Autor zdjęcia: Szymon Gorski / PressFocus
Mecz powszechnie znanych faktów – jedni minimalistyczni, drudzy nieskuteczni. Pogoń – Lechia 0:1
Pogoń zagrała najlepszy mecz od dobrych kilku tygodni, o ile nie miesięcy. Piłka chodziła jak po sznurku, sytuacji pod bramką Kuciaka było od groma, ale znowu wygrał brak skuteczności i z drugiej strony – pragmatyzm Lechii. Nie wiemy ile czasu musiałoby te spotkanie jeszcze trwać, by Portowcy – w końcówce już grający na czterech napastników – wcisnęli wreszcie wyrównującą bramkę. Ale po przebiegu niewiele na to wskazywało, Dusan Kuciak był w bramce niczym skała.
Los tak chciał, że Pogoń i Lechia spotkały się ze sobą dwa razy w ciągu tygodnia. Dwukrotnie na stadionie w Szczecinie, ale dzisiaj już w bardziej okrojonej rzeczywistości ligowej. Wrócił również Łukasz Zwoliński, który od początku swojej przygody z piłką identyfikował się jako „Portowiec” – co więcej wrócił w dobrej formie bo do 30. kolejki mógł się pochwalić 5 golami w czerech spotkaniach z rzędu. Coś w tym Szczecinie jest jednak nie tak – napastnik chyba musiał przypomnieć sobie stare czasy, bo piłka – jak zaczarowana – do bramki wpaść nie chciała.
Tydzień temu w dogodnej sytuacji trafił w słupek – Lechia ostatecznie zremisowała. Dzisiaj, mimo że nie w tak prostych okolicznościach – sytuacja się powtórzyła, a kilkanaście minut później, gdy była szansa na rehabilitację, Zwoliński przestrzelił rzut karny. I to nie tak, że na 27-latka nie da się patrzeć – wręcz przeciwnie. Miał również niebagatelny udział przy trafieniu Saiefa, ale swojej strzelby w dalszym ciągu nie mógł odblokować.
Potwierdziła się też inna rzecz powszechnie już wiadoma – nieskuteczność Pogoni. Na dobrą sprawę już w 25. minucie mogła wygrywać co najmniej 2:0 – a to strzał Steca, próby młodego Macieja Żurawskiego, kilka groźnych dośrodkowań Nunesa i nic. Dusan Kuciak nie dał się pokonać. Tak to wyglądało w zasadzie na przestrzeni całego spotkania – lepsze statystyki i większa przewaga w ofensywie przekładały się na sytuacje, ale na bramki już nie.
Tym bardziej jesteśmy zaskoczeni słowami Kamila Kosowskiego z Canal+ o „bardzo stabilnej obronie” Lechii. W pięciu ostatnich spotkaniach rundy zasadniczej gdańszczanie stracili najwięcej bramek w lidze (13), a na przestrzeni całego sezonu mają najgorszą defensywę z całej obsady TOP 8. Dlatego nie sposób być zaskoczonym przewagą w kreowaniu sytuacji przez rywali, zwłaszcza, że po strzelonym golu Lechia ma w zwyczaju chowanie się za podwójną gardą.
Pogoń wysłała do boju wszystkie siły ofensywne, jakie tylko miała. Ostatnie 10 minut kończyła z czterema nominalnymi napastnikami – do Cibickiego stopniowo dołączali Frączczak, Turski i Manias. I co z tego wynikło? W praktyce nic – co prawda wejście w pole karne Lechii nie było dla podopiecznych Runjaicia czymś wymagającym, ale pokonanie Kuciaka i oddanie groźnego strzału to już inna kwestia. Chyba z każdej strony próbowali, każdym możliwym sposobem, ale bramka Słowaka była dziś jak zaczarowana. 27-9 w strzałach dla szczecinian wiele mówi o tym, co oglądaliśmy.
Był to standardowy obraz gdańszczan sprzed kilku miesięcy – minimalistyczni, pragmatyczni i dłubiący w oczach widza, ale także Pogoni – szalenie nieskutecznej. O tyle dobrze dla gospodarzy, że wreszcie pokazali ze swojej strony ładny dla oka futbol. Choć wiemy, że w tych okolicznościach te pocieszenie jest raczej marne.
Pogoń Szczecin 0:1 Lechia Gdańsk (0:1)
0:1 – 27’ Saief (asysta Conrado)
Pogoń: Stipica (6) – Stec (5), Zech (4), Triantafyllopoulos (4), Nunes (5) – Hostikka (5) (82’ Manias – bez oceny), Żurawski (5) (68’ Turski – bez oceny), Dąbrowski (5), Drygas (5) (77’ Frączczak – bez oceny), Listkowski (6) – Cibicki (5).
Lechia: Kuciak (6) – Fila (4), Maloca (4), Nalepa (5), Pietrzak (4) – Saief (6) (70’ Lipski – bez oceny), Makowski (5), Kałuziński (4) (61’ Kubicki – 4), Gajos (4), Conrado (5) (57’ Mihalik – 4) – Zwoliński (4).
Sędzia: Paweł Gil (Lublin).
Nota: 5.
Żółte kartki: Dąbrowski, Listkowski, Drygas – Saief, Zwoliński, Nalepa.
Piłkarz meczu: Kenny Saief.