Autor zdjęcia: Grzegorz Ksel (CKsport.pl)
Żenada po kielecku. Wizerunkowy dramat Korony jeszcze gorszy od tego na boisku
Korona Kielce – niegdyś klub dostarczający piłkarskiej Polsce pokrzepiających historii, że nawet pomimo niezbyt zasobnego portfela dzięki świetnej atmosferze można radzić sobie bardzo dobrze, dziś obrał kierunek na całkowicie odmienną planetę. Miejsce, z którego praktycznie codzienne dostarcza kolejnych pokładów żenady i sprawia, że nie można patrzeć na niego z sympatią. Czy szaleństwo władz wreszcie się zatrzyma?
Kłopoty kielczan są tak wielowątkowe, że nawet nie sposób ich wyjaśnić w skondensowany sposób. One nie pojawiły się ani dzisiaj, ani wczoraj, ale oczywiście jeśli drużyna osiąga dobre wynik na boisku, to łatwiej na parę rzeczy przymknąć oczy. To udawało się długimi miesiącami Gino Lettieriemu i jego podopiecznym – miewali słabsze okresy, ale także i te lepsze, przez co próżno było szukać żółto-czerwonych w najniższych rejonach tabeli.
Wszystko pękło jednak w 2019 roku. Odkąd liga wystartowała w lutym po przerwie zimowej, Korona praktycznie nieustannie się kompromituje. I to na dwóch głównych płaszczyznach – sportowej i wizerunkowej.
Dyspozycja drużyny to temat na osobną rozprawę. Dość powiedzieć, że kończy się październik 2019, a wygrane Korony w tym roku kalendarzowym można policzyć na palcach jednej ręki. I to dosłownie, bo jest ich pięć – dwa razy ze Śląskiem Wrocław, po razie z Arką Gdynia, Jagiellonią Białystok i Rakowem Częstochowa.
Dramat.
Tym większy, że w Kielcach zrobiła się Wieża Babel. Lettieriego już nie ma, został zasłużenie zwolniony nie tylko za słabe wyniki drużyny, ale za to, co prezentował sobą całościowo. A siał chaos i niezgodę. Problem w tym, że zdążył zbudować na Suzuki Arenie coś, co w większym lub mniejszym stopniu pozostanie tam jeszcze przez kilka najbliższych lat. Naściągał przypadkowych piłkarzy z różnych stron świata, którzy – jak powiedział kiedyś Jacek Kiełb – niekoniecznie wiedzą, gdzie Kielce leżą na mapie.
Tej armii zaciągniętej ze wszystkich kontynentów nie udaje się odnosić wyników, do jakich kibice Korony w ostatnich latach byli przyzwyczajeni – przynajmniej na poziomie środka tabeli. Nowy trener Mirosław Smyła robi co może, ale wyzwanie, przed jakim stoi, należy do bardzo trudnych. W sukurs pewnie przyjdzie mu przerwa zimowa i możliwość solidniejszego popracowania na jego modłę, ale do tego czasu jeszcze wiele spotkań, w których porażka może kosztować kielczan w ostatecznym rozrachunku naprawdę wiele.
Kurs MILENIUM na mecz Piast Gliwice vs Korona Kielce: 1 - 1.70; X - 3.50; 2 - 5.32.
Nie sport miał być jednak dominującym wątkiem tej rozprawy. Bo wszystko zapewne byłoby ludziom przełknąć łatwiej, gdyby widzieli, że to wyłącznie kryzys sportowy. A niestety tak nie jest – to kryzys wielopłaszczyznowy, który dotyka wszystkich struktur klubu.
Najnowsze wiadomości dotyczą konfliktu, w jaki klub popadł z Michałem Siejakiem – twórcą legendarnej i pionierskiej, bo takich przymiotników śmiało można użyć w tym przypadku – klubowej telewizji, Korona TV. Wyjaśniając wszystko w największym skrócie, sprawa rozeszła się o majątkowe prawa autorskie. „Siejo” nie zgodził się na ich przeniesienie na klub w formie nieodpłatnego podpisania aneksu, kielczanie stwierdzili zatem, że dalszą współpracą nie są zainteresowani i wypowiedzieli swojemu współpracownikowi umowę. I się zaczęło.
Wszystko trwa już kilka miesięcy, ale najnowsze i najmocniej godzące w wizerunek Korony wydarzenia miały miejsce w ostatnich dniach. Po odejściu z klubu Siejak zaczął współpracować ze stacją Canal+, a przy żółto-czerwonych pozostał tworząc hobbystycznie niezależną telewizję kibicowską. Klub postanowił jednak odmówić mu przyznania akredytacji na spotkanie z Wisłą Płock w Ekstraklasie oraz z Realem Saragossą w młodzieżowej Lidze Mistrzów. Powód? Zarząd nie ukrywa, że chodzi o zatargi prawne.
