Autor zdjęcia: Agata Konkol/arka.gdynia.pl - oficjalna strona Arki Gdynia
Krzysztof Przytuła dla 2x45: Podoba mi się obecny system w Ekstraklasie, zniesienie dzielenia punktów to zły pomysł
Sezon w Ekstraklasie wkracza w decydującą fazę, dlatego nie brakowało ciekawych tematów do rozmowy z Krzysztofem Przytułą. - Właściciel Korony ma tylko jeden argument zwalniając Macieja Bartoszka: bo może. Opowiadanie, że już nic więcej by z drużyną nie osiągnął, a jej awans do pierwszej ósemki to przypadek jest po prostu słabe. Mam wrażenie, że Bartoszek został oceniony nim go jeszcze poznano - mówi dla www.2x45.info były piłkarz m.in. Cracovii i Arki Gdynia, a obecnie komentator nc+.
Przemysław Michalak (www.2x45.info): - Spodziewa się pan jeszcze jakichś przetasowań w kontekście walki o mistrzostwo?
Krzysztof Przytuła (nc+): - Legia jest w najlepszej sytuacji, ale to są jeszcze dwa mecze. Reszta drużyn musi patrzeć przede wszystkim na siebie, bo wyłącznie komplet punktów może im coś dać. Jeżeli np. Jagiellonia i Lech teraz wygrają, to na wpadkę Legii mogą liczyć tylko w tej kolejce, bo spotkanie w Kielcach będzie dla niej bardzo trudne. Przy Łazienkowskiej z Lechią raczej nic się już nie wydarzy. Punktem wyjścia dla goniących jest jednak brak wpadek.
- Walka toczy się nie tylko o tytuł, ale może nawet bardziej o zagranie w europejskich pucharach. Przez triumf Arki w Pucharze Polski ktoś z czołowej czwórki będzie wielkim przegranym. Analizował pan, kto to powinien być z punktu widzenia interesu polskiej piłki?
- Byłoby fenomenalnie, gdyby każdy z naszych pucharowiczów trafił do fazy grupowej Ligi Europy. A czy to będzie Lech, Lechia czy Jagiellonia? Każda z tych drużyn ma swoje mocne i słabe strony. Z tej trójki najbardziej ugruntowanym zespołem jest "Jaga". Trener Michał Probierz już od dłuższego czasu tam pracuje, zna na wylot swoich piłkarzy. Podobało mi się, że mimo klęski w Gdańsku nie załamali się i w następnym meczu stawili czoła Legii. Wielu się to 0:0 nie podobało, jednak z punktu widzenia Jagiellonii było to coś z gatunku "daliśmy radę". Nieładnie by zabrzmiało, gdybym powiedział, że jest mi wszystko jedno, który z tych trzech klubów nie wystąpi w pucharach, ale w sumie tak to wygląda. Na pewno każdy ma trochę inny styl. Lechia to przede wszystkim ofensywa, Lech próbuje znaleźć balans w sposobie gry, Jagiellonia prezentuje futbol wyrachowany, czasami koncentrujący się przede wszystkim na uprzykrzaniu życia rywalowi. Sam jestem ciekaw, jak np. w pucharach wypadłaby Lechia. Potencjał piłkarski ma bardzo duży, chwilami gorzej ze sprawami taktycznymi i fajnie byłoby się przekonać, jak pod tym kątem zaprezentowałaby się na międzynarodowej arenie.
- W przypadku Jagiellonii pozostaje obawa, co będzie po odejściu Michała Probierza. Bez niego trudno będzie utrzymać taką dyscyplinę gry.
- To faktycznie byłoby duże wyzwanie. Odejście trenera, z którym odniosło się sukces i który odciska tak duże piętno na drużynie, zawsze jest problemem. Poprzeczka dla następców zostaje bardzo wysoko zawieszona. Sprawy przybrały taki obrót, że kluczowe wydaje się dziś pytanie: kto za Probierza? Pójście w stronę trenera podobnego to może nie być to, zwłaszcza że nie widzę na polskim rynku kogoś o zbliżonej charakterystyce. Z drugiej strony jeżeli inny profil szkoleniowca, to inny styl grania, na którego wdrożenie potrzeba trochę czasu. Sami widzimy, że włodarzy Jagiellonii czeka bardzo trudny wybór, ciężko będzie o naturalną kontynuację, co często dzieje się w największych klubach Europy. Przykładowo w Bayernie był najpierw Jupp Heynckes, potem Pep Guardiola, a dziś pracuje Carlo Ancelotti i każdy preferuje podobny styl, oparty o posiadanie piłki. Nie wiem, czy Jagiellonia byłaby w stanie kontynuować filozofię Probierza. Ale może za dużo dywagujemy. Sądzę, że w gabinetach prezesów jakieś wstępne decyzje zapadły i ktoś w Białymstoku został już namaszczony na nowego trenera.
