Thursday, 7 July 2016, 7:10:14 pm


Autor zdjęcia: www.2x45.info

Aż siedmiu nowych w Lechu? Piłkarze w Łęcznej dostali część zaległości. Piechniczek: Ruch od lat pracował na spadek

Autor: zebrał Przemysław Michalak
2017-06-02 13:23:55

To największy przegląd prasy od dłuższego czasu. Zarezerwujcie sobie sporo czasu, przed Wami dużo czytania. Wybraliśmy aż 15 materiałów z czterech źródeł.

"PRZEGLĄD SPORTOWY"

"Bjelica chce zmian, do Lecha może przyjść nawet siedmiu nowych piłkarzy"


Nawet siedmiu nowych piłkarzy może pojawić się latem w Kolejorzu. Ruchy kadrowe są jednak uzależnione od tego, czy zespół zagra w europejskich pucharach.

A to będzie wiadomo już w niedzielę po ostatniej kolejce ligowej. Wtedy klub będzie mógł przystąpić do działania i zbudować zespół na nowy sezon. I już w tym momencie wiadomo, że to nie będzie kosmetyczna zmiana, tylko poważna przebudowa, niemal od fundamentów. Na jakie pozycje Lech zakontraktowuje piłkarzy? Na pewno pozyska prawego obrońcę, co najmniej jednego skrzydłowego, a także napastnika. Szuka również środkowego pomocnika, a być może trzeba będzie sięgnąć po kolejnego stopera. 

Więcej TUTAJ

***

"Michał Żewłakow: To najtrudniejszy sezon od lat. Kryzys wystarczyłby na kilka lat"

Robert Błoński: - Wie pan już, co będzie robił w niedzielę około godziny 20?
Michał Żewłakow:
- Nie, ale wiem, co chciałbym robić: cieszyć z mistrzostwa Polski. Nie ma kibica Legii, który by tego nie pragnął. Ten sezon jest najtrudniejszy od lat. Chwil, w których musieliśmy przezwyciężyć kryzys, starczyłoby na kilka lat. Mecz z Lechią to zwieńczenie drogi przez piekło oraz postawienie kropki nad i.

- Zwycięstwo będzie oznaczało czwarty tytuł w pięciu ostatnich sezonach – tego w swojej historii Legia nie miała.
Michał Żewłakow:
- Nie będę się wypowiadał w trybie dokonanym, ale głęboko wierzę w mistrzostwo.

(...) - Świetne wejście do zespołu ma Węgier Dominik Nagy.
Michał Żewłakow:
- Dla mnie to wzór dla młodych graczy, jak trzeba wchodzić do pierwszego zespołu. Początek w nowym środowisku miał trudny, nie mieścił się w meczowej osiemnastce. W rezerwach, kiedy chciał go sprawdzić trener Magiera, zdobył dwie bramki. Nie obrażał się, zacisnął zęby i zasuwał. Teraz strzela ważne gole w ekstraklasie. Niech nikogo nie zmyli jego niewinna mina. Jest lubiany w szatni, ale to chłopak z charakterem – taki mały gangsterek, który jednak zna miejsce w szyku. W taki sposób zdobywa szacunek i uznanie w szatni.

- Jak pan podsumuje cztery lata w roli dyrektora sportowego. Przyszedł pan do pracy niemal prosto z boiska, miał kontakty w Europie i znał języki, ale brakowało doświadczenia.
Michał Żewłakow:
- Czułem się jak aktor bez szkoły aktorskiej, który zagrał w jednym filmie, spodobał się i został w branży. Stale się uczę, rozwijam i muszę nad sobą pracować. Te cztery lata to była bezcenna nauka, ale w takiej pracy zawsze zdarzają się błędy. Moim zadaniem jest ułatwianie pracy trenerowi pierwszego zespołu, by miał komfort i koncentrował się na boisku. Legia to miejsce, w którym każdy może i ma możliwość się rozwijać. Ważne, byśmy wytyczyli wspólny cel i w jego kierunku dążyli. Na razie czekam na mecz z Lechią – mieliśmy problemy, ale przezwyciężyliśmy je. Zadanie na dziś to mistrzostwo Polski, cel na jutro – uniknięcie kłopotów, które przeszkadzały nam od czerwca.

