function onFinishedPlaying() { $("#footerAdvert").remove(); } $(document).ready(function() { setTimeout("onFinishedPlaying()", 15000);


Autor zdjęcia: Piłkarski Diament

Kto jest najbardziej winny kompromitacji Legii? Magiera nie poradził sobie z problemami, które stworzyli inni

Autor: Przemysław Michalak
2017-08-27 11:32:27

Legia Warszawa za ubiegłoroczny start w Lidze Mistrzów zarobiła ponad 20 mln euro, czyli około 100 mln zł. Teraz, niecały rok później, ma 40 mln zł dziury w budżecie. Doprowadzenie się do takiego stanu w kilka miesięcy to naprawdę niebywała "sztuka". Kto jest temu winien?

Wychodzi na to, że tylko ponowny awans do fazy grupowej w LM mógłby zbilansować budżet Legii i być może pozwolić na jakąś nadwyżkę. Grupa Ligi Europy tylko zmniejszyłaby skalę problemów. To kompromitacja w zarządzaniu i trudno nie odnieść wrażenia, że to po części efekt śmierdzących prezentów, które Bogusław Leśnodorski i jego ekipa zostawili Dariuszowi Mioduskiemu już zimą. Wtedy bowiem zaczęło się trwonienie pieniędzy. Dużo zapłacono za Artura Jędrzejczyka, który na dodatek dostał rekordowy kontrakt w historii polskiej ligi. Teraz można stwierdzić, że nie jest go wart. Mimo samego wypożyczenia sporo kosztowało wypożyczenie Tomasa Necida, a już szczytem wszystkiego było zatrudnienie Daniela Chimy Chukwu. Nigeryjczyk zarabia netto 120 tys. zł miesięcznie i wygląda na to, że będzie najdroższym niewypałem w dziejach Ekstraklasy. Przyszedł kompletnie nieprzygotowany, przez kilka miesięcy nie miał nawet butów piłkarskich na nogach (!), przez co szybko nabawił się kontuzji. Dopiero ostatnio wyszedł na prostą, ale już widać, że to zawodnik chaotyczny, z ogromnymi problemami technicznymi. Przez osiem miesięcy pobytu przy Łazienkowskiej rozegrał sześć meczów w pierwszym zespole (stan na 26 sierpnia).

Trwające okienko również nie przynosi mistrzom Polski chluby, mimo że na nowe twarze wydano już 3,5 mln euro. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że Armando Sadiku, Cristian Pasquato i Hildeberto w komplecie będą wzmocnieniami, tyle że przekonamy się o tym dopiero w październiku czy listopadzie. Wtedy nie będzie to już nikogo obchodziło poza kibicami Legii, polska piłka jako taka nie będzie miała żadnego pożytku z tego faktu. Ta trójka miała być przydatna tu i teraz, a w decydującym boju z Sheriffem Sadiku i Hildeberto wchodzili z ławki, zaś Pasquato nie zagrał w ogóle. 

Irytacji z powodu sprowadzania piłkarzy nieprzygotowanych do gry na ostatniej konferencji prasowej nie ukrywał Jacek Magiera. - Musimy sobie wiele spraw wyjaśnić za zamkniętymi drzwiami w gabinetach, by transfery nie były robione na ostatnią chwilę. (...) Czy porażka w dwumeczu z Sheriffem może oznaczać osłabienie drużyny? Może tak się wydarzyć, niektórzy mają wpisane klauzule odstępnego. Jeśli ktoś tyle wyłoży, nikt piłkarza nie zatrzyma. Nam kolejne osłabienia nie są jednak potrzebne, raczej stabilizacja i rozsądne wzmocnienia - te słowa jednoznacznie pokazują, co sądzi o dotychczasowej polityce transferowej klubu. 

Wielu kibiców Legii domaga się teraz głowy trenera, ale na pewno to nie on jest jedynym winowajcą. To nie Magiera doprowadził do wyniszczającego konfliktu właścicielskiego, po którym smrodek wyczuwalny jest do dziś. Wielu pracowników klubu to nadal "ludzie Leśnodorskiego", zresztą według najnowszych doniesień szykuje się dużo zmian w klubowej administracji. Nawet dyrektor sportowy Michał Żewłakow jednoznacznie kojarzony był z poprzednim obozem, co rodzi różne podteksty.

To nie Magiera dopuścił do tego, że ze stołecznego klubu w ciągu niespełna dwóch okienek odeszli za grosze Nemanja Nikolić, Bartosz Bereszyński, Aleksandar Prijović, Vadis Odjidja-Ofoe czy Jakub Rzeźniczak. A fakty są takie, że gdyby nie Vadis, Legii latem prawdopodobnie nawet nie byłoby na podium. Oczywiście przesadą jest stwierdzenie, że Belg sam wygrywał wszystko, bo w formie było też paru innych piłkarzy (Arkadiusz Malarz, Maciej Dąbrowski, Michał Pazdan, Thibault Moulin i od pewnego momentu Adam Hlousek), ale po jego odejściu widać, ile znaczył dla drużyny. Bez niego w grze Legii jest tyle błyskotliwości, ile przyzwoitości w domu publicznym. 

