Autor zdjęcia: wisla.krakow.pl
Trzy paszporty, wojny na Instagramie i pociąg do Europy. Gieorgij Żukow melduje się w Wiśle
Wisła Kraków oficjalnie rozpoczęła zbrojenia przed drugą częścią sezonu. W klubie z Reymonta rozumieją, że bez odpowiednich wzmocnień utrzymanie w Ekstraklasie będzie misją o podobnym stopniu trudności, co zdobycie zimą K2, więc do działania przeszli w trybie natychmiastowym. Na początek udało się zgarnąć z rynku Gieorgija Żukowa, reprezentanta Kazachstanu, który ostatnio występował w dużo bogatszym Kajracie Ałmaty.
Transfer Żukowa pokazuje, że w Krakowie nie chcą iść wyłącznie na ilość. Czynnikiem decydującym ma być jakość, a byłemu koledze klubowemu Konrada Wrzesińskiego tej akurat nie brakuje. Pewne wątpliwości może za to budzić trudny charakter zawodnika, przez który w przeszłości kilka razy wpadał w poważne tarapaty. Bo Kazach to typ, który lubi wzniecić ognień, a następnie biegać dookoła z benzyną, co jakiś czas podsycając płomienie. I chyba właśnie to jest w jego historii najciekawsze.
Dlaczego Wisła?
Jak to możliwe, że gość, który ostatnio grał w całkiem poważnym klubie, gdzie nie brakuje nawet ptasiego mleczka, i w dodatku godnie tam zarabiał, zdecydował się przejść do przeżywającej poważne problemy Wisły? Odpowiedź na to pytanie trzeba zestawić z kilku czynników. Po pierwsze, w Kajracie Ałmaty, gdzie Żukow spędził ostatnie dwa sezony, szykują się zmiany. Budżet klubu pozostanie wprawdzie na dotychczasowym poziomie (10 milionów euro na sezon, z czego 3 na akademię), ale niewykluczone, że dojdzie do poważnych roszad kadrowych. Z klubem pożegnali się już obrońca Jełdos Achmetow oraz węgierski napastnik Marton Eppel, a kilku kolejnych zawodników wciąż zastanawia się, czy przedłużyć wygasające kontrakty.
Po drugie, nowy pomocnik „Białej Gwiazdy” nie był do końca zadowolony ze swojej sytuacji w klubie. W trakcie sezonu 2018, gdy na boisku przeważnie pojawiał się z ławki rezerwowych, zdarzało się, że narzekał na decyzje trenera albo mówił wprost, że w Kajracie powinni mu wreszcie zaufać. W niedawno zakończonych rozgrywkach jego rola wyraźnie wzrosła, ale Żukow i tak trochę kręcił nosem. Niby zagrał w 26 ligowych meczach i na boisku spędził łącznie prawie 2 tysiące minut, jednak w pełnym wymiarze czasowym wystąpił tylko 10 razy. Siergiej Rajljan, dziennikarz kazachskiego tygodnika „Karawan”, przekonuje, że Żukow, który ma na koncie występy w dwóch najlepszych klubach w kraju, spokojnie znalazłby tam nowy klub, ale w ogóle nie brał tego pod uwagę. - Jeśli grałeś w Astanie i Kajracie, to przenosiny do innego zespołu z Kazachstanu, wiązałby się ze spadkiem twojego statusu. Myślę, że właśnie ten brak zainteresowania ze strony dwóch największych klubów, należy uznać za główną przyczynę transferu. W końcu w Polsce finansowo dużo straci.
Po trzecie, Żukow to specyficzny przypadek. Do tego czym się zajmuje i co otaczało go przez ostatnie lata podchodzi w niestandardowy sposób, jak na kogoś, kto do końca kariery mógłby korzystać z przywilejów przysługujących piłkarzom w Kazachstanie. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że tak naprawdę… nigdy nie chciał trafić do tamtejszej Premier Ligi. Za dzieciaka widział od środka, jak wyglądają zachodnie kluby, miał okazję spróbować tamtejszego futbolu i zawsze mocno ciągnęło go do Europy. W ten obszar świata, gdzie gra się w poważną piłkę. Oczywiście Ekstraklasa pasuje do tego opisu jak wół do karety, ale Polska niekoniecznie jest dla nowego wiślaka punktem docelowym. - Żukow liczy zapewne, że w Wiśle będzie ważną postacią i że będzie grał jeszcze więcej niż w Kajracie. Polska jest też znacznie bliżej zachodu, gdzie się wychowywał. Jeśli wszystko dobrze się ułoży, to pewnie nie wróci już do Kazachstanu - dodaje Rajljan.
