prezentowali się podopieczni Vitezslava Lavicki, ale nie na tyle, byśmy z pełnym przekonaniem powiedzieli, że w drugiej połowie rozstrzygną losy meczu.
Tymczasem Miedź na początku drugiej odsłony wyglądała ospale i musiało to zostać skarcone. Chrapek wywalczył rzut wolny na skraju pola karnego, a do piłki podszedł Augusto. Przymierzył idealnie po długim słupku, a Sosłan Dżanajew nie zdążył zareagować.
Śląsk miał zatem wynik, jaki chciał i kontrolował losy meczu. Mógł nawet podwyższyć po kolejnym stałym fragmencie gry, lecz główkę Piotra Celebana zdołał instynktownie odbić Dżanajew.
Przyjezdni generalnie bronili się bardzo dobrze, ale od czasu do czasu postanowili wyciągnąć rękę do graczy z Legnicy. W 76. minucie Łukasz Broź zbyt krótko wycofał piłkę głową do Jakuba Słowika, zza pleców Wojciecha Golli wyskoczył Mateusz Szczepaniak i pognał na bramkę wrocławian, lecz Słowik zdążył zostawić nogi, dzięki czemu nie dał się minąć. W zasadzie jedyną dogodną sytuację, jaką Miedź wykreowała sobie w drugiej połowie, miał Omar Santana, gdy uderzył mocno i precyzyjnie, lecz bramkarz Śląska odbił piłkę.
"Miedzianka" nawet w końcówce meczu nie potrafiła sobie stwarzać klarownych okazji. Utrzymywała się częściej przy piłce, ale za długo ją rozgrywała i trudno było o element zaskoczenia gości. W zasadzie zwycięstwo WKS-u nie było ani przez chwilę poważnie zagrożone. A wynik podwyższył jeszcze praktycznie w ostatniej akcji meczu Mateusz Radecki, gdy wykończył kontrę.
Utrzymanie Śląska tym samym zostało przystemplowane i do ostatniego spotkania u siebie z Arką Gdynia podopieczni Lavicki mogą już podchodzić z wolną od problemów głową. Na zupełnie przeciwnym biegunie jest Miedź, której szanse na pozostanie w elicie są czysto iluzoryczne. W jej zwycięstwo w Krakowie z Wisłą jeszcze jesteśmy w stanie uwierzyć, ale w porażkę Wisły Płock u siebie z Zagłębiem Sosnowiec już nie.
Miedź Legnica - Śląsk Wrocław 0:2 (0:0)
0:1 - Augusto 51'
0:2 - Radecki 90+3' asysta Łabojko
Jak padły bramki:
0:1 - Augusto przymierzył precyzyjnie przy słupku po rzucie wolnym.
0:2 - Po kontrze Łabojko wypuścił na wolną pozycję Radeckiego, a ten w sytuacji sam na sam z Dżanajewem nie dał szans rosyjskiemu bramkarzowi.