Autor zdjęcia: wisla.plock.pl
Lebedyński na wylocie z Wisły Płock. Pokłócił się z trenerem Kaczmarkiem. AKTUALIZACJA o wersję zawodnika
Mikołaj Lebedyński. To miał być jego sezon, wreszcie miał pokazać, że Ekstraklasa to nie są dla niego za wysokie progi. Być może nadal będzie mu to dane, ale już prawdopodobnie nie w Wiśle Płock.
Lebedyński za młodu bez wielkiego doświadczenia w seniorskiej piłce wyjechał z Pogoni Szczecin do Rody Kerkrade z łatką zawodnika tyleż utalentowanego co krnąbrnego. W Eredivisie zanotował kilka przebłysków, ale ostatecznie odszedł na tarczy. Po nieudanych pobytach w BK Hacken i Podbeskidziu odnalazł się wreszcie w Płocku. W sezonie 2014/15 zdołał strzelić trzy gole w I lidze, zaś w ostatnim był już pierwszoplanową postacią. Zdobył 13 bramek, walnie przyczyniając się do awansu. Trener Marcin Kaczmarek komplementował go, mówiąc, że to najlepiej grający głową zawodnik zaplecza Ekstraklasy. Wydawało się, że Lebedyński wreszcie odnalazł swoje miejsce na ziemi.
Pierwsze dwa mecze tego sezonu zaczął w wyjściowym składzie i nawet zaliczył trochę przypadkową asystę przeciwko Piastowi Gliwice. Potem jednak dość niespodziewanie poszedł w odstawkę. W lidze wszedł jeszcze tylko na trzy minuty z Legią Warszawa, ostatnio nie było go nawet w meczowych osiemnastkach.
W piłkarzu narastała frustracja. W pewnym momencie puściły mu nerwy i dał temu wyraz trenerowi. Miał on żal, że Kaczmarek z miejsca zaczął stawiać na Jose Kante, który od razu po transferze otrzymał duży kredyt zaufania. Wszyscy jednak wiemy, że liczby Hiszpana nie bronią. W każdym razie Lebedyński najpewniej jeszcze w tym okienku odejdzie.
Jego agent Filip Leśniewski ma niewiele czasu, żeby znaleźć mu nowy klub. Jeżeli nie będzie chętnych w Ekstraklasie, pozostają wypożyczenie do I ligi lub opcja zagraniczna. W razie odejścia 26-latka beniaminek nie będzie miał dużego pola manewru w ataku. Poza Kante w odwodzie jest jeszcze tylko Emil Drozdowicz, co może oznaczać konieczność ściągnięcia kogoś nowego. Całkowicie niepotrzebne zamieszanie...
AKTUALIZACJA: Odezwał się do nas sam Lebedyński i przedstawił własną wersję. Zapewniał, że nie pokłócił się z trenerem Marcinem Kaczmarkiem i nie zgłaszał uwag personalnych do Kante, a w ostatnim czasie nawet ze szkoleniowcem nie rozmawiał. Przyznał natomiast, że jego sytuacja w klubie nie jest jasna i nie wie, co dalej.