Kazachstan? Bądźmy poważni!
Scenariusz nakreślony przez Siergieja Rajljana należy brać na poważnie, bo Żukow niejednokrotnie głosił zdecydowane i jednocześnie krytyczne opinie na temat kazachskiej piłki, przez które miał poważne problemy. Wielką burzę wywołał chociażby jego wpis na Instagramie sprzed kilku lat, w którym wylał ogromne ilości frustracji. - Problem z kazachską piłką polega na tym, że nikt nie traktuje jej poważnie - bez względu na to, jak dobrzy są tu zawodnicy i zespoły. Nawet jak Astana grała w Lidze Mistrzów, to Europa miała to w dupie. Zresztą jaki sens ma ta Liga Mistrzów, gdy cały rok zażynasz organizm na beznadziejnych murawach?(…) Zarabiać pieniądze, które później i tak zeżre dewaluacja (w latach 2014-15 w Kazachstanie dwukrotnie przeprowadzono proces dewaluacji - przyp. red.), również nie jest przyjemnie. Nie możesz więc mówić piłkarzom z Kazachstanu, że grają dla pieniędzy. Poza tym ludzie i tak nie rozumieją, że z kazachskim paszportem nie wezmą cię do dobrej, europejskiej ligi.
W odpowiedzi na kilka ostrych słów o kazachskiej piłce Żukow dostał falę krytyki, głównie ze strony kibiców. W końcu, jak można tak mówić, gdy kraj cały czas się rozwija, a w sport inwestuje się coraz większe pieniądze. Skąd urwał się ten krytykant i niewdzięcznik? Żukow musiał więc gęsto się tłumaczyć ze specyficznego expose. - Nie chciałem nikogo obrazić, po prostu powiedziałem o problemach kazachskiego futbolu. Musimy pracować nad poprawą warunków, w jakich rozgrywane są mecze - poprawiać jakość muraw, rozwijać piłkę dziecięcą i młodzieżową i tak dalej. Stwierdziłem też, że trudno trafić do Europy z kazachskim paszportem - reprezentacja jest na 150. miejscu w rankingu FIFA! Ogólnie możemy jednak być dumni, bo Kazachstan to bogaty i piękny kraj - łagodził nastroje w nieco bardziej wyważony sposób.
Brutalna ocena kondycji krajowej piłki nie była pierwszą głośną aferą z udziałem Żukowa. We wrześniu 2015 roku szerokim echem odbiła się jego deklaracja dotycząca gry w narodowych barwach. Żukow w rozmowie z belgijskim dziennikiem „Net Nieuwsblad” stwierdził, że skoro ma belgijski i rosyjski paszport, to chciałby występować w barwach którejś z tych ekip. Odważnie, jak na kogoś, kto chwilę wcześniej wystąpił w dwóch towarzyskich meczach reprezentacji Kazachstanu przeciwko Burkina Faso i… Rosji.
Kibicie i dziennikarze zastanawiali się, co z tym chłopakiem jest nie tak. Dlaczego, skoro wcześniej przebierał się w strój reprezentanta, nagle mu się odwidziało? Z pomocą przyszedł im sam Żukow, odnosząc się na Instagramie do wszystkich wątpliwości. - W temacie reprezentacji: urodziłem się w Kazachstanie, dorastałem w Belgii, a mój ojciec jest Rosjaninem. Nie rezygnuję jednak z gry dla Kazachstanu! Na razie nie chcę się spieszyć z wyborem i nie podjąłem żadnej decyzji. Kazachstan to moja ojczyzna, bardzo ją kocham, ale w tym przypadku staram się rozpatrywać wszystko profesjonalnie. Nie kieruję się sercem, tylko używam do tego głowy. Mam 20 lat i wszystko w swoich rękach. W innych krajach ludzie mają wybór, a inni ten wybór szanują. Wiem, że niektórzy mają mnie za głupka i uważają, że za wysoko ustawiam sobie poprzeczkę, taka jest po prostu tutejsza mentalności, prawie nikt nie wierzy w siebie. Tymczasem trzeba wierzyć w siebie i nikogo się nie bać!