- Ciekawie też na dole tabeli. Postronnemu obserwatorowi wypada wartościować, że lepsze byłoby utrzymanie Arki Gdynia niż Górnika Łęczna, bo Arka zagra w pucharach?
- Postronnemu obserwatorowi tak. Wiadomo, jak w Polsce wygląda sytuacja z klubami, które spadają do I ligi. To nie jest Anglia, gdzie kluby po degradacji jeszcze przez jakiś czas mają zapewnione odpowiednie finansowanie, dzięki czemu unikają kryzysu na tym polu. U nas spadek powoduje olbrzymią dziurę budżetową. Gdyby to spotkało Arkę, trudno zakładać, że miałaby ona skład rokujący na cokolwiek w pucharowej przygodzie. Oczywiście gdynianie i tak będą mieli pod górkę, w żadnej rundzie nie będą rozstawieni, mogą od razu trafić na AC Milan. To prawda, ale smutno by to wyglądało, gdyby pierwszoligowiec miał rywalizować w Lidze Europy.
- Los Ruchu Chorzów wydaje się przesądzony i znów patrząc z perspektywy kogoś postronnego, chyba trudno będzie tęsknić za tym klubem? Nic pozytywnego z jego obecności w Ekstraklasie nie wynika, za to co chwila pojawiają się kolejne problemy z finansami, licencjami i tym podobnymi.
- Nie jest łatwo zarządzać klubem z takimi tradycjami, ale tu mówimy o szeregu zaniedbań na przestrzeni wielu lat. Tak czy siak w Chorzowie prędzej czy później musi powstać nowy stadion, który napędziłby koniunkturę. Zapotrzebowanie na piłkę na Śląsku jest bardzo duże. Widzimy to po Górniku Zabrze. Zarządzanie w nim stało chyba na równie słabym poziomie - z tą różnicą, że miasto zawsze dawało kroplówkę - ale po otwarciu przebudowanego stadionu cieszy się znakomitą frekwencją. Ruch w Ekstraklasie pograł rok dłużej i zestawiając teraz oba kluby, kto więcej wygrał? Oczywiście Górnik, tam największy kryzys chyba został zażegnany. W Ruchu nie ma ani jednego punktu zaczepienia odnośnie budowania perspektyw na przyszłość.
- Realna jest obawa, że w Chorzowie albo będzie Ekstraklasa, albo od razu IV liga.
- Tak może być. Możliwe, że nawet obecni prezesi Ruchu nie znają prawdziwej skali jego zadłużenia, co jakiś czas wypadają nowe trupy z szafy. Ostatnie tygodnie to tylko doniesienia, że temu zalegają, tamtym nie zapłacili, ten pozywa klub. Sygnały ostrzegawcze pojawiały się od lat i nic nie dały. Takie zarządzanie klubem musiało w końcu zakończyć się tragicznie. Szkoda, że nie rozliczamy ludzi doprowadzających do takiego stanu rzeczy, bo chodzi przecież o konkretne nazwiska. Jeżeli stać nas na 15 tys. zł pensji dla piłkarza, a oferujemy mu 35, to ktoś musiał taką decyzję podjąć i się pod nią podpisać.
- A to już psucie rynku, bo smakiem mógł się obejść ktoś, kto realnie był w stanie zapłacić 25 tys. zł.
