Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: Paweł Jańczyk/korona-kielce.pl - oficjalna strona Korony Kielce

Maciej Górski dla 2x45: Faulowałem Załuskę, ale rzut karny był ewidentny, a Gonzalez sam przyznał, że powinien wylecieć

Autor: rozmawiał Przemysław Michalak
2017-05-20 13:48:09

Dla kibiców Korony Kielce - jeden z bohaterów. Dla kibiców Wisły Kraków i wielu postronnych obserwatorów - oszust. Maciej Górski po spotkaniu z "Białą Gwiazdą" został naznaczony jako wielki cwaniak, który nabierał mało doświadczonego sędziego. Rozmawiamy z samym zainteresowanym, który przedstawia argumenty na swoją obronę. - Mamy przykład, jak telewizja potrafi wypaczyć obraz całej sytuacji. Przy rzucie karnym skupiono się na dotknięciu mnie w plecy, a chodziło o podcięcie. A powodem wyrzucenia Ivana Gonzaleza nie było muśnięcie mojej twarzy, tylko kolejne tego dnia celowe nadepnięcie na moją stopę metalowymi korkami. Wyrok jednak wydano, nim ktokolwiek dokładnie przeanalizował te sytuacje - mówi www.2x45.info napastnik wypożyczony do Korony z Jagiellonii Białystok.

Przemysław Michalak (www.2x45.info): - W kieleckim gronie zapewne byłeś chwalony po meczu z Wisłą Kraków, ale reszta obserwatorów mocno cię krytykowała z powodu zachowania przy rzucie karnym i drugiej żółtej kartce Ivana Gonzaleza. Słusznie?
Maciej Górski:
- Nie, dziś w obu przypadkach zachowałbym się tak samo. Na swoją obronę chciałbym tylko zadać pytanie tym, którzy mnie tak surowo oceniają: czy wiedzą, że piłkarze rozmawiają też między sobą? Nie jest tajemnicą, że Miguel Palanca zna się z Ivanem Gonzalezem. I tak się składa, że Gonzalez po meczu przekazał Miguelowi, że za tamto spięcie nie powinien dostać drugiej żółtej kartki, tylko od razu czerwoną, bo celowo mnie zdeptał. Do podcięcia przy rzucie karnym też się przyznał. Ja z kolei przyznaję się, że faulowałem Łukasza Załuskę tuż przed drugim golem, ale nie jest moją pracą, aby w takiej sytuacji biec za sędzią i domagać się, żeby anulował bramkę i przyznał Wiśle rzut wolny. Nie oszukujmy się.

- Gdybyś tak zrobił, byłbyś murowanym kandydatem do nagrody fair-play.
- No tak, nie nazywam się Paolo Di Canio, który mógł strzelać do pustej bramki, a zamiast tego złapał piłkę do rąk i nakazał sędziemu zajęcie się leżącym bramkarzem rywali. Po meczu dostałem od kibiców Wisły mnóstwo negatywnych wiadomości na Facebooku, przeczytałem masę wyzwisk pod swoim adresem. Radziłbym się dwa razy zastanowić. Nie mam wpływu na to, że telewizja tak łatwo i szybko kształtuje opinie. Jeżeli spotkanie komentuje osoba sympatyzująca lub wręcz przeciwnie z danym klubem, łatwo może grać na emocjach. Widziałem też jakieś screeny, które stawiały mnie w złym świetle... Jeżeli zawodnik Wisły przyznaje się swojemu koledze, to o czym my tu mówimy?

- Z telewizyjnych powtórek wynikało, że Gonzalez dostał drugą żółtą nie za nadepnięcie, tylko za muśnięcie cię w twarz.
- Mamy przykład, jak telewizja potrafi wypaczyć obraz całej sytuacji. Pokazano wszystko od pasa w górę, nie widać, co dzieje się na dole. Ivan Gonzalez - zresztą nie pierwszy raz w tym meczu - podszedł do mnie i metalowymi korkami stanął mi na stopie, jeszcze "dokręcając", żeby jak najbardziej bolało. Wtedy zaczynam krzyczeć do arbitra bocznego, żeby wreszcie zareagował, co zostało odebrane, że mówię coś do Gonzaleza i próbuję go prowokować. Wystarczy, że komentatorzy wyrażą złą opinię i zdecydowana większość telewidzów już nie docieka, idzie ślepo za tym, co powiedzą "eksperci".

- Twitterowy profil Arbiter Cafe jako jeden z niewielu niemal od początku widział podstawy do rzutu karnego w tym starciu z Gonzalezem. Zwracał uwagę na zahaczenie twojej stopy.
- Kolega przesłał mi jeszcze screena i tym bardziej nie mam żadnych wątpliwości, że jedenastka się należała. Sprawa jest bezdyskusyjna.