Pojawia się zatem oczywiste pytanie – jakim cudem można połączyć perypetie sądowe z normalną pracą wykonywaną przez Siejaka, zupełnie niezależną od tego, co dzieje się w jego relacjach z klubem? Pal licho nieprzyznanie akredytacji na Siejo TV, choć i tak jest to wysoce żenujące i pokazujące małość ludzi zasiadających w gabinetach przy Ściegiennego.
Poważniejsza sytuacja wydarzyła się z Canal+ w roli głównej. Siejak jest operatorem kamery podczas „Mikrocyklów”, a więc form doskonale znanych z Ligi+ Extra, które pokazują od kuchni przygotowania drużyn Ekstraklasy do danych pojedynków. Otóż mądre głowy na Suzuki Arenie stwierdziły, że jeśli do klubu z kamerą ma przyjechać Siejak, to one na to zgody nie wyrażają i żadnego materiału nie będzie.
Kiedy pies chce rządzić człowiekiem… W Koronie widocznie nie pojęli jeszcze, że wyłącznie dzięki ciężkim pieniądzom płaconym przez C+ za prawa do transmisji tej słabej ligi mają środki, aby sprowadzać marnej jakości zawodników ze wszystkich świata stron i oferować im dobre kontrakty. Ale nie! Nie podoba nam się operator, bo z jakichś powodów ma z nami niewyjaśnioną sytuację prawną, a o jej słuszności zadecyduje sąd.
O, to też dobre. W czwartek odbyło się zamknięte spotkanie lokalnych dziennikarzy z Kielc z zarządem klubu, na którym próbowano załagodzić sytuację po tym, jak kilku dziennikarzy postanowiło zsolidaryzować się z Siejakiem i po meczu z Wisłą oddało swoje akredytacje dołączając odpowiedni list i podpisy.
Padały zatem pytania o sytuację Michała i to, czy zarząd zamierza pozwolić mu wejść na stadion czy dalej będzie stosował metody godne małych ludzi i nie pozwalał mu wykonywać pracy. Padło stwierdzenie śmiało walczące o tytuł głupoty roku w polskiej piłce…
Było sporo "uroczych" momentów, ale warto wspomnieć o tym, kiedy prezes przyznał, że jeśli sąd przyzna rację @michal_siejak, to istnieje możliwość, że już nigdy nie wejdzie na stadion 😂🤦♂️ To chyba mówi wszystko o obecnych standardach.
— Mateusz Żelazny (@mateuszzelazny) October 24, 2019
Masz rację potwierdzoną przez sąd? To won, nie chcemy cię znać, jak mogłeś!
Doprawy jest to żałosne, że trzeba pisać o takich rzeczach w kontekście osób zarządzających tak dużym podmiotem jak klub Ekstraklasy. Ale naprawdę nie da się patrzeć bezczynnie i nie punktować takiej amatorki. Zresztą żeby zobaczyć, jaka różnica tkwi pomiędzy stronami sporu, wystarczy porównać ich oświadczenia.
Oświadczenie Zarządu Klubu Korona S.A.https://t.co/iyMn64oaqP
— Korona Kielce (@Korona_Kielce) October 21, 2019
Moje oświadczenie w związku z dzisiejszą publikacją @Korona_Kielce na stronie internetowej klubu.
— Michał Siejak (@michal_siejak) October 21, 2019
Ocenę pozostawiam Wam. pic.twitter.com/BmrVV2irJa
Spółka akcyjna dysponująca wielomilionowym budżetem kontra zwykła osoba fizyczna, która za współpracę z prawnikiem zapewne musi słono zapłacić. No ręce opadają i nie chcą się podnieść, naprawdę…
Wszystko będzie miało swoją kontynuację w najbliższych dniach. Obecnie Korona pozostaje obrazem nędzy i rozpaczy. Sportowo, zajmując ostatnie miejsce w tabeli i nie dając symptomów, że zaraz to się odmieni. Wizerunkowo, bo wygląda to tak, jakby klubem rządzili zadufani w sobie prezesi, którzy nie dopuszczają do siebie żadnych innych możliwości niż te wykreowane we własnej głowie, które, jak widać, są błędne.
Masakra.
Takich rzeczy w Kielcach nie było nigdy, choć to miejsce doświadczało już naprawdę dziwnych spraw. Jak to się wszystko zakończy? Oby nie w niższej lidze, bo wizerunkowo trudno wyobrażać sobie szybką odbudowę po kolejnych samobójach z uporem maniaka strzelanych przez ludzi przekonanych o własnej nieomylności.