Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki

Tych zwycięzców trzeba sądzić. Nie dawajmy cichego przyzwolenia na tę żenadę!

Autor: Mariusz Bielski
2019-06-08 14:30:49

Jest taka scena w komedii „Chłopaki nie płaczą”, w której Bolec pokazuje innym gangsterom film, coby szybciej zleciał im czas w oczekiwaniu na mafijnego bossa. „Śmierć w Wenecji”, nuda jak cholera. I nagle Bolec mówi:

Ja się pytam – czemu TVP nie wzięło Bolca do studia meczowego przy okazji starcia z Macedonią, skoro powyższa historyjka pasowałaby tam idealnie?

No cóż, podobnie jak w Wenecji, tak wczoraj w Skopje nam również nie wyszło.

Była akcja, kiedy Klich wystawił patelnię Grosickiemu, z której nic nie wynikło. Był też gol, ale jaki? Macedończyk skiksował, głową zagrywając w złą stronę, w kierunku własnego bramkarza. Piątek próbował przewrotki, lecz skiksował. Lewy chciał dobić, lecz skiksował. Na szczęście Dimitrievski ma DNA Rayo we krwi, więc Robert tym go zmylił, a golkiper przejechał na tyłku pod piłką. W końcu Glik chciał dobić futbolówkę do pustej bramki i... też skiksował, ale piłka jakoś wturlała się do bramki. 

Zresztą, strzał Piątka był jedynym naszym celnym strzałem przeciwko Macedonii, przy czym ja uważam, że to w ogóle nie był strzał. No i tyle, koniec fajerwerków.

 

 

Cholera, widziałem naprawdę wiele złej piłki. Średnio w kolejce oglądam 5 spotkań Ekstraklasy. Staram się być w miarę na bieżąco z jej zapleczem. Wciąż żywe w mojej pamięci pozostają boje ŁKS-u w IV czy w III lidze, gdzie w piłkę częściej gra się łokciami niż nogami. Z kolei jako dzieciak zaglądałem na mecze Pogoni Kolumna, kiedy jeszcze występowała w okręgówce. Reprezentacja? Wychowałem się w czasach Engela, Janasa i nieco później Franza Smudy oraz Fornalika. I nawet biorąc wszystko powyższe do kupy uważam, że to, co aktualnie proponuje drużyna Jerzego Brzęczka jest jeszcze bardziej obrzydliwe.

Bo wiecie na czym polega różnica? Trzeba przyłożyć potencjał zespołu i poszczególnych zawodników nie tyle do kręconych przez nich wyników, co do sposobu, w jaki je osiągają. Gdyby naszą gwiazdą nadal był Niedzielan przechodzący akurat do NEC Nijmegen, nie wymagałbym od Biało-Czerwonych czegoś więcej niż zwycięstw dokładnie takich jak z Austrią, Łotwą czy Macedonią. No ale czasy się trochę zmieniły i z dzisiejszej perspektywy po prostu nie rozumiem jak można grać taki piach, mając tak dobrych zawodników.

- Lewandowskiego bijącego wszelakie rekordy strzeleckie w barwach Bayernu

- Zielińskiego całkiem umiejętnie operującego kierownicą Napoli

- Piątka sypiącego golami jak z rękawa najpierw w Genoi, potem w Milanie

- Krychowiaka odbudowanego w Lokomotivie, wielokrotnie wybieranego do najlepszej XI ligi rosyjskiej

- Grosickiego w życiowej formie w Hull

- Klicha w życiowej formie w Leeds

- Bereszyńskiego, kluczowego gracza Sampdorii

- Bednarka jako jedno z odkryć ostatniego sezonu w Premier League

- Glika zawiadującego defensywą AS Monaco. W tym sezonie słabego, ale wciąż AS Monaco

W dodatku większość z wymienionych występuje w reprezentacji Polski od lat, więc choćby z samego tego tytułu powinni mieć zgranie przewyższające większość naszych rywali grupowych i nie tylko. A co dostajemy? Grę tak gównianą, że aż się dziwię czemu tej kadry nie sponsoruje producent Stoperanu.

Przecież przy takim zestawie osobowym w każdym z trzech ostatnich meczów powinniśmy prowadzić grę i dominować nad rywalami. Nie udało nam się ani razu, nawet z Łotwą, zdecydowanie najgorszą w grupie G. 

Ba, wczoraj też – zostając przy tej niezbyt zgrabnej, aczkolwiek plastycznej nomenklaturze – obsraliśmy się przed Macedonią. Czuliśmy do niej taki respekt, jakby prowadził ją nie Igor Angelovski, tylko Aleksander Wielki. Jakby Pandev, Bardhi i spółka nie byli zwyczajnymi piłkarzami, lecz tworzyli legendarną falangę, która ponad 2300 lat temu pozamiatała wielkie państwo Persów.

Dowody? Proszę, jest całe mnóstwo. Grosicki napędzający kontrę w taki sposób, że zawijając rywala na zamach wykopał piłkę w aut. Bednarek niepotrafiący skomunikować się z Fabiańskim, wybijający mu futbolówkę dosłownie sprzed rąk w akcie desperacji pod pressingiem. Krychowiak holujący piłkę wszerz boiska tak długo, iż prawie stracił ją na środku tuż przed naszym polem karnym. Obrońcy próbujący strącić Pana Twardowskiego z księżyca za pomocą ratowniczych wybić, gdy de facto dałoby radę wyjść spod nacisku w lepszy sposób. Kędziora odwalający taki numer:

 

 

Dawno nie widziałem drużyny, której rezultaty byłyby tak rozbieżne względem ogólnie prezentowanej jakości. Mamy 3 na 3 wygrane mecze, bilans bramkowy 4:0, ale jesteśmy tak fatalnie zorganizowani… Przepraszam, jesteśmy kompletnie niezorganizowani do tego stopnia, iż dużo bardziej miarodajne byłyby rezultaty 0 na 3 w meczach i 0:4 w golach.

Straszne to jest i niestety wydaje mi się, że przy jednoczesne osiąganie korzystnych wyników z taką grą robi nam krzywdę. Drużynie, trenerowi, po części dziennikarzom i kibicom. Ci pierwsi – poza wyjątkami a’la Lewandowski czy Rybus – chodzą i powtarzają komunały typu „nieważne jak zdobyte, liczą się 3 punkty”. Niby racja, jednak na krótką metę. Jerzy Brzęczek zaś będzie pławił się w złudnym przeświadczeniu, że faktycznie rozwija ten zespół, choć ma to tyle odbicia w rzeczywistości, co „Gwiezdne Wojny”. Niektórzy moi koledzy po fachu napiszą z kolei, iż zwycięzców się nie sądzi, a potem pójdą z dumą wcinać truskawki, bo łączy ich piłka.

Tak to my daleko nie zajedziemy. Co najwyżej do fazy grupowej Euro 2020, a tam w czapę, remis, w czapę i rozjedziemy się na urlopy. No nie, tych zwycięzców po prostu trzeba sądzić i od nich wymagać. W innym wypadku damy im ciche przyzwolenie na festiwal żenady, który odstawiają od samego początku kadencji Brzęczka.

A jest to według mnie niedopuszczalne, odrażające, żenujące i przede wszystkim upokarzające.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się