Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Twitter: Arka Gdynia/Wojciech Szymański

Taktyczna Sieczka #9: Pierwsza cegiełka Rogicia. Serbski trener trafił z taktyką na derby i ma pomysł na Arkę

Autor: Aleksandra Sieczka
2019-10-21 16:30:46

Adam Marciniak w przerwie meczu z Lechią powiedział, że arkowcy w ostatnim tygodniu najwięcej czasu poświęcili organizacji pressingu po stracie piłki. I faktycznie, był to jeden z kluczowych elementów w ich grze.

Dzień dobry, przyjechałem pomóc

Aleksandar Rogić przyleciał do Polski, spędził w klubie nieco ponad tydzień i szybko zidentyfikował, z czym jego nowi podopieczni mają największy problem. Oczywiście to dopiero początek jego pracy i trudno wyciągać jakieś dalekosiężne wnioski, ale bynajmniej nie da się powiedzieć, że w derbach chciał bazować jedynie na złości i intensywności. Przede wszystkim chciał nadać jakiś kształt swojej nowej ekipie.

Bo szkoleniowiec ma plan, który nie narodził się w jego głowie po przekroczeniu progu stadionu. Bezpośrednio po zakończeniu pracy w Levadii mówił, że chce, żeby jego przyszły zespół budował akcje od tyłu, miał inicjatywę po swojej stronie i nie musiał być zależny od przeciwnika. Brzmi super, ale pozostaje kwestia dostosowania tej koncepcji do warunków panujących w Gdyni. I nie chodzi tu o porywisty wiatr. Chociaż przed meczem większość reagowała sceptycznie na tę wizję, to derby pokazały, że poza ugruntowaną filozofią, Serb może przede wszystkim dysponować warsztatem, który pozwoli mu wcielić ją w życie.

Już po spotkaniu z Lechią można wskazać na trzy elementy, które trener chciałby widzieć jako znaki rozpoznawcze swojego nowego zespołu. Niewielkie odległości między poszczególnymi blokami, umiejętnie zorganizowany pressing i wprowadzanie piłki krótkimi podaniami z linii obrony. Brzmi poważnie, biorąc pod uwagę to, że nie dysponuje drużyną złożoną z wirtuozów techniki. Ma jednak kilku graczy, którzy dobrze poprowadzeni nadają się do takiej koncepcji. Bo Nalepa, Vejinović i Deja nie są na bakier z techniką, Nando pokazał, że jest w stanie dołożyć od siebie drybling (i to nie taki typowy dla jeźdźca bez głowy), Busuladzić i Schirtladze potrafią dobrze zastawić się z piłką, a Jankowski też nie jest surowym wyrobnikiem. Słowem: da się stworzyć ekipę, która będzie pasowała do filozofii Rogicia.

Materiał do budowy

 

Pierwsza rzecz na jaką warto zwrócić uwagę to sposób, w jaki arkowcy rozpoczęli ten mecz. Nie podchodzili od samego początku wysoko, żeby szybko zmusić rywala do błędu, przejąć piłkę i liczyć na łut szczęścia. Byli ustawieni trochę niżej (grafika powyżej), a ewentualnie trio Nalepa-Schirtladze-Nando od czasu do czasu doskakiwało do obrońców przeciwnika. O sile miało stanowić zwarte i konsekwentne ustawienie – coś, czego zdecydowanie brakuje gdynianom. Było to niezbędne po to, żeby przejąć środek pola.

Tylko to też nie było tak, że przez pierwsze 10 minut (bo mniej więcej po upływie tego okresu przesunęli się wyżej) biernie oczekiwali na to, co zrobi rywal. Wykorzystywali ten czas na ograniczanie przestrzeni w środku pola i stopniowe przejmowanie inicjatywy. I faktycznie przyniosło to na tyle dużo korzyści, że gdańszczanie w pierwszej części meczu mieli spory problem, żeby skonstruować atak pozycyjny od tyłu. Musieli posiłkować się prostymi środkami, jak np. bezpośrednie zagranie za linię defensywy.

Należy jednak zauważyć, że kiedy przesuwał się pierwszy blok, to zaraz za nim podążał kolejny tak, aby między nimi nie zrobiła się wyrwa. Bo jeśli któryś element strategii miałby wylądować na szczycie listy priorytetów na pierwszą część spotkania, to byłoby to właśnie zwarte ustawienie. Kłopoty pojawiały się w bocznych sektorach, kiedy lechiści zagrywali precyzyjne podania z linii obrony w kierunku Haraslina, który musiał minąć jedynie Wawszczyka. Ten natomiast miał spore zapędy do ataku, więc przepis na kłopoty mamy gotowy. W takich pojedynkach górą był Słowak. Akurat ten element gry wymaga sporej uwagi, bowiem szkoda by było, żeby młody defensor przestał odgrywać rolę w ofensywie – gdzie radzi sobie naprawdę nieźle. Druga sprawa, że boczny obrońca nie ocali całego bloku i stoperzy nie mogą sobie pozwalać na wycieczki do środka pola. Zwłaszcza kiedy rywal raz, że w każdej chwili może zagrać z pominięciem środkowej strefy, a dwa, że dysponuje szybkimi skrzydłowymi. W takich sytuacjach Wawszczyk siłą rzeczy musiał przesuwać się bliżej środka, a przez to flanka była odsłonięta.

