Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Piotr Matusewicz / PressFocus

Siedem finałów Arki. Tu nie ma miejsca na kryzys

Autor: Maciej Golec
2020-06-20 11:30:31

Mecz o życie – z taką nomenklaturą będzie musiała się w najbliższych tygodniach oswoić Arka Gdynia. O ile oczywiście szybciej nie pogrzebie swoich szans na utrzymanie, bo w tym pozytywnym wariancie do ostatniej kolejki będzie drżeć o pozostanie w Ekstraklasie.

Jasnym jest, że ŁKS może już powoli pakować walizki. Powiedzmy sobie szczerze, łodzianie nie będą wersją beta Piasta Gliwice z ubiegłego sezonu, co więcej – już w następnej kolejce mogą stracić jakiekolwiek szanse na utrzymanie. Tak czarnego scenariusza ani w Kielcach, ani w Gdyni nie będzie, ale powodów do zadowolenia próżno w obozie tych drużyn szukać.

Wczorajsza porażka Korony w Zabrzu mogłaby cieszyć Ireneusza Mamrota, gdyby nie fakt, że w tym sezonie nie spadają dwie drużyny. Kluczowa – z perspektywy gdynian – jest relacja na linii Arka – Wisła Płock i w szczególności Arka – Wisła Kraków. Ci ostatni są jeszcze w miarę realną deską ratunkową, która jednak sama do potrzebującego nie przypłynie. Fakty wyglądają następująco: przed rozpoczęciem rundy finałowej Arka traciła do Białej Gwiazdy 6 punktów, a w praktyce nawet 7, bo, żeby ją wyprzedzić musi mieć tych oczek więcej. 

Z kolei fakty z poprzednich lat wyglądają tak: 

  • W sezonie 18/19 Zagłębie Sosnowiec po 30. kolejkach do bezpiecznego miejsca traciło 6 punktów. Zleciało z hukiem. 
  • Rok wcześniej Sandecji brakowało 5 punktów – skończyła na ostatnim miejscu. 
  • W sezonie 15/16 Górnik Zabrze miał po podziale punktów stratę 4 oczek. Nie zdążył odrobić. Remis w ostatnim meczu pogrzebał szanse. 
  • Dwa lata wcześniej z pięciopunktową stratą startował Widzew. Kilka kolejek przed końcem było już pozamiatane.
  • Wreszcie GKS Bełchatów z sezonu 12/13. Czasy bez podziału ligi na grupy – na siedem meczów przed końcem tracił 5 punktów, a do utrzymania zabrakło mu… korzystnego bilansu bezpośrednich spotkań z Ruchem Chorzów. 

Nikt, kto miał na tym etapie podobną stratę, w Ekstraklasie się nie utrzymał.

Historia pokazuje, że pozycja startowa ma znaczenie. Zwłaszcza jeśli mówimy o różnicy punktowej nie dającej się odrobić jednym szczęśliwym farfoclem, czy jedną wygraną. Potrzeba było trendu, który albo występował z rzadka, albo wtedy, gdy było już za późno. Wspomniany wyżej GKS Bełchatów wygrał 4 mecze jeden po drugim i ani razu nie przegrał przez ostatnich 8 kolejek, co i tak nie było wystarczające do utrzymania. A Widzew Łódź zaliczył dwa zwycięstwa z rzędu dopiero w momencie, w którym miał już bilet do I ligi.  Łatwo więc wywnioskować – w takiej sytuacji nie ma miejsca na kolejny kryzys.

Bycie jednoosobowym peletonem nie jest łatwe, o czym będzie musiała przekonać się Arka Gdynia. Ta Arka, która od lutego zdobyła tylko 8 punktów, a grą wcale nie zasłużyła na więcej. Każde kolejne spotkanie będzie tym o życie. Każde będzie trzeba wygrać, żeby nie musieć się zagłębiać w desperackie liczenie i tak już wtedy mało prawdopodobnych możliwości utrzymania. A start jest najważniejszy – może on na dobrą sprawę zamknąć sprawę.

Potrafimy sobie bowiem wyobrazić scenariusz następujący: dzisiaj w Płocku Arka przegrywa, a kilka godzin później Wisła Kraków pokonuje Raków. W praktyce 10 punktów różnicy, sześć meczów do końca, przed Arką w tabeli jeszcze Korona i bezpośrednie starcie w Krakowie dopiero w ostatniej kolejce, kiedy bardzo możliwe, że będzie już po herbacie. Aha, no i w następnej kolejce ofensywnie uzbrojone Zagłębie Lubin. Racjonalnie patrząc – nóż na gardle.

Ale odwróćmy na chwilę sytuację: David Schirtladze rozgrywa mecz życia, Arka wygrywa w Płocku, a Raków odkleja łatkę pechowca i mści się na Białej Gwieździe za porażkę w poprzedniej kolejce. Nagle okazuje się, że wystarczy potem jeden mecz, jeden korzystny zbieg okoliczności, by zrównać się punktami i móc realnie myśleć o nawiązaniu walki. Czyli możemy albo na 90% znać spadkowiczów, albo sprawić, że Wisła Kraków będzie miała mokro i na rozstrzygnięcia jeszcze sobie poczekamy. Ale kluczem jest wyżej przytoczony obrót spraw.

I tu się dla Arki robi kłopot, bo trzeba wygrać mecz. W tym roku przegrała 4 spotkania z rzędu na wyjeździe – z Legią, Lechią, Piastem i Górnikiem. Ma szczęście, że Wisła Płock wcale lepsza nie jest – u siebie 4 razy dostała w łeb i raz zremisowała. I to z dużo słabszymi rywalami niż gdynianie. Mimo wszystko podopieczni Radosława Sobolewskiego też muszą być czujni – jeśli utrzymaliby trend z wiosny, podczas której wygrali tylko… z Arką w Gdyni, mieliby powody do obaw o spokojne dowiezienie utrzymania. Na tę chwilę mają karty w ręku i dzisiejszy mecz może sporo wyjaśnić. 

Przed 30. kolejką, gdy Arka mierzyła się z bezpośrednim rywalem do utrzymania – Wisłą Kraków, pomyśleliśmy sobie, że jak nie teraz, to kiedy? Gdynianie – poza ostatnimi kilkunastoma minutami – zagrali jednak bardzo słabo. Jak nie drużyna, której w oczy zagląda spadek, tylko raczej taka, która zamiast zaryzykować woli grać bezpiecznie i zachować status quo. Im szybciej żółto-niebiescy zorientują się, że taka taktyka zaprowadzi ich do grobu, tym lepiej dla nich. Żeby nie powtórzyć casusu Widzewa, pobudka musi nastąpić jak najszybciej.

 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się