To też nie Magiera sprawił, że od dawna niezdolny do gry jest Miroslav Radović, a na dwumecz z Sheriffem wypadł powoli rozkręcający się Guilherme. Inna sprawa, że można było pomyśleć przy zgłaszaniu zawodników i wykreślić Radovicia (szanse na powrót były znikome) na rzecz Jarosława Niezgody, który jak się okazuje, z Mołdawianami byłby przydatny. 

Wreszcie to nie on łudził się, że pozostanie Vadis, przez co opóźniły się letnie transfery. Odejście Belga dla każdego rozsądnie myślącego człowieka było oczywiste. 

To wszystko jednak byłoby usprawiedliwieniem dla Magiery, gdyby w europejskich pucharach odpadał teraz z wyżej notowanymi rywalami. Fakty są takie, że bez względu na sytuację w drużynie miał obowiązek przejść Astanę i - zwłaszcza - Sheriff Tiraspol. To nie on stworzył największe problemy, ale nie poradził sobie z tym, z czym mógł dać radę. Nie wycisnął maksimum z aktualnego stanu posiadania. W zasadzie żaden z piłkarzy Legii nie znajduje się dziś w dobrej formie i sytuacja ta trwa od pierwszego meczu. Mijają kolejne tygodnie i nic się nie zmienia. Na dodatek w drużynie razi brak dynamiki, brak pomysłu na grę i radości z tejże gry. Niektórzy w szeregach "Wojskowych" wyglądają, jakby wychodzili na boisko za karę. Zespół jest zdołowany mentalnie i tutaj też Magiera nie znalazł żadnego rozwiązania. 

Szkoleniowiec mógł także podejmować lepsze decyzje odnośnie składu i ustawienia. Jak można na decydujący mecz z Sheriffem wystawić w ataku Kaspera Hamalainena, który już nie raz i nie dwa pokazywał, że sprawdzać może się tylko na pozycji "dziesiątki"? I jak na tak ważne spotkanie, w którym koniecznie trzeba strzelać, można wystawić tylko trzech ofensywnych zawodników? Tutaj winę w całości ponosi Magiera, w tym aspekcie nic go nie tłumaczy.

Trener Legii - może niezamierzenie - dolewa też ciągle oliwy do ognia przesadnie spokojnymi i banalnymi wypowiedziami na konferencjach prasowych. Niewiele rzeczy bardziej irytuje kibica po kolejnej klęsce od słuchania, że trzeba "wyciągnąć wnioski", "jeszcze ciężej pracować", wszyscy "mają świadomość, o co grają", ale "nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem". Czasami trzeba uderzyć pięścią w stół, również publicznie. Tego siwowłosy 40-latek nie potrafi. 

Oczywiście nie znaczy to, że Magiera musi wylecieć na zbity pysk. Człowiek, który jesienią postawił drużynę na nogi, zremisował z Realem Madryt i wygrał ze Sportingiem Lizbona nie stał się nagle złym szkoleniowcem. Po prostu nie jest tak dobry jak wtedy niektórzy go przedstawiali, widząc w nim następcę Adama Nawałki, ani tak zły, jak dziś wielu sądzi. To nadal bardzo młody trener, który ciągle uczy się obcowania z większą piłką. Można go zwolnić, ale pytanie, kto miałby przyjść za niego. Na polskim rynku kandydatów za bardzo nie widać, a na dobrą opcję zagraniczną raczej nie ma pieniędzy i czasu. Legia podnoszenie się z kolan musi zacząć od samej góry. Tam są największe problemy do rozwiązania.

Odpadnięcie z Sheriffem sprawia, że trzeba będzie jeszcze kogoś sprzedać, a nie za bardzo jest już z kogo wybierać. Michał Pazdan, Dominik Nagy, ewentualnie Sebastian Szymański - to można potencjalnym kupcom zaoferować. Inna sprawa, co zostałoby z drużyny po ich sprzedaży...

Jeszcze niedawno niektórzy wróżyli, że zaraz zrobi nam się liga szkocka, że Legia na lata będzie zdecydowanie przed resztą. Jak zawsze - nic z tego nie wyszło. Obecnie stołeczni kibice powoli mogą zacząć się obawiać, czy uda się dotrzymać kroku ligowej konkurencji, bo np. mający równie wyrównaną kadrę (a może nawet bardziej) Lech Poznań nie musi teraz zaciskać pasa. Trudno byłoby nawet stwierdzić, że Legia pozostaje faworytem do mistrzostwa, co biorąc pod uwagę jej dominację w zdobywaniu trofeów na krajowym podwórku w ostatnich latach, dobitnie podsumowuje temat. 


KOMENTARZE

Stwórz konto



Zaloguj się na swoje konto




Nie masz konta? Zarejestruj się