Nie z tego świata
Zarzuty o hipokryzję oraz interesowność są w przypadku Żukowa jak najbardziej na miejscu. Z drugiej strony, nowy piłkarz Wisły, który kilka lat temu uchodził za największą nadzieję kazachskiego futbolu, a w 2015 roku został wybrany najlepszym młodym zawodnikiem Premier Ligi, faktycznie mógł mieć mętlik w głowie. I czuć się jednocześnie obywatelem co najmniej dwóch krajów, a to, zwłaszcza w połączeniu z jego ambicjami, z pewnością nie ułatwiało sprawy.
Żukow życiowo i piłkarsko dojrzewał w Belgii, gdzie mieszkał od piątego roku życia. Po rozpadzie ZSRR, gdy sytuacja w Kazachstanie była daleka od stabilnej, rodzice chłopaka postanowili poszukać lepszej przyszłości na zachodzie. Ostatecznie zakotwiczyli w Brukseli i właśnie tam, w akademii Anderlechtu, swoje początki miała futbolowa droga młodego Georgija. W belgijskiej ekstraklasie debiutował w listopadzie 2012 roku już jako zawodnik Beerschot, z którym w wieku szesnastu lat podpisał profesjonalny kontrakt. Skala jego talentu była zresztą na tyle duża, że kilka miesięcy później doczekał się kilku występów w reprezentacji Belgii do lat 19. Szatnię dzielił wówczas m.in. z Divockiem Origim, który raczej nie zrobił na nim wielkiego wrażenia. - Szczerze mówiąc, jestem zdziwiony progresem, jaki zrobił. Jasne, to dobry zawodnik i udało mu się zaistnieć na najwyższym poziomie, ale byli lepsi od niego i dziś grają po trzecich ligach - mówił przed niedawnym wyjazdowym meczem reprezentacji Kazachstanu z Belgią.
Na poziomie Jupiler Pro League Żukow rozegrał łącznie trzy spotkania, wszystkie dla przeżywającego poważne problemy finansowe Beerschot. Po sezonie 2012/13 przeżywający klub zbankrutował i ostatecznie się wykoleił, a jego zawodnicy rozjechali się po świecie. Żukow, jak się wydawało, zaliczył miękkie lądowanie - trafił do Standardu Liege. Miał wielkie oczekiwania, był ambitny i sumiennie pracował na swoją szansę, ale tej nigdy się nie doczekał. W Standardzie nie wyskoczył ponad drugą drużynę i już pół roku po podpisaniu kontraktu w ramach wypożyczenia został wysłany do Astany.
W Stolicy Kazachstanu Żukow spędził dwa udane, a przede wszystkim owocne w sukcesy sezony. Wreszcie zaczął grać z seniorami, Astana dwukrotnie została mistrzem kraju, udało jej się też awansować do Ligi Mistrzów - pomocnik Wisły wystąpił we wszystkich meczach fazy grupowej. W międzyczasie trochę pograł też w kazachskiej młodzieżówce, gdzie był wiodącą postacią. Szybko został okrzyknięty nadzieją tamtejszej piłki, a zainteresowane jego usługami miały być czołowe rosyjskie kluby: Spartak, Zenit i Krasnodar. Żukow wyrywał się do transferu. Chciał wyrwać się z kazachskiej Premier Ligi, do której we własnej opinii, nie pasował, grać w mocniejszych rozgrywkach, w naprawdę wysoko mierzącym klubie.
O swoich ambicjach mówił głośno, za co przyszło mu słono zapłacić. Zaczęło się, jak zwykle w jego przypadku, od wpisu w mediach społecznościowych. - My, debiutanci, raczej nie możemy liczyć na wyjście z grupy Ligi Mistrzów. Patrzymy na nią, jak na możliwość pokazania tego, ile naprawdę jesteśmy warci. Poziom ligi kazachskiej nie jest zły, ale w Belgii nikt nie śledzi tych rozgrywek. Dlatego moim celem jest zrobić wszystko, aby w Standardzie zwrócili na mnie uwagę. Chcę tam wrócić i być zawodnikiem podstawowego składu - taki przekaz pojawił się we wrześniu 2015 roku na jego Instagramie.
Władzom Astany wyjątkowo nie spodobał się ten punkt widzenia. Na zawodnika nałożono karę dyscyplinarną, a jego pożegnanie z klubem stało się przesądzone. Sęk w tym, że oferty, które odpowiadałyby sportowym ambicjom Żukowa, nie spływały. Ostatecznie w styczniu 2016 roku Standard wysłał go na kolejne wypożyczenie, tym razem do Rody Kerkrade. W Eredivisie Żukow radził sobie całkiem dobrze. Miał pewne miejsce w wyjściowym składzie nowego zespołu, zbierał dobre opinie i deklarował, że nie zamierza wracać do Kazachstanu. - Gdybym chciał tam grać, to nigdy nie odszedłbym z Astany - mówił w rozmowie z portalem footboom.kz.
