Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm

Seweryn Gancarczyk: Jestem zadowolony z występu, media niech sobie piszą

Autor: rozmawiał Przemysław Michalak
2011-02-19 10:11:09

Seweryn Gancarczyk wrócił do składu Lecha, ale uznano go za najsłabsze ogniwo defensywy w meczu z Bragą. 29-letni obrońca w rozmowie z 2x45.com.pl nie zamierza się tym jednak przejmować, przekonując, że dobrze wykonał swoje obowiązki na boisku.

2x45.com.pl: - Po pierwszym meczu z Bragą cieszyć może sam rezultat, gra już zdecydowanie nie...
Seweryn Gancarczyk:
- Zgadza się. 1:0 to dobry wynik, bo nie straciliśmy u siebie gola i jest to niezwykle ważne w kontekście rewanżu. Trzeba jednak przyznać, że nie oglądaliśmy wielkiego meczu - ani w wykonaniu naszym, ani w wykonaniu Bragi. Po części warunki nie pozwalały na ładną grę, a po drugie było to nasze pierwsze spotkanie o stawkę w tym roku. Wynik był tego dnia ponad wszystko, żebyśmy nie przekreślili swoich szans na awans już meczem w Poznaniu. I to się połowicznie udało.

 - Co do Bragi. Zachwycano się jej wyższą kulturą gry, wyszkoleniem poszczególnych piłkarzy, jednak samych sytuacji goście z Portugalii stworzyli jak na lekarstwo.
 - Ma pan rację. Ogólnie rzecz biorąc, rywale zbyt często nam nie zagrażali. Stuprocentowej okazji nie mieli żadnej. A jeśli chodzi o technikę. To zespół portugalski, więc nic w tym dziwnego, że w Bradze grają dobrzy piłkarze. Pogoda nie pozwalała im jednak na rozwinięcie skrzydeł. Czeka nas naprawdę trudny rewanż. Warunki będą już zupełnie inne - zielone boisko, odpowiednia temperatura i wtedy przeciwnik może pokazać więcej. My będziemy musieli mu się przeciwstawić.

 - Większość piłkarzy Lecha grała już w śnieżnej aurze przeciwko Juventusowi. Pana wtedy zabrakło. Jak więc odnalazł się Pan w tej polarnej aurze w meczu z Bragą?
 - Ciężko było. Na zgrupowaniach w Hiszpanii i Turcji przebywaliśmy w zupełnie innych warunkach - sucho, ciepło, dobre boiska. Nie powiem, że była to dla mnie wielka nowość, ale trudno było się przystosować. W jakimś stopniu właśnie dlatego w pierwszej połowie niemal nic się nie działo, z jednej i z drugiej strony. Musieliśmy przyzwyczaić się do zimowej aury, a obie drużyny przede wszystkim nie chciały stracić gola. Mieliśmy więc wzajemne badanie się. Po przerwie zbyt wiele się nie zmieniło, ale jakoś udało się zdobyć bramkę. 

 - No właśnie. Niektórzy uważają, że Lech popełnił błąd i zbyt późno wrócił z drugiego zgrupowania. Pan też ma wrażenie, że można było przylecieć do Polski już w niedzielę i zyskać dwa dni?
 - Na takie tematy nie będę się wypowiadał. Nie zależało to od nas, tylko od ludzi, którzy kierują tym klubem. Ja jestem jego pracownikiem i mam wykonywać polecenia. Nic nie powiem.

 - Uznano Pana za najsłabsze ogniwo defensywy "Kolejorza" w czwartkowym spotkaniu. Było kilka słabszych chwil, zgodzi się Pan?
 - Na pewno w pierwszej połowie popełniłem błąd, który mógł kosztować utratę gola, ale udało się to naprawić. Jako obrońca jestem zadowolony, że odwaliliśmy swoją robotę, że nie straciliśmy bramki. To się dla mnie liczy. A że gazety coś piszą, że słabo czy nie słabo. Ja dobrze wykonałem swoją pracę, dostosowałem się do wskazówek trenera. Co miałem zrobić, zrobiłem. A jak to ktoś odebrał, jego sprawa. 

 - Mało angażował się Pan w akcje ofensywne, ale rozumiem, że to były właśnie wytyczne Jose Marii Bakero?
 - Dokładnie. Chcieliśmy przez pierwszych 15-20 minut zagrać w obronie wyjątkowo ostrożnie, bo wiedzieliśmy, że Braga ostro zaczyna mecze i w sumie tak było. Od początku zagrała mocnym pressingiem i trudno było coś zrobić. A jakieś podłączanie się do akcji ofensywnych zawsze groziłoby stratą, kontrą i różnie mogłoby być. 