Więcej TUTAJ

***

"Grosicki: Pasuję do Premier League i chcę tam być"


(...) - Wróćmy do klubu – jak pan podsumuje wiosnę w Premier League? Miał pan siedem asyst w Hull City, ale zabrakło happy endu, czyli utrzymania.
Kamil Grosicki
: - A ono było najważniejsze. Jest mi przykro, staraliśmy się robić, co w naszej mocy, ale to było za mało. Trzy ostatnie mecze były kompromitacją. Zaczęło się od 0:2 ze zdegradowanym Sunderlandem. I wszystko się posypało: 0:4 z Crystal Palace i na koniec 1:7 z Tottenhamem. Żałuję, że tak się ułożyło, że mój zespół spadł, dlatego zwycięstwem z Rumunią chcę o tym zapomnieć. Choć wiem, że zostanie to w głowie.

- Hull się pożegnało z Premier League – pan... niekoniecznie?
Kamil Grosicki:
- Bez komentarza, to nie jest rozmowa na tę chwilę. 

- Zawsze marzył pan o grze w Anglii – to rzeczywiście liga inna niż wszystkie?
Kamil Grosicki:
- Widać to, już kiedy ogląda się Premier League w telewizji. A wyjść na boisko? Coś niesamowitego. To wyjątkowe miejsce, a ja pasuję do Premier League i chcę tam być. Podobało mi się wszystko: otoczka, zainteresowanie, atmosfera, poziom, kibice, stadiony i zaangażowanie. Żałuję, że – na tę chwilę – to się skończyło. Czas pokaże, co dalej.

- Trener Marco Silva odszedł do Watfordu.
Kamil Grosicki:
- Szkoda, bo to on sprowadził mnie do Hull, mamy bardzo dobre relacje i... chciałbym z nim jeszcze kiedyś popracować. A co będzie? Zobaczymy.

Więcej TUTAJ

***

"Piłkarze w Łęcznej dostali część zaległości"

Tak jak obiecywali członkowie zarządu łęcznian prezes Artur Kapelko i Velijko Nikitović, zawodnicy otrzymali transzę finansowych zaległości. Pieniądze wpłynęły na ich konta we wtorek 30 maja. Niestety, nie była to całość opóźnionych wynagrodzeń.

– Dostaliśmy część zaległości, ale w naszej sytuacji nie to jest teraz najważniejsze. Koncentrujemy się tylko na meczu z Ruchem. Dopiero po tym spotkaniu usiądziemy z zarządem i będziemy rozmawiać co dalej. W szatni nie ma tematu pieniędzy – podkreśla obrońca Górnika Paweł Sasin.

Więcej TUTAJ

***

"Gdy na finiszu złoto zmienia się w tombak... Dramatów na finiszu nie brakowało"

Cofnijmy się do roku 2012. W Polsce trwają ostatnie przymiarki do najważniejszej imprezy sportowej w naszej historii, a swoje wyjątkowe chwile mogą przeżyć piłkarze Ślaska Wrocław. Drużyny złożonej z graczy wciąż czekających na największe sukcesy w karierze. Gdyby przynieść do szatni wszystkie wygrane przez nich medale, spokojnie zmieściłyby się w małym pudełku.

Przed ostatnią kolejką ekipa Oresta Lenczyka prowadziła z punktem przewagi nad Ruchem. Niebiescy podejmowali Lechię, a wrocławianie jechali na mecz do Wisły Kraków. Musieli wygrać, by uniknąć nerwowego nasłuchiwania wieści z Chorzowa i w spokoju szykować się do fety.

