Autor zdjęcia: Własne
Nagonka na Buksę nie ma sensu. Nie jedzie przecież na koniec świata, ale do lepszego miejsca
Adam Buksa w najbliższym czasie prawdopodobnie przeniesie się do MLS, z tego powodu w Polsce od razu podniosły się chóralne krzyki. Bo przecież jak on mógł, skoro tu w Ekstraklasie jego zespół walczy o mistrzostwo Polski? Dlaczego na takie zadupie, gdzie piłka nożna traktowana jest jak piąte koło u wozu? Skoro interesują się nim Włosi, może lepiej iść tam?
Niestety taka reakcja tylko potwierdza nieznajomość tematu. Po pierwsze przestańmy traktować Pogoń Szczecin jako jakiegoś poważnego kandydata do mistrzostwa Polski. W naszej Ekstraklasie jedynym takowym jest Legia Warszawa i zgodzi się ze mną każdy, kto przejrzy skład i potencjał tej drużyny na tle ich rywali. Owszem, ubiegłoroczny przypadek Piasta jest poruszający i teraz kibic każdego zespołu Ekstraklasy, od Gdyni po Kraków i od Szczecina do Białegostoku, marzy o tym samym, ale bądźmy szczerzy: mistrzostwo innego zespołu niż Legia będzie niespodzianką.
Wspomniałem o tym zadupiu, jak nazywają MLS polscy kibice, ale futbolową dziurą to akurat raczej jesteśmy my. Mijają lata, przez ten czas setki razy od różnej maści komentatorów nasłuchaliśmy się jaka ta Ekstraklasa jest kapitalna i fenomenalna, ale jest to obraz wyłącznie wykreowany. Sprawdzianem potęgi tej ligi co roku są puchary, z których bardzo często odpadamy szybciej niż reprezentacja Polski z wielkich turniejów. To przekłada się na decyzje perspektywicznych zawodników, którzy owszem w naszym kraju są, ale mało który marzy o graniu w Ekstraklasie przez całe życie.
Dlatego nie dziwmy się, że każdy w miarę młody i utalentowany zawodnik chce stąd jak najszybciej uciekać w inne, lepsze miejsce. I będzie to robił coraz częściej. A pozycja naszej ligi, i co za tym idzie polskich klubów jest tak mizerna, że muszą sprzedawać zawodników, aby próbować gonić zachód. Nie wspomnę już o pieniądzach, jakie najlepsi piłkarze pokroju Buksy mogą otrzymać nad Wisłą, a na zachodzie.
Musimy sobie zdać sprawę również z tego, że MLS to wcale nie jest tak słaba liga, jak nam się wydaje. Już przy okazji transferu Przemysława Frankowskiego była mocno wyśmiewana, ale skrzydłowy Chicago Fire pokazał, że wyjazd za ocean nie przekreślił jego szans na grę w reprezentacji Jerzego Brzęczka. Buksa, stawiając na Amerykę, również nie kreśli przy swoim nazwisku krzyżyka w perspektywie transferu do mocnej europejskiej ligi.
Z ciekawości sprawdziłem jacy zawodnicy w ostatnim czasie odchodzili z MLS i wcale nie wygląda to tak tragicznie, jak starają się malować niektórzy polscy kibice. W czterech ostatnich oknach transferowych z Ameryką pożegnali się Miguel Almiron (za 24 mln euro trafił do Newcastle), Anton Nediałkow (2 mln euro dał za niego Ludogorets) i Cyle Lavin (za 1,85 mln euro wzmocnił Besiktas). Nie liczę już transferów między klubami partnerskimi, a brałem pod uwagę tylko transfery do lig europejskich.
Oczywiście liczba tych ruchów nie powala na kolana, ale przykład zawodnika Newcastle pokazuje, że jeśli przyjeżdżasz do MLS z zamiarem wybicia się gdzieś dalej i jesteś czołowym piłkarzem rozgrywek, to ktoś cię wypatrzy i trafisz na przykład do Premier League.
Nie wiem, czy Buksa pójdzie tą samą drogą, tak jak nie wiem, czy zawojuje on MLS jak dla przykładu paragwajski rozgrywający. Wiadome jest natomiast to, że Polak znajdzie się w fajnym miejscu do życia, w lepszej lidze niż Ekstraklasa (choć wiem, że piłkarsko trudno to zmierzyć), zarobi sobie na życie, bo o to przecież też chodzi w tym zawodzie, a jeśli da z siebie wszystko kto wie, czy znów nie trafi do Europy.
A nawet jeśli podwinie mu się noga, ale zostawi po sobie dobre wrażenie, zostanie w MLS na dłużej. W najgorszym możliwym wypadku wróci do Polski, ale przynajmniej ze świadomością, że spróbował. To jego życie, jego wybory, to on na własnej skórze odczuje ich konsekwencje i nawet jeśli napiszemy tysiące tweetów, niczego to nie zmieni.