Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Norbert Barczyk / PressFocus

HANDLUJ Z TYM: 50 transferów, ponad połowa nieudanych. Czy da się gorzej poruszać na rynku?

Autor: Bartosz Adamski
2020-03-19 13:30:02

O perturbacjach w Koronie Kielce od momentu przejęcia klubu przez niemieckich właścicieli można by napisać książkę. Skupimy się teraz tylko na pewnym, ale bardzo istotnym wycinku, czyli kwestii transferowej. I - pozostając w formie lirycznej - będzie to raczej tren niż pean.

Gdy w kwietniu 2017 roku Dieter Burdenski nabył za 850 tysięcy euro 72% akcji Korony Kielce, wśród kibiców tego klubu pojawił się umiarkowany optymizm. Wokół Korony kręcił się wcześniej Jakub Meresiński, o krok od przejęcia większościowego pakietu byli też Senegalczycy, gdzieś tam przewijała się też kwestia zostania filialnym klubem AS Roma. Projekt Burdenskiego wyglądał w tym wszystkim po prostu najnormalniej.

Na powitalnej konferencji prasowej opowiadał o swoich planach na pierwszy zespół, rezerwy i drużynę juniorów, w kuluarach przewijał się także zamiar współpracy z Werderem Brema. Zapowiadało się całkiem nieźle. Nad przedsięwzięciem pieczę miał sprawować prezes Krzysztof Zając, który miał skupić się na pionie sportowym, przejmując też część obowiązków dyrektora sportowego, bo na tym stanowisku był wakat i pozostał zresztą do dziś.

Za transfery od letniego okna w 2017 roku odpowiadał zatem prezes Zając. Przy Ściegiennego zameldowało się od tego czasu równo 50 nowych zawodników. Przyjrzyjmy się jego bilansowi:

Udane transfery (8 - 16%): Adnan Kovacević, Goran Cvijanović, Michael Gardawski, Elia Soriano, Nika Kaczarawa, Zlatan Alomerović, Matthias Hamrol, Marek Kozioł

Nieudane transfery (26 - 52%): Amer Halilić, Angelos Argyris, Fabian Burdenski, Shawn Barry, Sanel Kapidzić, Oliver Petrak, Zlatko Janjić, Akos Kecskes, Piotr Malarczyk, Maciej Firlej, Michał Miśkiewicz, Oktawian Skrzecz, Maciej Górski, Aleksandar Bjelica, Joonas Tamm, Luka Kukić, Ognjen Gnjatić, Michał Żyro, Uros Djuranović, Andres Lioi, D'sean Theobalds, Rodrigo Zalazar, Nemanja Miletić, Bojan Cecarić, Michal Papadopulos, Wato Arweładze

Trudno powiedzieć (16 - 32%): Łukasz Kosakiewicz, Ivan Jukić, Matej Pucko, Ivan Marquez, Kornel Kordas, Felicio Brown Forbes, Paweł Sokół, Grzegorz Szymusik, Daniel Dziwniel, Mateusz Spychała, Themistoklis Tzimopoulos, Johnny Spike Gill, Petteri Forsell, Milan Radin, Erik Pacinda, Jacek Kiełb

Po prostu MA-SA-KRA.

Odkąd w Kielcach nastały niemieckie rządy w zespole przez cały czas ostało się raptem dwóch zawodników - Marcin Cebula i Jakub Żubrowski. W zimowym oknie transferowym doszedł jeszcze znów Jacek Kiełb, po kolejnej nieudanej przygodzie, tym razem w pierwszoligowym Bruk-Becie Termalice Nieciecza. Skład został zatem całkowicie przebudowany. Efekt? 14. miejsce w lidze w bieżących rozgrywkach i chwytanie się brzytwy w postaci zatrudnienia ojca jednego z największych sukcesów w historii, czyli Macieja Bartoszka.

To już jest kompletnie inny zespół niż ten, który Bartoszek zostawiał w 2017 roku. Pozbawiony nie tylko charakteru, ale i najsłabszy pod względem piłkarskim. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro z pięćdziesięciu transferów aż połowa (!!!) to nieudane. Powiedzmy sobie szczerze: zatrudnianie gości z czwartej ligi niemieckiej (Argyris, Halilić) to palenie pieniędzmi w piecu. Nie miało to racji bytu. Podobnie jak nie ma prawa wyjść transfer zawodnika z szóstej ligi angielskiej (Theobalds).

