Autor zdjęcia: własne
W przerwie: Grzegorz Szamotulski, Krzysztof Stanowski - "Szamo", czyli wrzućmy wszyscy trochę na luz
Dożyliśmy czasów, gdy piłka nie tylko jest obecna praktycznie 24 godziny na dobę w telewizji i internecie, ale możemy też czytać świetne pozycje o jej historii. Można pomiędzy meczami, można w drodze do pracy, można tam, gdzie królowie chadzają piechotą. Możliwości jest multum. Od dziś w każdy weekend będziecie mieli okazję przeczytać nasze polecenia. Pewnie częściej będziemy chwalić niż ganić, bo na słabe książki szkoda nam czasu, więc potraktujcie to jako przewodnik po wartościowej lekturze na czas przerwy. Teraz czas na książkę, która jest gwarantem nielimitowanego śmiechu.
Grzegorz Szamotulski, Krzysztof Stanowski - Szamo (Buchmann)
W ostatnich tygodniach wśród prezentowanych książek dominowały głównie pozycje, które można określić mianem poważnych, analitycznych. Takich, którym trzeba poświęcić więcej uwagi i koncentracji. Wyjątkiem określiłbym biografię Carlo Ancelottiego oraz jeszcze ciepłą recenzję biografii Dawida Janczyka, chociaż ją akurat potraktowaliśmy wyjątkowo, wyjmując z cyklu, biorąc pod uwagę wagę tej pozycji i przedpremierowy charakter recenzji.
Na moment więc trochę zluzujemy, z pomocą pozycji, która w tym roku obchodzi piąte urodziny, ale nie zestarzała się nic a nic. Bo też zestarzeć się nie mogła, gdyż opierając się w głównej mierze o anegdoty oraz wspomnienia wówczas już nieaktywnego piłkarza, siłą rzeczy taką obawę wykluczyła. No, może z wyjątkiem historii związanych z osobą Janusza Wójcika, o którym jest tutaj sporo, a z dzisiejszej perspektywy patrzymy na nie już jako wspomnienia o zmarłej, niezwykle barwnej postaci.
Spisanie wspomnień eks-bramkarza m.in. Legii Warszawa, wronieckiej Amiki czy klubów z Grecji, Austrii i Szkocji, przypadło w udziale Krzysztofowi Stanowskiemu, który tym tomem niejako zamykał pewną trylogię, w ramach której wcześniej opisał losy Wojciecha Kowalczyka i Andrzeja Iwana. Kariera piłkarska Szamo nie dorównała sukcesom wcześniej wspomnianych, a stało się tak zarówno z racji na ówczesny kryzys rodzimego futbolu reprezentacyjnego, jak i - być może przede wszystkim? - na życzenie samego wychowanka gdańskiej Lechii.
Bohater książki - którą czyta się rewelacyjnie - nie pieści się ze sobą i nie robi z siebie męczennika, mając pełną świadomość ogromu błędnych decyzji i wyborów, jakie popełnił. Jego futbolowa przygoda mogłaby potoczyć się zupełnie inaczej, gdyby miał trochę spokojniejszą głowę, więcej pokory, a czasem takiego zwykłego, ludzkiego wyczucia odnośnie do ważnych kroków w karierze. Czasem szło o pieniądze, czasem o urażoną dumę, a czasem na opak wychodziło “tak po prostu”.
No i trudno, no i cześć; mogło być, a nie wyszło - tak można interpretować wiele ze wspomnień obecnego trenera bramkarzy Miedzi Legnica. Trudno określić go może mianem człowieka w pełni poważnego i rozsądnego, za to jak ulał pasują terminy szczery oraz autentyczny.
Postawmy sprawę jasno - z tej pozycji nie dowiecie się w zasadzie nic o piłce nożnej w kontekście zawiłości taktycznych, treningów, odpowiedzi na pytania o to, jak szlifować swoje bramkarskie umiejętności czy też przydługich wywodów na temat tego, który z kolegów z boiska miał perfekcyjnie ułożoną lewą nogę, który świetnie strzelał z dystansu, a który nie spisywał się najlepiej w grze jeden na jeden. No nie, to nie ten typ publikacji. Spisana przez Stanowskiego książka to bogactwo anegdotek, barwnych opisów postaci związanych z rodzimym futbolem przez pryzmat ich przywar, zalet czysto ludzkich, czy też perypetii z ich udziałem.
Szamo w swojej autobiografii (choć to słowo tak naprawdę nie jest wielce tutaj adekwatne) rzucił absolutnie nowe spojrzenie na postać Adama Ledwonia. Długo się zastanawiałem, czy jakiś inny piłkarz zdobyłby się na tak odważne, bezkompromisowe opowieści o nieżyjącym koledze z boiska, i… No trudno mi wskazać kogoś innego. Nie mnie oceniać, czy powinien tak robić, bo też każdy sam powinien zaglądać w swoje sumienie. Jako czytelnik jestem jak najbardziej za to wdzięczny. Tak jak dziękuję Szamotulskiemu za dziesiątki, a nawet setki historii z udziałem Mariusza Śrutwy (kwestia sztucznej szczęki - absolutny hit!), Tomasza Iwana, Piotra Świerczewskiego czy trenerów Janasa bądź Majewskiego, z którym bohater tej książki miał ogrom przejść.
Ale przejścia Szamo miał też sam ze sobą i z klubami, w których grał. Z książki dowiemy się o kulisach wszystkich transakcji, kontraktów, zagwozdek związanych z finansowymi negocjacjami. Bramkarz opowiada wprost, bez ogródek, ujawniając często konkretne kwoty. I z tej właśnie perspektywy pozycja ta jawi się szczególnie ciekawie.
Bo, powtórzę się, ona nas nie nauczy jak szerzej i głębiej spoglądać na rywalizację toczącą się na piłkarskim boisku, za to pokazuje świat futbolu z innej perspektywy, takiej bardziej ludzko-towarzyskiej. To lektura, przy której co rusz można pokładać się ze śmiechu, zaś wizualizując ją i rzucając na przykład okiem na archiwalne wydania magazynu “Gol” czy numery “Piłki nożnej”, przypomnieć sobie obraz rodzimego futbolu sprzed całkiem w sumie niedawna, choć patrząc na stadiony albo medialną otoczkę - zdają się to wieki.
I właśnie tak potraktujcie “Szamo” - jako świetną rozrywkę. A na poważniejsze piłkarskie analizy przyjdzie pora w przyszłym odcinku.
Nasza ocena: 5,5/6