- Otóż to. Kiedyś słyszałem opinie, że rynek w Polonii Warszawa psuje Józef Wojciechowski. Szczerze? Dla mnie on nic nie psuł. On te pieniądze miał, było go stać i skoro chciał komuś płacić więcej niż konkurencja, to w czym problem? W Ruchu natomiast mamy permanentne życie ponad stan, powiększano długi, żeby za wszelką cenę utrzymać się w Ekstraklasie, ale nie da się tak w nieskończoność i wreszcie przyszła degradacja sportowa. A że od dawna jest degradacja finansowa, nie widać światełka w tunelu. Podsumowaniem tej beznadziei jest oddawanie za darmo kolejnych zawodników. Zamiast zarobić na Patryku Lipskim, PZPN w atmosferze wstydu rozwiązuje jego kontrakt. Celem szkolenia jest przede wszystkim wprowadzenie chłopaków do pierwszej drużyny, ale zaraz potem zarabianie na ich sprzedaży. W Ruchu marnowali wiele takich okazji.
- Drapie się pan po głowie analizując przypadek Kiko Ramireza? Na początku nie sposób było przyklasnąć tej decyzji, przychodził anonim, który jako piłkarz i trener nigdy nie wyszedł poza trzecią ligę hiszpańską. A jednak poradził sobie i już przedłużono z nim kontrakt...
- To jedna z tych historii, która pokazuje, że najpierw musimy poznać człowieka i nie oceniać na starcie. Pamiętam rozmowę z Krzysztofem Mączyńskim. - I jak ten Hiszpan? Wszyscy zaczęli się śmiać, ale Krzysiek powiedział: - Słuchaj, bardzo fajny warsztat, bardzo fajny przekaz. Bardzo ciekawy trener. Lubię czasami posłuchać piłkarzy mówiących mniej szablonowo, wychodzących poza standardowe ramy. Jeżeli reprezentant Polski od lat pracujący z Adamem Nawałką i mający skalę porównawczą w nazywaniu kogoś słabym lub dobrym szkoleniowcem, mówi, że Hiszpan jest dobry, daje to do myślenia. I ok, na razie Wisła z Ramirezem bez problemu weszła do grupy mistrzowskiej zapewniając sobie spokojne utrzymanie. Ważniejszy od pierwszego zauroczenia będzie jednak nowy sezon, dopiero wtedy w pełni poznamy wartość Ramireza.
- Dobrego trenera ma Korona Kielce, ale się go pozbywa. Znajdzie pan argumenty wspierające decyzję nowego właściciela o rozstaniu z Maciejem Bartoszkiem?
- Tylko jeden: ma takie prawo. To jedyne, czym może się bronić. Dieter Burdenski ma inną wizję, trener Bartoszek najwyraźniej do niej nie pasuje. I na tym moglibyśmy poprzestać, gdyby nie dziwne argumentacje ze strony właściciela. Mówienie, że Bartoszek już nic więcej z tym zespołem by nie zrobił jest słabe. Skąd to wiadomo?
- I czy ktokolwiek może osiągnąć więcej z taką Koroną?
- Dokładnie. Niesmakiem jest też powtarzanie, że drużyna weszła do grupy mistrzowskiej kuchennymi drzwiami dzięki bramce w doliczonym czasie w Gdyni, że to przypadek. Nawiązując do Ramireza, mam wrażenie, że oceniono Bartoszka nim go lepiej poznano. Już po tych słowach Burdenskiego Korona z meczu na mecz grała coraz lepiej i widać u niej progres pod wieloma względami. Nie mam problemu z tym, że nowy właściciel dobiera sobie takich ludzi jakich chce, ale oczernianie trenera, który jeszcze pracuje w klubie po prostu nie przystoi.
- Kończąc wątek trenerski, w przyszłym sezonie chyba trzeba będzie liczyć się z Pogonią Szczecin, skoro przyszedł do niej Maciej Skorża. To nie jest trener, który przyjmie ofertę z pierwszego lepszego klubu...
