Autor zdjęcia: liverpoolfc.com
Dwa mecze wystarczyły do transferu na Anfield. Jak Takumi Minamino przekonał do siebie Jürgena Kloppa?
Czasami wystarczy tylko jedno spotkanie, żeby zwrócić na siebie uwagę mocnych drużyn. Choć Takumi Minamino już od dłuższego czasu był obserwowany przez Liverpool oraz kilka innych europejskich klubów, to właśnie bezpośrednie starcia z „The Reds” utwierdziły Jürgena Kloppa w przekonaniu, że Japończyk będzie odpowiednim dodatkiem do jego zespołu. I nie chodziło wyłącznie o okazję na rynku, bo nieco ponad 7 milionów w dzisiejszych czasach jest promocyjną ceną, ale o to, co może wnieść do gry. Wszyscy narzekali na ławkę rezerwowych w Liverpoolu? No to została ona wzmocniona jakościowym zawodnikiem.
Bierność w letnim okienku nie przeszkodziła Liverpoolowi
Wielu kibiców zarzucało działaczom Liverpoolu bierność podczas letniego okna transferowego. „The Reds” co prawda zdobyli Ligę Mistrzów, ale przegrali mistrzowski tytuł z Manchesterem City zaledwie o punkt. Zawiniła w tym przede wszystkim wąska ławka rezerwowych. Jürgen Klopp nie miał wystarczająco wielu jakościowych zawodników, żeby walczyć na wszystkich frontach, podczas gdy Pep Guardiola miał komfort pracy i na każdej pozycji posiadał przynajmniej dwóch równorzędnych graczy.
„Obywateli” nie zatrzymała nawet kontuzja ich najlepszego gracza – Kevina De Bruyne – gdyż natychmiastowo z wielką formą wystrzelił Bernardo Silva. City zdobyło wszystkie krajowe trofea, w Lidze Mistrzów odpadło po dość kontrowersyjnej bramce Fernando Llorente i nikt nie miał żadnych wątpliwości – to najlepsza drużyna w Anglii.
Wszyscy spodziewali się więc, że Michael Edwards ruszy na zakupy i wzmocni ławkę rezerwowych. Do wyjściowej jedenastki nikt nie miał prawa się przyczepić – pierwszy skład Liverpoolu spokojnie może konkurować z każdą drużyną na świecie, ale rozchodziło się właśnie o tę liczebność, która mogła stanowić problem przy natłoku meczów i ewentualnej lawinie kontuzji. Ale wzmacniali się jedynie „Obywatele”. Pep Guardiola otrzymał w końcu długo wyczekiwanego defensywnego pomocnika w postaci Rodriego, a na dodatek boki obrony wzmocnili Joao Cancelo i Angelino. Do pełni szczęścia zabrakło tylko środkowego obrońcy, który mógłby zastąpić Vincenta Kompany’ego.
Liverpool nie sprowadził nikogo, prócz kilku utalentowanych młodzików, którzy są melodią przyszłości. Owszem, mówimy o zawodnikach z olbrzymim potencjałem, ale żaden z nich nie jest jeszcze gotowy, żeby walczyć o najwyższe cele. „The Reds” jednak to w niczym nie przeszkadzało. Podopieczni Jürgena Kloppa idą jak burza i wygrali szesnaście na siedemnaście możliwych meczów w Premier League. Są na dobrej drodze, żeby zniszczyć ostatni horkruks Arsene’a Wengera i zdobyć mistrzostwo bez ani jednej porażki. Legendy głoszą, że jeżeli tak się stanie, „Kanonierzy” w końcu uwolnią się od klątwy swojego legendarnego menedżera i będą mogli rozpocząć przebudowę.
Poszukiwanie wzmocnień
Świetne występy we wszystkich rozgrywkach sprawiły jednak, że Liverpool musiał rozważyć wzmocnienia w zimowym okienku transferowym. Choć „The Reds” mają aż dziesięć punktów przewagi nad drugim Leicesterem i czternaście nad Manchesterem City, to nie można sobie pozwolić na chwilę rozluźnienia, zwłaszcza że „Obywatele” w poprzednim sezonie również odrobili wysoką stratę do lidera i na ostatniej prostej wyprzedzili ich w walce o tytuł mistrzowski.
