Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: sportbuzzer.de

Przedziwne testy w Białymstoku. Jaga szuka bramkarza czy menadżera od cateringu?

Autor: Karol Bochenek
2019-11-01 20:45:47

Jak wiadomo, kluby z Ekstraklasy od lat są na bakier z profesjonalnym skautingiem. Oficjalnie wszyscy tworzą specjalistyczne struktury, jakieś siatki fachowców od obserwacji i analizy albo inne cuda-wianki, ale tylko skończony naiwniak może wierzyć, że naprawdę tak to wygląda. Zamiast fachowości, z reguły mamy zwykłe łapu-capu, nie do końca rzetelną ocenę umiejętności i szumnie ogłaszany transfer jakiegoś badziewiaka pokroju Muhara, Nouviera czy innego Videmonta. Ale nawet takie postępowanie to szczyt kompetentności w porównaniu do tego, co właśnie zaprezentowała Jagiellonia Białystok. Na Podlasiu postanowili bowiem zdystansować konkurencję, zapraszając na testy gościa, który chyba nawet nie jest piłkarzem. Ot, skautingowa maestria w najlepszym wydaniu.

Kim jest zagadkowy talent sprawdzany w Białymstoku? Otóż gość nazywa się Anatolij Kawalenka, (albo Kowalenko w wariancie rosyjskim), ma 22 lata, pochodzi z Białorusi i rzekomo stoi na bramce. W piłkę nożną zaczął grać jako trzyletni berbeć. Najpierw przewinął się przez akademię Dynama Mińsk, później chwilę pograł w grupach młodzieżowych BATE i to w zasadzie tyle, jeśli chodzi o dokonania. Próbowaliśmy dowiedzieć się czegoś więcej i wypytać o tajemniczego jegomościa białoruskich dziennikarzy, ale odpowiedź zawsze była identyczna. Nie znam, nie słyszałem, nie wiem, kim on jest. 

Być może o Kawalence byłoby nieco głośniej, gdyby przebił się do pierwszej drużyny BATE. Na to nie miał jednak najmniejszych szans, więc w wieku 18 lat, po wcześniejszej kłótni z trenerem, wyjechał na saksy. Najpierw karierę kontynuował w juniorach czeskiego FK Usti nad Labem, później przyszła kolej na niższe ligi niemieckie. Na boisku furory nie zrobił, ale na innych polach szło mu całkiem nieźle. Nie dość, że nauczył się dwóch języków, to jeszcze trochę postudiował na uniwerkach w Pradze i Hamburgu. Gorzej, że w Niemczech Kawalenka wdał się w kolejny spór, tym razem z dyrektorem klubu SV Edelweiss Arnstedt, co raczej nie wyszło mu na plus. – Generalnie mam wstrętny charakter. Jeśli stan rzeczy mi się nie podoba, od razu wyraźnie daję to do zrozumienia – taką wizytówkę wystawiła sobie na łamach portalu The Heroes.

Pobyt w Niemczech Kawalenka wykorzystał nie tylko na naukę, ale też na zebranie pierwszych biznesowych doświadczeń. Razem z kumplem, którego poznał w Czechach, założyli agencję menadżerską. Ich klientami są przede wszystkim piłkarze i piłkarski z krajów byłego ZSRR, którzy chcą przenieść się na zachód. Kawalenka poza statusem współzałożyciela ma jednak niewiele wspólnego z agencją. Jak sam mówi, pieniądze otrzymuje wyłącznie za wykonaną pracę i raczej się nie przemęcza. Trudno się temu zresztą dziwić, skoro kilkanaście miesięcy temu przez problemy z dokumentami musiał wracać na Białoruś i siłą rzeczy został delikatnie wykluczony z życia agencji.

Białorusin dużo więcej zaangażowania wkłada za to w swój drugi projekt – start-up FastServe, który zajmuje się dostawą jedzenia na stadiony piłkarskie. Brzmi to dziwnie, ale wbrew pozorom dziwnie do końca nie jest. Kawalenka i jego wspólniczka, białoruska tenisistka Sofia Drobyszewska, wymyślili sobie, że kibice, zamiast stać w długich kolejkach po giętą w bułce, będą mogli zamawiać jedzenie przez telefon, na początek za pomocą bota w popularnej na wschodzie aplikacji Telegram, a docelowo przez aplikację mobilną FastServe. Dostawa? Kurier przyniesie wszystko pod nos, można spokojnie siedzieć na swoim miejscu. – Chodzimy z Sofią na różne imprezy sportowe. Czasem pojawia się chęć zjedzenia czegoś, ale na widok ciągnących się kolejek, człowiek zastanawia się, czy aby na pewno jest głodny. Ten problem pojawia się wszędzie. W Niemczech, w Czechach, w Polsce i tak dalej. Nigdzie nie próbuje się go rozwiązać – opowiada Kawalenka dla The Heroes.

Jak kręci się ten biznes? Na razie z bota FastServe można korzystać w aż 110 obiektach na Ukrainie i raptem 2 na Białorusi. Niemniej wszystko zmierza ponoć w dobrą stronę i rozwija się całkiem nieźle. Najtrudniejszą stroną przedsięwzięcia są negocjacje z nowymi partnerami, ale chętnych jest coraz więcej. Na wyobraźnię niezdecydowanych działają wyniki testów przeprowadzonych na hokejowej Arenie Mińsk. Wychodzi z nich, że przez kolejki do punktów gastronomicznych organizator traci aż 29% potencjalnych klientów. Kawalenka jest więc dobrej myśli. Osobiście pracuje zresztą nad aplikacja mobilną i ulepszaniem funkcjonującego w Telegramie bota.

Gdzie w tym wszystkim miejsce na piłkę? Tutaj sytuacja wydaje się bardziej skomplikowana i szczerze mówiąc, wcale nie zdziwimy się, jeśli Kawalenka jest potrzebny Jadze do skręcenia cateringowego biznesu, a nie do stania na bramce. Tak zresztą byłoby chyba bezpieczniej. Ciężko jest nam sobie wyobrazić, że gość, który nigdy nie zaistniał w seniorskiej piłce, nagle zostanie zbawcą klubu o mistrzowskich aspiracjach. Zresztą, o czym tu w ogóle gadać, skoro typ od kilku miesięcy trenował indywidualnie na Białorusi i nie było chętnych na jego usługi.

Swoją drogą, Jaga nie ma ostatnio szczęścia do bramkarzy. Najpierw ściągnęła z rynku Kresvana Santiniego, który na treningach wyglądał jak amator, teraz z nicości wyciagnęła amatora, który chciał już sobie dać spokój z piłką i zająć się biznesem. Strach pomyśleć, kogo białostockie asy wyczarują następnym razem.


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się