- Są trzy rzeczy, które mogą sprawić, że w Szczecinie powstanie bardzo mocny klub, mogący również coś znaczyć w europejskich pucharach. Pierwszy warunek to trener i on już został spełniony. Drugi warunek - ze dwa hity transferowe, piłkarze ewidentnie lepsi od tych, którzy są teraz. Oni mogą przyciągnąć kibiców. No i sprawa trzecia - nowy stadion, on tam musi powstać. Źle się ogląda Pogoń, gdy na trybunach mamy 4-5 tys. ludzi. Pamiętamy czasy Sabriego Bekdasa, stadion był dokładnie ten sam, a na każdy mecz przychodziło 15-20 tys. widzów. Później zresztą też. Grałem w Szczecinie przez pół roku w sezonie 2009/10, gdy to była tylko I liga i frekwencja też często była lepsza niż dziś. W trwającym sezonie nawet w meczach z Legią nie przekroczono bariery 10 tys. kibiców. Nie wiem, może ludzie są już zmęczeni, że będąc na otwartym stadionie albo praży ich słońce, albo pada na nich deszcz. Wiedzą przecież, jak mają inni ligowcy. Bez nowego stadionu i zarabiania na nim pieniędzy poprzez wynajęcie lokali użytkowych itd., mam wątpliwości, czy Pogoń ruszy do przodu i Maciej Skorża wejdzie z nią na podium. A takiemu trenerowi trzeba stawiać takie cele. Trudno mi sobie wyobrazić, że działacze mówią mu "gramy o piąte miejsce albo pierwszą ósemkę". Co nie znaczy, że nie widać powodów do optymizmu. Pogoń to klub stabilny, nieźle płacący, powoli coraz lepiej pracujący z młodzieżą. Grunt jest, ale ten stadion trochę mnie przeraża. Pozostaje wierzyć, że Maciejowi Skorży wystarczą dwa pierwsze aspekty i już to sprawi, że wróci stara frekwencja.
- Na pierwszym planie znajduje się teraz kolejna próba reformy Ekstraklasy. Co pan sądzi o niej i sposobie, w jaki te próby są przeprowadzane?
- Czuję niesmak. Nie ukrywam, że od początku byłem zwolennikiem obecnego systemu. Wiem, można mówić, że dzielenie punktów jest bardzo niesprawiedliwe, ale odpowiedzmy sobie na pytanie: co ta reforma miała dać? Miała zwiększyć poziom emocji i sprawić, żeby jak najwięcej drużyn jak najdłużej grało o coś - mistrzostwo, puchary, wejście do ósemki, utrzymanie. Moim zdaniem te warunki zostały spełnione. Jeżeli teraz pozostaniemy przy ESA37, ale bez dzielenia punktów, w znacznej mierze ograniczymy podstawowy atut tego systemu. Skoro nie zmieniamy liczby meczów i pozostajemy przy grupach, to z jakiej racji punkt trzeci ma zostać zniesiony? Albo rezygnujemy całkowicie z ESA37 i tworzymy ligę na 18 czy 20 zespołów, albo zostawiamy jak jest. Nie rozumiem tych dziwnych półśrodków.
- Prezesi i trenerzy zyskują więcej ciepełka, przed fazą finałową ponad połowa ligi może już mieć spokój.
- Jeżeli chcemy dać spokój trenerom, zmieńmy przepisy na innym froncie. Obecnie trener po zwolnieniu w trakcie rundy, już do jej zakończenia nie może prowadzić innego klubu na tym samym szczeblu. Ja bym zrobił coś takiego: jeżeli np. szkoleniowiec podpisał dwuletnią umowę, a jest żegnany po pół roku, klub i tak musi mu obligatoryjnie wypłacić pieniądze za całą umowę. To jedyny sposób, żeby trenerzy czuli się bardziej komfortowo w swojej pracy. A spokój reszty? Kto zaburza spokój piłkarzom i czym? Tym, że gramy do 4 czerwca? Nie żartujmy.
- Najgorsze, że PZPN i Ekstraklasa SA omówią propozycje zmian dopiero 7 czerwca, a nowy sezon startuje 13 lipca...
- To prawda, zabrano się za to zdecydowanie za późno. Takie rzeczy wypadałoby ustalać z dużym wyprzedzeniem. Przykładowo: mamy maj i już postanowiono, że Centralna Liga Juniorów od sezonu 2018/19 będzie zmniejszona z trzydziestu dwóch do szesnastu drużyn. Wiemy o tym ponad rok wcześniej, a tutaj miesiąc przed dopiero będą rozmowy... Z drugiej strony sądzę, że tak naprawdę decyzje już zapadły i wtedy zostaną tylko zatwierdzone, to spotkanie będzie formalnością.
rozmawiał Przemysław Michalak