Nie zapominajmy do tego o trudnym losowaniu w Lidze Mistrzów, gdzie Atletico z pewnością będzie bardzo niewygodnym przeciwnikiem, który preferuje całkowicie odmienną filozofię od Liverpoolu. Dołóżmy do tego Puchar Anglii, obecnie trwające Klubowe Mistrzostwa Świata i otrzymamy wiele meczów, w których można się potknąć. Dlatego właśnie Jürgen Klopp potrzebuje wzmocnień. Nie tyle do wyjściowej jedenastki, która jest piekielnie mocna, co właśnie na ławce rezerwowych. Trójkę ofensywną Salah-Firmino-Mane zastępują tacy piłkarze jak Divock Origi, Adam Lallana, Xherdan Shaqiri czy Alex Oxlade-Chamberlain, który mimo wszystko lepiej sprawuje się jako środkowy pomocnik. Nie są to oczywiście najgorsi zawodnicy, ale jeśli spojrzymy na rezerwowych Manchesteru City w postaci Gabriela Jesusa, Riyada Mahreza, kontuzjowanego Leroya Sanego czy jednego z dwójki David Silva-Bernardo Silva, to nie robi to aż tak dużego wrażenia.
Wszyscy zgodzimy się, że Liverpool posiada świetnych zawodników w obronie i pomocy, Adrian również jest wartościowym zmiennikiem dla Alissona, ale widać ten brak głębi w ofensywie. I choć w pojedynczym meczu z Barceloną mogli wystarczyć Divock Origi z Ginim Wijnaldumem, tak na dłuższą metę może się okazać, że to za mało. Oczywiście w tym sezonie musiałby się wydarzyć prawdziwy armageddon, żeby Jürgen Klopp ostatecznie nie wygrał mistrzostwa, ale warto tutaj spojrzeć nieco bardziej przyszłościowo.
Nie bez powodu media cały czas mówią, że „The Reds” interesują się takimi zawodnikami jak Timo Werner, Jadon Sancho, Kai Havertz czy nawet Kylian Mbappe, ale żaden z tych celów nie będzie łatwy do przechwycenia, a jeśli już, to trzeba liczyć się z ogromnymi wydatkami. No i nie są to rezerwowi, a zawodnicy, którzy chcieliby grać w wyjściowej jedenastce. Z pomocą przychodzi więc Takumi Minamino.
We can confirm an agreement has been reached with @redbullsalzburg for the transfer of Takumi Minamino 🙌
— Liverpool FC (@LFC) December 19, 2019
リヴァプールフットボールクラブは南野拓実選手の移籍についてレッドブル・ザルツブルクと合意に達したことを発表する pic.twitter.com/2yH2N0v3Y1
Debiutant roku, który partnerował Forlanowi
Zapytacie pewnie: kto? Takumi Minamino to nazwisko, które niekoniecznie musi cokolwiek mówić przeciętnym obserwatorom piłki nożnej. Nie jest to przecież zawodnik rozpoznawalny, gra w przeciętnej lidze (co prawda w silnym i bogatym zespole) i nie reprezentuje żadnego europejskiego kraju. Japończyk jednak wywarł tak duże wrażenie na Jürgenie Kloppie, że ten od razu był przekonany o tym, żeby sprowadzić go na Anfield.
Co ciekawe, skauting utalentowanego Japończyka rozpoczął się już w 2013 roku, kiedy zdobył nagrodę dla najlepszego debiutanta roku w J-League. Swój pierwszy mecz w barwach Cerezo Osaka rozegrał w wieku 17 lat, a niedługo później partnerował już w ataku słynnemu Diego Forlanowi – byłemu zawodnikowi Manchesteru United.
Choć Liverpool nie zdecydował się wówczas na oficjalny ruch, cały czas bacznie go obserwował. Nawet po transferze do Red Bulla Salzburg, który w 2015 roku sprowadził go za 750 tysięcy funtów i z miejsca włączył go do kadry pierwszego zespołu. Minamino przebojem wdarł się do austriackiej Bundesligi i stał się jednym z najlepszych zawodników Red Bulla. Nic więc dziwnego, że zagraniczne kluby cały czas interesowały się jego usługami.