 - Jest Pan w Lechu największym wygranym zimowych przygotowań, wygryzając ze składu Luisa Henriqueza. Czym Pan przekonał trenera?
 - Po prostu starałem się jak najlepiej wykonywać swoje obowiązki. A czy wygryzłem Luisa? Nie zgodzę się. U Bakero zdążyłem się już nauczyć, że zagranie od początku w jednym meczu wcale nie oznacza, że podobnie będzie w drugim. Powiedzmy, że wygrałem z Henriquezem walkę o występ przeciwko Bradze. Konkurencja jest cały czas. To tylko działa na korzyść moją i całego zespołu. Luis jest bardzo dobrym piłkarzem, a na naszej rywalizacji może jedynie skorzystać drużyna. Walka się nie zakończyła, trwa bez przerwy. Nie mogę czuć się pewniakiem.

 - Był Pan zaskoczony, gdy jesienią po powrocie do zdrowia wylądował na ławce? Przed urazem miał Pan bardzo mocną pozycję: występy w reprezentacji Polski, niemal etat na pierwszy skład w Lechu...
 - Z pewnością liczyłem, że wrócę do składu. Ta kontuzja pokrzyżowała mi trochę plany. Każdy chce grać, a takich zawodników jest osiemnastu. Wszyscy musimy się ciągle pokazywać z jak najlepszej strony na co dzień, podczas treningów. Innej drogi nie ma.

 - Sama kontuzja nietypowa i trudno o bardziej pechową. Może ewentualnie Santiago Canizares i jego rozbity flakon w łazience wygrałby z Pana urazem. Doznać urazu przez element z budowy, który dostał się na boisko - duży niefart.
 - Ewidentnie zabrakło szczęścia, ale najwidoczniej tak miało być. Nie myślę już o tym. Cieszę się, że teraz jestem zdrowy i mogę znów grać w piłkę.

 - Na Ukrainie strzelił Pan kilka goli, w tym również bardzo ładne z rzutów wolnych. W Polsce nie trafił Pan do siatki ani razu. Z Bragą zabrał się Pan również za stałe fragmenty. To już tak zostanie?
 - W sumie chyba wykonałem w końcówce jeden rzut wolny i tyle. Wcześniej biłem tylko wolne z własnej połowy. Miałem zagrywać górne piłki na Bartka Bosackiego i Manuela Arboledę, którzy wchodzili w pole karne. Szkoda, że nie było z tego żadnego zagrożenia. Sądzę, że jak trafi się coś bliżej pola karnego, to czasem spróbuję strzału, jeśli akurat nie zrobi tego Semir Stilić. Wierzę, że nadejdzie dzień, w którym wpiszę się na listę strzelców.

 - Jest Pan przykładem zawodnika, który najpierw został doceniony za granicą, a dopiero później w Polsce. Gdyby nie wyjazd na Ukrainę, dziś raczej nie byłby Pan piłkarzem Lecha, prawda?
 - Tak się jakoś moje losy potoczyły. Z Hetmana Zamość, grającego wtedy w dzisiejszej pierwszej lidze, trafiłem do Arsenalu Kijów. Potem z Wołynia Łuck przeszedłem do Metalista Charków i to był bez wątpienia jeden z najlepszych okresów w mojej karierze. Bardzo się z niego cieszę. Tak jak pan mówi, nie wiadomo, co by było, gdybym został w kraju. W Polsce więcej osób usłyszało o mnie dopiero, gdy już grałem w Metaliście. Wtedy zadebiutowałem w reprezentacji i dziś mogę mówić, że wyjazd był słuszną decyzją.

 - No i chyba brakuje Pana w defensywie Metalista, który w czwartek przegrał u siebie 0:4 z Bayerem Leverkusen. W praktyce Pana były klub pożegnał się już z Ligą Europy.
 - Bardzo zaskakująca porażka. Muszą mieć tam jakieś problemy z tyłami, bo na lewej obronie zagrał Brazylijczyk Fininho, który jest pomocnikiem. To mnie już jednak nie interesuje. Metalist ma swoje kłopoty, Lech ma swoje i te drugie mnie obchodzą. Wszędzie dobrze tam, gdzie nas nie ma (śmiech). 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się