Kibiców Śląska i Wisły od lat łączyła przyjaźń. Długo przed meczem można było usłyszeć, że fani Białej Gwiazdy raczej nie gwizdaliby na trybunach, gdyby ich gracze przegrali i ułatwili zadanie gościom. Sebastian Mila (wówczas Śląsk, obecnie Lechia Gdańsk) obrusza się, gdy słyszy podobne insynuacje. – G... prawda! Takie gadanie, że jedni podłożą się drugim, bo kibice są zaprzyjaźnieni, nakłada jeszcze większą presję. Cokolwiek byś zrobił i tak każdy zinterpretuje to sobie, jak zechce. Sytuacja trudna do zniesienia, bo dotyka psychiki – opowiadał.

Być może rzeczywiście przedmeczowe dyskusje wpłynęły na niego i kolegów, bo grali przeciętnie, jakby nogi mieli spętane kajdanami. Ale na początku drugiej połowy marazm przełamał Rok Elsner i przyjezdni prowadzili. Zaczęło się nerwowe spoglądanie na zegar.

Szampany chłodziły się już w szatni, ale niewiele brakowało, by piłkarze Śląska napili się szlachetnych trunków z rozpaczy. W doliczonym czasie debiutant Łukasz Rojewski (wprowadzony w 87. minucie) znalazł się pod bramką Mariana Kelemena i minimalnie chybił. – Serca nam wtedy zamarły – przyznaje Mila. Dla Rojewskiego był to jedyny mecz w ekstraklasie, dziś kopie wśród angielskich amatorów z Coalville Town, ale mógł być zapamiętany jako ten, który odebrał Śląskowi mistrzostwo.

Więcej TUTAJ

***

"Wolski wreszcie wyszedł z cienia Krasicia"

(...) Jeszcze na początku wiosny 24-latek nie zachwycał. Przyczyn tego, ojciec piłkarza szukał w... Milošu Krasiciu. - Mam wrażenie, że w Gdańsku Rafał dał się zepchnąć na boczny tor przez Miloša Krasicia, który jest tam gwiazdą - mówił Wolski senior. Dziś słowa ojca Wolskiego brzmią jak ponury żart. Piłkarz złapał taki luz w grze, że grał wyłącznie dobre i bardzo dobre mecze w Lechii. I znalazł uznanie w oczach selekcjonera reprezentacji Polski Adama Nawałki. - To teraz lider pomocy gdańszczan. W przypadku Rafała istotne jest obok kogo gra. On po prostu nie może być ograniczany. Obecnie to Krasić częściej grywa na boku, schodzi na prawą stronę. Rafał stał się wiodącą postacią. Wszedł na tak wysoki poziom jak przed wyjazdem do Włoch - mówi ekspert nc+ Maciej Murawski.

Więcej TUTAJ

***

"Przełom. Nowe władze Śląska chcą negocjować z Plaku"

Ta wojna trwa już ponad dwa lata, ale wygląda na to, że się kończy. Śląsk, który za rządów prezesa Pawła Żelema twardo stał na stanowisku, że byłemu graczowi tego klubu Sebino Plaku nie należy się nic, podjął negocjacje z reprezentującym Albańczyka mecenasem Marcinem Kwietniem. Klub straci kilkaset tysięcy złotych, ale przy Oporowskiej oceniają, że lepsze to, niż ryzyko utraty miliona. 

- Trzeba rozmawiać. Ten beznadziejny konflikt stawia Śląsk w fatalnym świetle. Już pomijam, ile nas kosztuje i ile jeszcze może kosztować - mówi nowy prezes Michał Bobowiec.

