Autor zdjęcia: Rafal Rusek / PressFocus
Wychodzi na to, że opłacało się kupczyć meczami... Skandaliczna kara dla Cracovii
Po kilku tygodniach negocjacji z oskarżonym Komisja Dyscyplinarna PZPN wydała wreszcie wyrok w sprawie czynów korupcyjnych, których w sezonie 03/04 dopuściła się Cracovia. Ustawienie meczów Komisja wyceniła na milion złotych i pięć punktów, które Pasy stracą w nadchodzącym sezonie. Mało? Bez wątpienia, ale widocznie w PZPN dopuszcza pobłażliwość w przypadku najbardziej haniebnych czynów.
Sprawa Pasów, która na afisz wróciła po ponad 15 latach, od początku była delikatna. Cracovia jest dziś kompletnie innym klubem, z innymi władzami, innym sztabem szkoleniowym, a także innymi, całkowicie niewinnymi piłkarzami (poza skazanym już przez czeski sąd za korupcję Jablonskym, ale to akurat inna historia). Kibice krakowskiego klubu słusznie czuli niezrozumienie wobec samego wszczęcia postępowania, o niechybnej karze nie wspominając. No ale przepisy obowiązującego prawa były i są bezwzględne. Cracovia zasłużyła na karę, więc karę po prostu musiała otrzymać.
Jej końcowy wymiar jest postrzegany dwojako. Ludzie związani z Pasami w zdecydowanej większości mówią o nadmiernej surowości, za to druga strona uznała wyrok za zbyt pobłażliwy. I rzeczywiście, jeśli kara dla Cracovii miała pokazać, że za korupcję płaci się wysoką cenę, to przy liczbie minusowych punktów ewidentnie zabrakło jednego zera. Fakty są bowiem takie, iż Pasy ani nie odczują przesadnie, że z klubowej kasy zniknęła duża bańka Ot, PZPN przeleje im dwa, a nie trzy miliony za triumf w Pucharze Polski. Nie znajdą się też w podbramkowej sytuacji przez debet na starcie kolejnych rozgrywek. W formacie z jednym spadkowiczem absolutnie nic im nie grozi.
Kara, którą nałożono na Cracovię, zupełnie nie przystaje do skali procederu korupcyjnego. Podkreślmy to jeszcze raz - krakowski klbu umoczył ręce w korupcji, czym kupił sobie awans do Ekstraklasy i na kilka lat dorwał się do dużych pieniędzy. Jak ma się do tego pięć ujemnych punktów? Jak ma się do tego, że ta sama Komisja Dyscyplinarna odebrała więcej, bo 6 oczek, Pogoni Siedlce za „niedozwolone wspomaganie farmakologiczne”? Być może łatwiej byłoby znaleźć w tym wszystkim logikę, gdyby PZPN przedstawił wytyczne, którymi się kierował, albo algorytm, według którego wyliczył karę. Takich informacji jednak nie podano. Zainteresowanym pozostają jedynie domysły.
Bez wątpienia najwięcej wątpliwości mają dziś w Lubinie. Zagłębie karę za ustawianie meczów (!) w sezonie 03/04 (!!), czego konsekwencją był awans do Ekstraklasy (!!!), otrzymało już w 2008 roku. Wymierzeniem sprawiedliwości zajmował się zresztą ten sam człowiek, co w przypadku Cracovii, czyli Adam Gilarski, rzecznik dyscyplinarny PZPN. Obie sprawy łączy nie tylko sezon, ale też deklarowana przez kluby chęć współpracy i poddania się karze. O ile jednak Gilarski bardzo chętnie negocjował z Cracovią, to dla Zagłębia był dużo mniej wyrozumiały. O klubie z Dolnego Śląska mówił tak: - Klub ze swojej strony zaproponował karę 15 ujemnych punktów w następnym sezonie i grzywnę w wysokości 500 tysięcy złotych. Zdecydowaliśmy jednak o degradacji.
Nie było zmiłuj, Zagłębie z hukiem wyleciało z Ekstraklasy, musiało też zapłacić 70 tysięcy zł grzywny. Na jakiej podstawie Cracovię potraktowano tak łaskawie, skoro korumpowała z takim samym efektem, tylko na większą skalę? Może nie jesteśmy specjalistami od prawa, ale mimo wszystko wydaje nam się, że w polskich kodeksach nie ma zapisu, zgodnie z którym przestępstwo z każdym mijającym rokiem traci na sile. A skoro tak, to w poszczególnych przypadkach wypada zachować konsekwencję. Liczymy na to, że Adam Gilarski, który był zaangażowany w oba procesy, łaskawie wytłumaczy, dlaczego PZPN raz jest bezwzględny, a raz bezwzględnie pobłażliwy.
Generalnie trudno oprzeć się wrażeniu, że sprawę Pasów od początku do końca prowadzono w najgorszy możliwy sposób. Cała ta szopka z negocjacjami między PZPN-em a Cracovią, dopuszczenie winnego do wyrokowania we własnej sprawie, przecieki do mediów, których celem było wybadanie gruntu - to wszystko złożyło się na błazenadę na dużą skalę. Odpowiedzialność leży oczywiście po stronie PZPN-u, który uznał, że zanim cokolwiek zdecyduje, to zapyta Cracovię o zdanie, choć wcześniej nie miał tego w zwyczaju. Cracovia skrzętnie skorzystała z nieoczekiwanej szansy i finalnie ugrała to, na czym jej zależało.
Jeśli ta próba dochodzenia po latach sprawiedliwości miała być demonstracją bezkompromisowości i sprzeciwu PZPN-u wobec wszelkich przejawów nieuczciwości w polskiej piłce, to raczej nie spełniła swojego celu. Jakoś nam się nie wydaje, żeby ktoś planujący czyny korupcyjne wystraszył się ewentualnych konsekwencji takiej skali. Wprost przeciwnie. Przykład Cracovii pokazuje, że nawet najgorsze postępki można sprowadzić do rangi niewinnego wybryku, za który tylko grozi się palcem.