Zwłaszcza że mógł grać na kilku pozycjach. Czy to na pozycji numer 9, czy to za plecami napastnika, czy to na obu bokach ataku – nie robiło to dla niego żadnej różnicy. Po prostu chciał grać blisko bramki przeciwnika i robić swoje. Tak wszechstronny zawodnik byłby idealnym dodatkiem dla wielu europejskich klubów. To przecież nie tylko żołnierz i zadaniowiec (którym również jak najbardziej jest), ale także bardzo utalentowany piłkarz.
Śmiesznie niska klauzula
Jeśli mielibyśmy wskazać jednego zawodnika Red Bulla Salzburg, który wzbudza największe zainteresowanie na rynku transferowym, bez wątpienia wskazalibyśmy na Erlinga Haalanda. 19-letni Norweg wzbudził zainteresowanie takich klubów jak Manchester United, RB Lipsk czy Borussia Dortmund i niewykluczone, że już niebawem zmieni otoczenie. Salzburg to jednak nie tylko Haaland, bo w ofensywie szaleli także inni zawodnicy. Chociażby Hwang, którym zainteresował się Wolverhampton, a także właśnie Minamino.
Mało kto jednak zdawał sobie sprawę, że w kontrakcie Japończyka znajdowała się klauzula, która pozwoliła mu opuścić drużynę mistrza Austrii za zaledwie 7,25 mln funtów. Są to śmiesznie małe pieniądze za zawodnika już ogranego w Europie, który zdążył się pokazać na poziomie Ligi Europy i Ligi Mistrzów. Widzieliśmy już wiele przypadków, gdzie kluby przepłacały za średniej jakości zawodników i potem mieliśmy przypadki, że byle Islam Slimani przechodził do Leicesteru City za 30 milionów funtów.
Takumi Minamino, RB Salzburg obv obv obv
— StatsBomb (@StatsBomb) December 13, 2019
Now that that's out of the way, we can move on. pic.twitter.com/zUykkEIEM4
Tutaj nie ma nawet mowy o ryzyku. Nawet jeśli Japończykowi nie powiedzie się na Anfield, to Michael Edwards bez problemu znajdzie na niego kupca, który wyłoży przynajmniej dwukrotność kwoty, którą za niego zapłacono. Liverpool oszacował wartość rynkową Minamino na 25 milionów funtów, więc fakt, że udało się przeprowadzić tę transakcję ponad trzy razy taniej robi ogromne wrażenie.
I tutaj nie chodzi nawet o zyski na azjatyckim rynku, bo przecież Liverpool jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych klubów na świecie i cieszy się dużym zainteresowaniem również w Japonii. Zwłaszcza że „The Reds” współpracują z firmą Falken Tyres, która jest zarządzana przez Japończyków. Mówimy więc o transferze czysto sportowym – nikt na Anfield nie widział potrzeby w sprowadzeniu egzotycznego zawodnika tylko po to, żeby poprawić sobie sprzedaż koszulek w Azji. Zwłaszcza że Premier League jest przecież w Kraju Kwitnącej Wiśni niezwykle popularna.
Dwa mecze, by zaimponować Kloppowi
Minamino wydaje się być idealnym dodatkiem do drużyny Liverpoolu. „The Reds” nie potrzebują na chwilę obecną wzmocnień do pierwszego zespołu, a właśnie zawodników, którzy będą potrafili zrobić różnicę z ławki rezerwowych. Kogoś, kto w razie czego zastąpi kogoś z trójki Salah-Firmino-Mane i zrobi swoje. Divock Origi jest specjalistą w strzelaniu ważnych bramek, Adam Lallana jest coraz bliższy odejścia z klubu, Oxlade-Chamberlain lepiej czuje się w środku, a Xherdan Shaqiri ostatnio częściej się leczył niż grał.
