Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Rafal Oleksiewicz / PressFocus

Drużyna (nie)oczywistych progresów, czyli 5 niespodziewanych autorów sukcesu Legii

Autor: Mariusz Bielski
2020-07-17 20:00:31

Obecne rozgrywki, oprócz oczywistych kandydatur, wylansowały w Legii sporo gwiazd, po których, przed rozpoczęciem sezonu, byśmy się tego nie spodziewali. Prezentujemy więc 5 nieoczywistych bohaterów tegorocznego sukcesu warszawian. Teraz wszystkie te propozycje zapewne będą brzmiały banalnie, ale dawniej? No nie, jesteśmy więc bardzo pozytywnie zaskoczeni pracą wykonaną przez poniższych jegomościów!

1. RADOSŁAW KUCHARSKI

Tak na oko mniej więcej połowa klubów w Ekstraklasie w ogóle nie posiada dyrektora sportowego. Nie ma jednak wątpliwości co do tego, że za sukcesami poszczególnych drużyn często stoją właśnie oni. Kto jak nie oni mają określić kształt kadry, kierunek w jakim ma zmierzać drużyna, dopasować zawodników charakterologicznie? Jakiś czas temu Górnik utrzymał się, ponieważ Artur Płatek dobrze wywiązał się ze swojej roli. Piast nie zgarnąłby tytułu, gdyby wcześniej Bogdan Wilk nie stworzył niemal idealnie zgranej drużyny. Nawet ŁKS to dobry przykład – jego szybka podróż z II ligi do Ekstraklasy to zasługa Krzysztofa Przytuły.

Z Legią nie jest inaczej. Wreszcie widać w niej określoną myśl transferową, która realizowana jest konsekwentnie i przynosi doskonałe owoce. Z jednej strony warszawianie skupili się na pozyskiwaniu ekstraklasowych gwiazd – o czym zresztą niedawno pisaliśmy osobny tekst – a oprócz tego zaczęli również polować na młode talenty. Doskonałymi przykładami są Novikovas, Gwilia czy Mladenović, a z drugiej strony Pyrdoł czy Slisz. I nawet jeżeli nie wszyscy od razu odpalili, to w chwili, gdy przeprowadzano każdy z tych transferów, wszystkie były zasadne, logiczne i warte ryzyka.

Oprócz rynkowo-ekonomicznych walorów pracy Kucharskiego, najważniejsze jest to, iż udało mu się zaprojektować efektowny pierwszy garnitur, a do tego zastępczy niewiele gorszy od podstawowego. Gdy ktoś w Legii doznawał kontuzji lub w ogóle odchodził niczym Niezgoda, dziurę zawsze udawało się odpowiednio załatać bez większego spadku jakości w grze drużyny. To w dużej mierze dzięki niemu stołeczna ekipa może zakończyć sezon ze znaczą przewagą nad Lechem, a do tego nie miała powodów do paniki ani po zimowym oknie transferowym, albo po niedawnej pladze kontuzji.

2. DOMAGOJ ANTOLIĆ

Długo zajęło mu dojście do poziomu, który chyba nawet przerósł oczekiwania Legii oraz jej kibiców. A może to tylko złudzenie widoczne dla nas ze względu na fakt jak słabo przygodę z tą drużyną zaczynał pomocnik? 

– Gdy przyszedłem, przeżyłem piękne chwile. Zdobyliśmy podwójną koronę. Potem zaczęły się problemy z mięśniami, z przepukliną. Nie występowałem u Sa Pinto, zawsze jednak w siebie wierzyłem. Teraz czuję się lepiej. Podoba mi się nasza filozofia futbolu. Staramy się grać piłką, a to bliższe mojemu stylowi. Poprzedni trener preferował bardziej agresywny futbol i grę jeden na jednego. Mamy wystarczająco dużo jakości, by prezentować styl taki jak obecnie – opowiadał na łamach Przeglądu Sportowego.

Wygląda na to, że Vuković po prostu wiedział jak wykorzystać atuty Antolicia, jednocześnie ukrywając jego mankamenty. I nagle okazało się, że Chorwat to świetny box-to-box, który przy okazji potrafi rozgrywać nie tylko do środkowych obrońców, a przy Martinsie robi za tego bardziej pomysłowego pomocnika. Na przestrzeni całego sezonu wykręcił u nas średnią ocen na poziomie 5,38 co jest wręcz doskonałym wynikiem. Warto było na niego czekać.

3. JOSE KANTE

Z jednej strony nie byłoby przesadą napisanie, iż właśnie rozegrał sezon życia. Nigdy wcześniej nie miał takiego momentu w karierze, kiedy można było śmiało zakładać, że mający rywalizować z nim obrońca denerwował się na samą myśl o pojedynkach z Gwinejczykiem. Z drugiej nie da się jednak powiedzieć, że ten sezon był dla niego równy. Zanim pierwszy raz trafił do siatki – a zarazem drugi i trzeci, bo strzelanie zaczął od hattricka z Wisłą Kraków – minęło aż 12 suchych kolejek. Końcówki też nie może zaliczyć do udanych, wszak prawie od miesiąca dręczą go kontuzje.

