Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Mateusz Czarnecki

Liczby jedno, życie drugie. ŁKS i Wisła Płock coś o tym wiedzą

Autor: Maciej Golec
2019-12-29 16:00:17

Końcówka roku to czas na wcinanie wigilijnego karpia, ryby po grecku i innych świątecznych pozostałości, które „trzeba zjeść bo się zepsują”. Wtedy też zaopatrzamy się w alkohol i fajerwerki na zbliżającego się Sylwestra, cieszymy się wolnym od szkoły/pracy/studiów oraz podsumowujemy piłkarskie harce ekstraklasowiczów w rundzie jesiennej danego sezonu.

Owe podsumowania pojawiają się na naszej stronie codziennie, jednak nie sposób czasami nie wyjść poza schemat, zwłaszcza gdy w przerwie między setnym a sto pierwszym kawałkiem sernika mignie nam przed oczami coś intrygującego. Przeglądając Twittera trafiliśmy na wpis ekipy EkstraStats, która również zbiera wszystkie swoje statystyki do kupy, podlicza, analizuje i często wychodzą z tego bardzo ciekawe rzeczy, których gołym okiem nie sposób zauważyć. Tak jak ta, dotycząca oczekiwanej liczby punktów liczonych na bazie statystyki goli oczekiwanych (xG).

 

 

Expected Goals to, najprościej mówiąc, model, który ocenia każdą bramkową sytuację i wylicza prawdopodobieństwo strzelenia gola po uderzeniu na bramkę na podstawie przeróżnych zmiennych i czynników boiskowych, jak np. odległość od bramki, kąt strzału, czy część ciała, którą piłka jest uderzana. Natomiast Expected Points to w naszym przypadku „oczekiwana liczba punktów wynikająca z prawdopodobieństwa na bazie wyniku Expected Goals” (via. Ekstrastats). Czyli, jakkolwiek spojrzeć, wszystko sprowadza się do skuteczności.

Spójrzmy na taką Wisłę Płock. Podopieczni Radosława Sobolewskiego (a wcześniej Leszka Ojrzyńskiego) w tym sezonie przeżywali istny rollercoaster – od wpadek 0:4 w Poznaniu lub 0:5 w Lubinie po najdłuższą serię zwycięstw w historii klubu, która dała im pozycję lidera w Ekstraklasie. Tymczasem ze statystyk Ekstrastats wynika, że to właśnie płocczanie mieli najniższy współczynnik xG – 17,65 oraz, poza ŁKS-em, byli zespołem, który tworzył najmniej sytuacji podbramkowych. Ile bramek zdobyli? 25, czyli o ponad 7 więcej niż można było się spodziewać analizując wykreowane sytuacje.

Wiadomo, że im trudniejsza pozycja, im dalej od bramki, tym prawdopodobieństwo strzelenia gola maleje, a co za tym idzie – również Expected Goals jest niskie. Dlatego w przypadku Wisły Płock istotna jest statystyka strzałów zza pola karnego – Nafciarze mogli stworzyć sobie niewiele dogodnych sytuacji, mogli nie strzelać hurtowo na bramkę przeciwnika (tak było głównie w pierwszej części rundy jesiennej), ale grunt, żeby być skutecznym. To powtarza każdy trener. I tak w procencie wykorzystanych sytuacji Wisła ustępuje jedynie Jagiellonii, Zagłębiu, Lechowi i nieznacznie Lechii oraz jako jedna z dwóch drużyn ma więcej niż jednego piłkarza, który co najmniej dwukrotnie zdobył bramkę zza pola karnego – są nimi Dominik Furman i Giorgi Merebaszwili, którzy zaliczyli po dwa trafienia. Jednocześnie Wisła oddała najmniej strzałów na bramkę rywali zza pola karnego, a paradoksalnie, jeśli chodzi o skuteczność, jest w czubie klasyfikacji. Lepsi są jedynie piłkarze Pogoni, Śląska i Wisły Kraków.

Warto dodać również, że jedynie trzech piłkarzy płocczan oddało więcej niż jeden celny strzał na bramkę właśnie zza 16. metra. To wszystko plus wykonywane (i wykorzystane) dwa karne (mniej podyktowanych miała tylko Cracovia i Jagiellonia) sprawia, że xG podopiecznych Sobolewskiego musiało być niskie. Z drugiej strony jednak Wisła traciła więcej bramek niż powinna – przy xG 26,04 dla rywali padły 32 gole. Tak jak mało sytuacji sama Wisła sobie stwarzała, tak jej przeciwnicy nie mieli z tym problemów. 50 – drugi najgorszy razem z ŁKS-em wynik w lidze i 40% skuteczności.

