Autor zdjęcia: Własne
Krzysztof Zając z Korony to paprotka, a nie prezes klubu
Dariusz Mioduski ma niesamowity dar. Jednego dnia postawi jakąś tezę, a niebawem dzieje się coś zupełnie przeciwnego do jego przewidywań. Nie tylko w Legii, ogólnie w polskim futbolu. Niedawno stwierdził, iż ekstraklasowe kluby są świetnie zarządzane pod każdym względem. Sam nie wiem, może zapomniał dodać drobnym druczkiem: „za wyjątkiem Korony Kielce”?
Wypowiedź właściciela Wojskowych przyszła mi na myśl od razu po przeczytaniu wywiadu z Krzysztofem Zającem. Muszę przyznać, że czekałem na niego, wszak dziwne rzeczy dzieją się od jakiegoś czasu w kieleckim klubie. Wyniki sportowe są beznadziejne; w gabinetach wrze; zarząd wdaje się w wojenki z całym dziennikarskim światem, choć zdaje się w ogóle nie mieć w tym racji; biuro prasowe zostało doszczętnie rozmontowane, po zwolnieniu Lettieriego nie potrafiono znaleźć nowego szkoleniowca…
Byłem więc nieziemsko ciekaw linii obrony jaką przyjmie prezes Zając w rozmowie z Łukaszem Grabowskim. Czekałem na ten przeciwny punkt widzenia wobec tego, co widzimy na co dzień. Z tyłu głowy kołatało mi się jednak, że już wcześniej głównodowodzący w Koronie dawał dowody, że nie jest najbardziej poważnym człowiekiem na świecie – w złym tych słów znaczeniu – więc cudów się nie spodziewałem. Jak się okazuje, zupełnie słusznie.
Jest bowiem tylko jedna rzecz, o której nasz bohater opowiada w sposób, który da się uznać za racjonalny – zwolnienie Lettieriego. Stwierdził, iż należało zrobić to latem, zamiast dawać mu jeszcze szansę na początku sezonu. Trudno się z tym nie zgodzić, skoro od dłuższego czasu trudno było mówić o chemii wokół trenera, co tylko pogłębiało różnorakie kłopoty w szatni oraz na boisku.
Ale poza tym?
Najbardziej uderzył mnie fakt, że pan Zając szczyci się swoją konsekwencją. Jakby sama w sobie stanowiła cnotę, a przecież kluczowe jest to, czego dotyczy. Na przykład – jedziesz sobie autostradą, ale masz przerąbane, ponieważ wszyscy pozostali poruszają się w przeciwnym kierunku. Warto byłoby się zastanowić kto tu ma problem i kto czyni źle, ale przecież nie możesz zrezygnować – jesteś konsekwentny, brawo!
Mniej więcej tak widzę temat zarządzania Koroną. Praktycznie nic tam nie trzyma się kupy, wiele rzeczy powinno być robione inaczej lub zupełnie odwrotnie, a od wielu spraw prezes po prostu umywa ręce. Zobaczmy:
- Odmowa dla Canal+? „To akurat była decyzja prezesa Paprockiego, mnie nie było wtedy w klubie. Podobno szefowie Canal+ zrozumieli nasze argumenty i ja popieram działania mojego zastępcy. Czasem trzeba podjąć ryzyko.”
- Kiepski wizerunek klubu? „Ostatnio pozyskaliśmy trzech fajnych sponsorów pomimo tego, jak się nas przedstawia w mediach. Jeden z przedstawicieli naszych nowych sponsorów w trakcie podpisywania umowy, powiedział mi, że mu zaimponowałem. Bo podjąłem decyzję. Trudną, może kontrowersyjną, ale w biznesie takie cechy się docenia.”
- Słaba sytuacja finansowa Korony? „Część długu istniała już przed zakupem akcji od miasta. Wszystko się skomplikowało z powodu wyniku sportowego. W poprzednim sezonie założyliśmy awans do ósemki. Nie udało się i powstała dziura. Teraz zapadła decyzja o podwyższeniu kapitału, by wyprowadzić Koronę na zero. To są jednak decyzje właścicielskie. My jako zarząd tylko wykonujemy wolę.”
- Zatrudnienie Dominica Niehoffa, specjalisty od marketingu, który nie dał kielczanom nic? „To była decyzja poprzedniego właściciela.”
- Wizja spadku i wycofania się niemieckich właścicieli? „Nie bierzemy pod uwagę takiej opcji, że w następnym sezonie będziemy w pierwszej lidze. Dla nas w tym momencie liczy się tylko gra w PKO Ekstraklasie. Ale naprawdę, to nie jest pytanie do mnie. Takie decyzje zapadają wyżej i ja się muszę do nich dostosować.”
- Niestabilna kadra zespołu piłkarskiego? „Nie tylko ja podejmowałem decyzje dotyczące kadry zespołu. To była kwestia w dużej mierze należąca do sztabu szkoleniowego. Można powiedzieć, że Lettieri miał dużo do powiedzenia w tej kwestii, ale nie była to władza absolutna.”