Korona za rządów prezesa Zająca jest symbolem nieudolności transferowej i sprowadzania szrotu. Takie nazwiska jak Petrak, Janjić, Kecskes, Tamm, Barry, Kukić, Gnjatić, Djuranović powinny raczej występować na scenie w Kabaretowym Szale na Tele 5 o 17:00 niż na ekstraklasowej murawie w płatnym kanale sportowym w weekendowe wieczory.

A przecież nie możemy zapomnieć jeszcze o takim gagatku jak Fabian Burdenski. Oczywiście jego przyjście na Ściegiennego nie miało kompletnie żadnego związku z objęciem klubu przez jego ojca. Obronił się świetnymi występami na boisku, a następnie w nagrodę trafił do zespołu z czwartego poziomu rozgrywkowego w Niemczech. 

Nie no, skończmy ten festiwal żenady. 

Burdenski, syn starego Burdenskiego, po prostu kopał się po czole. Podśmiewali się z niego nawet podobno koledzy z drużyny.

Ostatni mecz w Koronie zagrał w grudniu 2017 roku, a do nowego klubu - SSV Jeddeloh - trafił dopiero na rundę jesienną 2018 roku. Przez te pół roku pobierał zaś wynagrodzenie z Korony, nie musząc się nawet pojawiać w klubie. - To my z nim rozwiązaliśmy kontrakt, a nie on z nami. Umówiliśmy się z zawodnikiem, że jego tu nie będzie przez pół roku, a potem jego kontrakt zostanie rozwiązany. To jest stricte biznesowe rozwiązanie, które jest i dla Korony, i dla piłkarza pozytywne - wyjaśniał wtedy Zając, oczywiście nie mając sobie nic do zarzucenia.

Jeśli ktoś myślał, że to już był szczyt pandemonium w kieleckim klubie, to musimy przenieść się do zeszłego sezonu i sytuacji związanej z Aleksandarem Bjelicą, który po 34 dniach od podpisania umowy po prostu spakował się i opuścił Polskę. Łukasz Grabowski z Przeglądu Sportowego przekazał wtedy, iż Serb dzień po przegranym meczu z Cracovią zameldował się w gabinecie prezesa Zająca i zakomunikował mu, że nie pasuje mu liga, miasto i trener. W drużynie też nie jest najlepiej i nie czuje się tu dobrze. Po czym wyjechał do Belgii i nie odbierał telefonu, nawet tych połączeń z klubu.

W końcu po dwóch tygodniach wydał oświadczenie, tłumacząc swoje zniknięcie problemami rodzinnymi. Korona udzieliła mu zaś urlopu do 30 czerwca, wypłacając przez ten czas najniższą krajową.

 

 

Kosztownych i nieudanych ruchów transferowych było w sumie wiele, ale prezes Zając nie przyznawał się do swoich niepowodzeń. W październikowym wywiadzie dla Przeglądu Sportowego część winy zwalił na Gino Lettieriego i jego sztab szkoleniowy. Jak przyznawał prezes, niemiecki szkoleniowiec dostał na rynku transferowym aż za dużą swobodę i z tego wynika tak wiele niewypałów. - Kiedy decydowaliśmy się na sprowadzenie piłkarza, pod jego oceną podpisywało się kilku szkoleniowców. Jak dostawałem raport od czterech czy pięciu fachowców, którzy chwalą piłkarza, to co miałem zrobić? Postawić weto? Na jakiej podstawie? - bronił się.

Ciekawą kwestią jest także fakt, że wielu zawodników z Bałkanów, których pobyt w Kielcach okazał się niewypałem, miało tego samego menedżera. Mimo marnej jakości piłkarskiej przeważającej części tych graczy, i tak decydowano się korzystać z jego usług. Jak to tłumaczy Zając? - Większość z nich broniła się piłkarsko, to po pierwsze. Po drugie, tylko na początku zakontraktowaliśmy piłkarzy z jednej agencji, później już nie było takich transakcji. Zresztą, tak jak wspominałem wcześniej, najważniejsza przy transferach była opinia trenerów, a nie to, kto reprezentuje danego zawodnika. Układy nas w ogóle nie interesują - twierdził w rozmowie z "PS".

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wiele tych ruchów odbywało się na chybił-trafił i z polecenia. O żadnym pogłębionym skautingu nie ma mowy. Trudno dopatrzeć się nawet większej liczby punktów wspólnych niż z reguły dwa kierunki: Niemcy i Bałkany. Nie, to nie miało prawa na dłuższą metę wypalić.

