Autor zdjęcia: Krzysztof Porebski / PressFocus
Przyszli zimą, błysnęli i się zatrzymali. TOP 5 transferów piłkarzy, których wirus wytrącił z rytmu
Wraz z nadejściem pandemii koronawirusa ucierpieli wszyscy – stacje telewizyjne, PZPN, Ekstraklasa, kluby, ale też piłkarze. A szczególnie ci, którzy po transferze tej zimy byli na fali wznoszącej i wiele wskazywało na to, że odegrają znaczącą rolę w swoich zespołach. Teraz mogą tylko żałować, że swoją formę będą musieli budować od zera.
5. Bogdan Tiru (Jagiellonia Białystok)
Jeżeli mielibyśmy w szeregach Jagiellonii szukać jakichś pozytywów tej wiosny, to właśnie wśród zimowych transferów. Jednym z nich był Bogdan Tiru, który w 24. kolejce przełamał niemoc strzelecką białostoczan. Był to zdaje się moment przełomowy, bo kolejne dwa spotkania wyglądały już o niebo lepiej niż te z początku rundy, kiedy nie było widać drużyny, umiejętności ani jakości poszczególnych zawodników. Jeden wielki chaos.
W końcu pojawił się ktoś, kto dał nadzieję na solidny środek obrony Jagiellonii. Ściąganie Bartosza Kwietnia na pozycję stopera często nie kończyło się najlepiej, a gdy w parze z nim występował Zoran Arsenić, to kibicom pozostawała już tylko modlitwa. Runje potrzebował solidnego partnera i jak widać po tych kilka meczach – prawdopodobnie go znalazł. Bogdan Tiru jak na razie nie zdążył znacząco zawieść, a ostatnie trzy spotkania świadczą o tym, że potrafi grać na przyzwoitym poziomie nie tylko od święta. Szkoda tylko, że w najbliższym czasie nie będzie mu dane tego potwierdzić.
Pewny rzut karny, liderujący obronie Bogdan Tiru i interwencja Damiana Węglarza. Tyle z plusów #JAGŚLĄ
— Kuba Cimoszko (@kubacimoszko) March 7, 2020
4. Fran Tudor (Raków Częstochowa)
Prawie całe życie spędził w Chorwacji, w tym ponad 4 lata w Hajduku Split, więc na wstępie oczekiwania wobec niego były wyższe niż umiejętność podania do kolegi obok i bieganie od jednego pola karnego do drugiego. Zwłaszcza, że Marek Papszun do taktyki przykłada ogromną wagę. Co by nie mówić, po miesiącu widać, że Tudor ma bardzo duży potencjał i potrafi się dość szybko odnaleźć w systemie narzuconym przez trenera.
Nadspodziewanie dobrze wyglądała jego aktywność w ofensywie. Chorwat bowiem nominalnie jest prawym obrońcą, jednak Marek Papszun od razu widział w nim skrzydłowego i bynajmniej się nie pomylił. Współpraca z Miłoszem Szczepańskim układała się Tudorowi bardzo dobrze od samego początku i mimo że Chorwat nie wykręcił genialnych statystyk, to w rozegraniu i kreowaniu był jednym z kluczowych graczy Rakowa.
3. Paweł Cibicki (Pogoń Szczecin)
Powiedzieć, że Pogoń straciła w tym roku swój błysk to jak nic nie powiedzieć. Jedno zwycięstwo w sześciu meczach, które zresztą i tak zostało wyszarpane w końcówce, to wynik, jak na kandydata do pucharów, dość mizerny. Całe szczęście, że w tej całej szarości pojawił się choć jeden nowy błysk. Paweł Cibicki co prawda nie w każdym meczu był postrachem obrońców, ale i tak zasługuje na pochwałę – po okresie stagnacji w Leeds strzelenie 3 goli w 6 meczach w Ekstraklasie to wcale nie jest zły wynik. Zwłaszcza że tylko połowę z nich rozpoczynał w pierwszym składzie, a grał przecież także jako skrzydłowy.
Następcą Adama Buksy jeden do jednego Cibicki na pewno nie jest, ale w porównaniu z takim Michalisem Maniasem – diament do pielęgnacji. Gdyby cała Pogoń spisywała się lepiej, jego postawa byłaby na pewno bardziej doceniana, ale trudno o jakieś pozytywy, jeśli nie wygrywasz pięciu meczów z rzędu, a trzy razy kończysz z zerem z przodu. Prawda jest taka, że do 26-latka można mieć o to najmniejsze pretensje.
Niedzielna seria spotkań w @_Ekstraklasa_ nie mogła zacząć się lepiej! 🔥
— CANAL+ SPORT (@CANALPLUS_SPORT) February 9, 2020
0:2 ➡ 3:2! @PogonSzczecin z trzema punktami w meczu z @WislaPlockSA 👊#AkcjaMeczu i decydujące trafienie @pawelcibicki! Transfer zaczyna się spłacać 💰 pic.twitter.com/XwNlQf9Qev
2. Conrado (Lechia Gdańsk)
Do Lechii przychodził jako lewy obrońca i potencjalny zmiennik Filipa Mladenovicia, jednak los chciał, że gdańskie skrzydła przed startem rundy wiosennej mocno się posypały. Udovicić miał problemy z sercem, a Rafał Wolski i Sławomir Peszko zostali odsunięci od zespołu, więc ktoś grać musiał. Brazylijczyk już w sparingach był testowany na tej pozycji i wypadał całkiem nieźle.
Minęło 6 meczów i możemy powiedzieć, że dobrze się stało, bo Conrado na lewej flance czuje się jak ryba w wodzie, co pokazał zarówno w debiucie ze Śląskiem, jak i na zakończenie z Zagłębiem. Pokusimy się o stwierdzenie, że ten ostatni był najlepszym indywidualnym występem w Ekstraklasie w tym roku – bramka, dwie asysty i wywalczony rzut karny – takie rzeczy nie dzieją się codziennie. Chłopak ma ogromny potencjał i szkoda, że akurat przez względy od niego niezależne nie może podtrzymać tej formy.
1. Gieorgij Żukow (Wisła Kraków)
Co tu dużo mówić – po prostu szef środka pola. Transfer, który od początku był potencjalnym hitem, nikogo, a w szczególności kibiców Wisły Kraków, na pewno nie zawiódł. Zwłaszcza w sytuacji finansowej w jakiej była wówczas Biała Gwiazda nie do pomyślenia jest, że piłkarz, który grywał w Belgii, Rosji, a ostatnio w bogatym Kazachstanie, zdecydował się rzucić 10 razy wyższą pensję i przylecieć do Polski.
Trzeba powiedzieć jedno: Żukow to jest Pan Piłkarz
— Mateusz Karoń (@MateuszKaro) March 3, 2020
Trio Żukow, Savicević i Basha w dużej mierze sprawiło, że Wisła wyszła z głębokiego kryzysu i zaczęła grać w piłkę w sposób, który daje zarówno punkty (4 zwycięstwa i 2 remisy w tym roku), jak i radość z oglądania jej meczów. Kilka miesięcy temu jeszcze nie do pomyślenia, teraz względna normalność. Nie przypominamy sobie spotkania, w którym Żukow nie odegrałby ważnej roli i spisał się poniżej oczekiwań. Żadna aklimatyzacja nie była mu potrzebna i mamy nadzieję, że po powrocie Ekstraklasy nic się w tym aspekcie nie zmieni, bo oglądanie Kazacha było w tym roku naprawdę jedną z najprzyjemniejszych rzeczy na polskich boiskach.