
Autor zdjęcia: rakow.com
Transfer skrojony idealnie pod Raków. Maciej Wilusz znów w Ekstraklasie!
Raków Częstochowa coraz mocniej rozpycha się na rynku transferowym. O ile pozyskanie Marcina Cebuli, Branislava Pindrocha czy podpisanego już zimą Vladislavsa Gutkovskisa na nikim nie robi wielkiego wrażenia, to zwerbowanie Macieja Wilusza budzi odmienne, pozytywne odczucia
Do Rakowa trafił bowiem zawodnik, który ostatnio naprawdę nieźle radził sobie w silnej lidze rosyjskiej, gdzie długo i udanie grał w systemie z trzema środkowymi obrońcami. Marek Papszun już zaciera rączki z zadowolenia.
Na papierze Wilusz wydaje się być idealnym następcą Jarosława Jacha, który raczej nie wróci do Częstochowy. Wychowanek Śląska Wrocław, podobnie jak Jach, jest zawodnikiem lewonożnym, więc wraz z jego transferem w Rakowie mają jeden problem na głowie mniej. Do tego dochodzi wspomniane już doświadczenie w systemie z trzema stoperami. Wilusz w tym ustawieniu grał przez półtora sezonu w barwach FK Rostów. U trenera Walerija Karpina przeważnie był wystawiany bliżej lewej strony, ale zdarzało się i tak, że pełnił rolę centralnego defensora. Innymi słowy - doskonale wie, o co w tej układance chodzi, jak należy się zachowywać i jakie nawyki trzeba wypracować.
Szukając potwierdzenia, wystarczy spojrzeć na liczbę bramek traconych przez Rostów, gdy Wilusz był tam podstawowym zawodnikiem. W sezonie 17/18 jego zespół w 30 meczach stracił 28 goli (5. najlepszy wynik w lidze), w sezonie 18/19 - zaledwie 23 (najlepszy wynik w lidze do spółki z Krasnodarem i CSKA). Fakt, w drugim przypadku Wilusz rozegrał tylko jedną rundę, ale tutaj statystki znów działają na jego korzyść. 16 meczów z czterokrotnym reprezentantem Polski w składzie to tylko 10 puszczonych goli.
W tym miejscu dochodzi do jedynego aspektu, który może delikatnie niepokoić kibiców Rakowa. W styczniu 2019 roku, a więc tuż po zakończeniu świetnej rundy jesiennej, Wilusz zerwał więzadła krzyżowe. Do gry wrócił dopiero w sezonie 19/20, ale w Rostowie nie miał już czego szukać. Kiedy dochodził do siebie po kontuzji, Walerij Karpin mocno przebudował zespół. Najważniejsza zmiana dotyczyła ustawienia. Rostów przeszedł na 1-4-4-2, a miejsce na środku defensywy na stałe zajęli Ragnar Sigurdsson i Dmitrij Czistjakow, który doczekał się nawet debiutanckiego powołania do reprezentacji prowadzonej przez Stanisława Czerczesowa. Wilusz niby dostał dwie szanse w Pucharze Rosji, ale w hierarchii Karpina tak naprawdę był dopiero wyborem numer cztery - gdy podstawowi stoperzy nie mogli grać, w ich miejsce wskakiwał Denis Hadzikadunic. A skoro tak, to trzeba było szukać nowego klubu.
Zimą Wilusz przeniósł się do Uralu Jeakterynburg, który na już potrzebował wzmocnień w defensywie. Nie można jednak powiedzieć, że wraz z pozyskaniem polskiego obrońcy, problemy z bronieniem zniknęły jak ręką odjął. W lidze Wilusz zagrał dla Uralu 8 razy, a jego zespół stracił w tych meczach aż 20 goli, w tym 7 w spotkaniu z Zenitem. Ani razu nie udało się też zachować czystego konta. Co tu dużo mówić, dla obrońcy nie jest to najlepsza laurka.
Obarczanie winą za taki stan rzeczy wyłącznie Wilusza byłoby jednak sporym nadużyciem. Ural cały sezon bronił beznadziejnie i była to raczej kwestia ofensywnej filozofii trenera Dmitrija Parfionowa, niż wątpliwych umiejętności poszczególnych zawodników (choć błędy oczywiście też się zdarzały). Niemniej, jeśli Wilusz liczył, że jeszcze trochę pogra w Rosji, to nie najlepsza w jego wykonaniu runda wiosna na pewno nie przybliżyła go do zrealizowania tego celu. A jakby tego było mało, Ural z powodu pandemii wpadł w tarapaty finansowe i ostatnio koncentruje się raczej na szukaniu oszczędności niż podpisywaniu nowych kontraktów.
Powrotu do Ekstraklasy w przypadku nie można jednak rozpatrywać w kategoriach porażki. Bez względu na ostatnie okoliczności Wilusz zrealizował cel, o którym zawsze mówił - trafił do silnej europejskiej ligi, zaznaczył tam swoją obecność, a przy okazji zarobił swoje. Trzyletniego pobytu w Rosji na pewno nie musi się wstydzić, bo mało kto spodziewał się, że tak dobrze odnajdzie się w mocniejszym otoczeniu. Jeśli poziom, który prezentował w Rostowie, przeniesie na polskie boiska, to szybko dołączy do ścisłej ligowej czołówki na swojej pozycji. Przypadek Janusza Gola, który do Ekstraklasy wracał w podobnym klimacie, pokazuje, że to to całkiem realny scenariusz.