Autor zdjęcia: fot. Artur Kraszewski (ŁKS Łódź)
Sandały i skarpety, pizza i ananas, Tosik i ŁKS. Łodzianie w I lidze chcą być bardziej niegrzeczni
Kojarzycie postać Daria z serialu „Ślepnąc od świateł”? To taki niezwykle ekscentryczny, szalony wręcz gangster. Groźny, bo nieprzewidywalny. Co to ma do ŁKS-u? A no to, że jego obrona w sezonie 2019/20 wyglądała dokładnie jak po rozmowie z postacią odgrywaną przez Jana Frycza.
„Jak do ciebie podbiegnie przeciwnik, to mówisz – tak, proszę pana. Oczywiście, może pan odebrać mi piłkę, proszę pana. Proszę, tędy będzie łatwiej wbiec w pole karne, proszę pana. Jasne, 60% skuteczności pana dryblingów może być, proszę pana. 70% i nawet 80% się dla pana znajdzie. Proszę strzelić gola, proszę pana. Dziękuję bardzo, całuję nóżki, proszę pana...”
Biorąc pod uwagę fakt, iż ŁKS stracił 68 bramek w 37 meczach Ekstraklasy, jesteśmy w stanie sobie wyobrazić, że wszyscy defensywni zawodnicy wzięli sobie rady pana Daria do serca. Na przestrzeni całego sezonu nie było nic łatwiejszego, niż wpakowanie łodzianom sztuki lub dwóch. Okej, przez chwilę obrona się uszczelniła – na początku po przyjściu Morosa i Dąbrowskiego – lecz i oni z czasem zaczęli odstawiać cyrki.
Bez wątpienia brakowało tam kogoś, kto bez większego namysłu wsadzałby głowę tam, gdzie inni nie wstawiliby stopy. Kimś takim dwa lata temu był Lukas Bielak, z którego jednak zrezygnowano po awansie do Ekstraklasy. Okej, Moskal i Stawowy wciąż mieli w kadrze także Łukasza Piątka, lecz to mimo wszystko zawodnik o nieco innej charakterystyce. Do tego skrajnie stracił dynamikę, zwrotny był jak „Batory” w porcie. Nic dziwnego, że przy al. Unii 2 uznano, iż nie ma co dalej liczyć na eks-Polonistę, który zresztą właśnie wrócił kończyć karierę na Konwiktorską.
Jakub Tosik ma tę lukę uzupełnić. I tak na pierwszy rzut oka w sumie sami nie wiemy jak ten transfer oceniać. Wątpliwości mamy głównie pod kątem charakterystyki pomocnika i jednocześnie filozofii preferowanej przez trenera Stawowego. Mamy bowiem szkoleniowca zafascynowanego tiki-taką i wszystkim co barcelońsko-guardiolowskie, który chce grać krótkimi podaniami, rozgrywać akcję od obrony i tak dalej, i tak dalej… Myślisz sobie o takim systemie i naturalnie dochodzisz do wniosku, że na pozycję defensywnego pomocnika będziesz potrzebował raczej kogoś, kto chociaż minimalnie będzie przypominał Busquetsa. Zachowując oczywiście wszelkie proporcje.
Tymczasem Tosik… No cóż, wiemy, że on nie za bardzo lubi tę łatkę, ale taka prawda – on jest klasycznym ekstraklasowym rębajłą. Pierwsze skojarzenie z nim to zawsze żółta kartka. – Moją rolą w zespołach, w których występowałem było przede wszystkim zabezpieczenie drogi do bramki, była nią także walka i odbiory piłki. Nie przeczę, zdarzały się w przeszłości momenty, kiedy nadużywałem ostrej gry, ale przemyślałem temat i wyciągnąłem z tej lekcji wnioski, bo faktycznie w pewnym momencie zabrnęło to trochę za daleko – mówi w rozmowie z oficjalną stroną klubu. Z finezyjnym futbolem jednak nie ma praktycznie nic wspólnego. W teorii więc pasuje do tego zespołu skarpety do sandałów czy ananas do pizzy. Przynajmniej według niektórych.
No chyba, że właśnie o taką przewrotność chodzi, iż defensywny pomocnik ma nadać drużynie w grze obronnej wszystkie te rzeczy, których nie byłby w stanie zapewnić nikt inny. Zatem jedno, co możemy wziąć za absolutny pewnik, to to, że Tosik będzie wykonywał w łódzkim zespole mnóstwo czarnej roboty. Zwłaszcza jeżeli resztę środka pola Stawowy zechce zestawiać stricte ofensywnie. Gdyby w drugiej linii poza nim mieli grać na przykład Trąbka z Dominguezem, wystawianie również kogoś, kto jednocześnie zajmowałby się tylko asekuracją ich tyłów, byłoby wielce uzasadnione.
Mimo wszystko nie wyobrażamy sobie, aby Tosik miał być podstawowym prawym obrońcą. Z braku laku wielokrotnie występował na tej pozycji w Zagłębiu, a ostatnio takie same eksperymenty w ŁKS-ie Stawowy robił z Maciejem Wolskim i wychodziło to raczej kiepsko. Powtarzanie tego samego z zawodnikiem dużo starszym oraz mniej dynamicznym byłoby strzałem w stopę.
No właśnie, bohater tego tekstu ma już 33 wiosny na karku, a i tak dostał dwuletni kontakt z opcją przedłużenia na kolejny rok. Jest coś odważnego w tej decyzji z perspektywy klubu, chociaż akurat o szastanie pieniędzmi łodzian nie śmiemy podejrzewać. Ot, pytanie czy przez cały ten czas defensywny pomocnik będzie w stanie zagwarantować odpowiednią jakość. Zwłaszcza, jeżeli za rok Rycerze Wiosny wrócą do Ekstraklasy, w co ponoć celują.