
Autor zdjęcia: Lukasz Sobala / Press Focus
Zwolnienie nagrodą za awans, ale czy słusznie?
Kibice wyzywający i zdzierający z piłkarzy koszulki, a także naruszający nietykalność cielesną zawodników. Trzeba przyznać, że w Łodzi sobotnie świętowanie awansu było dość nietypowe… „Nagrodę” otrzymał również trener Marcin Kaczmarek, który w poniedziałek został zwolniony z posady trenera Widzewa. Czy słusznie?
Powiedzmy sobie szczerze: w ostatnich tygodniach szkoleniowiec nie panował nad swoim zespołem. Po wznowieniu rozgrywek na palcach jednej ręki można policzyć udane mecze Widzewa. Większość z nich kończyła się remisami lub porażkami, w tym tak wstydliwymi jak chociażby z przedostatnią Legionovią. W efekcie w 12 meczach wicemistrz drugiej ligi zdobył… 12 punktów. Dość biedny to dorobek. Przy mocniejszej czołówce ligi, łodzianie o awansie mogliby zapomnieć. Mimo kolejnych, licznych wpadek, Widzew nadal przez dłuższy czas najpierw liderował, a potem plasował się na drugim miejscu. „Kropką nad i” była porażka w ostatnim spotkaniu ze Zniczem Pruszków. W efekcie zespół Kaczmarka musiał do samego końca drżeć o awans, który był uzależniony od wyniku GKS-u Katowice.
Styl gry preferowany przez Kaczmarka też nie wywoływał wielkiego zachwytu wśród kibiców. W większości był to wyrachowany, defensywny futbol. Widzew dysponował dobrym duetem napastników (Marcin Robak, Rafał Wolsztyński), ale głównie grał ten pierwszy, ponieważ preferowanym ustawieniem było to z jednym snajperem. Drugi nie odstawał (zwłaszcza pod kątem zdobyczy bramkowych), ale trener nie widział dla niego miejsca. Jego optyka zmieniała się, kiedy trzeba było gonić wynik – wtedy gra z dwoma napastnikami od razu była stosowana i wyglądało to zdecydowanie lepiej. Kwestia personaliów to sprawa bardziej złożona – kibice często krytykowali trenera za przywiązanie do nazwisk. Nie ma wątpliwości, że mając taki budżet, kadrę i ambicje, Widzew powinien grać ofensywnie i starać się przede wszystkim zdominować rywali. Często sytuacja wyglądała jednak zupełnie inaczej.
W składzie Widzewa nie brakuje znanych zawodników. Oprócz wspomnianego Robaka, w kadrze znajdują się między innymi Henrik Ojamaa (wielokrotny reprezentant Estonii, w przeszłości Legia Warszawa), Mateusz Możdżeń (Lech Poznań, Korona Kielce), Hubert Wołąkiewicz (Lechia Gdańsk, Lech Poznań) czy Wojciech Pawłowski (Lechia Gdańsk, Udinese Calcio). Tacy zawodnicy – grając nawet w ekipie bez trenera, zwłaszcza na trzecioligowym szczeblu – powinni z marszu wprowadzić jakość i robić różnicę na boisku. Zwłaszcza, że ich kontrakty były sowicie opłacane. Tymczasem Ojamaa czy Wołąkiewicz kompletnie zawiedli. Zwłaszcza ten drugi, który zawalił kilka bramek w rundzie wiosennej. Pamiętny był jego występ w spotkaniu z Górnikiem Polkowice. Zmierzamy do tego, że oprócz samej krytyki trenera Kaczmarka, warto też zastanowić się czy zadania nie utrudniali mu piłkarze.
Swój kamyczek do ogródka dorzucił też zarząd, który po każdym kolejnym niekorzystnym wyniku motał się coraz bardziej. Brakowało jasnej, konkretnej decyzji, przez co narosło wiele spekulacji i plotek, które nie ułatwiały funkcjonowania pierwszego zespołu. Władze deklarowały bowiem zaufanie do szkoleniowca, by po chwili po cichu negocjować z Leszkiem Ojrzyńskim. Plotki docierały do zawodników – w pewnym momencie doszło nawet do tego, że piłkarze dzwonili do znajomych dziennikarzy, aby zapytać o to, kto poprowadzi jutrzejszy trening. Nie pochwalamy zachowania, bo łodzianie powinni się skupić przede wszystkim na grze, ale to też wiele mówi o tym, że oni umierać za trenera Kaczmarka raczej nie chcieli.
Nie ma wątpliwości, że mimo awansu ta drużyna w tym kształcie personalnym nie miałaby większych szans na zaistnienie w pierwszej lidze. Władze postanowiły rozpocząć czystki od trenera, ale nie będzie większego zaskoczenia, jeśli z klubem pożegnają się też niektórzy zawodnicy. Ciekawi jesteśmy następcy Kaczmarka. Wśród kandydatów wymieniano między innymi Leszka Ojrzyńskiego czy Macieja Bartoszka, ale ostatecznie zdecydowano się na Enkeleida Dobiego, który ostatnio prowadził Górnik Polkowice. Czy RTS go nie przerośnie?