Więcej TUTAJ

***

"Brlek namaszczony przez Sobolewskiego, Wisła chce na nim sporo zarobić"

(...) O transferze stara się nie myśleć. – Wiem, że pewne kluby są mną zainteresowane, ale nie chciałem tracić energii na myślenie o tym. Dla mnie najważniejsze jest to, że dobrze czuję się w Wiśle. Nie mam nic przeciwko temu, by zostać tu jeszcze rok, by jeszcze lepiej przygotować się do kolejnego kroku. Z drugiej strony, jeśli trafi się oferta korzystna zarówno dla mnie, jak i dla klubu, na pewno będę chciał z niej skorzystać – zapewnia. Najchętniej trafiłby do ligi hiszpańskiej, bo jest fanem Realu Madryt. Na razie jednak przyglądają mu się wysłannicy duńskiego Bröndby Kopenhaga.

Więcej TUTAJ

***

"Modlitwa Ojrzyńskiego zostanie wysłuchana? Arka walczy o utrzymanie"

(...) – Przychodząc do Arki, wierzyłem, że się utrzymamy. Liczę, że z boską pomocą to się uda. Wiem, że nad człowiekiem czuwa opatrzność. Na niektóre rzeczy mamy wpływ, a niektóre zależą od góry. Nie ma co jednak zawracać sobie tym głowy. Codziennie modlę się o zdrowie, błogosławieństwo. Pracuję nie tylko dla siebie, ale też dla rodziny, piłkarzy, kibiców. Jesteśmy odpowiedzialni za dużą społeczność. Niedawno ksiądz z mojej parafii w Gdyni powiedział, że jeden z naszych kibiców, dzień przed meczem z Ruchem, wybrał się na pieszą pielgrzymkę do Kalwarii Wejherowskiej w intencji utrzymania Arki. Fajnie wiedzieć, że są wśród nas kibice, którzy poświęcają swój czas i wysiłek dla dobra drużyny. Widać, jak im zależy. Im więcej takich ludzi, tym lepiej. Zagłębie jest rozpędzone, bo wygrywa. Cel już osiągnęło. Do meczu spokojnie pracujemy, a w piątkowy wieczór będziemy się bić o wygraną – dodaje trener Arki. 

Więcej TUTAJ

***

"Jagiellonia: najważniejsza próba w historii"

Jest jedynym, poważnym klubem gier zespołowych w mieście, który dziś przeżywa najpiękniejsze chwile. Trudno zatem, by Białystok nie oddychał piłką, nie oddychał Jagiellonią. Ale w niedzielę, o godzinie 18 ten oddech na dłużej zostanie wstrzymany.  

Dokładnie trzy dekady po pierwszym awansie do ekstraklasy Jagaiellonia podejmie najważniejszą próbę w swojej historii –  jedenastka trenera Michała Probierza spróbuje wykonać skok po złoto. Ale nawet, jeśli wykona go perfekcyjnie wygrywając z Lechem i tak będzie musiał nasłuchiwać wieści ze stolicy. Tyle że białostocki kibic od kilku tygodni żyje nadzieją, że w razie potrzeby z pomocą przyjdą niebiosa, więc wyśpiewuje: „Słuchaj Jezu, jak Cię błaga lud, z Jagiellonii mistrza Polski zrób”. To będzie najważniejszy moment w ekstraklasowych dziejach klubu. 

Kiedy Jagiellonia występowała na zapleczu elity, trener Janusz Wójcik z błyskiem w oku rzucił do szefów: „Za rok gramy o awans!” Działacze spojrzeli po sobie, a ten wzrok mówił wszystko: „Ten facet jest albo szalony albo pomylony...” – Bo co? Niby ludzie z lasu mieliby grać w ekstraklasie?! – pieklił się Wójcik, widząc osłupiałe twarze.

Na koniec sezonu 1986/87 dżinsowa kurteczka Wójcika płonie na żużlowej bieżni stadionu Gwardii, symbolizując awans Jagiellonii do grona najlepszych drużyn w Polce, w co nie bardzo chcieli wierzyć działacze.  