No ale też nikt już nie zabierze mu genialnej serii z okresu od końcówki listopada do końcówki lutego, kiedy dręczył praktycznie każdego, kto stanął mu na drodze:

Ostatecznie wychodzi więc na to, że kilku ważnych punktów Legia mogłaby nie mieć, gdyby nie znakomita dyspozycja strzelecka Gwinejczyka. Co najważniejsze w całej tej historii, nie zawiódł także w momencie, kiedy z drużyny odszedł Niezgoda, a Pekhart jeszcze nie zdążył się rozkręcić. Kante przy Łazienkowskiej przeszedł drogę od „rety, na co on komu?” do „byłoby wielką stratą dla zespołu, gdyby odszedł tego lata...”

4. MATEUSZ CHOLEWIAK

Sami śmialiśmy się nieraz z określenia „zadaniowiec”, które najczęściej pojawiało się w kontekście Sławomira Peszki. Jeśli jednak chcemy użyć go w formie komplementu, dużo lepiej przywołać przykład Mateusza Cholewiaka. Ależ wielkie było zdziwienie w momencie, gdy okazało się, że Legia wykupuje go ze Śląska Wrocław. Tak, tego samego typa, którego niedawno sami wrocławianie wyjęli ze Stali Mielec, dopiero gdy miał 28 lat. 

Late bloomer? Polski Jamie Vardy? Nie, po prostu wielofunkcyjny piłkarz świadomy swoich ograniczeń, roli i wszechstronności, czego akurat wielu jego kolegom po fachu brakuje. A on i na obu skrzydłach zagra, i w ataku kiedy trzeba, a nawet boki obrony zabezpieczy. Zawsze w godny sposób.

Mateusza umieszczamy w tym zestawieniu jednak głównie dlatego, że w pewnym sensie to symbol. Pisaliśmy już o tym przy pierwszym punkcie – o szerokości i głębokości składu Legii. Takich uzupełnień warszawianie mieli całe mnóstwo. Był nim Kante, kiedy przy Łazienkowskiej jeszcze występował Niezgoda. Później zaś wartościową alternatywą dla samego Jose okazał się Pekhart. Kiedy na środek defensywy wrócił Jędrzejczyk, w jego miejsce wskoczył Vesović i rozegrał znakomitą rundę. Cały czas udanie rotował się też Wieteska z Lewczukiem. W pewnym momencie z kolei miejsca w wyjściowej jedenastce zabrakło dla takiego kozaka jak Gwilia, co chyba jest najdobitniejszym przykładem potwierdzającym tezę z tego punktu. Szkoda tylko, iż w stolicy jakoś bardziej nie zaistniał Slisz, ale co się odwlecze, to nie uciecze. 

5. MICHAŁ KARBOWNIK

Jego agent, Mariusz Piekarski, usilnie powtarza dosłownie w każdym medialnym wystąpieniu, że Michał powinien grać w środku pomocy. Uparty jest pod tym względem jak osioł. Sami nie wiemy jak do tego podchodzić – niby może mieć rację, przecież Karbownik na lewej obronie wylądował przypadkowo. No ale też po co na siłę przywracać go do drugiej linii, jeżeli na boku defensywy radzi sobie genialnie? I to na tyle, by interesowało się nim jakieś pół Europy.

No właśnie, czy może być lepszy wyznacznik niż to? Zwłaszcza, że to pół Europy widziałoby legionistę także na boku obrony, a nie zasiadającego za kierownicą. Eksperci natomiast wypominają zawodnikowi Wojskowych, iż zbyt często zapędza się do ofensywy, nie zawsze potrafi utrzymać odpowiednie ustawienie i generalnie nie ma zbyt wiele defensywnych wyników. Tylko że takie rzeczy to nawet największym można byłoby wytknąć. Czy Jordi Alba zawsze nadąża z powrotami do obrony? Czy Marcelo w swych najlepszych sezonach nie robił dziur w murze Realu? Czy Dani Alves wygrywał 100% pojedynków w tyłach? Czy Alexander-Arnold zawsze ustawia się idealnie?

No nie, dajcie spokój, to są jakieś bzdury. Wszyscy wyżej wymienieni, nawet kiedy faktycznie zrobią coś nie tak w obronie, to z nawiązką nadrabiają z przodu. Dokładnie tak samo jest z Karbownikiem, co potwierdzają liczby – 7 asyst w 28 meczach Ekstraklasy to drugi najlepszy wynik w lidze po Alanie Czerwińskim (9).

I pomyśleć, że Michał do wyjściowej XI Legii trafił zupełnie przez przypadek, ponieważ:

- nie udało się sprowadzić Kirkeskova
- Obradović okazał się kasztanem
- Rocha doznał kontuzji
- Jędrzejczyk potrzebny był gdzie indziej

Jeśli to nie jest nieoczywisty początek „success story”, to co niby takowym jest?


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się