Jürgen Klopp najbardziej potrzebował jednak kogoś, kto będzie w stanie zastąpić Roberto Firmino, który jest centralną postacią w jego taktyce. Brazylijczyk może nie robi takich liczb jak jego koledzy z ataku, ale to właśnie on swoimi ruchami i zagraniami pozwala im grać swoje. Wszyscy mówią tylko o bramkach Mane i Salaha, ale warto docenić także Firmino, który jest jednym z najbardziej pracowitych napastników w Premier League i ma ogromny wpływ na funkcjonowanie całego zespołu.
Takumiemu Minamino wystarczyły zaledwie dwa spotkania, żeby przekonać do siebie Jürgena Kloppa. Co ciekawe, kluczowe wcale nie było spotkanie na Anfield, kiedy Japończyk strzelił bramkę i zaliczył asystę w przegranym 3:4 meczu przez Salzburg, ale w rewanżu na Red Bull Arena, gdzie gospodarze przegrali 0:2.
Japończyk wystąpił wtedy w innej roli i pełnił funkcję łącznika między pomocą a atakiem. Operował w środkowej części boiska i uwalniał Haalanda i Hwanga, którzy mieli być egzekutorami. Co prawda jego partnerzy z ataku zawiedli i nie strzelili ani jednej bramki, ale Minamino ze swojej roli wywiązał się znakomicie. Pokazał, że potrafi zagrać na pozycji zbliżonej do tej, na jakiej na co dzień występuje Roberto Firmino. Dla Jürgena Kloppa był to ostateczny sygnał, że wychowanek Cerezo Osaki jest właśnie tym zawodnikiem, jakiego mu brakowało. Nie dość, że może zagrać z powodzeniem dla najważniejszej dla niego pozycji, to jeszcze z powodzeniem zastąpi któregoś z bocznych napastników.
Spełnienie marzeń – Japończyk od stycznia zamelduje się na Anfield
Pogłoski transferowe stały się jednak faktem. I tutaj ponownie należy pochwalić Michaela Edwarda i jego pracowników, którzy przeprowadzili ten transfer po cichu i utrzymywali w tajemnicy aż do ostatniej fazy negocjacji. Od pierwszych plotek do oficjalnego potwierdzenia minęło zaledwie kilka dni, a Minamino faktycznie podpisał kontrakt z Liverpoolem, dzięki czemu od stycznia zamelduje się na Anfield.
- Gra w Premier League była jednym z moich celów, to jedna z najlepszych lig na świecie. Wiedziałem, że jeśli będę dobrze prowadził moją karierę, pewnego dnia będę mógł tu zagrać. Nie spodziewałem się jednak, że kiedykolwiek będę mógł reprezentować tak wielki klub i bardzo się z tego cieszę. Już nie mogę się doczekać – mówił Takumi Minamino po swoim transferze.
Hello, Liverpool fans! I am very happy to be part of Liverpool Family. Always try to do my best for Liverpool FC!!! tm18 pic.twitter.com/mLedDx1OAT
— TakumiMinamino 南野拓実 (@takumina0116) December 19, 2019
Wydaje się, że Japończyk jest już gotowy, żeby zrobić tak duży krok i przenieść się do jednej z najlepszych lig na świecie. Choć przeskok do Premier League może być ogromny, to nie zapominajmy, że przecież barwy Red Bulla Salzburg reprezentowali także Naby Keita i Sadio Mane. Obaj co prawda po drodze wstępowali do ciut mniejszych klubów, ale prędzej czy później zapracowali sobie na transfer na Anfield. Wielu powie, że dla Minamino może to być ciut za wcześnie, ale nie zapominajmy, że ma on już 24 lata, a z Salzburga odchodzi w momencie, kiedy jest już uznanym europejskim klubem, który dobrze sobie radził w Lidze Europy czy później w Lidze Mistrzów.
Czekamy ze zniecierpliwieniem na pierwsze występy Japończyka w koszulce „The Reds”. Może nie jest to najbardziej ekscytujący transfer na świecie, ale z pewnością jest jednym z najciekawszych. Liverpool postawił na nieoczywiste nazwisko, za które zapłacił stosunkowo niskie pieniądze, a może zyskać przydatnego zawodnika, który wzmocni ławkę rezerwowych. W tej sytuacji nikt nie ryzykuje – każdy może tylko zyskać.