Więcej TUTAJ

***

"Ligowcy walczą nie tylko o tytuły, ale też o ogromne pieniądze"

O mistrzostwo Polski wciąż grają cztery drużyny, ale wielkim przegranym będzie nie tylko ten, komu wymknie się ligowa korona (tu oczywiście najwięcej do stracenia ma liderująca Legia), ale również ten z tercetu Jagiellonia, Lech, Lechia, który wyląduje poza podium. Nie będzie mógł bowiem liczyć ma atrakcyjne finansowe bonusy zapisane w regulaminie premiowania klubów z kasy Ekstraklasy SA. Chodzi o dodatkowe, imponujące nagrody, które przysługują wyłącznie najlepszym.

Z tego tytułu mistrz Polski dostanie 4,9 mln złotych, wicemistrz 3,7 mln, a brązowy medalista 2,5 mln. Biorąc pod uwagę, że z innej puli ESA płaci drużynom o 200 tysięcy złotych więcej za każdy „szczebel” wyżej w tabeli, łatwo można wyliczyć, że różnica między czwartym a trzecim miejscem to 2,7 mln złotych. Komuś w niedzielę te miliony przejdą koło nosa, a zarazem będzie wielki płacz, że uciekły też europejskie puchary.

Więcej TUTAJ


"SPORT"


"Ruch dogaduje się w sprawie premii"

Czy klub musi zapłacić piłkarzom bonus za poprzedni sezon? Decyzja zostanie ogłoszona w piątek po zakończeniu spotkań grupy spadkowej.

Komisja ds. Licencji Klubowych PZPN 22 maja zawiesiła „Niebieskim” licencję na grę w ekstraklasie w sezonie 2017/18. KL cztery dni wcześniej rozpoczęła postępowanie wyjaśniające w związku z podejrzeniem naruszenia kryterium F.04 Podręcznika Licencyjnego. Sprawa dotyczy niespłaconych premii piłkarzom za sezon 2015/16 za awans do grupy mistrzowskiej. Początkowo problemem był brak całego regulaminu premiowania. - Mamy tylko szczątkowe dokumenty – mówił Krzysztof Sachs, przewodniczący Komisji Licencyjnej. - Nie ma takiego dokumentu w klubie. Są dwa-trzy skrawki papieru – rozkładał ręce Janusz Paterman, prezes Ruchu.

Więcej TUTAJ

***

"Piotr Czaja: Gucio Warzycha musi zmienić podejście"

(...) - To dobrze, że zespół ma prowadzić Krzysztof Warzycha?
Piotr CZAJA:
- Sam się zastanawiam, czy ma odpowiednie predyspozycje do bycia dobrym trenerem. Chociaż ludzie się zmieniają. Waldek Fornalik kiedyś był skromny, cichy, a później okazało się, że potrafi porządnie opieprzyć piłkarzy. Krzysiek Warzycha jako piłkarz był spokojny, lubił się pośmiać... Od lat siedzi w Grecji, a tam raczej inaczej podchodzą do swojej pracy, trenują - według mnie - lżej niż w Polsce. W swoim życiu przeżyłem różnych trenerów. Jurek Wyrobek przejął styl Jerzego Nikla, szkoleniowca, który największe sukcesy odnosił w GKS-ie Tychy. To był coach, który swobodnie podchodził do piłkarzy, czasami dowcipkował, ale jednocześnie był bardzo konkretny, dokładny. Michal Viczan w inny sposób osiągał sukcesy. Pamiętam jego bardzo surowe nauki. Zaznaczał, że piłkarze to... prostytutki. Uczył, że trzeba być bardzo ostrożnym w stosunku do zawodników. Miał na myśli to, aby nie spoufalać się z nimi. Życzę Krzyśkowi, aby jak najszybciej wyciągnął drużynę z I ligi, ale wydaje mi się, że będzie musiał zmienić swoje podejście do zawodników.