- Ale przewróciłeś się korzystając z okoliczności, że zostałeś trafiony, czy straciłeś równowagę?
- Jeżeli ktoś nie gra w piłkę, może nie jest tego świadomy, ale gdy jesteś w pełnym biegu wystarczy nawet muśnięcie, żeby wytrącić cię z równowagi. Gonzalez lewą nogą zahaczył o moją prawą, co z kolei sprawiło, że moja stopa trąciła drugą i nie mogłem dalej biec. I znowu - wielu patrzyło, że ręka rywala dotknęła moich pleców i padłem jak rażony prądem od cudownych mocy Hiszpana. Nie ten kierunek rozważań. Osoby, które tak komentowały, chyba nigdy nie wyszły na boisko. 

- Krzysztof Mączyński na Twitterze wyśmiał sędziowski protokół, sugerujący, że Ivan Gonzalez obraził Łukasza Bednarka po polsku. Faktycznie Hiszpan używał przy starciach naszego języka?
- Najlepiej zapytać pana sędziego, czy przypadkiem nie chodziło o angielski. Gonzalez raczej nie zna polskiego na tyle, żeby coś więcej powiedzieć. Nie chcę jednak wnikać, jak widać, transparentność naszych mediów często pozostawia wiele do życzenia. Nim ktokolwiek przeanalizował porządnie tamte głośne momenty, już zostałem okrzyknięty oszustem. Potrafię przyznać się do błędu i już przyznałem, że faulowałem Załuskę, nie powinno być gola na 2:2. W dwóch pozostałych sytuacjach nie mogę sobie nic zarzucić: ewidentny karny, a przy kartce Gonzaleza sędzia i tak się pomylił: powinna być bezpośrednia czerwona zamiast drugiej żółtej. 

- Poruszyłeś wątek, który co jakiś czas się przewija odnośnie komentatorów Canal+. Mecze często komentują ludzie albo emocjonalnie związani z danym klubem albo jego antagoniści. Trzeba zmienić klucz ich doboru?
- Na pewno jest to jakiś problem. Komentatorzy łatwo kształtują nastroje wśród większości odbiorców, a ich opinie nieraz wynikają z tego, co chcą widzieć niż z tego, co widzą. Sam się teraz o tym przekonałem, część cięgów, które zebrałem od kibiców Wisły były pokłosiem szybkiego wydania wyroku przez komentujących. Zostałem czarnym charakterem, nie zrobiono dokładniejszej analizy. Szkoda, że nie zweryfikowano opinii, które były wygłaszane na żywo.

- Wreszcie rozegrałeś dwa mecze z rzędu po 90 minut i widać było, jak cię nosiło. Byłeś wszędzie, cały czas aktywny. Tylko gola brakowało...
- Fajnie, że i Lechii Gdańsk, i Wiśle Kraków urwaliśmy punkty. Bardzo długo nie grałem w dłuższym wymiarze, co najwyżej wchodziłem na końcówki. Chciałem jak najmocniej wykorzystać szansę i przydać się zespołowi. W Gdańsku mogłem zdobyć dwie bramki, szkoda, że zabrakło tego konkretu. Z Wisłą wywalczyłem już coś konkretnego, ale na gole jeszcze czekam.

- Zakładam, że w Koronie liczyłeś na dużo więcej. W Jagiellonii pewnie też co jakiś czas wchodziłbyś na 10 minut, a bardzo długo tak to wyglądało w kieleckim zespole...
- Zgadza się, niestety przez większą część sezonu tak to się toczyło, ale myślenie nad tym nic już nie zmieni. Trzeba się skupić na poniedziałkowym meczu z Termaliką. Apetyt rośnie w miarę jedzenia, chcemy się zrewanżować za niedawną porażkę u siebie, która omal nie kosztowała utraty miejsca w grupie mistrzowskiej. 

- Nie masz wrażenia, że w Jagiellonii za łatwo cię skreślono? Rok temu w wywiadzie dla 2x45 podkreślałeś, że wyciągnąłeś wnioski z błędów popełnionych w przeszłości i to ostatni dzwonek, żeby jeszcze zaistnieć w Ekstraklasie. Po najlepszym sezonie w karierze, gdy strzeliłeś 16 goli w I lidze dla Chrobrego Głogów, przeszedłeś do "Jagi", szybko zdobyłeś pierwszą bramkę, ale też szybko wypadłeś ze składu...
- Michał Probierz był z nami na co dzień i na pewno nie robił mi na złość. Nie dawałem atutów, których on oczekiwał i przestałem grać. Nie sprostałem jego oczekiwaniom, ale nie czuję do niego żalu z tego powodu. Uważam trenera Probierza za wyśmienitego fachowca, który jeszcze wiele dobrego może zrobić dla całej polskiej piłki. To profesjonalista i porządny facet.