Post na wagę rozstania
Dobre występy w Holandii zaowocowały transferem do mocniejszej ligi. W lipcu 2017 roku Żukow przeniósł się do Uralu Jekaterynburg, po drodze odrzucając m.in. ofertę z Cracovii. Z Rosji nie ma jednak najlepszych wspomnień. Po pierwsze, grał mało, czuł się niedoceniany, a siedzenie na ławce doprowadzało go do szewskiej pasji. Po drugie, z klubem rozstał się w nieprzyjemnych okolicznościach, które sam sprowokował. Któregoś dnia, niezadowolony ze swojej sytuacji, wszystkie żale wylał na Instagramie, co nie mogło pozostać bez rekacji. - Niepotrzebnie wyjechałem z Holandii. Wina leży wyłącznie po mojej stronie, a sytuację może naprawić tylko Bóg. Tam grałem wszystkie mecze w wyjściowym składzie, a tutaj, w Joburgu (obraźliwe określenie Jekaterynburga - przyp. red.), mówią mi, że kiedy podaję, to za wysoko podnoszę nogę. Przedszkole.
Po tej publikacji Gieorgij Iwanow, prezes klubu, wpadł w szał i zapowiedział, że Żukow więcej nie wystąpi w pomarańczowych barwach Uralu. Zimą słowa Iwanowa przeszły w czyny. Krnąbrny pomocnik za około milion euro przeniósł się do Kajratu Ałmaty, a w jego trzyletnim kontrakcie znalazł się niecodzienny zapis obligujący do gry w reprezentacji Kazachstanu. Światu obwieścił to sam Kajrat Boranbajew, właściciel klubu, który tym samym raz na zawsze rozwiązał narodowościowe dylematy Żukowa.
Jak nowy podopieczny Artura Skowronka radził sobie w Ałmatach. Ogólnie nie było źle. Żukow przeważnie wychodził na boisko w podstawowej jedenastce i prezentował się solidnie, choć indywidualne statystyki tego nie oddają. Wreszcie wydoroślał i zrozumiał, że w przeszłości zbyt lekko ulegał emocjom. Definitywnie przeprosił się też z reprezentacją kraju i chyba zaakceptował swoje miejsce w szeregu. - O jego problemach z dyscypliną już dawno się nie mówi. Tak bywa, że z wiekiem ludzie poważnieję. Wcześniej Żukow miał w sobie za dużo młodzieńczej fantazji. Raz widział się w reprezentacji Belgi, za chwilę - w składzie Rosji. Wydawało się, że kadrę Kazachstanu bierze na przeczekanie. Na tym tle z różnych przyczyn nie przyjeżdżał na zgrupowania reprezentacji i w ten sposób bez wątpienia zraził do siebie część kibiców. Ale teraz to już przeszłość. W Kajracie i reprezentacji był ostatnio jednym z wielu - mówi Rajljan.
Co Żukow może wnieść do Wisły? „Biała Gwiazda” bez wątpienia potrzebuje środkowego pomocnika, który potrafi wziąć na siebie grę, a przede wszystkim - jest odpowiedzialny za piłkę. Kazach nie jest co prawda wybitnym kreatorem czy rozgrywającym, który notuje asystę za asystą, ale nie można określić go też mianem przecinaka i gościa od brudnej roboty.
Siergiej Rajljan: - Na pewno nie jest to defensywny pomocnik w klasycznym rozumieniu. Z drugiej strony, ustawiony blisko pola karnego przeciwnika również nie zalicza się do efektywnych zawodników. Zdecydowanie najlepiej wygląda, gdy inicjuje akcje zespołu z głębi pola.
Nie da się ukryć, że w drugiej linii Wisły całą jesień brakowało zawodnika o takiej charakterystyce. Transfer Żukowa wygląda więc na rozsądny i przemyślany. Jeśli z głową i emocjami zawodnika faktycznie wszystko jest w porządku, to bardzo możliwe, że na Reymonta będą mieli z niego wiele pożytku. No a jeśli nie… cóż wtedy przynajmniej będzie wesoło. Dla wszystkich byłoby lepiej jednak, gdyby Żukow przemawiał na boisku, a nie na Instragramie.