Autor zdjęcia:
Kobiecym Okiem. Reprezentantka Polski Natasza Górnicka: Możemy być z Legii dumni, mimo że zagrała bez obrony
"Długo po spotkaniu BVB - Legia uśmiech nie schodził mi z twarzy... bo mam tak skrajne myśli, że aż się z tego śmieję. Oczekiwania przed meczem były duże, po remisie z Realem Madryt wszyscy uwierzyli, że można wszystko. Cała Legia, eksperci i kibice gdzieś tam po cichu liczyli na kolejne punkty. A tu taka zabawna sytuacja, bo jak inaczej nazwać wynik 8:4? Jak ktoś nie oglądał meczu, mógłby pomyśleć, że to była liga futsalu" - pisze dla www.2x45.info zawodniczka Górnika Łęczna i kobiecej reprezentacji Polski Natasza Górnicka.
Zacznijmy od tyłu... Na pierwszy rzut oka widać, że Jacek Magiera nie bał się grać otwartej piłki z drużyną, która - przypominam - dwa miesiące temu rozgromiła Legię 6:0! Szacunek za odwagę, ale jest jedno "ale": gdzie była obrona? Ja wiem, że dali z siebie wszystko, ale Borussia obnażyła wszystkie mankamenty legijnych obrońców. Byli wolni, mało zwrotni, źle zorganizowani - dalej nie będę wyliczać, bo to nic nie zmieni. To nie był poziom na Ligę Mistrzów, to był poziom na naszą Ekstraklasę niestety. Druga sprawa to obsada bramki. Radosław Cierzniak dostał szansę i jej nie wykorzystał. Nie bronił tragicznie, ewidentnie zawalił tylko jednego gola, ale porównując go obecnie z Arkadiuszem Malarzem, nie ma o czym mówić. Arek to serce Legii, on żyje każdą sytuacją, staje na głowie, żeby piłka nie przekroczyła linii bramkowej. Właśnie takiego człowieka brakowało mi w tym spotkaniu - takiego, który ryknie na kolegów i ustawi ich jak w wojsku, żeby się ocknęli i zaczęli bronić co najmniej jak w drugim meczu z Realem Madryt.
A z przodu... inne spotkanie :) Nie było widać specjalnie wyuczonych schematów legionistów, natomiast siła w akcjach ofensywnych imponowała. Pierwsza połowa pokazała, że "Wojskowi" wiedzą jak strzelać gole po ładnych, składnych akcjach, a ich podania są przemyślane i precyzyjne. Po przerwie obraz gry zmienił się zdecydowanie na korzyść Borussii. Panowie z Dortmundu widząc ostatki sił w szykach Legii, zaczęli jeszcze mocniej napierać, co zaowocowało kolejnymi bramkami, choć de facto stracono ich mniej niż w pierwszej połowie. Tym razem nie wszystko gospodarzom wpadało.
Podsumowując. Z pewnością Legia za czasów Magiery to ciekawa i odważna drużyna, a pomimo wysokiej przegranej widowisko z Borussią Dortmund było fascynujące. Piłkarze zagrali bez kompleksów i dali nam sporo radości. Polski kibic nie ma się czego wstydzić, a wręcz powinien być z "Wojskowych" dumny, mimo że miałam wrażenie, iż obie drużyny grają bez formacji obronnej. Niewiarygodna ilość błędów nie przystoi piłkarzom na takim poziomie, o tym mimo wszystko trzeba pamiętać.
Miałam kiedyś przyjemność poznać trenera Magierę. Na każdym kroku imponował mi swoją wiedzą, elokwencją i umiejętnością dostosowania się do sytuacji, dlatego jestem pewna, że wyciągnie odpowiednie wnioski, a obrona Legii już nigdy tak słabo nie zagra.
Czuję niedosyt, ale nie po tym spotkaniu, tylko przez fakt, że Jacek Magiera za późno pojawił się w Legii. To odpowiedni człowiek na odpowiednim miejscu, a jeśli szefostwo klubu wykaże odrobinę cierpliwości, z pewnością będzie to szkoleniowiec na lata przy Łazienkowskiej.