Pierwszy etap pracy

Mimo wszystko wydaje się, że trener Rogić wycisnął maksimum z tego tygodnia, bo jego podopieczni faktycznie starali się pilnować odległości. I głównie dzięki temu tak dobrze radzili sobie w pierwszej części derbów. W drugiej ustawienie po obu stronach się rozluźniło i z tego wzięła się większość problemów arkowców. Trudno się dziwić, skoro Maghoma bardzo często lądował w okolicach ofensywy – i to nie przy stałych fragmentach gry. Warto jednak zatrzymać się przy tym, o czym wspominał Marciniak w przerwie spotkania. Ponoć drużyna miała pracować głównie nad organizacją i wykonaniem pressingu. Po tym 10-minutowym okresie lekkiego wycofania, gdynianie przeszli do drugiej fazy.

Na powyższej grafice widać, w jaki sposób ograniczali pole gry lechistom, w odpowiednim momencie doskakując do poszczególnych graczy przy piłce. Ostatecznie Nalepa przeciął podanie.

Bynajmniej nie był to jednorazowy przypadek. Arkowcy raczej dobrze oceniali sytuacje, kiedy mogą sobie pozwolić na wyższy pressing, a kiedy lepiej byłoby skoncentrować się na odbiorze w środku pola. Po stałym fragmencie nie wycofywali się od razu na własną połowę, tylko starali się zebrać piłkę, żeby coś jeszcze z tej akcji wycisnąć. Trzeba jednak podkreślić, że kiedy już przeciwnik zabierał się do dalekiego podania w kierunku swojej ofensywy, od razu usiłowali odbudować ustawienie.

Jeśli natomiast chodzi o odbiór w bocznym sektorze, to tutaj na pierwszy plan wybijało się wykorzystanie różnych umiejętności poszczególnych zawodników. I tak Busuladzic, który dość często przesuwał się do boku, dobrze zastawiał się z piłką, łapiąc kilka sekund na reorganizację ustawienia. W powyższej sytuacji tylko dzięki niemu arkowcom udało się zawiązać atak w trójkącie (Jankowski i Schirtladze).

Spojrzenie całościowe

Trener Rogić starał się zamknąć swoją nową drużynę w pewnych ramach, dlatego można odnieść wrażenie, że sporo uwagi poświęcił również samemu wprowadzeniu piłki z linii obrony. Zamiast długiego podania na stratę, gdynianie raczej wychodzili spod pressingu gdańszczan krótkimi zagraniami.

I miało to całkiem sporo sensu, bo owszem, kibice mogli mieć stan przedzawałowy, kiedy Marić wynurzał się z własnej szesnastki z przyklejonym do siebie rywalem, ale z drugiej strony ograniczone zostało ryzyko groźnego kontrataku. Tylko raz Busuladzić zagrał pod nogi przeciwnika, który w świetnej sytuacji przestrzelił.

Próby wprowadzenia piłki od tyłu nie ograniczały się do krótkich podań do najbliższego. W powyższej sytuacji Jankowski zagrał do Nalepy, a on przeniósł ciężar gry na przeciwległą flankę, dzięki czemu Nando mógł rozkręcić atak. Ostatecznie akcja zakończyła się uderzeniem gruzińskiego napastnika. Przy okazji warto zwrócić uwagę, że wariant z Nando jest jeszcze do dopracowania, bo w tym meczu był często poza grą, chociaż robił co w jego mocy, żeby być ciągle w zasięgu podania. Do takiego stopnia, że mniej więcej w połowie pierwszej części starcia zmienił stronę boiska. I rzeczywiście dostawał wówczas więcej piłek.

Przed Aleksandarem Rogiciem mnóstwo pracy, ale można odnieść wrażenie, że swoją cegiełkę do gry Arki już dołożył. Z jednej strony pewnie było mu łatwiej, bo motywacja piłkarzy z Gdyni była ogromna, ale z drugiej, mimo tych emocji, udało mu się w znacznym stopniu zamknąć ekipę w ramach i w ciągu tygodnia usprawnić organizację pressingu. A to już coś. Na pewno nie można powiedzieć, że nie ma na tę drużynę pomysłu – pytanie tylko, jak go dostosuje do warunków i co zrobi z nieskutecznością.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się