- Przekazywał ci konkretne uwagi typu "zmień to, nie rób tego" itd.?
- Tak. Probierz jest bardzo konkretny jako trener i człowiek. Daje jasne wskazówki. Wiadomo było, że gdy stałem się rezerwowym, musiałem dać coś "ekstra" zespołowi jak już wchodziłem na parę minut. To się nie udało, moja sytuacja coraz bardziej się komplikowała. Początek miałem dobry, później faktycznie zgasłem.

- To jakie uwagi dostawałeś?
- Lepiej zachowam to dla siebie, chodzi już o sprawy stricte piłkarskie wynikające z taktyki i poruszania się po boisku. Nie wszystkie nawyki z niższych lig tak łatwo wyplenić. Starałem się jak najwięcej wyciągnąć od trenera Probierza. Ma niesamowitą wizję gry, dużą wagę przywiązuje do rozwoju zawodnika, a jeśli się to udaje, drużyna też na tym korzysta. Jagiellonia nie ma gwiazd pokroju Vadisa Odjidja-Ofoe, ale stanowi świetny kolektyw. Trener umie to scalić, pozyskać odpowiednich piłkarzy i wkomponować ich do składu.

- Mówiąc najogólniej, chodziło o niuanse dotyczące gry bez piłki?
- Nie. Dużo tego było, nie wszystko teraz sobie przypomnę. Na przykład po ostatnim meczu ligowym w pierwszym składzie, czyli z Lechem w Poznaniu, były do mnie zastrzeżenia odnośnie utrzymywania się przy piłce. 

- Ziggy Gordon po kilku miesiącach w Białymstoku powiedział, że tak naprawdę dopiero teraz wie, jak grać w piłkę, odkrył ją na nowo. Czułeś to samo?
- Ziggy wie, co mówi. Trener Probierz nawet przy okazji prostych ćwiczeń potrafił uświadomić człowiekowi, co robi źle i przedstawić swoje wymagania, żeby iść do przodu. Piłka nadal pozostaje prostą grą, polegającą na dokładnych podaniach, dobrych przyjęciach. Trener konsekwentnie egzekwuje to od zawodników, co ułatwia rozwój.

- Wróćmy do Korony. Jesteście na razie jedyną drużyną z "drugiej czwórki" grupy mistrzowskiej, którą można chwalić za grę.
- Wiadomo, że odejdzie Maciej Bartoszek, zawodnicy nie wiedzą jeszcze jaką wizję ma nowy właściciel, ale powtarzamy sobie, że gramy do końca, sezon kończy się dopiero 4 czerwca w Szczecinie. Trener wykonał kawał dobrej roboty, scementował zespół, atmosfera jest kapitalna. Zawsze stoi za nami murem, my to doceniamy i też chcemy mu pomóc. Dlaczego mielibyśmy teraz odpuszczać? Swoimi dobrymi wynikami i zajęciem jak najwyższego miejsca możemy ułatwić trenerowi znalezienie jak najlepszego klubu w nowym sezonie, bo na pewno jest obserwowany i dostanie sporo ofert. Tylko w taki sposób możemy mu się odwdzięczyć.

- Byliście w szoku, gdy zakomunikowano odejście Bartoszka, czy podobno jak on sam, czuliście w kościach takie zakończenie?
- Byliśmy w dużym szoku. Dopiero co pisano, że kontrakt trenera został automatycznie przedłużony, a włodarze klubu deklarowali zaufanie do niego, bo po co zmieniać coś, co dobrze funkcjonuje. Myśleliśmy, że Maciej Bartoszek zostaje i będzie nadal budował silną Koronę. Stało się inaczej, właściciel miał prawo do takiej decyzji, choć piłkarzom raczej trudno ją zrozumieć.

- Co do twojej przyszłości mamy dziś jedno duże "nie wiem"?
- Tak. Nic nie jest wiadome. Trzeba poczekać na nowego trenera i kolejne decyzje, teraz możemy tylko spekulować na podstawie doniesień medialnych. Moje wypożyczenie z Jagiellonii obowiązuje do końca tego roku. Zobaczymy. 

- Dla ciebie chyba najważniejsze jest, żebyś po prostu grał w Ekstraklasie?
- Oczywiście. Długo czekałem na większą szansę, dlatego chcę jak najwięcej wycisnąć z końcówki sezonu. 

                                                                                          rozmawiał Przemysław Michalak


KOMENTARZE

;