Nic zatem dziwnego, że w tym całym rozgardiaszu udało się wykręcić zatrważające 16% udanych transferów. Tak po prawdzie, gdy siadaliśmy do tego tekstu, nie spodziewaliśmy się, że pozytywnych ruchów będzie więcej niż dziesięć. Udało się uzbierać osiem, a i tak przy nazwiskach Gardawskiego czy Hamrola mocno się głowiliśmy. Podobnie jak w przypadku Kozioła, ale on akurat jest w tym sezonie najlepszym zawodnikiem kieleckiej ekipy, więc jego obecność tutaj chyba najbardziej z tej trójki się broni.

Takie nazwiska jak Kovacević, Kaczarawa czy Alomerović to wręcz perełki na liście sprowadzonych przez Niemców zawodników do Kielc. Przy Ściegiennego z bardzo dobrej strony pokazywał się też Cvijanović, ale po przejściu do Gdyni okazało się, że to już był chyba szczyt jego formy. Za granicą nie potrafią odnaleźć się też Hamrol i Soriano - w zespołach z dolnych rejonów Eredivisie, co tylko pokazuje jak niewiele potrzeba było, aby wyróżniać się w Koronie.

Oczywiście na żadnym z ośmiu tych graczy klubowi nie udało się zarobić. To fakt, z powodu którego można wrzucić kolejny kamyczek do ogródka Krzysztofa Zająca. Za darmo odchodzili nawet ci, którzy początkowo nieźle się zapowiadali, jak Ivan Jukić. Z podpisaniem nowych kontraktów prezes zwlekał na tyle długo, że okazywało się, że już jest za późno i zawodnicy mają podopinane umowy w nowych klubach. Podobnie zresztą pewnie będzie teraz z Cebulą czy Żubrowskim.

Jakakolwiek kasa wpłynęła na konto Korony tylko za Elhadjiego Pape Diawa, Nabila Aankoura, Bartosza Kwietnia, a nawet Krystiana Misia, ale mowa tu o zawodnikach, którzy byli w drużynie jeszcze przed przyjściem Niemców. Początkowo wydawało się, że na Diawie uda się zrobić świetny interes, bo najpierw francuskie media twierdziły, że Angers SCO zapłaci za niego aż pół miliona euro, ale ostatecznie stanęło podobno na kwocie... dziesięć razy mniejszej. 

Ogółem przez cały okres niemieckich rządów kielczanie dostali w sumie za swoich graczy zawrotne 275 tysięcy euro, czyli niespełna jedną trzecią kwoty, za jaką Burdenski kupił klub. Rada Nadzorcza powinna przekazać prezesowi Zającowi jak w Football Managerze: te transfery dowodzą, że nie znasz się na robieniu interesów.

***

Co tu dużo mówić: pion sportowy w Koronie wygląda fatalnie. Zaryzykujemy niezbyt ryzykowne stwierdzenie, że lepszy procent udanych ruchów na rynku wykręciłby komitet transferowy złożony z kilku kibiców. Osiem wzmocnień na pięćdziesiąt prób to wynik zatrważający, absolutnie nie do przyjęcia.

W klubie potrzebny jest prawdziwy dyrektor sportowy albo przynajmniej osoba, która zna się na piłkarskim biznesie lepiej od prezesa Krzysztofa Zająca. Swój akces niedawno zgłosił Paweł Golański i z pewnością zanotowałby lepszy wynik niż obecny sternik "Złocisto-Krwistych", gdyby dostał wolną rękę. Zapewne postawiłby mocno choćby na to, by Korona odzyskała swój charakter, zwłaszcza poprzez wprowadzanie do zespołu utalentowanej młodzieży, bo taką kielczanie przecież posiadają, czego dowiódł triumf w Centralnej Lidze Juniorów.

Póki co nie widać żadnej strategii budowy drużyny, nawet najprostszego planu. To egzystowanie z rundy na rundę, z nadzieją na przetrwanie. A ta jest już coraz bardziej płonna. Nawet jeśli jakimś cudem uda się utrzymać, to za chwilę trzeba będzie poszukiwać nowego właściciela, bo rodzina Hundsdorferów, która przejęła od Dietera Burdenskiego pakiet akcji, najchętniej też by się go pozbyła. Szybko dostrzegli zapewne, że w obecnym kształcie to inwestycja zupełnie nieopłacalna, na której można tylko stracić.

Podsumowując, ocena za działania transferowe mogła być tylko jedna - najniższa możliwa.

***

Największy majstersztyk: Nika Kaczarawa

Największa wtopa: Aleksandar Bjelica

Największa nadzieja: Petteri Forsell

Wierzymy, mimo kiepskiego startu: Jacek Kiełb

WERDYKT (W SKALI 1-10): 1


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się