Autor zdjęcia: Sandecja Accredito
Inwestor lokalny czy zagraniczny? Dylemat Sandecji z IV ligą na horyzoncie
Podczas ostatniej kampanii prezydenckiej w Nowym Sączu, ubiegający się o to stanowisko Ludomir Handzel przedstawił swoją wizję dotyczącą Sandecji. Mówił o tym, że Urząd Miasta, a więc podatnicy, bo przecież ratusz własnych pieniędzy nie ma, nie mogą być jedynym sposobem finansowania klubu. Rozwiązaniem sytuacji miało być znalezienie prywatnego inwestora, co byłoby jedynym możliwym wyjściem z sytuacji. W przeciwnym razie, przy ograniczeniu dopływu pieniędzy z miasta, klub znalazłby się w bardzo trudnej sytuacji. Być może zniknąłby nawet z rozgrywek centralnych i wylądował w IV lidze.
„Sądecczyzna przecież zwana jest zagłębiem milionerów, więc teoretycznie któregoś powinno udać się zachęcić” - tak zapewne myślał obóz kandydata. Po wygraniu drugiej tury wyborów, w której otrzymał 21 078 (58,35 %) głosów, Ludomir Handzel zdania nie zmienił i wdrożył w życie plan znalezienia kogoś, kto weźmie na siebie finansowanie Sandecji, ale pod czujnym okiem władz miasta.
Rozmowy z lokalnymi krezusami nie przyniosły efektu, zresztą od wielu lat sądecki biznes nie wykazywał większej chęci lokowania swoich milionów w drużynie „Biało-Czarnych”. Kilkaset tysięcy złotych za sezon było stawką za jaką kupowało się w Sandecji centralne miejsce na koszulce i status głównego sponsora. Wyglądało to bardziej na lokalny patriotyzm niż rzeczywistą wizję budowania własnej marki wraz z klubem. Nie trudno się domyślić, że wspomniane kwoty od przedsiębiorców nie gwarantowały wówczas drużynie stabilności. Trzeba było więc mieć inne źródło wsparcia, które pozwalało przetrwać.
Skąd więc brała się reszta pieniędzy na funkcjonowanie? Przez dwanaście kolejnych lat poprzedni prezydent Nowego Sącza, czyli Ryszard Nowak mając większość w Radzie Miasta, dotował klub corocznym wsparciem w wysokości kilku milionów złotych, co stanowiło właściwie 90% budżetu Sandecji.
Obecna władza nie dopuszcza jednak takiej możliwości, stąd wielomiesięczne poszukiwania podmiotu, który chciałby odkupić pakiet akcji i zainwestować w klub własne pieniądze. Wydaje się, że wreszcie te działania zaczęły się wizualizować, gdyż obecnie możemy mówić o dwóch potencjalnych inwestorach.
Kilka dni temu Nowy Sącz obiegła informacja, że byli działacze oraz sponsor, związani w przeszłości z klubem przez wiele lat, chcieliby go przejąć na własny rachunek. Kim są ci ludzie? To Andrzej Danek, Paweł Cieślicki oraz Zbigniew Szubryt. Pierwszy z nich był wieloletnim prezesem „Biało-Czarnych”, drugi zaliczył epizod jako ich dyrektor, natomiast trzeci przez kilka sezonów był głównym sponsorem. Każdy z nich jest prywatnym przedsiębiorcą na Sądecczyźnie.
Współpraca miałaby wyglądać w ten sposób, że miasto gwarantuje corocznie stałą kwotę wsparcia, natomiast reszta kosztów utrzymania drużyny spoczywałaby już na wyżej wymienionych, a także pozyskanych przez nich środkach zewnętrznych. Kibice zaczęli pytać, czy tych inwestorów stać na samodzielne niemal finansowanie 110-letniej Sandecji. Warto tutaj przypomnieć, że w przeszłości Zbigniew Szubryt, właściciel zakładów mięsnych, samodzielnie doprowadził Limanovię Limanowa do drugiej ligi, a także historycznych wyczynów w Pucharze Polski. Wówczas piłkarze z niewielkiego miasta wyeliminowali z tych rozgrywek Lechię Gdańsk, a odpadli po wyrównanym boju z Wisłą Kraków. Dzisiaj zespół ten występuje na szczeblu IV ligi grupy małopolski wschodniej.
Według nieoficjalnych informacji miasto jest gotowe oddać klub w ręce trójki biznesmenów. Rozmowy trwają, wydają się prowadzić do upragnionego finału. Inwestorzy chcą mieć Sandecję we władaniu, a Urząd Miasta nie jest w stanie jej samodzielnie finansować. Mówi się, że wsparcie ratusza miałoby oscylować w kwocie około 3 milionów rocznie. Ponadto, jak głosi plotka, prezydent chciałby uzyskać zabezpieczenie w postaci wadium, które wycenił na kilka milionów złotych. To właśnie rzekomo stanowi kość niezgody w rozmowach między stronami.
***
Aby dodać smaczku sprawie zmian właścicielskich w sądeckim klubie, doszedł kolejny wątek całej sytuacji. Do gry o przejęcie Sandecji włączyła się grupa managerska z Ukrainy, która wydaje się być jednym z liderów tego rynku na wschodnim terenie. Wczoraj (17 stycznia) doszło do planowanego tajnego spotkania w ratuszu. Uczestniczyli w nim przedstawiciele Urzędu Miasta, reprezentanci potencjalnego inwestora, a także prezes Kapelko. W tym towarzystwie widziany był również Piotr Świerczewski, który - jak nie od dziś wiadomo - pełni funkcję nieoficjalnego doradcy w Sandecji.
Póki co nie wiadomo, która z ofert wyda się lepsza i co zadecyduje prezydent. Pewne jest jednak, że 3 miliony, jakie na ten rok przeznaczono na Sandecję w budżecie miasta, nie wystarczą na funkcjonowanie drużyny przez dwanaście miesięcy. Każdy tydzień przybliża więc klub do momentu, w którym może zacząć brakować środków na regulowanie bieżących zobowiązań, zatem poszukiwanie inwestora nie może trwać zbyt długo. Tykanie zegara w zasadzie popycha „Sączersów” ku krawędzi.