- Transfery po znajomości od znajomego agenta z Bałkanów? „Większość z nich broniła się piłkarsko, to po pierwsze. Po drugie, tylko na początku zakontraktowaliśmy piłkarzy z jednej agencji, później już nie było takich transakcji. Zresztą, tak jak wspominałem wcześniej, najważniejsza przy transferach była opinia trenerów, a nie to, kto reprezentuje danego zawodnika. Układy nas w ogóle nie interesują.”
- Odejście Rymaniaka? „To nie nasza wina. Rozmawialiśmy z jego menadżerem, który był wyznaczony do negocjacji i to on miał Bartkowi o tym powiedzieć. W kontrakcie było wyraźnie napisane, że wszelkie rozmowy mamy prowadzić z przedstawicielem piłkarza. On o wszystkim wiedział.”
- Zwolnienie rzecznika? „Miałem do tego swoje powody. Nie mogłem przymykać oczu na pewne rzeczy. Ale nie chcę zdradzać szczegółów naszej współpracy.”
- Samoocena? „Patrząc obecnie na tabelę trudno, by była wysoka. Popełniamy błędy, to normalne. Nie ma ludzi idealnych, podejmujących tylko dobrze decyzje. Ale jak patrzę na to, jak funkcjonuje klub, jestem pewien, że wygrzebiemy się z dołka, w którym obecnie jesteśmy.”
A jeszcze pewnie kilka kwestii dałoby się tak wymienić.
Według mnie te odpowiedzi są kuriozalne z kilku względów. Przede wszystkim pan prezes umywa ręce od większości spraw organizacyjnych, co do których można mieć duże wątpliwości. To nie on zrobił, to decyzja właścicieli, tak już było przed jego przyjściem, za tę kwestię odpowiedzialny jest ktoś inny… Szczerze powiedziawszy aż się zacząłem zastanawiać po co właściwie Koronie prezes? On sam przecież maluje swój obraz jako osoby posiadającej bardzo małą moc sprawczą, a przecież powinno być dokładnie odwrotnie. Trudno mi uwierzyć, iż jest dokładnie jak mówi, skoro piastuje tak wysoki urząd. Nie miałoby to żadnego sensu. No chyba, że lubi rolę paprotki, ale wtedy musiałby być zupełnym „słupem”.
Razi też krótkowzroczność pana Zająca w kontekście potencjalnego spadku. Zwłaszcza, że lecą trzy ekipy, a po starcie sezonu odlot Korony do pierwszej ligi wydaje się wielce prawdopodobny. Kibice słusznie się martwią, skoro jednocześnie jej prezes otwarcie mówi, że nie bierze spadku pod uwagę. To chyba oczywiste, iż powinien, bo w innym wypadku klub po prostu będzie nieprzygotowany na wyjątkowo trudną rzeczywistość zaplecza Ekstraklasy.
No ale czego spodziewać się po człowieku, który nie ufa trenerowi, a mimo wszystko zostawia go na stanowisku? Który czeka na pierwsze lepsze potknięcie szkoleniowca, by go wypieprzyć z roboty na zbity pysk, a jednocześnie nie szuka dla niego zastępcy? Takie rzeczy nawet w Football Managerze doprowadzają do katastrofy, więc co dopiero w świecie rzeczywistym. A i tak pan Zając potrafił w jednym z fragmentów powiedzieć, iż planowanie budżetu zakładało awans do górnej ósemki. Zero myślenia na zasadzie „co zrobimy, jeżeli się nie uda?”. To w żadnym wypadku nie byłby minimalizm, lecz zwyczajna odpowiedzialność, którą jako klubowy sternik zwyczajnie musisz się wykazywać. Inaczej możesz podzielić los na przykład Ruchu Chorzów.
Najgorzej, że pan Zając w ogóle nie wykazuje autorefleksji, by chociaż otoczyć się lepszymi doradcami. Na propozycję, by Korona zatrudniła dyrektora sportowego odpowiedział: „To nie jest łatwe znaleźć dobrego dyrektora sportowego”. Jasne, ale jeśli w ogóle się go nie szuka, on nie spadnie z nieba wprost na fotel w jednym z gabinetów. Analogicznie tak samo nie da się otrzymać prawa jazdy bez wcześniejszego zapisania się na kurs, nie da się dostać dobrej pracy bez samodzielnego rozsyłania CV i tak dalej.
No ale tak jest ze wszystkim w Kielcach – pan Zając przeważnie decyduje się na doraźne rozwiązania, planowanie dalsze niż na za dwa tygodnie nie istnieje, a potem pan prezes wychodzi zdziwiony faktem, iż klub oraz drużyna nie funkcjonują tak, jak mu się marzy. Nie robi nic ku temu, by poprawić sytuację Korony. Czeka aż samo się zrobi, a większość energii poświęca na walkę z Siejem i innymi dziennikarzami. Nie ma to jak właściwe określenie priorytetów.
I jak niby ktokolwiek ma zaufać temu człowiekowi, skoro nie ma nawet pół racjonalnego argumentu, by poprzeć nim wiarę w to, że Korona już niebawem wygrzebie się z dołka? Wręcz przeciwnie – uważam, iż Zając osobiście podkopuje grunt pod klubem, który z nim za sterami schodzi coraz niżej i niżej. Czy on tego nie dostrzega? Obie odpowiedzi są złe, bo albo rzeczywiście nie potrafi zarządzać Koroną, albo po prostu jest głupi. Nie wiem co gorsze.