Więcej TUTAJ


"SUPER EXPRESS"


"Bartosz Bereszyński: Mieszkam w idealnym miejscu do życia"

(...) - Po pół roku w Sampdorii Genua przyjeżdżasz na kadrę jako lepszy piłkarz?
- Myślę, że bilansu w nowym klubie nie muszę się wstydzić. Na 18 meczów, wystąpiłem w 13 w podstawowym składzie, a raz wszedłem z ławki. Grając co tydzień przeciwko bardzo dobrym drużynom, moja pewność siebie wzrosła. Będę miło wspominał mecz z Romą, wicemistrzem Włoch, który wygraliśmy 3:2 oraz dwa zwycięstwa na San Siro – z Interem i Milanem.

- Jak się żyje w stolicy Ligurii?
- Genua to jedno z piękniejszych miast w jakich byłem w Europie. Są Alpy i morze Śródziemne. Fajny klimat, dobre jedzenie. Super ludzie. Idealne miejsce do życia i do grania w piłkę. Początkowo, kiedy jeszcze mieszkałem w hotelu, najcięższe było przestawienie się na sjestę. Od 15 do 19, kiedy trzeba coś zjeść, a nie można bo wszystko jest zamknięte, trudno się było do tego przyzwyczaić. Teraz nie mam z tym problemu, bo w swoim mieszkaniu nie jestem uzależniony od kuchni hotelowej czy restauracji. Ale początkowo bardzo mnie to irytowało.

Więcej TUTAJ


"DZIENNIK ZACHODNI"

"Antoni Piechniczek: Ruch od wielu lat pracował na spadek"

- Ruch Chorzów spada z Ekstraklasy przez gola ręką strzelonego w ostatniej kolejce w Gdyni przez Rafała Siemaszkę czy też z innych powodów?
- Zawsze tę kropkę nad i ktoś musi postawić i tę kropkę postawiła ręka Siemaszki, ale powiedzmy sobie szczerze, że Ruch od wielu lat pracował na ten spadek. To nie jest kwestia tylko ostatniego sezonu. Ruch odnosił błyskotliwe zwycięstwa typu wygrana z Legią w Warszawie. To była wielka satysfakcja, ale dziś zamieniłbym te trzy punkty wywalczone w stolicy na wygraną z Piastem czy ostatnio z Arką, bo żeby się utrzymać w lidze trzeba było konsekwentnie ciułać te punkty w meczach z bezpośrednimi rywalami. 

- Nie wahał się pan nazwać tego co stało się w sobotnim meczu z Arką skandalem.
- To był więcej niż skandal, a jak teraz jeszcze czytam, że szef Kolegium Sędziów Zbigniew Przesmycki nie ukarze Tomasza Musiała, bo mógł mu się przydarzyć jeden błąd, to krew się we mnie gotuje. To jest bowiem sygnał dla wszystkich innych arbitrów, że mogą dyktować karne z kapelusza czy uznawać gole strzelone ręką, bo przysługuje im prawo do popełnienia błędu. To tak jakbym ja powiedział komuś: napiszesz źle maturę, nie zdasz egzaminu z polskiego, ale i tak dostaniesz świadectwo dojrzałości. Dla zasady sędzia Musiał powinien zostać ukarany zakazem prowadzenia spotkań w Ekstraklasie do końca roku. Niech jeździ przez ten czas po A klasie, niech zdaje ponownie egzaminy, to zrozumie co znaczy popełnić taki błąd. Nie wiem jak mógł nie widzieć tej ręki, skoro, jak słusznie zauważył Krzysiek Warzycha, było ją widać z Chorzowa. Gdybym był prokuratorem to podstawiłbym samochód i zawiózł go do Wrocławia (w tym mieście toczyły się wszystkie postępowania dotyczące korupcji w polskim futbolu - jac). Jakbym był w tym momencie na ławce trenerskiej, to na pewno bym nie wytrzymał i wywołał na boisku karczemną awanturę. 

Więcej TUTAJ
 


KOMENTARZE

;