W sumie wyszło na to, że na podstawie xG Wisła powinna obecnie mieć 21 punktów i szorować po dnie ligowej tabeli. Tymczasem ma tych oczek 30, zajmuje względnie bezpieczne 8. miejsce z epizodem na szczycie po 13 kolejkach sezonu.

Popieprzone, prawda? Krótko mówiąc – piłkarze Wisły wycisnęli z siebie więcej niż 100%. Nikt nie spodziewał się, że z taką kadrą będą w stanie wyjść z kryzysu, którego apogeum zdawała się być „piątka” przybita Zagłębiu, a tu proszę. Zaprzeczyli wszystkim i wszystkiemu – dziennikarzom, kibicom, samym sobie, a nawet liczbom.

Ale to nie wszystko, mamy przed sobą jeszcze jedną skrajność – ŁKS, którego wyniki chyba można określić jako rozczarowanie, wielu oczekiwało po nich przyjemnej dla oka gry, która pozwoli punktować regularnie. Oczywiście, niektóre mecze były w ich wykonaniu dobre, nawet bardzo dobre, ale mieli problemy grać na wysokim poziomie przez cały mecz, co sprawiało, że kreatywne rozgrywanie nie szło w parze z punktowaniem. Tak naprawdę nie było dłuższego (czyli w sumie 3-4 mecze) okresu, który dawałby znak – „tak, jesteśmy mocni, wychodzimy z kryzysu!”. Podopieczni Kazimierza Moskala zamiast ciułać punkciki remisami, co rusz dostawali w cymbał i grzęźli we własnej beznadziei.

Ta ofensywna i momentami naprawdę fajna, kombinacyjna do oglądania gra miała przynosić korzyści w postaci stwarzanych sytuacji, jednak w rzeczywistości wygląda to tak, że łodzianie wykreowali ich najmniej z całej stawki – 26. Pisząc wcześniej o Wiśle Płock wspomnieliśmy, że wobec prawdopodobnych 18 bramek zdobyli ich aż 25. W ŁKS-ie sytuacja jest odwrócona o 180 stopni – wobec realnych 20 goli, Expected Goals sięgał poziomu 25,52, co wygląda na tle innych bardzo przyzwoicie i pokazuje, że jeśli ŁKS znajdywał się już pod bramką rywali i kreował okazje, to były one naprawdę groźne.

Można do nich zaliczyć na przykład spektakularne pudło Macieja Wolskiego. Ciekawi jesteśmy, jaki współczynnik xG miał jego strzał w meczu z Cracovią.

 

 

Zgadujemy, że srogo podbił statystykę. Tak samo jak rzuty karne, których piłkarze ŁKS-u mieli najwięcej – 5, ale najwięcej z nich też zmarnowali – 2, czyli 40%. A wiadomo, że statystycznie łatwiejszej szansy na zdobycie bramki podczas meczu nie ma. Lepsza skuteczność na pewno zbliżyłaby realny wynik do tego prawdopodobnego. Prawie 12 punktów w plecy daje do myślenia, nawet jeżeli statystyki nie są do końca miarodajne.

Nie jest więc tak, że łodzianie zasługują jedynie na rózgę, po prostu dobrze by było czasami zdjąć opaskę z oczu przed dograniem/strzałem i wymienić obrońców, bo największe problemy są właśnie w tym rejonie boiska. Według statystyk xG podopieczni trenera Moskala stracili prawie 5 bramek więcej niż powinni (nie licząc swojaków). I coś w tym jest, nawet nie potrzeba tabelki w Excelu, żeby zauważyć, jak bardzo dziurawa jest defensywa i z jaką łatwością gole zdobywają przeciwnicy beniaminka. Wiele mówi fakt, że aż 16 z nich padło po stałym fragmencie gry. Patelnia pięć metrów przed bramką nie jest wymogiem do wypunktowania ŁKS-u, co powinno im dać do myślenia przed rundą wiosenną. Bo potencjał na spokojne utrzymanie w Ekstraklasie mają, pytanie czy wystarczy im czasu, by, po pierwsze – zgrać nowych piłkarzy, którzy zapewne w sporej liczbie do Łodzi przybędą i po drugie, by wpłynąć na wyniki.
 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się